Opwieści - Sąd Boży - Rozdział 1i 2

 Rozdział 1 - wszelkie prawa zastrzeżone 

List Estebana

Już po chwili Emanuel stał ubrany w drzwiach swojego gabinetu. Spojrzał tylko na biurko zawalone dokumentami, raportami, listami.

Później - Pomyślał czas na  śniadanie, świeże bułeczki przygotowane przez Shanch, ślinka sam cieknie. Miał już wyjść, ale lata doświadczenia i niezawodny instynkt sprawiły ze miast tego wykonał błyskawicznie skoczył w kierunku postaci ukrytej za stosem ksiąg sięgającym sufitu.

Nie zawiódł się na sowim przeciwniku, szczupła postać zwaliła na niego ową stertę makulatury jak mawiał o swoim zbiorze ksiąg "prawie zakazanych". Choć i trudno powiedzieć by Emanuel był w szczytowej formie, tajemniczy jegomość nie miał z nim najmniejszych szans. Wymiana ciosów, kilka szybkich uników i "gość" smakował pięknego choć zakurzonego elfickiego dywanu, przygnieciony przez zielonookiego Mistrza Władzy.

- Daje ci 30 sekund, później złamie ci rękę w 3 miejscach i ostrzegam będę wiedział jeśli spróbujesz mnie okłamać.

- Jestem Jaszczurka mój pan powiedział, że jeśli przez 2 miesiące nie nawiąże zemną kontaktu mam cię odnaleźć i dać ci list.

- Jaki list? * tysiące myśli przebiegło po głowie Emanuela*

- Miesiąc temu włożyłam go do szuflady biurka, ale nie raczyłeś tam nawet zerknąć.* choć trudno mówić z twarzą dociśnięta do podłogi, głos z całą pewnością należał do kobiety. Emanuel wiedział, że dziewczyna nie kłamie, ale kto mógłby wysłać do niego list. Proste zaklęcie unieruchamiając pozostawiło "gościa" w pozycji na brzuchu. Młody Mistrz jeśli tak można nazwać 170 latka wstał i podszedł do biurka i zajrzał do szuflady. Zdziwiony podniósł list z pieczęcią Estebana. Rzadko kiedy zdziwienie tak wyraźnie odbijało się na twarzy Emanuela , chyba tylko Elsephet potrafiła go tak zaskoczyć. I jeszcze tak proste do złamania zaklęcie szyfrujące. To nie może być nic ważnego, a może, pomyślał i zagłębił się w słowach:

   " Jeśli czytasz ten list to mnie zapewne nie ma wśród żywych, cóż takie jest życie,a moje było wystarczająco długie, choć mam  nadzieje że przynajmniej Elsephet uroni łzę.
   Przechodząc do rzeczy, przekazuje ci moją listę agentów i szpiegów, nie rób takiej miny. Kilku zaufanych ludzi ci się przyda, już czas żebyś przestał żyć pod kloszem Wintera i Tigera. Myślę że zdążyłeś się zorientować, że twoi przyjaciele mają wystarczająco dużo problemów we własnych domach i nie są wstanie strzec pozostałych. Wiele mógłbym zarzucić Winterowi, ale jego plan czy też pomysł Wspólnoty jak kiedyś to określił ostatecznie się sprawdził. Sam jestem zdziwiony, że taka banda odmieńców i drapieżników, bo nie da się ukryć, że właśnie tym jesteśmy...drapieżnikami, zdołała wytworzyć przynależność i powiedzmy to szczerze grupę wzajemnych interesów a co za tym idzie bezpieczną ostoje dla swojego potomstw albo gatunku. Zwał jak zwał.

  Widziałem już wiele walk, a świat w który się urodziłem nie był tak przyjazny ja wasz... zabawne w największej mierz zawdzięczacie to Elsephe ,Seleny i Xsenie bez nich bylibyście śmieszną paramilitarną grupą wpływów. Nie ważne przecież i tak nigdy im nie podziękujecie, że nadały waszemu istnieniu sens. Kobiety zawsze były spychane na margines naszej społeczności, nie zależnie czy rodziły się jako Imaril czy też nie. Zresztą nawet wśród Imaril większość Darów które otrzymały zanika, szczególnie gdy nikt o nie nie dba. Kiedyś mój ojciec powiedział mi że to wszystko ma je chronić, chciałem wykrzyczeć mu to w twarz, gdy zginęła moja siostra. Nie ma lepszego sposobu na ochronę najbliższych niż nauczyć ich walki!
    Dlaczego pisze ci o tych bzdurach? to proste! Chcesz, czy nie, staniesz się głową tej przeklętej Rady i będziesz chronił nasz gatunek. Nie dlatego, że cię proszę. Nie dlatego, że jesteś mi coś winny, nigdy nie byliśmy przyjaciółmi trudno nie mam i nie będę miał zbyt wielu przyjaciół. Zasiądziesz na szycie rady ponieważ nie możesz postąpić inaczej! I pamiętaj nie zdjąłem twojej klątwy byś mi za to dziękował."
* Emanuel przerwał czytanie, miał ochotę cisnąć kartkę w kąt,ale coś kazało mu dokończyć list. *
"Nie wiem jakie będą konsekwencje mojego czynu, pomijając moją śmierć ta jest prawie pewna, gdy igra się z bogami, ale to nie pierwszy i nie ostatni raz gdy mieszam im szyki, mam tylko nadzieje, że moje blokady wystarczyły by uchronić twoją duszę i umysł, wiem, że podobnie jak ja nie dążysz bogów "miłością" i wolałbym by tak pozostało. Nie chcę by ktoś bawił się moją rodziną jak marionetkami a tym właśnie się staną jeśli oddadzą się bogom. Ty jesteś ich blokadą , szczerze wolałbym by tak pozostało. Oni też to czują, jesteś jak wentyl bezpieczeństwa, nic dziwnego , że twoja rodzina poniosła tyle ofiar. Choć twój celibat, nie obraź się...jesteś śmieszny. 160 lat abstynencji i ukrywania nawet najsłabszym emocji czy pragnień, naprawdę sądzisz, że w ten sposób można kogoś ocalić?  Że im pomagasz zabijając siebie? Ale dzięki temu wiem, że się nie mylę ..nie pozwolisz by zniszczyli to co z takim trudem zbudowali.
   Rada jest kluczem, wiem, że z czasem mistrzowie będą się wyłamywać, że zapomną jak kiedyś przysięgali posłuszeństwo i ile razy przelewali krew za siebie nawzajem, ale póki co wciąż szanują to co stworzyli. Próbowałem zbudować swój autorytet, ale nigdy nie będę jednym z was. Wiec jak mogę być głową waszej rady. Taki los przeklętego, trudno ja tam lubię swoje czarne skrzydła, to że jestem odmieńcem nie raz uratowało mi życie.

   Chyba znów się rozczulam, cholera... . Miło było pożyć nawet te kilka lat, dlatego tak bardzo dziwie  się tobie. Idioto! mógłbyś mieć świat u stup a zamiast tego zadręczasz się pieprzonym poczuciem winy. To nie ty zabiłeś  matkę!! nie jesteś winien  grzechów swojego ojca !!  W przeciwieństwie do ciebie byłem tam i widziałem !! Ona uciekła bo wiedziała co twój ojciec zrobi z twoim bratem. "Pusty" nie może mieć więcej niż jednego potomka,  ... te bestie muszą się dzielić swoją mocą a nie ma nic gorszego dla demona niż istota która karrmi się twoją potęgą.Szczególnie jeśli możesz ją porostu pożreć. Często zaczynają od swojego pierwoirodnego, krew z krwi. Twój ojciec chciał stać się najpotężniejszym z Mistrzów, nie jeden przed nim tego próbował, słyszałem takie historie, choć kiedyś nie dawałem im wiary.
   Jednak  tym co nas ogranicza zawsze jest nasza dusza. Tyle, że bez niej nie możemy istnieć w tym świecie, i nagle moc zgromadzona przy jej utracie wycieka jak przez sito o bardzo dużych oczkach...Bilian zwierzył mi się, że ból jest niemiłosierny a głód nie do opisania. Byłem gotów mu uwierzyć, widząc jak pot wychodzi mu na czoło za każdym razem gdy bierze swojego syna na ręce. W to może też nie uwierzysz, pewnie znałeś go lepiej ode mnie , ale nie dziwie mu się, że tak bardzo pragnął śmierci I tak zdołał długo wytrwać hamując narastającą w nim pustkę. Tak czasem śmierć jest wyzwoleniem!!
    Twój ojciec myślał, że jeśli stanie się bogiem powstrzyma demony chaosu, nie dostrzegł nawet jak Głód, a raczej jego zaspokojenie staje się jego jedyną posesją. Zamiast ścigać wyznawców Chaotycznych Potęg zaczął się z nimi układać.A może myślał ,że będzie miał więcej czasu? Nie wiem i z całą pewnością nie będę go tłumaczyć, ty też nie powinieneś.     
    Pamiętam jak dziś łzy w oczach ojca Tigera gdy płonęły kolejne miasta. Kislew, Imerium, Norska nawet Las Loren,  nie było miejsca w którym można by się skryć. Wtedy chyba pierwszy raz Mistrzowie się zjednoczyli... w końcu wszyscy byli dla niego tylko karmą. Tak to kolejna tajemnica "pusty" może żywić się tylko duszami mistrzów, dlaczego ? nie wiem, może smakują inaczej. Zwykłe dusze nigdy nie nasycą jego Głodu. Twój ojciec był potworem, ale to nie oznacza, że ty musisz się nim stać. Wielu zginęło próbując go pokonać. Nigdy nawet nie usłyszysz ich imion, na zawsze pozostaną w mojej pamięci, tak jak tamten koszmar. Zapomnij o tym i przestań się obwiniać!! Zacznij żyć do jasnej ..., miałem naprzeklinać. Przyłożył bym ci gdybym mógł, a co tam zamiast tego uwolnię cię od twojej klątwy !! Co cokolwiek się stanie, biorę za to pełną odpowiedzialność, jasne!

    * Emanuel pobladł ,a jego dłoń zacisnęła się w pieść. Idiota! pomyślał, prawie go zabiłem a swoich przyjaciół doprowadziłam do wojny. W jednej chwili prawie zniszczyłem to co każe mi teraz chronić. Choć trzeba przyznać banery na moją cześć w wykonaniu Elsephet miło było oglądać. Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie tajnego pokoju w którym przyjaciółka przygotowała jego mały fanclub.
    Głupiec!!, utrata pamięci to niewielka kara,może i zrobił to w dobrej wierze, ale ten człowiek nigdy nie liczył się z konsekwencjami.
A może powinienem mu podziękować?
     "Gość" przygwożdżony zaklęciem do podłogi wydał cichy jęk, Emanule spojrzał w jego stronę. Kobieta ubrana w czarny skórzany strój, wydawała się jakimś dziwnym poskręcanym meblem na zakurzonym dywanie. Mistrz ponownie wrócił do lektury. Kilkanaście stron nazwisk i adresów, śmieszne kody i kryptonimy . 86 szpiegów, 5 dziwek i 8 kapłanów Sigmara, 2 łowców czarownic, cóż bywa, pomyślał Emanuel szczególnie, gdy ma się tyle do ukrycia co on. Esteban miał dość długą listę pracowników i płacił im spore pieniądze. Ale po co mu 5 kapłanów w świątyni ALuminasa? Nieważne.

   Przełożył jeszcze kilka kartek, liczby, miejsca, spis posiadłości, spadek dla Shannah, darowizna dla sierocińca, kilka słów o małej Triniti i Emilii i Lois, następnie dłużnicy a na końcu krótki Testament i adnotacja:

"Na wszelki wypadek gdybyś na przykład postanowił spalić moje wypociny, kopia mojego testamentu zostanie przekazana Elsephet ."

                                                                                              Esteban Old Firehand

                                                                                                                               Przewodniczący Rady

                                                                                                                                   Mistrz Władzy

 

 

   Dziewczyna ma dywanie zaczęła się kręcić, zaklęcie powoli ustępowało. List rozpłynął się w powietrzu, pomimo wszytko pewnych tajemnic należy strzec.Emanuel wróci do niego jełśi będzie potzrebował.

- Jaszczurka?  - Emanuel poprawił mankiety i spokojnie odwrócił się do swojego gustownego "mebla", który powoli zaczynał odzyskiwać czucie w kończynach. – Możliwe że będę miał dla ciebie zadanie. 




2. Rozdział 

Urodziny

Emanuel obudził się tego dnia z planem jak uczynić swoje urodziny jak najmniej uciążliwymi

dla samego siebie. Daelomin już od wielu dni pytała go co by chciał robić w ten szczególny

według niej dzień i wiedział, że jeśli czegoś jej nie zaproponuje, to elfka sama coś wymyśli. Nie

to, że nie lubił swoich urodzin, ale po tylu latach nie potrafił się już nimi cieszyć jak dawniej.

Ale może tym razem będzie inaczej. W końcu teraz miał rodzinę.

U jego boku spokojnie spał Crispin, a pierwsze promienie słońca rozświetlały jego oblicze.

Mistrz harmonii uśmiechnął się i przez chwilę w milczeniu podziwiał jak zmienił się wygląd

jego kochanka w ciągu tego roku. Niegdyś krótkie włosy przycięte na żołnierską modłę opadały

mu teraz na czoło. Nie były jakoś specjalnie długie, ale nadawały mu łagodniejszy wyraz, dzięki

czemu wyglądał bardziej na tancerza lub barda niż na wojownika. Chłopak jakby wyczuwając,

że Emanuel mu się przygląda przysunął się do niego bliżej i cicho zamruczał przez sen. Lord

Morel nigdy się nie przyzna jak bardzo lubi obserwować grę mięśni pod skórą kochanka. Każdy

jego ruch jest pełen gracji i czegoś co chwilami przywodzi na myśl dzikie koty. Drapieżnik w

ludzkiej skórze, jego słodki zabójca o rzęsach, za które niejedna kobieta dałaby się pokroić.

- Długo zamierzasz się we mnie wpatrywać?

Emanuel zaśmiał się lekko, nie pierwszy raz kochanek złapał go na gapieniu się na niego. Do

tego chłopak nigdy nie otwierał przy tym oczu, zupełnie jakby jakiś szósty zmysł informował go

o tym, że jest obserwowany. Nie żeby niecnie to wykorzystywał przeciągając się w sposób, który

rozpalał zmysły jego obserwatora.

- Tak długo jak długo będzie mi to uchodziło na sucho – wymruczał Emanuel przyciągając

blondyna do siebie i całując go czule po szyi.

- Ktoś tu gra nieczysto. Co kochanie?

- Być może.

W oczach Emanuela pojawił się psotne iskierki i Crispin wiedział już, że przegrał tą walkę.

- Spóźnię się na trening, prawda?

- Tak.

Nim lord Morel się spostrzegł leżał już na plecach z rękoma unieruchomionymi nad głową.

Crispin trzymał go jedną ręką, ale mistrz bardziej interesował się tym co robiła jego druga dłoń.

- I kto tu teraz oszukuje?

Crispin zaśmiał się dźwięcznie.

- Najwyraźniej ja.

Emanuel aż zadrżał słysząc lubieżne nuty w głosie kochanka. Dreszcz ekscytacji szybko

zamienił się w fale rozkoszy i dzień zaczął się na dobre przy akompaniamencie cichych jęków

rozkoszy mistrza harmonii.

Gdy Crispin pobiegł na trening pół godziny później Emanuel przeciągnął się zadowolony z życia

i wstał. Będzie musiał udobruchać nieco Daelomin, bo to już trzeci raz w tym miesiącu jak przez

niego jego chłopak spóźnia się na poranne treningi. Elfka w końcu straci swoją cierpliwość do

niego i mu wygarnie, ale jeśli jego plan wypali, to wszystko zostanie mu wybaczone. A skoro już

o planach mowa, to pora wcielić jeden w życie.

 

Maksymilian rozkoszował się swoim śniadaniem i cieszył na spokojny dzień, który będzie mógł

spędzić ze swoją rodziną. Aleksander wciąż się na niego złościł, ale przyznanie się do błędu

trochę ugłaskało chłopca, choć mistrz cieni czuł, że nadal jest u niego na cenzurowanym, to

jednak czynił jakieś postępy. Esteban karmił Dominika i mistrz pomyślał, że może powinien

wreszcie porozmawiać z nim o jakiejś prawdziwej posadzie. Nawet z amnezją ojciec Shanah był

diablo inteligentny i doskonale sobie radził z prowadzeniem rodzinnych interesów pod

nieobecność Maksymiliana. Może czas oficjalnie uczynić z niego wspólnika. Wszak Emanuel

nie palił się do pomocy, albo najnormalniej w świecie nie miał głowy do interesów, a lordowi

Morel naprawdę przydałaby się pomoc. Zupełnie jakby myślami ściągnął brata w drzwiach

pojawił się blondyn z promiennym uśmiechem.

- Wujek Emanuel! - krzyknęła radośnie Roksana i podbiegła do wuja, który wziął ją na ręce ze

śmiechem.

- Dzień dobry królewno. – Emanuel spojrzał na brata nad głową dziewczynki. – Znajdzie się

miejsce i dla mnie?

- Oczywiście braciszku.

Shanah już ustawiała dodatkowe nakrycie i z uśmiechem ucałowała starszego z braci Morel w

policzek nim zabrała Roksanę z jego ramion i pozwoliła mu usiąść.

- Przyszedłeś sam? – zdziwił się nieco Maksymilian.

- Crispin ma trening z Daelomin, Gart zajmuje się bliźniakami, a ja postanowiłem zjeść

śniadanie z moim ulubionym bratem i jego rodziną.

- Jestem twoim jedynym bratem.

- No właśnie – odparł Emanuel z psotnym uśmiechem.

- Ktoś tu ma dobry humor – stwierdziła pani domu podając gościowi talerz ze świeżo

upieczonymi bułeczkami.

- A i owszem.

- Czy chcę wiedzieć? – spytał nieco podejrzliwie młodszy z braci Morel.

- Pewnie nie, ale i tak ci powiem.

- Em… dzieci – syknął cicho Maksymilian tak by tylko jego brat go usłyszał.

- Wyluzuj braciszku nie zamierzam się dzielić tajemnicami swojej alkowy.

Esteban taktownie ukrył uśmieszek, a mistrz cieni odetchnął z ulgą. Kochał brata, ale nadal czuł

się nieco nieswojo z tym, że ma on chłopaka i że nie jest to tylko chwilowa fanaberia. W gruncie

rzeczy powinien włożyć trochę wysiłku w poznanie Crispina, bo zapowiada się, że będzie on

stałą częścią życia Emanuela, podobnie jak Daelomin i ich dzieci.

- Więc cóż cię tak ucieszyło tego ranka? – spytał Maksymilian nieco zaciekawiony.

- Wymyśliłem co chcę na urodziny.

Shanah uśmiechnęła się ciepło i podała mu talerz z wędlinami.

- Co wymyśliłeś braciszku?

- Chcę kupić garderobę w sklepie Maksymiliana.

- Weź się nie wygłupiaj Emanuelu.

- Ale o co ci chodzi?

- Przecież możesz sobie wymienić garderobę, kiedy tylko zechcesz.

- Chyba nie stać mnie na zakupy w twoim sklepie braciszku.

- Em przecież masz w nim udziały – cierpliwie tłumaczył Maksymilian.

- Mam?

- Masz.

- Więc nie będziesz zły, jeśli zrobię sobie jutro urodzinowe zakupy?

- Nie, nie będę.

- I nie muszę za nic płacić? – zapytał niewinnie Emanuel.

- Nie musisz, rzecz jasna w granicach rozsądku…

- Maks – Shanah z oburzenia prawie podniosła głos, co jak na nią było i tak szczytem

stanowczości.

- Nie musisz za nic płacić.

- Jesteś kochany.

Emanuel uśmiechnął się promiennie, a mistrz cieni czuł się jakby właśnie wszedł w pułapkę, ale

było już za późno, aby się wycofać. Aleksander zachichotał cicho i przybił z wujem żółwika.

Teraz Maksymilian miał już pewność, że wpadł w pułapkę, ale z drugiej strony uśmiech na

twarzy syna był tego wart. Przecież jego brat nie ogołoci mu sklepu.

- To teraz powiedz, co naprawdę chcesz na urodziny.

- Co powiesz na partyjkę pokera z chłopakami?

- W sumie czemu nie, dawno nie świętowaliśmy nic w męskim gronie…

- Dziś wieczór.

- Co? Ale dlaczego dziś? Przecież urodziny masz dopiero jutro.

- Proszę – Emanuel zrobił błagalną minę i dzieci parsknęły śmiechem.

- Dobra. Niech ci będzie, że dziś.

- A mógłbyś to dla mnie zorganizować?

- Co?

- Maks – głos Shanah ponownie przywołał mistrza cieni do porządku.

- Tak braciszku, zorganizuję ci wieczór z chłopakami.

Maksymilian starał się ze wszystkich sił nie okazać jak bardzo jest mu to nie na rękę. Kątem oka

uchwycił zadowolony wyraz twarzy Aleksandra. Skoro spełnienie życzenia Emanuela może

uszczęśliwić Shanah i zdobyć mu kilka punktów u syna, to na bogów zrobi to.

- Estebanie będziesz grał z nami rzecz jasna – oznajmił radośnie Emanuel.

- Ja?

- Oczywiście, że tak. Trochę rozrywki dla dorosłych na pewno ci nie zaszkodzi i chciałbym

zobaczyć czy Maksymilianowi uda się wreszcie cię ograć.

- Skoro tak stawiasz sprawę, to chyba nie mogę ci odmówić.

Esteban w głębi ducha ucieszył się z tego małego wyzwania. Wreszcie będzie mógł rozwinąć

nieco skrzydła swego intelektu.

- Przygotuję wam jakieś przekąski na wieczór.

 

Shanah uśmiecha się promiennie i widać, że już planuje co poda gościom. Maksymilian ujął dłoń

żony i lekko ją ucałował. Zapomniał już jaka jest piękna, gdy się uśmiecha.

- Siostrzyczko…

- Em… - w głosie Maksymiliana zabrzmiała wyraźna, ostrzegawcza nuta.

Shanah tylko zaśmiała się dźwięcznie.

- Co byś jeszcze chciał braciszku?

- Mógłbym podrzucić ci jutro bliźniaki na parę godzin?

- Przecież już się zgodziłam.

Emanuel uniósł brew nieco zdziwiony, a Shanah zarumieniła się lekko wyraźnie zmieszana.

- Jak mogłaś się już zgodzić, skoro dopiero co zapytałem?

- Jakbym mogła ci czegoś odmówić.

Emanuel postanowił, że da się oszukać uśmiechem małego rudzielca. Cokolwiek miała na myśli

nie może popsuć to jego planu uniknięcia przyjęcia urodzinowego.

- To skoro świętować zamierzasz dzisiaj, to co będziesz robił jutro? – spytał podejrzliwie Maksymilian.

- Myślałem o rodzinnym śniadaniu, zakupach, a potem… No cóż o moich planach na wieczór raczej nie chcesz słyszeć.

- Zapomnij, że pytałem.

Esteban już dawno przestał kryć swoje rozbawienie, a Shanah spłoniła się lekko, tylko dzieci nie

pojęły aluzji wuja.

- A ja chcę wiedzieć co będziesz robił jutro wieczorem wujku – upierała się mała Roksanka.

- Zamierzam zagarnąć wszystkie słodycze tylko dla siebie i rozkoszować się nimi aż rozboli

mnie brzuszek - zdradził Emanuel z psotnym uśmiechem, a jego brat mało nie zadławił się śniadaniem.

- Nawet tort? – zapytała z niedowierzaniem dziewczynka.

- Nie no tortem się z wami podzielę…

Dziewczynka uśmiechnęła się promiennie na myśl o torcie, a Maksymilian nieco pozieleniał na myśl o tym, jakie słodycze jego brat mógł mieć na myśli.

Emanuel wyczuł, że niebezpiecznie zbliżył się do granic cierpliwości swojego brata i zdecydował, że czas na taktyczny odwrót.

- Na mnie już pora.

- Co? – Zdziwiła się Shanah – Ale przecież dopiero co przyszedłeś.

- A teraz niestety muszę już iść siostrzyczko.

Emanuel ucałował Shanah w policzek, przytulił Aleksandra i Roksankę, uścisnął z szacunkiem dłoń Estebana i w drodze do wyjścia poczochrał włosy Maksymiliana.

- Ej… - lord Morel zaczął natychmiast poprawiać swoją fryzurę.

- Śniadanie jutro o ósmej. A chłopakom powiedz, żeby mi nic nie kupowali.

Po tych słowach Emanuel zgarnął jeszcze mufinkę z talerza brata i wyszedł z pokoju nim Maksymilian zdążył się zorientować.

- Emanuelu!

 

Mistrz harmonii tylko się zaśmiał, gdy usłyszał oburzony krzyk brata, jednak był już za progiem

i z satysfakcją wgryzł się w skradziony smakołyk. Ponoć kradzione nie tuczy. Pierwszy punkt

planu zrealizowany, teraz jeszcze trzeba wmanewrować Daelomin i Crispina w jego wizję

jutrzejszego dnia. Ciekawe czy jego słoneczko da się namówić na partyjkę pokera…

Emanuel wrócił do teatru nieco okrężną drogą, ale dzień był tak piękny i słoneczny, że nie mógł

sobie odmówić przyjemności przechadzki po mieście. W końcu był już październik i takie dni

zdarzały się coraz rzadziej. Z drugiej strony lord Morel cieszył się na nadchodzącą zimę.

Zabierze Shanah i Aleksandra na sanki, może nawet Roksanka będzie chciała iść z nimi. Nauczy

Crispina jazdy na łyżwach. Porzuca się z Maksymilianem śnieżkami. Tak, zima zapowiada się

wspaniale.

Przy bramie prowadzącej na tereny należące do teatru przywitali go strażnicy. Emanuel z

satysfakcją odnotował, że zauważyli go nim doszedł do bramy i przyjrzeli mu się uważnie nim

zeszli mu z drogi.

- Udana przechadzka Emanuelu?

- Tak, dziękuję.

- A ty nie powinieneś być teraz na próbie? – spytał jeden ze strażników.

- Szczerze powiedziawszy powinienem…

- Jak pójdziesz północnym korytarzem, to wyminiesz Garta, ale z Daelomin będziesz już musiał

sam sobie poradzić.

- Dzięki Bowenie.

Emanuel uśmiechnął się do strażnika i przyśpieszył kroku.

- Daelomin obedrze go ze skóry – stwierdził drugi z wartowników, gdy myślał, że lord Morel już

go nie usłyszy.

- No coś ty, to jej ulubieniec. Trochę pokrzyczy, pogrozi palcem na pokaz i tyle.

- Żartujesz sobie? Smoczyca miałaby komuś puścić płazem spóźnienie na jej próbę?

- Gwiazd się nie karze, gwiazdy się rozpieszcza.

- Założę się z tobą o sztukę złota, że wyrzuci go z próby na zbity pysk.

- To będzie łatwa wygrana – stwierdził Bowen.

Emanuel w duchu przyznał mu rację i przyśpieszył kroku. Przy wejściu do teatru minął

kolejnych strażników, którzy ograniczyli powitanie do skinięcia głową i pośpiesznego otwarcia

mu drzwi.

- Spóźniłeś się godzinę – rzucił za nim wesoło jeden z wartowników.

- Wiem.

- Powodzenia!

Mistrz harmonii pobiegł zgodnie ze wskazówkami północnym korytarzem i wślizgnął się na

próbę. Tancerze ćwiczyli na głównej scenie grupowy układ taneczny z najnowszego musicalu,

który miał mieć premierę tej zimy. Daelomin poruszała się po scenie wydając komendy i

poprawiając drobne niedociągnięcia swoich tancerzy. Emanuel zakradł się za kotarę, gdzie przez

dłuższą chwilę obserwował kroki tancerzy i gdy grupa zbliżyła się do jego kryjówki płynnie do

 

niej dołączył. Kątem oka dostrzegł rozbawioną minę Crispina, który tańczył teraz kilka kroków

od niego. Mistrz szybko sobie uświadomił, że grupa ćwiczy cały układ, a on nie zna kroków,

które powinien wykonać w czasie refrenu, że o słowach piosenki nie wspominając. Przy

kolejnym obrocie zadbał o to by spotkać się spojrzeniem ze swoim kochankiem i wymówił

bezgłośnie „pomocy”. Chłopak wykonał za swoimi plecami kilka sekretnych znaków zabójców i

Emanuel odetchnął z ulgą, że wie już mniej więcej jak się ma ruszać. A jeśli idzie o słowa

refrenu, no cóż będzie musiał udawać, że śpiewa i jednocześnie zapamiętywać co śpiewają inni.

Gdy rozpoczęła się druga zwrotka Daelomin przeszła na tył grupy, gdzie był Emanuel.

- A któż to postanowił do nas dołączyć? – jej głos był zimny jak lód.

Mistrz harmonii przezornie nie odpowiedział i tańczył dalej z pozostałymi. Elfka dała znak

tancerce obok niego i zajęła jej miejsce.

- Zaraz zobaczymy czego się nauczyłeś przez ostatnie dziesięć minut.

Rozpoczął się refren i Emanuel wiedział, że nie ukryje przed elfką żadnego niedociągnięcia.

Bogowie chyba mu dziś sprzyjali, bo udało mu się dotrzymać kroku pozostałym tancerzom,

chociaż ze słowami i harmonicznym śpiewaniem miał niemały problem.

- Szybciej! Obrót! Dłonie!

Daelomin jest bezlitosna i wytyka Emanuelowi każde potknięcie.

- Lola od początku! Bez przerwy! Nasza gwiazdeczka ma do nadrobienia zaledwie godzinę

naszych starań!

Grupa jęknęła, ale płynnie przeszli od końca do początku układu. Czysty głos głównej wokalistki

niósł się po sali i idealnie zgrywał się z zapętloną przez Malcolma muzyką z kryształu.

- Zobaczmy czy słusznie ci tyle płacę, czy będziesz musiał postawić zespołowi obiad na

przebłaganie.

Emanuel zacisnął zęby i skupił całą swoją uwagę na układzie. Daelomin pozwoliła wrócić

tancerce na jej miejsce, jednak nadal obserwowała swoją gwiazdę niczym kot mysią dziurę. Nim

Emanuel opanował cały układ pot spływał mu już po plecach. Jednak szóste powtórzenie było

idealne i mistrz harmonii odetchnął z ulgą, gdy Daelomin uśmiechnęła się do niego.

- Przerwa! Napijcie się wody! Ty nie Emanuelu! Ty masz zaległą rozgrzewkę!

Tancerze z ulgą rozeszli się po scenie i popijali wodę spacerując, żeby mięśnie im się nie zastały.

Daelomin popchnęła swoją gwiazdę na środek sceny i nadzorowała jego rozgrzewkę. Lord

Morel wiedział, że jest to kara, ale nie mógł przestać się uśmiechać, co wywoływało frustrację

Daelomin i ciche chichoty obsady teatru.

- Jesteś niemożliwy – stwierdziła w końcu elfka i podała mu ręcznik i kubek z wodą. – Możesz

mi wyjaśnić co było tak ważne, że spóźniłeś się godzinę na próbę mojego przedstawienia?

- Planowałem swoje urodziny – odparł wesoło Emanuel.

Elfka pokręciła tylko z rozbawieniem głową i pomogła przyjacielowi wstać z podłogi po serii

ćwiczeń rozciągających.

- Porozmawiamy przy obiedzie. A teraz marsz do szeregu! Koniec przerwy panienki! Mamy

jeszcze jeden układ na dziś do przećwiczenia!

 

Emanuel szybko zajął swoje miejsce i z ulgą stwierdził, że tancerze się na niego nie gniewają za

te dodatkowe powtórzenia. Crispin puścił do niego oko nad głową dziewczyny stojącej

pomiędzy nimi i próba potoczyła się dalej.

Mistrz harmonii uwielbiał taniec, to chyba jedyna forma ekspresji, z którą nie miał

najmniejszego problemu. Serce przepełniała mu radość i poczucie przynależności. Sam nie

wiedział kiedy teatr stał się jego domem.

- Dobra robota! Zmykajcie pod prysznic!

Pochwała Daelomin rozjaśniła oblicza tancerzy i grupa powoli się rozchodziła. Parę osób skinęło

przyjaźnie Emanuelowi, ktoś nawet poklepał go po plecach gratulując powrotu do formy. Crispin

rzucił mu ręcznik i razem ruszyli w stronę łaźni. Tancerki odprowadziły ich wzrokiem i mistrz

wiedział, że spora część zalotnych spojrzeń spoczęła na ciele jego kochanka. W pierwszym

odruchu miał chęć przyciągnąć go do siebie i pocałować na oczach wszystkich, ale stłumił tą

potrzebę. Jeszcze nie rozmawiali na temat publicznego okazywania uczuć, a Emanuel nie chciał

wyjść na zaborczego neandertalczyka. Może powinien poprosić Daelomin, żeby zabroniła

pracownikom uganiać się za Crispinem. Wszak w kontraktach nadal zamieszczana była klauzula

zabraniająca zalecania się do Emanuela, więc to chyba nie powinno zrobić zbyt dużej różnicy.

- Ziemia do Emanuela.

- Co?

- Ładnie odpłynąłeś – zaśmiał się blondyn – pewnie nie usłyszałeś ani słowa z tego co

powiedziałem.

- A co powiedziałeś?

- Obawiam się, że nie będę w stanie tego powtórzyć.

- Crispin nie bądź taki… - jęknął lord Morel co wywołało tylko uśmiech na twarzy jego

towarzysza.

- Sekret za sekret.

- To znaczy?

- Ja powiem ci co powiedziałem, a ty powiesz mi o czym myślałeś. Co ty na to?

- No nie wiem…

- A co powiesz na wyścig? Przegrany powie zwycięzcy to co ten zechce usłyszeć.

- Wyścig? – Emanuelowi spodobała się ta idea.

- Stąd do łaźni.

- A kiedy zaczynamy?

- Teraz! – rzucił przez ramię blondyn i pomknął korytarzem.

Emanuel zaśmiał się i ruszył za ukochanym. Mistrz szybko zorientował się, że Crispin

bynajmniej nie zamierza grać czysto i wykorzysta całą swoją wiedzę na temat życia w teatrze.

Inni pracownicy patrzyli na nich z rozbawieniem, gdy przemykali przez kolejne sale i klatki

schodowe wybierając najdziwniejszą drogę byleby wyprzedzić przeciwnika. Lord Morel musiał

przyznać, że zabójca jest zręczny i nie boi się niekonwencjonalnych rozwiązań w drodze do

swojego celu.

 

Crispin wpadł do łaźni pierwszy i choć z trudem łapał oddech, na jego twarzy wykwitł

promienny uśmiech.

- Wygrałem…

Blondyn nie zdołał powiedzieć nic więcej, bo kochanek już przyciskał go do ściany i całował

jakby nie było jutra. Gdy wreszcie udało mu się zaczerpnąć tchu, Emanuel zaczął całować go po

szyi.

- Kotek… - jęknął próbując się odsunąć od swojego partnera – cały się lepię.

Emanuel od lat nie czuł się tak szczęśliwy jak teraz. Odurzony endorfinami i adrenaliną nie

przejął się zbytnio narzekaniem kochanka.

- Z chęcią cię wymyję – wymruczał chłopakowi do ucha.

- Spóźnimy się na obiad – jęknął blondyn, ale jego opór słabł z każdą upływającą sekundą.

- Może troszeczkę…

- Miałeś mi powiedzieć o czym myślałeś.

- Zaraz ci pokażę…

Mistrz harmonii pociągnął kochanka za sobą w stronę prysznica nie przestając go całować.

Kolejne części garderoby padały na podłogę znacząc ich drogę, a wraz z nimi znikał opór

Crispina i gdy pierwsza struga wody obmyła jego ciało w pełni uległ kochankowi. Emanuel

dotrzymał słowa i z wielkim zapałem zabrał się do mycia swojego towarzysza i wkrótce łaźnię

wypełniła para i jęki rozkoszy.

Kiedy obaj mężczyźni wreszcie dotarli do jadalni, byli już mocno spóźnieni. Daelomin jadła

swój obiad z mieszaniną gniewu i rozbawienia, podczas gdy Gart karmił bliźniaki tartym

jabłkiem.

- A któż to postanowił do nas dołączyć? – elfka zmierzyła swych przyjaciół wzrokiem, którego

nie powstydziłby się niejeden bazyliszek.

Crispin nie odezwał się ani słowem i szybko zajął swoje miejsce przy stole wyglądając na

wyraźnie skruszonego. Emanuel wyczuł poczucie winy swojego kochanka i postanowił skupić

gniew przyjaciółki na swojej osobie. Pochylił się nad Daelomin i pocałował ją w policzek nim

usiadł między nią a swoim chłopakiem.

- Dae nie gniewaj się na nas. Była kolejka do łaźni.

- Macie własną łazienkę – ucięła chłodno elfka.

- Nie mówiłem, że kolejka była do naszej łaźni.

- Emanuelu, chcesz mi powiedzieć, że ścigaliście się po całym teatrze do wspólnych

pryszniców?

- Widzę, że nic się przed tobą nie ukryje… - mistrz zmarszczył nieco brwi.

- W końcu to mój teatr i muszę trzymać rękę na pulsie, a ty jesteś kiepskim kłamcą.

- Jestem doskonałym kłamcą, jeśli tylko się postaram.

- Najwyraźniej teraz się nie starasz.

- Gart ci powiedział – zgadł Emanuel.

 

- Owszem, Gart mi powiedział – przytaknęła spokojnie elfka – i trzydziestu innych pracowników

teatru.

Mistrz skrzywił się lekko i ujął przyjaciółkę za rękę by złożyć na niej dworski pocałunek, ale

elfka bez trudu uwolniła dłoń i pogroziła mu palcem.

- Chyba nie gniewasz się o ten mały wyścig.

- Nie przez wyścig spóźniliście się na obiad.

- Można rzec, że po drodze zagubiliśmy się we mgle – odparł Emanuel z psotnymi iskierkami w

oczach.

Elfka uniosła pytająco brew, ale jej partner w interesach wyczuł dokąd zmierza ta rozmowa i

postanowił interweniować.

- Dae wybacz temu łachudrze nim powie coś co wyśle mnie na terapię.

- Myślisz, że powinnam?

Krasnolud skinął głową z ociąganiem, a Emanuel uśmiechnął się promiennie pewien swojego

zwycięstwa.

- No nie wiem, to takie nie dydaktyczne. On mi deprawuje tancerzy.

- Tylko jednego – wtrącił usłużnie lord Morel.

- Emanuelu czy mówiłam ci już, że jesteś niereformowalny?

- Dwa czy trzy razy dzisiejszego ranka. To jak? – Mistrz zrobił skruszoną minę, ale w oczach

nadal miał psotne iskierki. – Wybaczysz nam?

- Wybaczę… Ale żeby mi to był ostatni raz.

- Obiecuję.

Emanuel pocałował Dae w policzek i zabrał się za nakładanie obiadu dla siebie i Crispina,

starając się zignorować, to że nikt przy stole nie wierzy w jego obietnicę. Krasnolud spojrzał na

milczącego blondyna, któremu wyraźnie coś leżało na duszy.

- Czy to prawda, że spóźniłeś się na trzeci trening w tym miesiącu?

Chłopak zasępił się jeszcze bardziej, ale spojrzał krasnoludowi prosto w oczy nim mu

odpowiedział.

- Tak, to prawda. To się już więcej nie powtórzy.

- Obaj wiemy, że się powtórzy – stwierdził krasnolud wycierając buźki bliźniaków – obaj wiemy

też, że będę musiał cię ukarać.

- O czym on mówi? – Emanuel jest wyraźnie zbity z tropu tą wymianą zdań.

- Crispin spóźnił się na trzeci trening w tym miesiącu i zgodnie z kontraktem będzie miał

potrąconą dniówkę – wyjaśnił Gart.

Mistrz harmonii poczuł ukłucie smutku, które znikło równie szybko jak się pojawiło.

- Mi nigdy nie potrącaliście dniówek za spóźnienia.

- Twój kontrakt jest inny – stwierdziła Daelomin.

- To tylko głupie spóźnienie.

Emanuel zaczynał odczuwać coraz większą irytację i nie wiedział czy bardziej drażni go absurd

tej sytuacji, czy to, że Crispin nawet nie próbuje się bronić.

- To trzecie spóźnienie w tym miesiącu – powtórzył cierpliwie Gart.

 

- No i?

- No i mamy dopiero siódmy dzień miesiąca – odparł krasnolud.

- To nie fair!

- Owszem Emanuelu, to nie fair – stwierdziła Daelomin nieco podnosząc głos – a najbardziej nie

fair jest to, że muszę ukarać jego za coś co jest twoją winą!

Lord Morel aż zamrugał ze zdziwienia i już miał coś powiedzieć, gdy Crispin położył mu dłoń

na ramieniu i niemo poprosił by ten dał temu spokój. Mistrz postanowił odpuścić i wrócić do

tematu, gdy Garta nie będzie w pobliżu. A może dałoby się ugłaskać krasnoluda okazją do ubicia

intratnego interesu?

- Dae co robisz jutro? – zagadnął snując już w głowie plan jak załagodzić całą sytuację.

- To zależy co wymyśliłeś w ramach obchodów swoich urodzin.

- Co powiesz na rodzinne śniadanie i wyprawę na zakupy?

- Już zaprosiłeś Maksymiliana, prawda?

- Owszem.

- Jeśli obiecasz mi, że nie spóźnisz się na to śniadanie, to możecie sobie wziąć z cukiereczkiem

dwa dni wolnego.

- Obiecuję – wtrącił szybko mistrz nim Gart zdążył zaprotestować – ale ja chciałem, żebyś na te

zakupy poszła z nami.

Elfka spojrzała na przyjaciela nieco zdziwiona.

- Jesteś pewny?

- O niczym innym nie marzę.

- Szczerze w to wątpię, ale… - spojrzała pytająco na krasnoluda, a gdy ten skinął głową

uśmiechnęła się promiennie – niech ci będzie. W końcu to twoje urodziny i jeden dzień wolny od

pracy chyba mnie nie zabije.

- A skoro już jesteśmy przy urodzinach, poprosiłem Maksymiliana, żeby zorganizował mi

partyjkę pokera z chłopakami…

- Aż tak nie chcesz urodzinowego przyjęcia? – elfka wygląda na szczerze rozbawioną.

Emanuel przez chwilę myślał co jej odpowiedzieć i w końcu postanowił, że nie musi niczego

ukrywać przed swoimi bliskimi. Przynajmniej nie w kwestii urodzin. No może poza swoim

wiekiem.

- Nie jestem w nastroju na przyjęcie i szczerze powiedziawszy wolałbym spędzić wieczór z

wami.

- Przestań czarować i powiedz wprost, że wolisz spędzić wieczór z cukiereczkiem.

- Nie przeszkadza ci to?

- A czemu miałoby mi przeszkadzać?

- Sam nie wiem…

- Już to przerabialiśmy kotek.

Mistrz tylko uśmiechnął się z wdzięcznością i sięgnął po sałatkę, przy okazji proponując trochę

Crispinowi, który z zaciekawieniem słuchał toczącej się rozmowy.

- To kiedy ten pokerowy wieczorek – spytała elfka.

- Dzisiaj. – Emanuel spojrzał nieco nieśmiało na swojego kochanka. – I miałem nadzieję, że

Crispin zechce pójść ze mną.

- Jesteś pewien?

- Oczywiście kochanie.

Lord Morel bezwstydnie sięgnął po swój dar i metodycznie rozkładał kłębiące się w blond

główce emocje na czynniki pierwsze. Błysk radości przytłumiony całym morzem strachu i

niepewności. W sumie nie ma się co dziwić, poprzednie spotkanie z przyjaciółmi lorda Morel

zakończyło się dla chłopaka koniecznością zakładania szwów.

- Chyba, że nie chcesz… - Emanuel nie chciał naciskać.

- W porządku… jeśli tego właśnie chcesz, to pójdę.

Emanuel uśmiechnął się promiennie i pocałował swojego chłopaka w przypływie nagłej radości.

Dobry nastrój powrócił i mistrz harmonii zabrał się do dalszej realizacji swojego planu.

- Gart, też chcesz iść?

- A co musiałbym zrobić? – zapytał podejrzliwie krasnolud.

- Zapomnieć o paru spóźnieniach…

- Em! – w głosie Crispina zabrzmiała ostrzegawcza nuta.

- Spokojnie blondasku, on to robi tylko po to, żeby mnie wkurzyć.

Chłopak nie wydaje się być przekonany, ale skupił się z powrotem na pochłanianiu zawartości

swojego talerza. Emanuel dopiero teraz uświadomił sobie, że mógł urazić dumę ukochanego i że

być może Gart właśnie oszczędził mu paskudnej kłótni. Wszak były zabójca już nie raz mu

powtarzał, że nie jest żadną damą w opresji i nie potrzebuje, żeby go ratować.

- Dobra zarazo, to kto tam będzie? – krasnolud usiadł przy stole pozwalając Daelomin przełożyć

dzieci do kołyski. – W końcu muszę wiedzieć, czy mi się to w ogóle opłaca.

- Ja, mój brat, Esteban…

- Póki co nikt z kim nie mógłbym się po prostu spotkać przy kolejnym rodzinnym obiedzie.

- Tiger de Morcerf…

- Lady Elsephet wystarczy mi aż nadto.

- Winter i Albert Old Firenhand…

- Już lepiej.

- I być może Robert Surkow, ale za niego nie ręczę.

Krasnolud rozważał przez chwilę przedstawioną mu ofertę i w końcu doszedł do wniosku, że

spotkanie z gronem jednych z bardziej wpływowych szlachciców w mieście może mu przynieść

tylko korzyści. Może udałoby się ich nakłonić do przyjścia na kilka spektakli, wszak karnety

dostają co roku, tylko pewnie giną one w powodzi innych biletów i zaproszeń.

- Zgoda zarazo, twój chłopak ma czyste konto.

- Zdaje się kotek, że dorobiłeś się nowego przezwiska – stwierdziła Daelomin wesoło.

- Jeśli Crispin znosi cukiereczka, to ja mogę być zarazą.

- W sumie pasuje ci to…

- Dobra, zarazo, o której wychodzimy?

- Bądź gotów o szóstej. Jestem pewien, że Shanah przygotuje nam przekąski i pewnie jakąś

lekką kolację nim zaczniemy pić.

- Ja nie piję… - powiedział cicho Crispin.

Emanuel znowu wyczuł fale niepewności dochodzące od jego kochanka.

- Nie musisz i nie daj się zastraszyć moim kolegom.

- Postaram się…

- Hej… - Emanuel pogłaskał swojego chłopaka po policzku – Nie martw się, jestem pewien, że

cię polubią.

- Na pewno… - chłopak uśmiechnął się blado i odsunął swój talerz wyraźnie tracąc apetyt – A

teraz jeśli pozwolisz opuszczę was na trochę. Dae dziękuję za pyszny obiad.

- Crispin…

Lord Morel chciał zatrzymać swojego kochanka. Chciał go wziąć w swoje ramiona i tak długo

zapewniać o tym, że wszystko będzie dobrze, aż strach i niepewność odejdą w zapomnienie.

- Pozwól mu – łagodny głos Daelomin zatrzymał Emanuela na jego miejscu.

Gart skończył pośpiesznie swój posiłek i również wstał od stołu.

- Ja też już pójdę, wszak muszę się przygotować na dzisiejszy wieczór, a mam jeszcze kilka

spraw do załatwienia.

Elfka tylko skinęła mu głową i życzyła powodzenia. Emanuel czuł, że gdy tylko zostaną sami

czeka go jedna z rozmów w cztery oczy z Daelomin. Może wyjaśni mu skąd tak wielkie

poczucie winy u Crispina z powodu głupiego spóźnienia. Dziewczyna jednak nie spieszyła się do

rozpoczęcie rozmowy i mistrz musiał cierpliwie czekać aż skończy jeść. W międzyczasie usiadł

bliżej kołyski i zabawiał swoich synów machając grzechotkami i gryzaczkami ku ich uciesze.

- Powinieneś bardziej uważać kotek…

- Masz na myśli to nieszczęsne spóźnienie?

- Mam na myśli wszystko co dotyczy pracy Crispina.

- Nie wiem o co jest tyle hałasu.

- Bo nigdy nie musiałeś pracować kochanie.

Emanuel już chciał zaprzeczyć, gdy uświadomił sobie, że Daelomin może mieć sporo racji.

Nawet, gdy pracował w teatrze zdarzało mu się przez kilka miesięcy nie odbierać

wynagrodzenia, bo najnormalniej w świecie o nim zapominał. Nie potrzebował pieniędzy, bo

miał ich aż nadto. W gruncie rzeczy nigdy nie rozmawiał z Crispinem na temat finansów, ale

założył, że skoro chłopak był zabójcą, to pewnie ma dość środków, aby sfinansować swoją

wcześniejszą emeryturę.

- Crispin nie musi pracować…

- Rozmawiałeś z nim o tym?

- Nie…

- Więc może najpierw porozmawiaj. On bardzo poważnie podchodzi do swojej pracy i kwestii

kontraktu, który podpisał.

Daelomin wyjęła jednego z synów z kołyski i dała znak by Emanuel wziął drugiego z chłopców.

- Obiecaj mi tylko, że będziesz delikatny. Rozmowa o finansach, może stanowić naprawdę

drażliwy temat.

- Zawsze jestem delikatny…

- Nie, nie jesteś – elfka uśmiechnęła się podkreślając podwójne znaczenie jej wypowiedzi.

- Oświecisz mnie zanim palnę kolejne głupstwo?

- Nie możesz przychodzić z każdym problemem do mnie, żebym ci powiedziała jak masz

postępować ze swoim chłopakiem.

- Dae, proszę…

- Pomogę ci, bo jutro masz urodziny i mam przeczucie, że bez tego dzisiejszy wieczór może

zakończyć się katastrofą.

- Znów czegoś nie przewidziałem?

- To zależy czy zamierzacie grać na coś więcej niż zapałki.

Emanuel zastanowił się przez chwilę i stwierdził, że prędzej czy później rozgrywka pokera ruszy

albo w stronę prawdziwej gotówki, albo przysług. Zawsze mogą też skończyć z dziwną wersją

gry w pytania i wyzwania, a tego by wolał uniknąć za wszelką cenę.

- O tym nie pomyślałem - przyznał.

- No właśnie, lepiej pomyśl zawczasu co zrobisz, jeśli wieczór potoczy się w tym kierunku. Gart

może sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa, stać go na to, choć z pewnością nie ma dostępu do

takich środków jakimi dysponują twoi przyjaciele. Crispin nie ma tego luksusu.

- Zapamiętam.

- Pamiętaj, że męskie ego jest bardzo delikatne. Cokolwiek mu powiesz pomyśl najpierw jak ty

byś się czuł, gdyby to tobie ktoś powiedział coś takiego.

- Dae, mam swoje za uszami, ale nigdy celowo nie powiedziałbym mu nic co by go mogło

zranić.

- Kotek, ja nie twierdzę, że to by było celowe. Po prostu uczulam cię na ten temat, bo wiem, że

Crispin może mieć z tym problem.

- Coś jeszcze powinienem wiedzieć wyrocznio ty moja?

Elfka przewróciła tylko oczami na słowne zaczepki przyjaciela i ruszyła w stronę pokoju

dziecięcego.

- Cokolwiek od niego dostaniesz w prezencie masz się ucieszyć.

- Dostanę prezent?

- Oczywiście, że dostaniesz prezent. Przecież to twoje urodziny.

- Od ciebie też dostanę prezent?

- Owszem – elfka uśmiechnęła się tajemniczo.

- Co to będzie?

- Jeśli ci powiem to nie będzie niespodzianki.

- Niespodzianki są przereklamowane.

- Ta ci się powinna spodobać. A teraz pomóż mi położyć dzieci spać i zmykaj do cukiereczka

pomóc mu się przygotować na wieczór.

- Dzięki Dae.

 

Emanuel ucałował przyjaciółkę w policzek i ułożył syna na łóżku obok jego bliźniaka, następnie

ucałował obu chłopców, którzy już zapadali w poobiednią drzemkę i na palcach wycofał się z

pokoju.

Crispin siedział na łóżku i wpatrywał się w ziemię. Jego włosy zasłaniały częściowo jego twarz,

jednak lord Morel i bez tego doskonale wiedział, że chłopaka coś dręczy. Widział już tę postawę,

kiedy wrócił do domu po ataku na miasto i miał nadzieję, że i tym razem uda mu się

wyprowadzić ich związek na spokojne wody. Ostrożnie kucnął przed blondynem i pogłaskał go

po policzku.

- Powiesz mi co jest nie tak?

Blondyn tylko pokręcił lekko głową i spróbował się uśmiechnąć.

- Czemu coś miałoby być nie tak?

- Słonko. Przecież widzę, że coś cię dręczy. Chodzi o to spóźnienia? Naprawdę nie wiedziałem,

że grozi ci coś więcej niż wyraz dezaprobaty w oczach Daelomin. A przecież obaj wiemy, że ona

nie potrafi się długo gniewać.

- Daelomin nie potrafi się długo gniewać na ciebie – Crispin wyraźnie zaakcentował ostatnie

słowo – i nie, nie chodzi o spóźnianie się.

- Więc o co? – Emanuel delikatnie obrócił twarz chłopaka tak by móc widzieć jego oczy. –

Cokolwiek to jest możesz mi powiedzieć.

Chłopak tylko westchnął.

- Nie odpuścisz mi, prawda?

- Nie.

- Jesteś pewien, że chcesz mnie zabrać ze sobą dziś wieczorem?

- Tak…

Emanuel starał się w tym momencie nie używać swojego daru, bo wiedział, że przez przypadek

mógłby wyciągnąć z umysłu ukochanego znacznie więcej niż obaj by sobie tego życzyli.

Pamiętał o obietnicy, że dowie się wszystkiego w swoim czasie i pamiętając o własnych

sekretach ciążących mu na sumieniu starał się nie naruszać prywatności umysłu Crispina. W

chwilach takich jak ta było to szczególnie trudne, bo dużo łatwiej byłoby odczytać jego emocje,

niż zdać się na własną interpretację słów kochanka.

- Nie wstydzisz się mnie?

- Co też ci przyszło do głowy? – Mistrz jest kompletnie zbity z tropu tym pytaniem.

– Skarbie, dlaczego miałbym się ciebie wstydzić?

- Twoi przyjaciele… - głos chłopaka jest cichy i pełen jakiegoś bólu.

- Słonko... Jestem pewien, że cię polubią.

- Dlaczego mieli by mnie polubić? – spytał Crispin z goryczą w głosie. – To najlepsi z

najlepszych, prawdziwa śmietanka towarzyska. Przystojni, inteligentni, sławni i bogaci. Mają

wszystko o czym tylko mogliby zamarzyć. A ja?

Emanuel przygarnął chłopaka mocno do siebie nie mogąc znieść jego bólu. Przez jego umysł

przemknęło kilka obrazów chłopca, któremu powtarzano, że jest nikim, że jego życie nie ma

znaczenia. Poczuł palący wstyd i jeszcze większą potrzebę akceptacji. Delikatnie pogłaskał

blondyna po włosach, nie wypuszczając go ze swych objęć.

- A ty mój skarbie jesteś spełnieniem moich marzeń i zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby

spełnić też twoje.

- I nie wstydzisz się tego kim jestem?

Nie wstydzisz się tego kim byłem, rozbrzmiały w umyśle Emanuela niewypowiedziane słowa.

- Czemu miałbym się wstydzić tego, że chodzę ze wschodzącą gwiazdą tego teatru?

- Nie jestem gwiazdą.

- Jesteś, choć mam wrażenie, że Daelomin ma nieco inne plany co do twojej kariery niż ty.

- Co masz na myśli?

- Widziałem balladę, którą napisałeś. Masz zadatki na prawdziwego barda.

- Tak myślisz? – Crispin odsunął się nieco od Emanuela, by móc wyczytać prawdę z jego

spojrzenia.

- Ja to wiem.

Emanuel pocałował czule chłopaka i ucieszył się czując, że ten oddaje pocałunek i że nie jest już

tak spięty jak jeszcze przed chwilą.

- A moimi przyjaciółmi się tak nie przejmuj. Wcale nie są tacy cudowni jak ci się wydaje. Maks

jest niby taki wykształcony i zorganizowany, a chwilami nie ogarnia najprostszych rzeczy.

Pamiętam jak Daelomin raz namówiła Shanah by ta dała sobie zrobić makijaż i fryzurę.

Dziewczyna poprosiła Maksymiliana do tańca, a on dał jej mało subtelnego kosza mówiąc, że

cokolwiek chce mu zaoferować, on nie jest zainteresowany, bo ma żonę. Przysięgam, że nie

wiedziałem czy mam się śmiać, czy płakać na widok miny mojej nieszczęsnej bratowej. Potrzeba

było pięciu minut, żeby udało mi się razem z Dae przekonać mojego brata, że właśnie odrzucił

zaloty swojej własnej żony, a nie obcej kobiety.

Crispin uśmiechnął się nieco, ale widać, że wciąż nie jest do końca przekonany.

- Mówisz tak tylko po to, żebym poczuł się lepiej.

- Nie. Mówię tak, bo to prawda. Moi przyjaciele mają swoje własne problemy i sądzę, że mogą

być równie onieśmieleni twoją obecnością, jak ty ich.

- A to niby dlaczego?

- Bo udało ci się zawładnąć moim sercem, a to czyni cię w ich oczach kimś wyjątkowym.

Crispin odsunął się nieco, a w jego umyśle znów zaczęło kiełkować zwątpienie.

- Hej… słonko… Nie obchodzi mnie co myślą o tobie moi tak zwani przyjaciele, dla mnie jesteś

wyjątkowy i jeśli oni tego nie dostrzegą, to do diabła z nimi.

- Teraz tak mówisz…

- Niedawno dowiedziałem się, że przez ostatnie kilkanaście lat moi tak zwani przyjaciele

zakładali się o moją orientację seksualną. Uwierz mi, kiedy mówię, że ich opinia w tej chwili

niewiele dla mnie znaczy. Poza tym ja musiałem być miły dla ich żon, więc oni muszą być mili

dla ciebie i Daelomin.

- Twój brat również?

- Mój brat w szczególności.

 

Crispin uśmiechnął się lekko, choć ziarno zwątpienia w swoją wartość wciąż tkwiło na dnie jego serca.

- No to szykujmy się na tą imprezę.

Emanuel uśmiechnął się promiennie i ucałował kochanka czule nim ten zdążył się odsunąć.

- Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia przed wyjściem, ale ty możesz się już szykować.

Spotkamy się tutaj za dwie godziny?

- Dobrze…

- Załóż coś ładnego.

Mistrz harmonii wyszedł z sypialni kierując się do swojego gabinetu, w końcu miał nieco poczty

do przejrzenia i musiał jeszcze zaplanować jak rozegrać kilka kluczowych kwestii swojego

planu. W pośpiechu przeoczył ukłucie bólu i nową falę paniki jaka zalała umysł jego kochanka.

W końcu nie każdy przejmuje się ubiorem tak jak Maksymilian, a już na pewno nie jego brat,

który nic sobie nie robi z kwestii mody, bo we wszystkim wygląda dobrze. Tymczasem były

zabójca stanął oko w oko ze swoim lękiem. Nie to, że nie wiedział jak się ubrać, on po prostu nie

miał z czego wybierać. Cały jego majątek, nie licząc broni, mieścił się w jednej skrzyni stojącej

w rogu sypialni. Choć ubrania były dobrej jakości, to chłopak nie sądził, żeby którykolwiek z

jego strojów mieścił się w kategorii „coś ładnego”. Crispin odetchnął głęboko, bywał już w

gorszych sytuacjach w swoim życiu i nie wyszedłby z nich żywy, gdyby nie umiał zachować

zimnej krwi. Jednak w przeciwieństwie do zdarzeń ze swojej przeszłości teraz miał przyjaciół,

na których mógł liczyć i których mógł poprosić o pomoc.

Daelomin podniosła głowę znad manuskryptu, gdy ktoś wślizgnął się cichutko do jej sypialni.

- Co znowu chlapnął? – spytała spokojnie elfka.

Crispin zamarł niczym łania, która stanęła oko w oko z drapieżnikiem.

- Znam was nie od dziś, więc nawet nie próbuj mi wmawiać, że wszystko jest w porządku.

- Ja…

- Crispin daruj sobie owijanie w bawełnę i po prostu mi powiedz, żebyśmy mogli przejść do tej

części, w której rozwiązujemy wasz problem. Swoją drogą powinnam dostać jakąś nagrodę za

nieustanne bycie waszym tłumaczem i mediatorem.

Chłopak usiadł na łóżku starając się nie obudzić śpiących dzieci i uśmiechnął się lekko.

- Chyba faktycznie za dobrze nas znasz, ale tym razem Emanuel nic nie chlapnął.

- Więc w czym problem.

- Poprosił, żebym założył na wieczór coś ładnego…

- Czyli jednak chlapnął.

Crispin skrzywił się lekko, ale ponownie nie zaprzeczył.

- Niech zgadnę, uważasz, że nie masz się w co ubrać na taką okazję.

Chłopak tylko skinął głową, a elfka westchnęła i odłożyła czytany zwój na stolik stojący obok

łóżka.

 

- Mamy trzy opcje na rozwiązanie twojego problemu. Pierwsza, postawisz na bycie sobą

i założysz coś ze swoich rzeczy. Polecam twoje czarne skóry, w których wyglądasz wprost

obłędnie.

- To strój do walki, a nie na spotkanie towarzyskie z możnymi tego miasta.

- Opcja druga, weźmiemy coś z kostiumów.

- Gart zauważy i będzie na mnie zły.

- Jeśli już to na mnie.

- A jaka jest trzecia opcja?

W oczach elfki zalśniły figlarne ogniki i chłopak już wiedział, że jej pomysł mu się nie spodoba.

- Sprawdzimy czy Emanuel ma fetysz na punkcie noszenia jego ubrań przez jego drugą połówkę.

Niektórych facetów to bardzo kręci.

- Dae, to chyba nie jest dobry pomysł.

- To doskonały pomysł. Jesteście podobnego wzrostu i macie zbliżoną budowę ciała, więc jego

ubrania powinny dobrze na tobie leżeć.

- Dobrze – poddał się chłopak – zapytam go.

- Albo zrobisz mu niespodziankę.

- Dae, tak nie można.

- Dlaczego?

- To jego rzeczy i nie chcę, żeby pomyślał, że nie szanuję jego prywatności.

- W takim razie popilnuj dzieci, a naruszanie prywatności zostaw mi.

- Dae…

- Ani słowa. Zaraz wracam.

Elfka zignorowała dalsze protesty przyjaciela i po prostu wyszła. Wiedziała dokładnie co

z garderoby Emanuela powinna wybrać, żeby Crispin należycie się prezentował. Jakiś czas

później wróciła z naręczem ubrań i wręczyła je przyjacielowi.

- Przymierz.

Po blisko godzinie próbowania różnych kombinacji, Daelomin była wreszcie zadowolona

z osiągniętego efektu. Granatowy kaftan z rozcięciami na rękawach, przez które prześwitywała

śnieżnobiała koszula podkreślał smukłą talię chłopaka. Proste czarne bryczesy i czarne skórzane

buty z cholewą dopełniały stroju. Chłopak przejrzał się w lustrze i stwierdził, że wygląda

naprawdę dobrze.

- Proste i eleganckie.

- Przynajmniej buty wzięłaś moje.

- Nie marudź, tylko chodź tutaj, żebym cię mogła jeszcze uczesać.

- A co jest nie tak z moimi włosami?

- Nic, ale mogą wyglądać lepiej, jeśli mi pozwolisz się nimi zająć.

Crispin posłusznie usiadł przed toaletką elfki i cierpliwie znosił nacieranie jego włosów jakimś

bezbarwnym specyfikiem. Kiedy dziewczyna skończyła jego włosy opadały miękko i układały

się tak malowniczo, że chłopakowi brakło słów.

- Jak?

 

- Tajemnica. Jak będziesz grzeczny, to później cię nauczę, bo teraz nie mamy już na to czasu.

- Jak wyglądam?

- Jak marzenie – odparła elfka z uśmiechem. – A teraz najważniejsze mój kopciuszku.

- Mam wrócić przed północą, żebym nie zamienił się w dynię?

Elfka zaśmiała się lekko.

- Dobrze by było, ale nie to ci chciałam powiedzieć. – Dziewczyna spojrzała z powagą w oczy

przyjaciela. – Pamiętaj, że w niczym nie jesteś od nich gorszy, a Emanuel świata za tobą nie

widzi, więc uwierz w siebie i baw się dobrze dzisiejszego wieczora. A jak ci, któryś z lordów

podskoczy, to zawsze mogę mu skopać tyłek.

- Myślisz, że sam nie mogę tego zrobić? – spytał chłopak unosząc nieco brew.

- Oczywiście, że możesz, ale tobie po prostu nie wypada, a ja mam gdzieś konwenanse.

- Dziękuję, nie wiem co bym bez ciebie zrobił moja ty wróżko chrzestna.

- Niepotrzebnie byś się zamartwiał przez cały wieczór. A teraz zmykaj, bo inaczej znowu się

spóźnicie.

Chłopak ucałował przyjaciółkę w policzek i wymknął się cichutko z sypialni. Tak w sumie sam

nie wiedział czemu tak bardzo się stara nie robić hałasu, skoro bliźniaki śpią nawet na próbach z

orkiestrą i byle szelest nie jest w stanie zakłócić ich drzemki. Przed drzwiami do swojej komnaty

miał moment zwątpienia, ale czasu pozostało już naprawdę niewiele, więc wziął głęboki wdech i

ruszył na spotkanie ukochanego.

Emanuel właśnie kończył się ubierać, gdy do sypialni wszedł Crispin i na jego widok zaparło mu

dech w piersi. Mistrz harmonii zbliżył się do swojego kochanka i za wszelką cenę starał się nad

sobą zapanować.

- Czy to… czy to moje?

Crispin najwyraźniej źle odczytał jego intencje, bo fala poczucia winy zalała umysł mistrza.

- Przepraszam, powinienem był zapytać. Daelomin mówiła…

Emanuel przyparł blondyna do ściany i namiętnym pocałunkiem zakończył jego nerwową

paplaninę. Szybko okazało się, że mistrz będzie potrzebował całej swojej siły woli by odsunąć

się od chłopaka. Gdy mu się to wreszcie udało, obaj z trudem łapali oddech.

- Nie masz za co przepraszać.

- Czyli podoba ci się?

Lord Morel z całych sił starał się nad sobą zapanować. Jakaś mroczna część jego duszy cieszyła

się z tego małego pokazu przynależności i chciała więcej. Przerażała go myśl o tym, że

najchętniej znowu przycisnąłby chłopaka do ściany i naznaczył go w każdy możliwy sposób,

żeby wszyscy wokół wiedzieli, że Crispin należy tylko do niego.

- Jeszcze musisz pytać?

Lekko schrypnięty z pożądania głos mistrza sprawił, że blondyn zadrżał w jego ramionach. Lord

Morel gwałtownie wciągnął powietrze i na moment zamknął oczy.

- Em? Wszystko w porządku?

- Słonko nie rusz się, bo inaczej nigdzie nie pójdziemy.

 

Chłopak zamarł, a Emanuel aż się skrzywił czując jego strach i niepewność. Mistrz z trudem

odsunął się od kochanka i wziął go za rękę, by dać mu znak, że nic złego się nie stało.

- Wyglądasz cudownie i obiecuję ci, że pokażę ci jak bardzo mi się podobasz w tym stroju jak

tylko wrócimy. A teraz musimy iść…

- Gart na nas czeka – podsunął mu usłużnie chłopak widząc, że Emanuel znów zaczyna się

rozpraszać.

- Tak, Gart.

Ku zaskoczeniu mistrza krasnolud czekał na nich w pokoju bliźniaków a nie w holu. Ubrany w

gustowny kaftan, z zaczesanymi włosami i brodą splecioną w misterne warkocze prezentował się

bardzo elegancko. Rozmawiał o czymś z Daelomin w czasie, gdy ta zabawiała chłopców

grzechotkami.

- Jesteście wreszcie – sapnął krasnolud.

- Tym razem jesteśmy na czas – odparł Emanuel z trudem odrywając wzrok od Crispina.

- Zamierzasz cały wieczór tak na niego patrzeć? – spytał nagle krasnolud.

- A nawet jeśli, to co?

- Jeśli masz na niego tak patrzeć przez całą drogę, to ja jadę osobną karetą.

- Gart o co ci chodzi?

Emanuel wyraźnie nie miał w tej chwili cierpliwości do krasnoluda i kłótnia zdawała się wisieć

w powietrzu.

- Wyglądasz jakbyś chciał go przyprzeć do ściany i wziąć tu i teraz – wybąkał zawstydzony

krasnolud.

- Bo chcę – odparł spokojnie Emanuel, a jego odpowiedź wywołała gwałtowny rumieniec na

twarzy Crispina i salwę śmiechu Daelomin – ale tego nie zrobię. Przynajmniej nie teraz.

Jeszcze dłuższą chwilę krasnolud stał jak wmurowany w ziemię i wyraźnie nie wiedział co

powiedzieć. W końcu elfka się nad nim zlitowała i postanowiła załagodzić sytuację.

- Kotek nie dręcz Garta.

- Postaram się, ale sam jest sobie winien.

- Proszę.

- Obiecuję się zachowywać w karecie jak na szlachcica przystało.

- Dziękuję – odparła elfka i ucałowała przyjaciela w policzek – a teraz ucałujcie chłopców na

pożegnanie i bawcie się dobrze dziś wieczorem.

Całą trójka posłusznie wykonała polecenie i już po chwili siedziała w karecie zmierzając do

siedziby rodu Morel. Wbrew temu czego Gart się spodziewał podróż nie była wcale niezręczna.

Emanuel ograniczył się do trzymania Crispina za rękę i uprzejmej wymiany zdań z krasnoludem

na temat efektów specjalnych i planowanych zmian w repertuarze na przyszły sezon.


Vanti i Naith 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz