Rozdział 3 - wszelkie prawa autorskie zastrzeżone
Zagrajmy w Pokera
Posiadłość Lorda Moorel należała do najwspanialszych w mieście. Mówiono nawet że przepychem przyćmiewa Pałac Imperatora. Gdy dotarli na miejsce, służba zaprowadziła całą trójkę do
przestronnej sali, w której
Maksymilian kazał ustawić nie tylko stół do pokera, ale
również stół do bilarda i tarczę
z rzutkami. Pod jedną ze ścian ustawiono ławy aż
uginające się od alkoholu i jedzenia. Młodszy
z braci Morel ubrany według powszechnie panującej mody
wykładał właśnie żetony do pokera
na stół.
- Maks… - Emanuel podszedł do brata – Czy ty, aby odrobinę
nie przesadziłeś?
- Ciebie też miło widzieć braciszku.
- Prosiłem o partyjkę pokera, a nie przyjęcie.
- Przecież wiesz, że chłopacy dużo jedzą. Chyba nie chcesz,
żeby byli głodni.
- Powiedz mi chociaż, że nie zorganizowałeś orkiestry.
Maksymilian tylko prychnął oburzony, ale gdy brat nie patrzył
wykonał kilka gestów w stronę
służących czekających przy drzwiach dyskretnie odwołując
szykujących się do wejścia
muzyków. Dopiero po chwili zauważył, że jego brat nie
przyszedł sam.
- Crispin, Gart, miło was widzieć.
Chłopak tylko skinął na powitanie głową, a krasnolud śmiało
uścisnął dłoń gospodarza.
- Nie wiedziałem, że też będziecie – Maksymilian zerknął na
brata.
- To jakiś problem? – spytał niewinnie Emanuel.
- Ależ skąd. Im nas więcej tym lepiej. Rozgrywka będzie
ciekawsza.
- A gdzie reszta?
- Będą tu lada moment. Swoją drogą Shanah chciała z tobą
zamienić słówko, więc jeśli chcesz,
możesz do niej zajrzeć na moment.
- Nie chciałbym zostawiać moich gości.
- Emanuelu, jeśli twoja bratowa chce z tobą porozmawiać, to
powinieneś iść. My z Crispinem
poradzimy sobie chwilę bez ciebie – wtrącił spokojnie
krasnolud.
- Emanuelu?
- Wolisz zarazo? – syknął cicho krasnolud.
- Rozumiem, że to mój wcześniejszy prezent urodzinowy.
- Można to tak ująć.
- Dzięki Gart. Crispin…
- Idź.
Emanuel szybko pocałował chłopaka w policzek i ruszył na
poszukiwanie Shanah. Odnalazł
dziewczynę bez trudu w jej komnatach i poczuł przyjemne
ciepło w sercu na widok promiennego
uśmiechu jakim go przywitała. Najmłodszy z jej synów spał w
jej ramionach i mistrz ostrożnie
pogłaskał dziecko po główce nim ucałował swoją przybraną
siostrę.
- Chciałaś mnie widzieć.
- Owszem braciszku. Chciałam z tobą porozmawiać.
- O czym?
Dziewczyna ostrożnie zsunęła obrączkę z palca i podała ją
Emanuelowi.
- Myślę, że powinnam ci to oddać.
Mistrz zmarszczył brwi nic nie rozumiejąc.
- Dlaczego chcesz mi oddać swoją obrączkę?
- To nie jest moja obrączka.
Lord Morel dopiero teraz rozpoznał pierścień, bliźniaczy do
tego, który nosił na palcu lewej ręki.
- Shanah, dałem ci go, żebyś była bezpieczna.
- Nie wolałbyś dać go teraz komuś innemu?
Emanuel tylko się uśmiechnął i pogłaskał dziewczynę po
głowie.
- Gdy nadejdzie czas Crispin dostanie własny…
- A Daelomin?
- Ona również. Ale masz rację, że powinienem porozmawiać z
Winterem, żeby mi zrobił nowy
komplet. Ten jest dla ciebie i chcę żebyś go nadal nosiła.
- Jeśli to zapewni ci spokój ducha, to obiecuję, że zawsze
będę go nosić – odparła wsuwając
pierścień z powrotem na palec. – Chyba powinieneś wrócić na
swoje przyjęcie braciszku.
- Wiedziałem.
- Co wiedziałeś? – zdziwiła się Shanah.
- Że Maks zrobi z partyjki pokera wielkie przyjęcie.
- Sam go poprosiłeś, więc teraz cierp – odparła dziewczyna ze
śmiechem.
- W sumie masz rację, sam jestem sobie winnien.
- Baw się dobrze braciszku.
- Uwielbiam, gdy mnie tak nazywasz.
- Wiem. Widzimy się jutro na śniadaniu.
- Do zobaczenia siostrzyczko.
Emanuel ucałował bratową w policzek i z uśmiechem na twarzy
ruszył z powrotem zmierzyć się
z pomysłami swojego brata. W komnacie byli już wszyscy
zaproszeni i Emanuel przez chwilę
obserwował ich interakcje. Winter i Albert siedzieli już przy
stoliku rozmawiając o czymś z
Gartem, Robert z Maksymilianem wybierali wino, Tiger nieco
naburmuszony nakładał sobie
dzika, a Crispin z Estebanem rozgrywali partię bilarda.
Pierwszy zauważył go Robert i już po
chwili Emanuel był miażdżony w stalowym uścisku elfa.
- Sto lat stary druhu.
Elf uśmiechnął się wesoło, ale mistrz harmonii aż się
skrzywił, gdy poczuł nagłe ukłucie emocji
kłębiących się w sercu przyjaciela. Niepokój i gniew splatały
się z ulgą, a wszystkiemu
towarzyszył obraz Seleny.
- Które to już urodziny? Setne? Dwusetne?
- Bardzo śmieszne Robercie – odparł Emanuel kwaśno i
spróbował rozmasować sobie skronie,
by złagodzić nagły ból głowy i odgrodzić się od uczuć
przyjaciela.
- Dobrze się czujesz? – elf zapytał cicho.
- Tak, ale daruj sobie proszę żarty o moim wieku. Nie
jesteśmy sami… - syknął w odpowiedzi
mistrz harmonii.
Chwilę później Emanuel został wciągnięty w kolejny uścisk, a
potem kolejny i kolejny. Życzenia
splatały się z emocjami, których Emanuel nie chciał wcale
wychwytywać. Jątrzący się smutek w
sercu Tigera, który wreszcie zaczynał sobie jakoś radzić z
utratą brata. Niepokój Wintera o niego
połączony z poczuciem winy. Znowu jakieś sekrety. Rezerwa
Alberta, który strzegł swoich
emocji lepiej niż niejeden ojciec cnoty własnych córek.
Esteban na całe szczęście uścisnął mu
tylko dłoń i mistrz ucieszył się, że nie wychwycił niczego
poza dobrym nastrojem mężczyzny.
- Dobrze się czujesz Emanuelu? – spytał z niepokojem Winter –
Jesteś nieco blady.
- Winter przyszedłeś tu dziś grać, czy mu matkować? – spytał
zaczepnie Maksymilian.
- Grać.
- No to siadaj z łaski swojej i zaczynajmy. Jak Em będzie
chciał pomocy, to powie.
Mistrzowie przyjęli słowa Maksymiliana ze spokojem i zaczęli
wybierać sobie miejsca przy
stoliku, jednak Winter jeszcze przez dłuższą chwilę
przyglądał się Emanuelowi.
#Na pewno wszystko z tobą w porządku?
#Tak. Dzięki za troskę.
Emanuel aż się wzdrygnął, gdy ktoś ujął jego dłoń. Zupełnie
nie zauważył, kiedy Crispin do
niego podszedł.
- Wystraszyłem cię?
- Tylko trochę…
Emanuel uśmiechnął się ciepło do swojego chłopaka, ale
zamarł, gdy ten przysunął się bliżej
i szepnął mu coś cicho do ucha. Z początku nie mógł
zrozumieć, co blondyn do niego mówi
zupełnie rozproszony jego bliskością, ale w końcu się
opanował i słowa nabrały sensu.
- Sprawdź swoje bariery…
Mistrz harmonii wziął głęboki wdech i już po chwili do jego
normalnych osłon dołączyła jedna
dodatkowa chroniąca go przed jego własnym darem empatii.
- Dziękuję…
- Chodź kotek zanim ciekawskie spojrzenia twoich kolegów
wypalą mi dziurę w ubraniu.
Emanuel uśmiechnął się radośnie i zajął miejsce przy stole
dbając przy tym o to, by Crispin
siedział zaraz obok niego.
- To na co gramy? – zapytał radośnie Robert nalewając sobie
wina.
- Na żetony – odparł spokojnie solenizant.
- No coś ty? Myślałem, że przyszedłem tu na pokera, a nie na
ciasteczka i herbatkę.
- Robert, jak Emanuel chce grać na żetony to jego wybór –
Winter próbuje stopować kolegę
instynktownie wyczuwając zbliżające się kłopoty.
- Co Winterku, pazurki się stępiły? – wtrącił się
Maksymilian.
- O jakiej stawce mówimy? – zaciekawił się Gart.
- Sam nie wiem… – stwierdził Robert – może tysiączek?
- Czy ty, aby nie przesadzasz Robercie? – Winter jest
wyraźnie niezadowolony.
- No co? Stać nas.
- Chyba ciebie – wtrącił kwaśno Tiger.
- Oj, zapomniałem… - strapił się nieco elf. – Wiesz co, ja ci
pożyczę.
- Chcesz, żeby Elsephet mnie zabiła?
- Odpracujesz w laboratorium.
- Robercie… - w głosie Wintera pobrzmiewa wyraźna
dezaprobata.
- No co? Trucizny mi się pokończyły.
- Może byście zapytali pozostałych co o tym myślą zamiast się
kłócić między sobą – wtrącił
Maksymilian.
- Dobrze – odparł Robert – Albercie czy stawka ci odpowiada?
- Jest ok, choć może powinniśmy…
- Estebanie? – elf nawet nie czekał aż młodszy z braci Old
Firenhand dokończy zdanie.
- Nie wiem – Esteban spojrzał na Maksymiliana – Stać mnie na
to?
- Tak…
- Więc w porządku.
- Maks?
- To chyba nie jest dobry pomysł.
- Siostrzyczka Morel boi się zagrać z dużymi chłopcami? –
Robert szydzi z przyjaciela, który
najwyraźniej nie wie, że zaraz właduje się w pułapkę
zastawioną przez elfa.
- Niczego się nie boję!
- To wchodzisz w to?
- Tak.
- Mości krasnoludzie?
- Gart, lordzie Surkow.
- Miło mi poznać, ale daruj sobie proszę tego lorda. Jesteśmy
w gronie przyjaciół, a dla
przyjaciół jestem po prostu Robertem.
- Robert, co ty kombinujesz? – spytał podejrzliwie Winter.
- Nic. Nie tylko ty chcesz zawrzeć bliższe znajomości z
nowymi przyjaciółmi Emanuela – odparł
elf z pokerową twarzą. – To jak będzie, Gart?
- Wchodzę w to.
- Winter?
- Chyba zostałem przegłosowany…
- No to gramy – ucieszył się elf.
- Nie zapomniałeś o kimś? – spytał Tiger.
- O kim?
- O naszym solenizancie? – usłużnie podsunął lord de Morcerf
- I jego lepszej połówce.
Podczas całej wymiany zdań Emanuel siedział jak na szpilkach.
Czuł rosnące rozczarowanie
i smutek swojego chłopaka i miał ochotę krzyczeć z
bezsilności. Powinien był uprzedzić
przyjaciół, że tego nie chce, ale teraz jest już za późno.
Ścisnął lekko rękę Crispina by zwrócić
na siebie jego uwagę i pochylił się w jego stronę.
- Przepraszam… - wyszeptał chłopakowi do ucha – nie chciałem
tego.
- W porządku Em, nie muszę grać.
- Ale ja chcę żebyś zagrał.
- Em…
- Czy możemy odłożyć tą rozmowę na później, a teraz po prostu
zagrać?
- Już ci mówiłem, że nie muszę grać.
- Słonko… proszę…
- Nie!
Crispin podniósł głos i zaraz tego pożałował, gdy spojrzenia
wszystkich zebranych padły na
niego. Zawstydzony zerwał się od stołu i wybiegł z sali.
Emanuel próbował go złapać za rękę i
zatrzymać, ale chłopak bez trudu uniknął jego dłoni i już go
nie było. Mistrz harmonii spojrzał z
wściekłością po swoich towarzyszach.
- Wielkie dzięki Robercie – syknął ze złością.
- Co ja takiego zrobiłem?
- Domyśl się – rzucił przez ramię Emanuel i wyszedł z sali w
ślad za swoim kochankiem.
- To się porobiło – stwierdził Albert.
- Robercie, czy naprawdę musiałeś naciskać na tak wysokie
stawki? – spytał znużonym głosem
Winter.
- No przecież wszyscy się zgodzili – bronił się elf.
- Chłopaka na to nie stać – odezwał się krasnolud, a w jego
głosie dało się wyczuć wyraźne nuty
niepokoju.
- Da się to jakoś załagodzić? – spytał Robert z mieszaniną
nadziei i poczucia winy.
- Daelomin dałaby radę, ale mówimy tu o Emanuelu – odparł
krasnolud coraz bardziej
zatroskany.
- Ej! Mój brat nie jest jakimś nieczułym draniem.
- Ale doświadczenie, jeśli idzie o bycie w związku, to ma
raczej niewielkie – skwitował Albert.
- To nie jego wina – bronił brata Maksymilian.
- Nikt nie mówi, że to jego wina. Po prostu stwierdzam fakt –
odparł Albert.
Mężczyźni czekali na powrót Emanuela i mieli nadzieję, że
mistrz harmonii podoła zadaniu
ugłaskania zranionej dumy swojego kochanka. Wszak nie ma na
tej ziemi nic delikatniejszego
niż męskie ego.
Emanuel dogonił Crispina w holu i nim ten zdążył
zaprotestować, wciągnął go do jakiegoś
pomieszczenia i zamknął w kołysce swoich ramion.
- Przepraszam.
- Za co? – wychrypiał chłopak.
- Słonko? – niepokój ścisnął serce mistrza harmonii – Ty
płaczesz?
Blondyn nie odpowiedział, tylko ukrył twarz w zgięciu szyi
kochanka.
- Nie płacz... Głupek ze mnie, powinienem był to przewidzieć.
Powinienem był z tobą
porozmawiać jeszcze zanim wyszliśmy z teatru…
- I co by to dało?
- Uniknęlibyśmy nieprzyjemnej dla nas obu sytuacji.
- Uniknęlibyśmy jej, gdybym został w domu tak jak
zamierzałem.
- Słonko...
- Zawstydziłem cię przed kolegami... – powiedział chłopak tak
cicho, że Emanuel ledwie go
zrozumiał.
- Bzdura. Jest mi tylko przykro, że zraniłem twoje uczucia.
Nie chciałem tego. To wszystko jest
dla mnie nowe…
- Myślisz, że dla mnie nie jest?
Emanuel delikatnie odsunął Crispina od siebie i spojrzał mu
prosto w oczy.
- Wiem, że to jest nowe dla nas obu i że jest wiele rzeczy,
które powinniśmy przedyskutować,
żeby nie ranić się nawzajem. Czy dasz mi jeszcze jedną
szansę?
- Wiesz, że tak.
Mistrz harmonii uśmiechnął się i pocałował czule swojego
towarzysza.
- Czy możemy pójść na jakiś kompromis w kwestii pokera?
- Em, mnie na to nie stać…
- Ale mnie stać i chciałbym, żebyś pozwolił mi to dla ciebie
zrobić.
Przez umysł mistrza przemknęły obrazy kamiennej celi i
pięknych strojów, które zastępowały
proste czarne szaty i zmywanie krwi z dłoni. Opatrywanie ran
w brudnych zaułkach mieszało się
z balami. Smak błota i krwi mieszał się z winem i wykwintnymi
potrawami. Emanuel
przyciągnął Crispina mocniej do siebie i poczuł gwałtowne
smagnięcie bólu, a potem coś jakby
ulgę. Pełen niepewności uniósł brodę chłopaka i uważnie
wpatrywał się w jego oczy
spodziewając się zobaczyć złocistą mgłę, której jednak tam
nie było.
- Co robisz?
- Wydaje mi się, że coś ci zrobiłem. Tylko nie wiem co.
Crispin pogłaskał Emanuela po policzku i uśmiechnął się
lekko.
- Cokolwiek zrobiłeś, dziękuję – wyszeptał.
Obaj wiedzieli co mistrz harmonii wychwycił z umysłu chłopaka
i żaden nie zamierzał o tym
teraz rozmawiać. Stali tak dłuższą chwilę w milczeniu,
rozkoszując się swoją bliskością.
W końcu Emanuel odgarnął włosy z twarzy kochanka i
przerwał ciszę.
- Poczułbyś się lepiej, gdyby stawka była niższa?
- Sprecyzuj co znaczy niższa.
- Sto koron.
- Tylko jeśli pozwolisz mi spłacić dług.
- Zgoda.
Crispin uśmiechnął się i Emanuel poczuł ulgę dostrzegając, że
jego kochanek wraca do siebie.
- A teraz chodźmy zanim uświadomię sobie jak piękne masz oczy
i zapomnę, że nie powinienem
cię obłapiać w gabinecie mojego brata.
- Jesteś niemożliwy.
- Nie niemożliwy, tylko niereformowalny – odparł Emanuel z
psotnymi iskierkami w oczach.
Chłopak zaśmiał się wesoło i pocałował kochanka czule, nim
wziął go za rękę i pozwolił
zaprowadzić się z powrotem do sali, gdzie wszyscy na nich
czekali.
Mistrzowie jak jeden mąż podnieśli głowy, gdy drzwi się
otwarły i Emanuel wszedł do środka
ciągnąc za sobą uśmiechniętego Crispina.
- Gramy? – spytał nieśmiało Robert.
- Gramy – odparł Emanuel – sto sztuk złota i ani szylinga
więcej.
Radosny okrzyk rozniósł się po sali i wszyscy zajęli swoje
miejsca. Nikt nawet słowem nie
wspomniał nieprzyjemnego incydentu.
- Maks rozdawaj nim zmienię zdanie i postanowię jednak
zbezcześcić świętość twojego
gabinetu.
Młodszy z braci Morel z wrażenia zadławił się winem i koledzy
rzucili się go ratować. Gdy
wreszcie mógł oddychać spojrzał z niedowierzaniem na brata.
- Że co?! Nie zrobiłeś tego. Powiedz, że tego nie zrobiłeś.
- Przejmujesz się, Tiger i Elsephet uważają demolowanie
mojego biura za grę wstępną –
skwitował Winter podając Maksymilianowi talię kart.
- Za dużo informacji – westchnął krasnolud.
- Gart chcesz piwa czy spirytu krasnoludzkiego? – spytał
Emanuel kierując się w stronę ław
z alkoholem – bo terapię masz już w pakiecie.
- Spirytu zarazo.
Mistrz zaśmiał się dźwięcznie, najwyraźniej dobra wola
krasnoluda ma swoje granice. Ustawił
na tacy puste kielonki i kielich z sokiem dla Crispina.
Dołożył kilka kanapek i zaniósł całość,
wraz z butelką spirytu do stolika. Gart spojrzał na niego
podejrzliwie.
- Będziesz pił spiryt zarazo?
- Owszem.
- Ja ci włosów nie będę trzymał – zastrzegł szybko krasnolud.
- Spokojnie, włosy mam krótkie. Nie trzeba trzymać.
Emanuel wyszczerzył zęby w uśmiechu widząc rozpacz na twarzy
krasnoluda i rozlał alkohol do
kieliszków wprawnym ruchem.
- Czemu Gart nazywa Emanuela zarazą? – spytał cicho Robert
siedzącego obok Maksymiliana.
- Nie mam pojęcia, ale to i tak całkiem przyjazne określenie
z jego strony.
- Gart ma swoje powody i lepiej nie wnikaj Robercie, bo nie
tylko Elsephet może ci zafundować
terapię – odparł Emanuel.
- A skoro już jesteśmy przy Elsephet – wtrącił Tiger
oglądając swoje karty i układając przed
sobą żetony – moja żona zaprasza was na obiad.
- Na obiad? – zdziwił się Emanuel.
- Na obiad. To taki posiłek, który się je w środku dnia.
- Tiger… - mistrz harmonii spojrzał na przyjaciela
podejrzliwie – nie obraź się, ale jakoś
wolałbym darować sobie obiadki z całą twoją rodziną.
- A co to niby miało znaczyć? – elf rzucił jeden z żetonów na
środek stołu rozpoczynając
rozgrywkę.
- Pamiętasz jak to się skończyło ostatnim razem?
- Nie. Może mi przypomnisz.
- Tiger, nie psuj gry – wciął się dyplomatycznie Winter. –
Podbijam.
- Przecież ja go tylko zapraszam na obiad.
Winter spojrzał na przyjaciela wymownie i musnął jego myśli
otwierając telepatyczny kontakt.
# Naprawdę chcesz wyciągać stare sprawy przy chłopaku
Emanuela? W jego urodziny?
# Ja naprawdę nie rozumiem o co tyle hałasu. Nie przypominam
sobie, żadnego incydentu
w ostatnich latach.
# To go zapytaj, tylko delikatnie.
- A kiedy nas zaprosisz na obiad? – wtrącił Albert rzucając
żeton na stosik.
- Jak chcesz, to możesz przyjść choćby jutro, tylko mnie nie
wiń, jeśli na przywitanie dostaniesz
od niej piorunem.
- To ja się jeszcze zastanowię.
- Spoko, moje drzwi stoją dla ciebie otworem.
Elf spojrzał na Emanuela, który właśnie uniósł kieliszek by
wznieść toast.
- Za przyjaciół.
- Z takimi przyjaciółmi nie potrzeba ci wrogów – szepnął
Albert i skrzywił się, gdy dostał od
brata po głowie.
- Twoi przyjaciele mają szczególne poczucie humoru zarazo.
- Ano mają… - westchnął mistrz harmonii dramatycznie.
# Emanuelu…
# Czego chcesz Tiger? – myśl niosła ślady rozdrażnienia.
# Co się wydarzyło przy ostatnim obiedzie?
# Naprawdę nie pamiętasz?
# Naprawdę.
# Twoja córka molestowała mnie przy stole.
Tiger zakrztusił się winem i zrobił się niemal zielony na
twarzy.
- Moja córka co zrobiła?!
- Tiger, proszę nie teraz. – Emanuel rzucił dwa żetony na
stosik. – Podbijam i sprawdzam.
- Spiczastouchy, mama ci nie mówiła, że nieładnie jest używać
myślmowy w towarzystwie?
- Robercie mam ci przypomnieć, że też masz spiczaste uszy? –
spytał Winter słodkim głosem, w
którym czaiła się niewypowiedziana groźba.
- Przepraszam… - Tiger speszył się wyraźnie swoim wybuchem. –
Już nie będę.
Rozgrywka toczyła się spokojnie. Crispin obserwował
pozostałych graczy i z rozbawieniem
stwierdził, że są tak zajęci współzawodnictwem między sobą,
że z reguły ignorują jego, Estebana
i Garta. Poza tym rozpraszają ich różne małe sprzeczki i
enigmatyczne wspominki dawnych lat.
- Swoją drogą Emanuelu, dlaczego nie chciałeś prezentów? –
zagadnął w którymś momencie
Robert.
- A po co mi prezenty?
- Jak to po co ci prezenty? – zdziwił się elf. – Prezent to
prezent. To coś co ma ci sprawić frajdę,
a czego prawdopodobnie sam sobie nigdy nie kupisz.
- Dziękuję nie potrzebuję opium.
- Skąd pomysł, że dałbym ci opium?
- Nie wiem. Ostatnio proponowałeś je Winterowi jako drogę do
oświecenia.
- Ciebie nie trzeba oświecać, tylko rozluźnić – skwitował
elf.
- A opium się do tego nie nadaje? – zaciekawił się Albert.
- Nadaje, ale są lepsze środki – odparł Robert.
- Jak tak bardzo chcesz mi dać prezent, to mam prośbę.
- Jaką? – zapytał podejrzliwie elf.
- Chciałbym, żebyś sprawdził czyjś potencjał magiczny.
- Przecież sam możesz to zrobić – stwierdził elf podbijając
stawkę. – Zresztą twoi synowie są
jeszcze za mali na to.
- Nie mówię o moich synach.
- A o kim? – spytał Robert dolewając sobie wina.
Emanuel skinął lekko głową w bok licząc na to, że Crispin nie
zauważy tego ruchu.
- No dobra, ale to po tej partii.
- Chcesz to zrobić teraz? – zdziwił się Emanuel.
- A czemu nie?
- Bo jesteś wstawiony?
- Emanuelu nie dramatyzuj wypiłem dopiero dwie butelki wina -
odparł nieco obruszony elf.
- Cztery – poprawił go Albert.
- Zresztą co może mu się stać. Najwyżej zakręci mu się w
głowie i tyle.
- Robercie nie będziesz po pijaku badał nikomu potencjału
magicznego – stwierdził Winter.
- Myślisz, że nie dam rady?
- Tego nie powiedziałem.
- Udowodnię ci – urażony Robert już zaczął wstawać z krzesła
– nie tylko mu ten potencjał
zbadam, ale jeszcze aktywuję!
# Maks! – myśl Emanuela niosła w sobie szczerą panikę.
- Siadaj Robercie – młodszy z braci Morel niemal siłą
posadził elfa z powrotem na jego miejsce.
– Jeszcze się chłopak pochoruje i zepsujesz Emanuelowi
urodziny.
- Chłopak? – zapytał Crispin unosząc nieco brew i spoglądając
niepewnie na swojego kochanka.
– Powiedz mi, że on nie mówi o mnie.
Poczucie winy odmalowało się na twarzy mistrza harmonii tak
wyraźnie, że nie było sensu
zaprzeczać.
- Dlaczego chcesz odblokowywać mi jakiś potencjał magiczny? –
spytał blondyn podejrzliwie.
- Nie chcę…
- Nie kłam – głos Crispina jest łagodny, ale Emanuel czuje
gniew buzujący pod powierzchnią.
- Chciałem tylko wiedzieć czy w ogóle masz jakiś potencjał.
- Po co chcesz to wiedzieć?
- Słonko, możemy o tym porozmawiać później?
- Emanuelu, zadałem ci pytanie.
- Żeby cię chronić.
- Przed czym?
Emanuel nie odpowiedział tylko spojrzał na swoje dłonie, ale
Crispinowi to wystarczyło.
Wiedział, że mistrz chce go chronić przed samym sobą. Blondyn
tylko westchnął i wziął
towarzysza za rękę.
- Dobrze, później mi to wyjaśnisz.
- Pozwolisz Robertowi sprawdzić swój potencjał?
- Pozwolę – blondyn spojrzał surowo na elfa, który już
próbował wstać z krzesła – ale jak będzie
trzeźwy. A teraz się uśmiechnij, bo powiem Daelomin, że nie
chciałeś się dobrze bawić.
Mistrz harmonii pokręcił tylko głową, ale uśmiechnął się
posłusznie.
- Winter skoczysz ze mną po wino? – spytał po paru partiach
Emanuel.
- Mało ci wina? – zdziwił się Maksymilian.
- Mam kilka butelek na specjalne okazje w swojej piwniczce.
To jak?
Winter wzruszył ramionami i wstał.
- Jak chcesz, to twoje święto.
- Jak wrócicie pokroimy tort – rzucił za nimi Maksymilian.
Emanuel uśmiechnął się do brata i cmoknął szybko Crispina w
policzek, nim ten zdążył się
zorientować i uchylić. Koniecznie muszą porozmawiać o tym
publicznym okazywaniu uczuć.
Winter cierpliwie czekał na przyjaciela na korytarzu i gdy
oddalili się nieco, postanowił
dowiedzieć się o co naprawdę chodziło Emanuelowi.
- Dobra wyrzuć to z siebie. Czego byś chciał?
- Ranisz me uczucia.
- Emanuelu, nie błaznuj, to do ciebie nie pasuje.
- Chcę cię poprosić o przysługę…
- Tego się domyśliłem.
- Pamiętasz obrączki, które zrobiłeś dla siebie i chłopaków?
- Owszem. Z tego co pamiętam ty też dostałeś komplet.
Emanuel zwiesił nieco głowę na wspomnienie dnia, w którym
dostał od przyjaciela obrączki
i mało nie dał mu w twarz ze złości. Wspomnienie go
zabolało, ale starał się nie dać tego po
sobie poznać. Jednak Winter znacznie więcej teraz rozumiał
niż kiedyś i zdążył już pożałować
swoich słów. Nie chciał rozdrapywać starych ran.
- Rozumiem, że nie masz już tego kompletu – powiedział
łagodnie.
- Tak. Nie. Nie do końca… - Emanuel spojrzał na swoją lewą
dłoń. – Dałem jedną Shanah jak
Maks wyjechał. Chciałem mieć pewność, że jest bezpieczna.
- Dobrze zrobiłeś. Dziwię się, że Maksymilian jeszcze mnie
nie poprosił o zastąpienie tej, którą
Shanah straciła.
- Dziwię się, że nie docieka co się z nią stało. Chyba nie
chce się przyznać, że nie wie od kiedy
Shanah nie nosi swojej obrączki.
- To możliwe…
- Zrobiłbyś komplet dla mnie?
- Emanuelu…
Winter zatrzymał przyjaciela i spojrzał mu w twarz starając
się wyczytać z niej to czego mistrz
nie będzie chciał mu powiedzieć słowami.
- Jesteś na to gotowy?
- Ja… - głos mu się lekko załamał – Ja nie wiem…
- Chodzi o małżeństwo?
- Przestań. – Emanuel nie zdołał ukryć bólu w swoich oczach.
– Choć raz bądź moim
przyjacielem, a nie psychiatrą.
- Jestem twoim przyjacielem. Tiger naprawdę nie powiedział
tego wtedy, żeby cię zranić.
- Wiem…
- Wymyślił nawet całkiem nieźle jak to wszystko obejść.
- Co ten futrzak takiego wymyślił? – zapytał blondyn z
goryczą w głosie
- Stwierdził, że możesz wziąć elficki ślub, a całą resztę
załatwić przez prawnika.
- Całą resztę?
- Dziedziczenie, opiekę nad dziećmi, wspólnotę majątkową…
cały ten prawny majdan.
Emanuel stanął jak wryty i wpatrywał się w przyjaciela z
mieszaniną nadziei i paniki na twarzy.
- Ja…
- Nie musisz się spieszyć. Pomyślałem po prostu, że chciałbyś
wiedzieć, że masz taką opcję.
Emanuel wziął przyjaciela w objęcia i Winter trzymał go przez
chwilę pozwalając mu się
uspokoić. I jeśli mistrzowi harmonii popłynęły łzy z oczu, to
Winter postanowił zachować to
tylko dla siebie.
- No już… Zrobię ci te obrączki. Musisz mi tylko dostarczyć
projekt i materiały.
Mistrz harmonii odsunął się od swojego dowódcy i głęboko odetchnął
zbierając odwagę by
zadać ostatnie pytanie.
- Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
- Czy możesz w komplecie zrobić trzy? – głos Emanuela jest
bardzo cichy i niepewny.
- Trzecia dla Daelomin?
Blondyn tylko skinął głową.
- Postaram się.
- Dziękuję…
Obaj mistrzowie wznowili swoją wyprawę po wino.
- Em… jakbyś chciał kiedyś pogadać, to moje drzwi stoją dla
ciebie zawsze otworem.
- Winter…
- Wiem, że to dla ciebie trudne i że cię zawiodłem, ale
Elsephet ma pod jednym względem rację.
Niczego nie naprawimy, jeśli nie będziemy ze sobą rozmawiać.
- Postaram się o tym pamiętać.
- A jeśli nie chcesz o czymś rozmawiać ze mną, to zawsze masz
Maksymiliana, Shanah,
Daelomin, Elsephet i Crispina.
Emanuel uśmiechnął się lekko i otworzył drzwi do swojej
prywatnej piwniczki.
- Myślisz, że powinienem iść na ten obiad do Tigera?
- Prędzej czy później będziesz musiał. Elsephet nie pozwoli
ci się długo ignorować.
- Gdyby Elsi chciała ze mną pogadać, to by to zrobiła –
odparł mistrz przeglądając butelki wina i
podając wybrane przyjacielowi.
- Po tym numerze, który wycięliście w czasie ataku na miasto,
Tiger jest bardziej niż zwykle
drażliwy na twoim punkcie.
- Nie dziwię mu się…
- Poza tym zaproszenie dotyczyło was, a nie ciebie samego.
- Faktycznie. – Emanuel wybrał ostatnią butelkę i obrócił się
do przyjaciela – Winter…
- Nie przeginasz czasem z tą swoją listą życzeń?
- To już ostatnie.
- Dobra, dawaj.
- Zwolnisz mnie z obowiązków na miesiąc jak skończy się sezon
w teatrze?
- Zwariowałeś? – Winter już miał w głowie całą litanię na
temat tego jak Emanuel może tak
lekceważyć swoje obowiązki, zwłaszcza po ataku na miasto, ale
gdy spojrzał na jego twarz
słowa uwięzły mu w gardle. – Po co ci ten miesiąc?
- Emili pomaga mi z empatią… Chwilami mam wrażenie, że
otworzyłem jakąś pierdoloną
puszkę pandory…
- Empatia jest częścią twojego daru?
- Tak…
- Więc powinieneś się nauczyć jak jej porządnie używać.
- Jedyna empatka jaką znam mówi, że potrzebuję podstaw i że
najlepiej by było pojechać gdzieś
z dala od ludzi, żebym się nie martwił, że przypadkiem zrobię
komuś krzywdę.
- Co na to Tiger?
- Jeszcze z nim o tym nie rozmawiałem.
- Daj znać jak porozmawiasz. Coś wymyślimy, żebyś miał to
swoje szkolenie.
Mężczyźni szli przez chwilę w milczeniu. Ciszę ponownie
przerwał Winter.
- Dlatego chcesz wiedzieć czy Crispin ma potencjał magiczny?
Emanuel przez chwilę zastanawiał się co odpowiedzieć swojemu
dowódcy, ale nie znalazł
żadnego powodu, dla którego nie mógłby po prostu powiedzieć
mu prawdy.
- Jeśli ma potencjał, mógłbym nauczyć go osłaniać swój umysł
i zabrać ze sobą na moje
szkolenie.
Winter zatrzymał swoje wątpliwości dla siebie. Dziś nie jest
odpowiedni dzień by poruszać
z mistrzem harmonii kwestię jego niezdrowego
przywiązania do swojego kochanka. Może to
kwestia pierwszego związku, a może Emanuel po prostu musi
nadrobić te wszystkie lata,
w których się ograniczał.
Gdy Emanuel wszedł do sali zamarł w pół kroku na widok tortu,
w który Maksymilian z uporem
maniaka wtykał kolejne świeczki. Tort wygląda jak obraz
rozpaczy, bo jego twórczyni nie
przewidziała tony wosku na jego powierzchni.
- Maksymilianie Morel – Emanuel podświadomie użył tonu,
którym karcił brata, gdy ten coś
zbroił będąc małym chłopcem – co ty do diabła ciężkiego
wyprawiasz?
- Świeczki ci stawiam – odpowiedział młodszy z braci Morel
chichocząc – ale chyba mi ich
trochę zabraknie.
- Co wyście mu dali? – Emanuel naskoczył na Tigera i Roberta,
którzy nieudolnie próbowali
ukryć swoje rozbawienie.
- Księżycowe wino… - powiedział ze skruchą Tiger.
- Wzmocnione odrobiną magią – dodał Robert.
- Odrobiną? – spytał Winter obserwując z niedowierzaniem
chichoczącego Maksymiliana. –
Przecież on jest pijany w trzy dupy.
- No, może nie odrobiną… - przyznał elf.
- Robercie jak bardzo wzmocniłeś to wino?
- Bardzo…
- Jak bardzo? – naciskał Winter.
- W chuj.
- Maks zejdź z tego krzesła – przekonywał w tym czasie
Emanuel.
- Ale jeszcze kilka świeczek mi zostało…
- Maks ja nie mam dwustu lat.
- A ile?
- Maks, proszę cię zejdź z krzesła. Damy ci jakiegoś rosołku,
poczujesz się lepiej.
- Ale ja się dobrze czuję…
- Złaź natychmiast! – nie wytrzymał Emanuel – Wstyd mi
przynosisz… i sobie zresztą też.
Maksymilian przestał chichotać i wyglądał teraz tak jakby
miał się zaraz rozpłakać. Mistrz
harmonii pożałował swoich ostrych słów i odetchnął głęboko
próbując się uspokoić.
- Maks proszę cię zejdź. Nie chciałem na ciebie nakrzyczeć.
- Chciałeś.
- Nie, nie chciałem. Proszę zejdź z krzesła i porozmawiaj ze
mną.
Winter patrzył na całą scenę z niedowierzaniem i w myślach
już układał treningi i program
terapii dla całej swojej drużyny.
- Nie pamiętam, żebym widział Maksymiliana pijanego dłużej
niż pięć minut od kiedy nie ma z
nami Sin Ju – stwierdził Albert.
- Co ty nie powiesz? – Winter utkwił spojrzenie w bracie. –
Skoro ich nie powstrzymałeś, to
teraz ściągaj siostrzyczkę Morel zanim gdzieś wyżej wlezie.
- Dlaczego ja?
- Bo ci kazałem.
Albert westchnął tylko, ale poszedł razem z Emanuelem
przekonywać Maksymiliana by zostawił
tort i zszedł z krzesła.
- Gdzie jest Esteban? – zapytał Roberta Winter.
- Poszedł z Gartem po jakiś tytoń, chcieli zapalić fajkę nim
wrócicie.
- Dobre chociaż to… A Crispin?
Robert wskazał na nieco bladego chłopaka siedzącego w rogu
pokoju z nożem w ręce.
- Powiedział, że jak tknę jego drinka, to mi łapy poucina –
poskarżył się Robert – a ja tylko
chciałem spróbować co Emanuel mu zrobił.
- A to było przed czy po tym jak poczęstowałeś Maksymiliana
księżycówką?
- Po, a czemu pytasz?
- To wiele wyjaśnia…
Winter posłał wiązkę myślową do Emanuela mając nadzieję, że
jeszcze nie jest za późno.
# Em, zostaw Maksa Albertowi i zajmij się Crispinem. Wygląda
na mocno wystraszonego…
Emanuel gwałtownie się obrócił, jakby go ktoś smagnął biczem
i ruszył do swojego kochanka.
Kiedy chłopak nie zareagował na jego obecność, mistrz zaczął
się martwić. Przykucnął obok
niego i łagodnie przemówił do niego.
- Słonko?
Crispin podniósł nieco szklisty wzrok jakby dopiero teraz
dostrzegł Emanuela i rzucił mu się w
ramiona. Lord Morel wyczuł delikatną woń alkoholu i echa bólu
i strachu z przeszłości. Strzępy
wspomnień ukazywały mało przyjemny obraz. Ktoś zmuszał
Crispina siłą do picia w bardzo
brutalny sposób budując jego odporność na alkohol.
- Słonko… Już dobrze… Jestem przy tobie…
Ucałował kochanka w czoło i delikatnie kołysał splatając
zaklęcie diagnozy. Blondyn się nawet
nie odezwał.
- Wszystko z nim w porządku? – zapytał Winter ostrożnie
zbliżając się do obu mężczyzn.
- Nie… - wychrypiał Emanuel i rzucił zaklęcie uśpienia na
Crispina całując go w czoło
i układając ostrożnie na ziemi. – Zatłukę ich…
Zimna furia Emanuela przeraziła lorda Old Firenhand i
sprawiła, że ten aż się cofnął.
- Emanuelu…
- Który do kurwy nędzy dał mu alkohol!!!
Wszyscy w pokoju zamarli i spojrzeli ze strachem na Emanuela.
Maksymilian zszedł z krzesła i
usiadł cichutko jak trusia.
- Zapytam o to jeszcze tylko raz, który dał Crispinowi
alkohol…
Takiej żądzy mordu mistrzowie nie widzieli chyba nigdy w
oczach spokojnego i opanowanego
mistrza harmonii. Robert wystąpił przed szereg wyraźnie
skruszony i nieco wystraszony.
- To był wypadek…
- Jakim cudem magiczne zatrucie alkoholowe, to wypadek?! –
ryknął Emanuel.
- Chciałem się dowiedzieć co za drinka mu zrobiłeś, że go tak
zazdrośnie strzeże i jak zagroził,
że mi utnie łapy jak jeszcze raz spróbuję się napić z jego
kielicha, to zamieniłem magicznie
zawartość naszych pucharów… Ale coś chyba poszło nie tak, bo
w moim kielichu był tylko sok
owocowy.
- Na bogów… - Winter przykląkł przy chłopaku i aktywował swój
dar.
Emanuel spojrzał z niedowierzaniem na wstawionego elfiego
maga.
- Piliście zaprawioną magią księżycówkę i tak po prostu
zamieniłeś zawartość waszych
kielichów?
- No tak…
Emanuel już miał się rzucić na Roberta, gdy doszedł go
zdezorientowany głos Crispina.
- Em?
Mistrz harmonii momentalnie był przy chłopaku.
- Hej, słonko…
- Co? Co się stało?
# Skłam – przesłał mu Winter myślowo i Emanuel posłał mu
gniewne spojrzenie, ale po chwili
uświadomił sobie, że tak będzie lepiej dla Crispina i wyraz
jego twarzy złagodniał.
- Zemdlałeś…
- Zemdlałem? – chłopak próbuje się podnieść z ziemi.
- Ostrożnie słonko. To pewnie przez to, że niewiele dziś
zjadłeś na obiad. Treningi, stres, sam
rozumiesz…
- Nie powiesz Daelomin? – zapytał chłopak cicho.
- Nie powiem.
Emanuel pomógł chłopakowi wstać i posadził go przy stole.
- Spróbujesz coś zjeść?
Blondyn tylko skinął głową nadal nieco zdezorientowany.
# Winter, czy możesz otrzeźwić resztę nim naprawdę będę
musiał kogoś zamordować?
# Pracuję nad tym.
Po paru minutach mistrzowie siedzieli potulnie wokół stołu z
kartami, czekając na powrót Garta
i Estebana. Crispin jadł i zastanawiał się skąd ta grobowa
atmosfera, gdy jego wzrok padł na tort.
- A to co na bogów?
- Tort – odpowiedział Maksymilian.
- Chcieliście go podpalić?
- Nie… Po prostu nas trochę poniosło ze świeczkami.
- Trochę? – chłopak uniósł wymownie jedną brew.
Crispin przez chwilę liczył świeczki, ale szybko się poddał i
stwierdził, że może jednak nie chce
wiedzieć.
- Emanuel nigdy nie pozwala stawiać świeczek na swoim torcie
– odparł Maksymilian.
- Może mam ku temu jakiś powód braciszku.
- Nie jesteś aż tak stary…
- Maks pilnuj swojego wieku – syknął Emanuel.
- No już się tak nie jeż.
Crispin uśmiechnął się lekko i wziął kochanka za rękę pod
stołem.
- Spokojnie kotek. Wiem, że jesteś starszy ode mnie.
- Starszy, to mało powiedziane… - skomentował cichutko
Robert.
- Robercie czy ty masz jakieś życzenie śmierci, o którym nam
nie powiedziałeś? – zapytał
przymilnie Winter.
- Już jestem cicho.
Nagle elf coś sobie przypomniał i wyciągnął jakiś pakunek z
wielką kokardą spod stołu.
- To może na poprawę nastroju rozpakujesz prezent.
- Robercie, miało nie być prezentów – westchnął Emanuel.
- Ale kupiłem to zanim dostałem info o nie kupowaniu prezentów,
a wolałbym tego nie
zostawiać u siebie.
Mistrz harmonii zamarł, gdy odwinął papier i jego wzrok padł
na okładkę pokaźnych rozmiarów
księgi.
- Robercie czy ja ci coś zrobiłem i mścisz się na mnie teraz?
- Nie, dlaczego?
- Kupiłeś mi kamasutrę…
- No i?
- Kupiłeś mi elficką kamasutrę…
Tiger zerknął z zaciekawieniem koledze przez ramię.
- Dla mężczyzn…
- Kamasutra jest dla obu płci – sprostował Albert.
- Nie ta – odparł Emanuel, a Tiger odskoczył od niego jak
oparzony.
- Myślałem, że się ucieszysz – stwierdził Robert. – Nie było
łatwo ją znaleźć.
- Dziękuję Robercie – odparł mistrz harmonii tonem aż
ociekającym od jadu – przynajmniej tej
nie napisał mój brat.
W tym momencie do pokoju wkroczył Gart z Estebanem i wszyscy
zastygli na swoich
miejscach.
- Czego nie napisał twój brat Emanuelu – zaciekawił się
Esteban.
- Niczego – odparł lord Morel szybko chowając książkę pod
stołem.
Esteban tylko zmarszczył brwi, ale postanowił nie naciskać
domyślając się, że koledzy kupili
nieszczęśnikowi jakiś kompromitujący prezent.
- To co? Wracamy do rozgrywki? – zapytał spokojnie Gart.
- Szczerze powiedziawszy mam dość wrażeń jak na jeden wieczór
– powiedział Emanuel
zmęczonym głosem.
- Jeszcze nie ma północy – zdziwił się krasnolud.
- Gart, jeśli chcesz możesz zostać. Ja zabieram Crispina do
domu… Maks dasz mi jakąś torbę na
mój prezent?
- Już… - młodszy z braci Morel wystrzelił z pokoju jak
strzała.
Krasnolud wyraźnie się zawahał wyczuwając, że coś jest nie
tak. Korzystając z tego, że
większość gości zaczęła się zbierać, odciągnął Emanuela na
bok by zamienić z nim po cichu
kilka słów.
- Z Crispinem wszystko w porządku?
Szczery niepokój w głosie krasnoluda ujął mistrza harmonii za
serce.
- Tak… Teraz już tak…
- Chcesz być z nim sam?
- Gart o co ci chodzi?
- Wyglądasz jakbyś był na torturach, a nie na swoich
urodzinach. Pomyślałem więc, że może
wolałbyś spędzić kilka chwil sam na sam ze swoim partnerem
zamiast hamować się ze względu
na mnie.
- Gart czy ty sugerujesz, to co ja myślę, że sugerujesz?
- Ja nic nie sugeruję – zaczął się bronić krasnolud – po
prostu wyglądasz jakbyś potrzebował się
do kogoś przytulić, a ja się na to nie piszę.
- Dzięki, doceniam to.
- Nie ma sprawy zarazo.
- Poradzisz sobie z powrotem do domu?
- O nic się nie martw, zresztą Winter już zaoferował, że mnie
odwiezie. Próbuje wybadać
dostępność naszych kryształów i jest całkiem zabawny w tych
swoich podchodach.
Emanuel się tylko uśmiechnął i wrócił do towarzyszy podliczających
właśnie wygrane
z dzisiejszego wieczoru. Maksymilian, w którymś momencie
podał mu elegancką torbę na ramię
i mistrz dyskretnie schował w niej książkę.
- Dobra, to żeby było najprościej, to wypłacę wam zaraz wasze
wygrane, a później się
rozliczymy – młodszy z braci Morel zabrał swoje zapiski i po
paru minutach wrócił z czterema
sakiewkami, które wręczył za pokwitowaniem Estebanowi,
Winterowi, Crispinowi i Gartowi.
- Kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście w miłości
– powiedział z uśmiechem Robert
próbując załagodzić sytuację z Emanuelem.
Mistrz harmonii przyciągnął swojego kochanka i wręczył mu
torbę dbając o to by tylko Robert
usłyszał jego kolejne słowa.
- Masz kochanie, przejrzyj i powiedz mi później co chcesz na
mnie wypróbować.
Crispin wyglądał na nieco zdziwionego, ale posłusznie wziął
torbę.
Muśnięcie myśli elfa zapoczątkowało kontakt telepatyczny.
# Emanuelu naprawdę przepraszam.
# Mogłeś mu zrobić poważną krzywdę.
# Alkohol przyćmił mi rozum. To się więcej nie powtórzy, przysięgam.
Mógł mi powiedzieć, że
nie pije…
# Może nie chciał ci tego mówić – myśli Emanuela znów stają
się gniewne.
# Przepraszam… Nadal chcesz, żebym sprawdził jego potencjał?
# Tak – odparł Emanuel z rezygnacją.
# Chcesz czegoś jeszcze? Zrobię co zechcesz, tylko się już
nie gniewaj.
# Nauczysz go podstaw osłaniania umysłu?
# Jeśli ma w sobie choć krztę magii, to nauczę. Daj znać
kiedy będziecie chcieli przyjść.
# Dziękuję Robercie…
Emanuel wziął Crispina za rękę i pożegnawszy się z zebranymi
udał się do karety. Dał znak
woźnicy by ten jechał i wciągnął kochanka do środka.
- Gart z nami nie jedzie?
- Nie – odparł Emanuel tuląc do siebie chłopaka.
- Dlaczego?
- Bo nie chciał patrzeć jak cię obłapiam.
Crispin uśmiechnął się wesoło i pocałował czule swojego towarzysza.
- Będziesz mnie obłapiał?
- Cały wieczór na to czekałem… - dłonie mistrza błądziły po
ciele chłopaka – Żeby ci pokazać
jak bardzo mi się podobasz… Jak bardzo cię pragnę… Jak bardzo
chcę poczuć cię w sobie…
- Em… - Crispin próbował sobie przypomnieć dlaczego seks w
karecie to zły pomysł, ale jego
umysł nie miał najmniejszej ochoty z nim współpracować.
Emanuel przerzucił nogę nad ciałem chłopaka, który odruchowo
objął go w pasie, żeby pomóc
mu utrzymać równowagę.
- Powiedz mi, że nie chcesz, to przestanę.
Blondyn tylko jęknął cicho mocniej zaciskając dłonie na
biodrach kochanka, które poruszały się
w nad wyraz sugestywny sposób. Emanuel bynajmniej nie
zamierzał grać czysto. Jednym
ruchem przeciągnął przez głowę kaftan i koszulę, które opadły
gdzieś na podłogę powozu.
Crispin odrzucił głowę do tyłu, gdy jego towarzysz zaczął
całować go po szyi.
- To jak będzie? – wyszeptał mistrz nie przestając go
pieścić.
- Em…
Chłopak nie był w stanie wydusić z siebie nic więcej. Każda
komórka jego ciała zdawała się
ulegać pragnieniom mistrza harmonii. Blondyn nawet nie
zwrócił uwagi, gdy karetę wypełniła
delikatna poświata zaklęcia, które po chwili rozproszyło się
wraz ze szwami bryczesów
Emanuela. Jednak, gdy poczuł pod swoimi dłońmi ciepłą skórę
swojego towarzysza coś w nim
pękło i pasja ostatecznie wzięła górę nad rozsądkiem.
Kontrast pomiędzy bogatą fakturą jego
stroju i nagą skórą kochanka doprowadzał go do szaleństwa.
- Em!
- Cśśś… - wymruczał mistrz do ucha blondyna – Musimy być
bardzo cicho. Chyba nie chcesz,
żeby ktoś nas usłyszał…
Crispin z trudem skinął głową, że rozumie. Jednak, gdy ich
ciała się połączyły nie było mowy o
tym by mógł pozostać cicho. Wtulił twarz w zagłębienie szyi
mistrza w nadziei, że przytłumi to
dźwięki wyrywające się z jego gardła. Następne co chłopak
pamiętał to rozkoszne uczucie
spełnienia i Emanuel czule gładzący go po włosach.
- Jesteś ze mną? – cichy szept wywołał w blondynie rozkoszny
dreszcz.
- Co?
Emanuel zaśmiał się lekko i pocałował czule swego towarzysza,
nim się od niego nieco odsunął,
by móc spojrzeć mu w oczy.
- Troszkę mi odpłynąłeś…
Chłopak tylko jęknął, a na jego policzkach wykwitł głęboki
rumieniec. Przez głowę przemknęło
mu, że to już drugi raz tego wieczoru, ale ponure rozmyślania
odeszły w niepamięć, gdy
uświadomił sobie, że nadal trzyma w ramionach swojego nagiego
kochanka, podczas gdy on sam
jest całkowicie ubrany.
- Em…
- Chyba powinienem się ubrać – stwierdził mistrz sięgając po
koszulę i kaftan leżące u stóp
chłopaka – zbliżamy się do teatru.
Gdy Emanuel podniósł kawał tkaniny, który jeszcze parę minut
temu był eleganckimi
bryczesami, blondyn pomyślał, że są w nie lada tarapatach,
ale lord Morel nie przejął się tym
zbytnio.
- Em… - pierwsze nuty paniki zabarwiły głos Crispina, gdy
powóz zaczął zwalniać.
Mistrz tylko uśmiechnął się i przymknął oczy splatając
zaklęcie. Tkanina z jego dłoni znikła, a
na jego nogach pojawiły się proste spodnie, może nie tak
wytwornie skrojone jak oryginalne, ale
kto by zwracał na to uwagę w środku nocy.
- Zawsze wiedziałem, że tworzenie szaty kiedyś się przyda.
Emanuel cmoknął kochanka w czubek nosa i opadł na siedzenie
obok akurat w chwili, gdy
powóz się zatrzymał. Chłopak odetchnął z ulgą, że jednak nikt
ich nie przyłapie
w kompromitującej sytuacji. Chyba już nigdy nie będzie w
stanie wsiąść do karety nie rumieniąc
się przy tym na wspomnienie tego co zrobili dzisiejszej nocy.
Gdy drzwi powozu się otworzyły, lord Morel wysiadł ze
spokojem i dyskretnie wsunął woźnicy
sztukę złota do ręki. Crispin bez słowa zabrał torbę z
książką i ruszył jego śladem. Chłopak
odważył się odezwać dopiero w połowie drogi do ich sypialni.
- Myślisz, że nas słyszał?
- Kto?
- Em…
- Masz na myśli woźnicę?
- Nie, Garta.
Emanuel zaśmiał się wesoło i wziął Crispina za rękę.
- W obu wypadkach odpowiedź brzmi nie. Rzuciłem na powóz
zaklęcie tłumiące dźwięki.
Chłopak stanął jak wryty i wpatrywał się w towarzysza z
niedowierzaniem.
- Ale…
- Czemu kazałem ci być cicho?
Crispin tylko skinął głową, gdy Emanuel przyparł go do ściany
klatki schodowej.
- Gdybyś wiedział, to nie byłoby to samo… - wymruczał
przesuwając nosem po szyi chłopaka i
rozkoszując się jego drżeniem i przyśpieszonym oddechem.
- Ale ty wiedziałeś…
- I rozkoszowałem się każdą sekundą.
- Jak teraz?
Emanuel spojrzał na swojego towarzysza, który z wypiekami na
twarzy próbował zapanować
nad swoim oddechem. Przez moment zastanawiał się czy chłopak
mu ulegnie czy stawi opór,
jeśli zechce posunąć się nieco dalej niż słowne zaczepki.
Wiedział, że nie powinien tego robić,
ale nie mógł się powstrzymać.
- Jak teraz – wymruczał równocześnie przesuwając dłonią po
wewnętrznej stronie uda chłopaka i
jego męskości.
Crispin gwałtownie wciągnął powietrze i odruchowo próbował
się odsunąć. Przez łączącą go z
Emanuelem więź przemknęło zaskoczenie i ból. Mistrz
momentalnie cofnął dłoń.
- Słonko?
Chłopak opierał się o ścianę z zamkniętymi oczami. Jego serce
waliło jak oszalałe. Był
przygotowany na przypływ pożądania, ale nie na ból jaki mu
towarzyszył.
- Crispin, kochanie, spójrz na mnie.
Blondyn otworzył oczy i za wszelką cenę starał się
skoncentrować na Emanuelu, a nie na
powietrzu, którego zdawało się być zbyt mało by wypełnić jego
płuca.
- Oddychaj skarbie. Właśnie tak… Wdech… i wydech… Wdech… i
wydech…
Po paru powtórzeniach oddech chłopaka zaczął wracać do normy,
ale Emanuel bynajmniej nie
czuł się uspokojony.
- Lepiej?
Ledwie widoczne skinienie głowy musiało mu wystarczyć.
- Dasz radę dojść do sypialni?
- Nie traktuj mnie jakbym był jakąś omdlewającą
szlachcianeczką – Crispin odepchnął
przyjaciela ze złością i ruszył w górę schodów.
Nie uszedł nawet kilku kroków, gdy zakręciło mu się w głowie
i gdyby nie Emanuel pewnie
skończyłoby się to paskudnym upadkiem.
- Nie jesteś żadną szlachcianeczką tylko wyszkolonym zabójcą,
ale to nie znaczy, że twój
organizm nie ma pewnych ograniczeń.
Mistrz harmonii nie czekając na odpowiedź przyjaciela wziął
go na ręce, jakby ten nic nie ważył
i zaniósł na górę. Czuł wściekłość chłopaka i coś jeszcze,
coś czego nie potrafił nazwać.
Uczucie, które zdawało mu się wymykać na chwilę przed tym,
gdy mógłby je zidentyfikować.
Jednak zdrowie chłopaka było dla niego ważniejsze niż jego
urażona duma. Wiedział, że będzie
to musiał mu jakoś wynagrodzić i że prezenty raczej nie
wchodzą tu w grę.
U szczytu schodów Emanel wyczuł czyjąś obecność w ich
komnatach. Sygnatura nie należała do
żadnego z mieszkańców, ale była dziwnie znajoma. Ostrożnie
postawił Crispina i dał mu znak,
że nie są sami, nim chłopak zdążył się odezwać. Coś w
postawie jego towarzysza momentalnie
się zmieniło i Emanuel wiedział, że u jego bok stoi
wyszkolony zabójca, który nie zawaha się
przed niczym, aby ochronić swoją rodzinę. Bezgłośnie
wślizgnęli się do pierwszej komnaty.
Spod drzwi pokoju dziecięcego sączyło się światło i mistrz
harmonii wykonał kilka znaków
dłonią i z zadowoleniem zauważył, że Crispin bez protestów
przyjął jego dowodzenie. Chwilę
później byli już w pokoju, gdzie zamiast przeciwnika zastali
Emili mruczącą coś do śpiących
bliźniaków.
- Emili? – Emanuel poczuł mieszaninę niepokoju i ulgi.
Dziewczynka podniosła głowę i uśmiechnęła się łagodnie, jakby
chciała złagodzić coś co zaraz
powie.
- Witaj wuju. Musimy poważnie porozmawiać.
Crispin tylko westchnął i ruszył w stronę swojej sypialni.
- Dobranoc Emili…
- Ty wuju też powinieneś być przy tej rozmowie.
- Nie.
- Ale…
- Nie.
- Emili pozwól mu iść. Jeśli Crispin nie ma ochoty z nami
rozmawiać, to nie możesz go do tego
zmuszać.
- Ale wujku…
- Nie ma żadnego ale.
- Dzięki Em – chłopak zawahał się nim otworzył drzwi.
- Później mi wygarniesz.
Crispin uśmiechnął się lekko i opuścił komnatę. Przez łączącą
go z mistrzem więź przebiegło
rozbawienie pomieszane ze zmęczeniem i urażoną dumą. Emanuel
spojrzał na elfkę.
- Czy twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś?
- Powiedziałam mamie, że chcę zobaczyć jak Winter tańczy. Ma
mnie zabrać do domu po
przedstawieniu, więc mamy jeszcze trochę czasu.
- Więc o czym chciałaś ze mną porozmawiać.
- Musisz natychmiast przestać.
- Co przestać? – spytał kompletnie zbity z tropu lord Morel.
- Na bogów, chcesz mi powiedzieć, że nawet nie wiesz co
robisz wuju?
- Chodzi o Crispina, tak? – Emanuel usiadł na fotelu, żeby
dziewczyna nie musiała zadzierać
głowy w czasie rozmowy z nim. – Coś mu zrobiłem, prawda?
- System ostrzegawczy nie zadziałał?
- Zadziałał. Poczułem, że użyłem mocy, ale nie mam pojęcia co
zrobiłem.
- Jak to nie masz pojęcia co mu zrobiłeś?
- Poczułem ból, ale w jego oczach nie było złotej mgły.
- Złotej mgły?
- Tak dotychczas objawiało się moje użycie daru na jego
osobie.
Elfka westchnęła ciężko i spojrzała karcąco na swego wuja, co
z boku mogło wyglądać całkiem
zabawnie, zwłaszcza, że mistrz harmonii nie wiedzieć czemu
bardzo się zmieszał.
- Oczywiście nie użyłeś magicznego wzroku, jak ci kazałam.
- Zapomniałem…
- To powinna być pierwsza rzecz, którą robisz w takiej
sytuacji.
- Przepraszam. Ale chyba nie jest tak źle? Crispin wydaje się
być w porządku…
- Czy zauważyłeś coś szczególnego dzisiejszego wieczoru?
- Nie… może poza tym, że chłopak był mniej pewny siebie niż
zwykle. Myślę, że denerwował
się czy twoi wujowie go polubią.
Emili ponownie westchnęła i podeszła bliżej do mistrza
harmonii.
- To zadziwiające jak mając tak wiele mocy możesz być tak
ślepy na to kiedy i jak jej używasz.
- Nie robię tego specjalnie.
- Wiem wuju. Po prostu niepokoi mnie, że potrafisz
podświadomie zrobić to czego opanowanie
mi zajęło blisko dziesięć lat, a jednocześnie zupełnie nad
tym nie panujesz.
- Powiesz mi wreszcie co zrobiłem?
- Spójrz na gwiazdę wuja Crispina i sam mi powiedz.
- Byłoby szybciej, gdybyś mi po prostu powiedziała.
- Owszem, ale wtedy byś się niczego nie nauczył wuju.
- Zaczynasz brzmieć jak Winter… - mruknął Emanuel zamykając
oczy.
- Mój brat?
- Nie, ten drugi Winter.
Emanuel sięgnął po swój dar i skupił się na swoim zadaniu.
Wewnątrz swojego umysłu ujrzał
wielobarwną pajęczynę i jak zwykle zachwycił się jej pięknem.
Z łatwością odnalazł gwiazdę
Crispina i zamarł. Oprócz złocistej nici, która łączyła
mistrza harmonii ze słoneczną gwiazdą
jego kochanka, była tam jeszcze gruba lina, po której zdawały
się pełzać cienie. W miejscu,
w którym sznur łączył się z gwiazdą chłopaka pod
powierzchnią żółtopomarańczowych płomieni
zbierał się mrok. Co jakiś czas fragment tego mroku odrywał
się od całości i niczym ostry
odłamek przebijał się przez aurę i wnikał w tajemniczą linę,
a mimo to ciemności zdawało się
nie ubywać. Wręcz przeciwnie, z każdą chwilą zdawało się jej
być więcej.
- Na bogów… co ja mu robię?
- Co widzisz?
- Połączenie, które zdaje się przyciągać ciemność z aury
Crispina…
- Czy wiesz co jest istotą daru empatii?
- Emili, co ja mu robię? – w głosie mistrza wyraźnie
pobrzmiewały pierwsze nuty narastającej
paniki.
- Nie robisz mu nic, czego nie moglibyśmy odwrócić. Ale
musimy to zrobić teraz, nim zrobisz
mu krzywdę swoim nieświadomym działaniem.
Dziecko położyło rękę na ramieniu wuja i fala spokoju
przepłynęła przez Emanuela, pozwalając
mu zaczerpnąć tchu i jasno myśleć.
- W naturze empatów leży niesienie pomocy. Odczuwamy
wewnętrzną potrzebę pomagania
innym.
- Nie rozumiem. Co to ma wspólnego ze mną i Crispinem.
- Jesteś empatą wuju, nawet jeśli to nie jest twój wiodący
dar. Podejrzewam, że twoja empatia
będzie się manifestować najmocniej w odniesieniu do twoich
bliskich.
- Co przez to rozumiesz?
- Czy wuja Crispina coś ostatnio dręczyło?
Emanuel przemknęło przez myśl kilka rzeczy, począwszy od
nieszczęsnego spóźnienia, poprzez
stres związany z poznaniem jego przyjaciół, a na aferze ze
stawkami i zatruciem alkoholowym
skończywszy.
- Tak. Można tak powiedzieć.
- Myślę, że to co dręczyło wuja zmusiło twój dar do
działania.
- Jakiego działania.
- Twój dar próbował złagodzić jego ból i uleczyć rany na jego
umyśle i duszy. Niestety choć
masz aż nadto mocy, aby to osiągnąć, brakuje ci stanowczo
wiedzy i doświadczenia jak to zrobić
nie krzywdząc go bardziej podczas procesu uzdrawiania.
- Nie rozumiem…
- Spójrz na moją gwiazdę.
Emanuel skupił się ponownie na planie astralnym i rozpoczął
poszukiwanie gwiazdy małej
empatki. Odnalazł ją po chwili, jej srebrno-błękitna aura
emanowała spokojem.
- Znalazłem.
- Odnajdź moje połączenie z gwiazdą mojego taty.
Mistrz harmonii odszukał gwiazdę Tigera, której dzikie
błękity były teraz wyraźnie przygaszone
pasmami szarości. Pomiędzy jego gwiazdą, a gwiazdą jego córki
przebiegały trzy połączenia.
Jedno grube i stabilne, emanowało miłością. Pozostałe dwa
były inne, cieniutkie niczym
pajęczyna. Jednym płynął czysty żal i poczucie straty, drugim
płynęła akceptacja.
- Czy ty leczysz Tigera?
- Nie do końca. Tata nigdy by mi nie pozwolił zabrać swojego
bólu, jego duma by mu nie
pozwoliła poprosić o pomoc dziecka. Zresztą jego żal po
stracie wuja Liona przesłonił
całkowicie jego rozsądek. Nasz dar działa najlepiej, gdy
druga strona chce z nami
współpracować. Możemy wtedy leczyć. Możemy niczym woda
obmywać złe wspomnienia i
tępić ich ostre krawędzie. Możemy dać komuś siłę do tego by
pokonał ból.
- Skoro go nie uzdrawiasz, to co robisz?
- To, że ktoś nie chce współpracować, nie czyni go odpornym
na dar empatii. Nadal mogę
oddziaływać na jego umysł, ale muszę to czynić bardziej
subtelnie, aby jego umysł nie odrzucił
mojej pomocy.
- Co więc zrobiłem nie tak w przypadku Crispina?
- Między mną i tatą są dwa połączenia, które nas interesują.
Jedno pochłania negatywne emocje i
wspomnienia, które stanowią problem. Mój dar je oczyszcza i
odsyła drugim kanałem z
powrotem.
- Trochę jak oczyszczanie wody z zanieczyszczeń.
- Tak. Myślę, że to dobra analogia.
- Stworzyłem tylko jeden kanał…
- Tak. To połowa problemu.
- Co jeszcze skopałem?
- Twoje połączenie jest zbyt silne. Nie wchłaniasz tego co
jest już na powierzchni, ty wyciągasz
wszystkie mroczne myśli jakie wuj kiedykolwiek miał o sobie,
wszystkie wspomnienia, które
sprawiają, że czuł się słaby, bezbronny, samotny… niekochany…
- Ale mówiłaś, że nasz dar powinien oczyszczać to co
pochłania.
- Powinien. Problem w tym, że pochłaniasz więcej niż jesteś w
stanie oczyścić bez udziału
swojej świadomości, a to co oczyścisz wpuszczasz do tego
samego kanału, więc większość nie
wraca wcale do Crispina.
- Jak to naprawić?
- Najlepiej będzie, jeśli przerwiesz to połączenie.
- A nie lepiej stworzyć drugie?
- Wuju… Wiem, że chcesz pomóc Crispinowi, ale bez
odpowiedniego przeszkolenia możesz
zrobić mu krzywdę. Rany na duszy nie są łatwe do uleczenia.
- Masz rację, nie powinienem brać się za to bez odpowiedniego
przeszkolenia. Co więc mam
zrobić?
Emili przeprowadziła wuja przez proces niwelowania
połączenia, krok po kroku tłumacząc mu
co i jak ma zrobić. Po paru minutach między gwiazdami
Crispina i Emanuela była już tylko
jedna złocista nić. Jednak ku zgrozie mistrza harmonii mrok w
aurze jego kochanka nie uległ
rozproszeniu.
- Emili, to nie działa.
- To wymaga czasu. Coś co zostało przyciągnięte na
powierzchnię nie zniknie tak po prostu.
- Więc co ja mam teraz zrobić?
- Porozmawiaj z nim. Bądź delikatny, czuły. Powiedz mu, że go
kochasz.
- I to pomoże?
- Na pewno nie zaszkodzi. Dopilnuj, żeby wypoczął i się
porządnie wyspał. Jeśli w ciągu
najbliższej doby nie nastąpi poprawa, przyjdźcie do mnie.
- Dziękuję Emili.
- Nie ma za co wuju. On cię teraz potrzebuje.
- Zadbam o niego – powiedział Emanuel kierując się do drzwi
swojej sypialni.
- Dobranoc wuju.
- Dobranoc Emili.
Sypialnia była pogrążona w mroku, ale Emanuel bez trudu
dostrzegł na łóżku sylwetkę swojego
kochanka. Chłopak leżał plecami do drzwi, ale lord Morel
wiedział, że nie śpi. Ostrożnie
przemierzył pokój i usiadł na łóżku. Przez chwilę czekał, aż
Crispin się do niego odwróci, ale w
końcu się poddał i łagodnie położył dłoń na jego ramieniu.
- Skarbie musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym – padła oschła odpowiedź.
- Owszem mamy – Emanuel nie zamierzał się poddawać – Jesteś
na mnie zły i masz do tego
prawo, ale naprawdę musimy porozmawiać. Poza tym jestem ci
winien parę wyjaśnień.
- Nic mi nie jesteś winien…
- Owszem jestem – lord Morel złożył pocałunek na ramieniu
kochanka, który zadrżał pod
wpływem tej prostej pieszczoty. – Nie musisz nic mówić, jeśli
nie chcesz, ale przynajmniej mnie
wysłuchaj.
Chłopak leżał w milczeniu, ale nie odsunął się od przyjaciela,
co ten uznał za znak, że może
kontynuować.
- Słonko, pamiętasz jak dzisiaj myślałem, że znów użyłem na
tobie swojego daru?
Nieznaczne skinienie głową musiało wystarczyć mistrzowi
harmonii za odpowiedź.
- Miałem rację… tylko, że użyłem go inaczej niż zwykle.
- Co masz na myśli?
- Byłoby łatwiej gdybyś na mnie spojrzał… - Emanuel wyczuł
wahanie swojego kochanka. –
Skarbie wiem, że jesteś na mnie zły, ale wiem też, że czujesz
się teraz niepewnie i boisz się, że
znowu cię zranię.
- Niczego się nie boję – syknął chłopak ze złością.
- Więc spójrz na mnie…
- Nie chcę.
- Proszę…
Chłopak odwrócił się niechętnie i Emanuel pogłaskał go po
policzku. Skrzywił się, gdy wyczuł
wilgoć pod palcami.
- Płakałeś?
Crispin odepchnął jego dłoń z irytacją, ale Emanuel nie
pozwolił mu ponownie się odsunąć.
- Zamknij oczy.
- Po co?
- Zamierzam przywołać światło i nie chcę cię oślepić.
- Nie rób tego. Proszę… – ból w głosie kochanka sprawił, że
mistrzowi ścisnęło się serce.
- To może chociaż rozpalę ogień w kominku? Jest zimno.
- Jeśli musisz…
Crispin już zamierzał się obrócić, gdy Emanuel wykonał jakiś
gest ręką i w kominku buchnął
ogień zalewając pomieszczenie miękkim światłem.
- Nie wiedziałem, że to potrafisz. Czy zaklęcia nie wymagają
słów?
- Nie wszystkie.
- Czy teraz mi wyjaśnisz co miałeś na myśli? – spytał chłopak
niepewnie.
- Sam tego do końca nie rozumiem, więc mam nadzieję, że
wybaczysz mi nieco mętne
wyjaśnienia.
- Em…
- Najwyraźniej nawiązałem z tobą jakieś mentalne połączenie,
które miało sprawić, że poczujesz
się lepiej. Jednak jako, że mam więcej mocy niż wiedzy jak
nad nią panować, to spieprzyłem, to
co moja podświadomość chciała naprawić.
- Nie rozumiem.
- Emili sądzi, że musiałem wychwycić, że coś cię dręczy przez
łączącą nas więź i że
podświadomie chciałem ci ulżyć, a zamiast tego wyciągnąłem na
powierzchnię wszystko to co
cię dręczy i sprawia, że czujesz się niepewnie.
Crispin zmarszczył brwi i patrzył na swojego towarzysza
próbując pojąć sens jego słów.
- Wychwyciłem dziś dużo twoich wspomnień…
Chłopak zbladł i spojrzał z pretensją w oczy mistrza.
- Obiecałeś….
- Skarbie, nie zrobiłem tego specjalnie.
- Obiecałeś!
Chłopak usiadł i próbował odepchnąć od siebie kochanka, ale
ten go przytrzymał. Przez chwilę
blondyn wyrywał się z uścisku, aż w końcu poddał się i zalał
łzami. Emanuel wziął go w
ramiona i delikatnie kołysał głaszcząc go po włosach.
- Obiecałeś…
- Wiem kochanie. Naprawdę chciałem zaczekać aż sam powierzysz
mi swoje sekrety i będę
nadal na to czekał.
Chłopak milczał, ale przynajmniej nie próbował się ponownie
wyrywać.
- Jeśli cię to pocieszy i tak nie rozumiem większości tego co
widziałem. Było tego zbyt dużo w
zbyt krótkim czasie. – Mistrz cierpliwie czekał, aż jego
towarzysz się uspokoi nim ponownie
przemówił łagodnym głosem. – Chciałbym, żebyśmy o tym
porozmawiali, gdy będziesz czuł, że
jesteś na to gotowy.
- To trochę sobie na to poczekasz – odparł blondyn z goryczą
w głosie.
- Mam czas kochanie.
Ukłucie bólu zaskoczyło Emanuela, ale nie mógł teraz nic na
to poradzić. Bał się, że jeśli zacznie
naciskać, Crispin odsunie się od niego jeszcze bardziej.
- Pewnie masz mnie za mięczaka… Nic tylko płaczę i mdleję jak
panienka…
- Nie, skarbie. Gdyby ktoś wyciągnął wszystkie moje mroczne
myśli i rzucił mi je w twarz, to
pewnie byłbym w dużo gorszym stanie niż ty teraz. I wcale nie
zemdlałeś…
- Co?!
Crispin poderwał gwałtownie głowę by spojrzeć w oczy swojego
towarzysza.
- Jak już mówiłem jestem ci winien kilka wyjaśnień.
- Co masz na myśli?
- Obiecaj, że wysłuchasz mnie do końca…
- Emanuelu, o czym ty mówisz?
- Nie zemdlałeś u Maksymiliana.
- A jak inaczej nazwiesz utratę przytomności? – zapytał
chłopak z urazą w głosie.
- Będziesz na mnie zły…
- Em, już ci mówiłem, że wolę najgorszą prawdę od
najsłodszego kłamstwa.
- Uśpiłem cię zaklęciem.
- Uśpiłeś mnie zaklęciem.
- Tak.
- Dlaczego?
Emanuel tylko westchnął i spojrzał ze smutkiem w oczy
kochanka.
- Nie chciałem cię stracić…
- Em, obiecałeś mi prawdę. Całą prawdę.
- Robert do tego stopnia chciał wiedzieć co pijesz, że za
pomocą magii zamienił zawartość
waszych kielichów i uznał, że zaklęcie się nie udało, bo w
jego kielichu był tylko sok. Problem
w tym, że ten pustogłowy elf pił wino księżycowe…
- Chcesz mi powiedzieć, że zaszkodził mi jeden łyk wina.
- To było magicznie wzmocnione wino. Jeden łyk wystarczył,
żebyś dostał magicznego zatrucia
alkoholowego.
- I dlatego mnie uśpiłeś?
- Nie. Jak wróciłem z Winterem, siedziałeś w rogu pokoju z
nożem w ręce. Byłeś przerażony
i zdawałeś się mnie nie poznawać. Wystraszyłem się i
rzuciłem zaklęcie, żeby sprawdzić co ci
jest. Gdy odkryłem, że to zatrucie, wpadłem we wściekłość.
Myślałem, że za moment zrobię
komuś krzywdę i nie chciałem, żebyś to widział. Nie chciałem,
żebyś zobaczył we mnie
potwora…
- Em… - Crispin pogłaskał towarzysza po policzku – nie jesteś
potworem.
- Mam nadzieję, że nadal będziesz tak uważał w dniu, w którym
poznasz wszystkie moje sekrety.
- Jak twój wiek?
- Mój wiek jest najmniejszym z moich problemów.
- Skoro nie zemdlałem, to dlaczego tak mi powiedziałeś?
- Kiedy ja zastanawiałem się, którego z moich tak zwanych
przyjaciół powinienem uszkodzić
najpierw, Winter zaczął cię leczyć. Zaklęcie trzeźwiące
należy do raczej mało przyjemnych,
więc może lepiej, że nie byłeś wtedy przytomny. Jak tylko się
ocknąłeś, byłem u twojego boku.
Byłeś ważniejszy niż moja żądza krwi. Szczerze powiedziawszy
trochę spanikowałem i gdy
Winter kazał mi skłamać, posłuchałem go bez zastrzeżeń. Wtedy
wydawało mi się to najlepszym
rozwiązaniem.
- A teraz?
- Teraz żałuję, że od razu nie powiedziałem ci prawdy.
- Najważniejsze, że w końcu to zrobiłeś.
- Nie jesteś na mnie zły?
- Jestem, ale doceniam twoją szczerość i jestem gotów ci
wybaczyć.
- Incydent na schodach też mi wybaczysz? – spytał Emanuel z
nadzieją.
- To zależy.
- Od czego?
- Od tego co naprawdę stało się w karecie i na schodach.
- Co masz na myśli?
- Czy naprawdę zemdlałem w karecie?
- Tak… i to moja wina.
- Dlaczego myślisz, że to twoja wina?
- Powinienem wiedzieć, że magiczne zatrucie i zaklęcie
niwelujące jego skutki mocno obciąży
twój organizm. Powinienem zadbać o twoje zdrowie, a nie
dobierać się do ciebie jak napalony
szczeniak. – Emanuel pogłaskał kochanka po włosach i ucałował
go w szyję jednocześnie
wdychając zapach jego skóry. – Na bogów, jak ty słodko
pachniesz…
- Em…
Emanuel wyczuł wahanie w głosie Crispina. Chłopak chciał go o
coś spytać, ale nie wiedział jak
i mistrz miał wrażenie, że to pytanie mu się nie spodoba.
- Tak skarbie?
- Czy… czy ja cię zaspokajam?
Emanuel spojrzał zdumiony na swojego kochanka. Takiego
pytania się nie spodziewał.
- Słonko… oczywiście, że mnie zaspokajasz. Skąd to pytanie?
Na twarzy blondyna wykwitły głębokie rumieńce. Widać, że
chłopak nie jest przyzwyczajony do
tego typu rozmów i czuje się bardzo skrępowany.
- Słonko, mi możesz powiedzieć.
- Ostatnio spędzamy dużo czasu na… sam wiesz czym… A mimo to
ty zawsze zdajesz się mieć
ochotę na więcej.
Emanuel zastanowił się nad słowami kochanka. Kłótnia z
Daelomin i Gartem nabrała w jego
oczach nowego wymiaru. Może faktycznie ostatnio jego libido
nieco wzrosło, ale czy powinien
się tym martwić? Jakoś nikt się nie przejmował, gdy jego
koledzy znikali na tydzień czy dwa w
sypialni ze swoimi żonami. Ta myśl sprawiła, że zamarł. Przed
oczami stanęła mu Elsephet z
podłączoną do ręki kroplówką i Winter pouczający Tigera, że
nie każdy ma taką staminę jak on.
- Na bogów…
Crispin skulił się w sobie i Emanuel instynktownie objął go
mocniej.
- Słonko, to nie tak jak myślisz.
- A jak?
- Spróbuję ci to wyjaśnić, ale najpierw chcę, żebyś mi
odpowiedział na jedno pytanie.
Chłopak tylko skinął głową na znak, że rozumie.
- Ile razy doprowadziłem cię dziś do spełnienia?
- Jakbyś nie wiedział…
- Słonko, rozbaw mnie i odpowiedz – Emanuel odgarnął
niesforne kosmyki z twarzy kochanka.
- Pięć… - odpowiedział chłopak z powagą wypisaną na twarzy. –
Dwa razy przed porannym
treningiem, dwa razy w łaźni i raz w karecie…
- I do tego jeszcze nim minął kwadrans od ostatniego razu
zacząłem cię molestować na
schodach. Nic dziwnego, że byłeś tak wrażliwy na dotyk.
Crispin ponownie spłonął rumieńcem i próbował ukryć twarz w
zagłębieniu między ramieniem a
szyją kochanka.
- Hej… słonko… to nie twoja wina, że ze mnie ostatnio takie
egoistyczne bydlę. Powinienem
zwracać większą uwagę na twoje potrzeby.
- Zwracasz uwagę na moje potrzeby…
- Skarbie… wiesz, że zawsze możesz powiedzieć nie. Ja się nie
pogniewam, jeśli czasem
powiesz mi, że jesteś zmęczony, albo że najnormalniej w
świecie nie masz ochoty.
- To nie tak, że nie mam ochoty…
- Wydaje mi się, że podświadomie próbuję nadrobić te
wszystkie lata, kiedy sobie odmawiałem
cielesnych przyjemności.
- Czyli cię zaspokajam?
- Absolutnie – Emanuel złożył czuły pocałunek na ustach
swojego kochanka.
- Bo jeśli nie, to moglibyśmy temu zaradzić…
Dłonie Crispina zsunęły się na biodra mistrza harmonii i
tylko siła woli powstrzymała go od
złapania nadgarstków chłopaka.
- Słonko, to chyba nie jest najlepszy pomysł… Nie to, że cię
nie pragnę, ale nie chcę sprawiać ci
bólu.
Blondyn się nieco odsunął i nie trzeba było być empatą, żeby
zauważyć, że wyraźnie posmutniał.
Emanuel ujął delikatnie jego dłonie i spojrzał kochankowi w
oczy.
- Skarbie co chciałeś zrobić?
- Nieważne.
- Dla mnie ważne. Ostatnio zbyt często wyciągam pochopne
wnioski, więc tym razem chciałbym
skonfrontować je z rzeczywistością. Co chciałeś zrobić?
- Chciałem… popieścić cię trochę… Przecież nie musimy zawsze
razem osiągać spełnienia…
- Skarbie… - Emanuel ponownie przyciągnął chłopaka do siebie
– kocham cię.
- Też cię kocham. Czy możemy zapomnieć o tym co powiedziałem?
- Nie, nie możemy.
Emanuel pocałował kochanka czule i spojrzał mu z powagą w
oczy.
- Obawiam się tylko, że będziesz musiał mnie związać, żebym
nie mógł cię przy tym dotykać.
- Czy to znaczy, że chciałbyś?
- Zawsze chcę, żebyś mnie dotykał.
Crispin uśmiechnął się lekko i Emanuel ucałował knykcie jego
dłoni.
- Czy to znaczy, że mi wybaczysz?
- Tak.
Chłopak uśmiechnął się i pocałował czule swojego kochanka,
jednocześnie ściągając z niego
kaftan. Lord Morel starał się nad sobą panować i trzymać ręce
przy sobie, ale gdy blondyn
ściągnął z niego koszulę i zaczął pieścić jego szyję, dotarło
do niego, że jeśli szybko czegoś nie
zrobi, to jego szlachetne pobudki szlak trafi.
- Słonko nie chciałbym zabijać nastroju, ale muszę z tobą
porozmawiać na jeszcze jeden dość
ważny temat.
- Czy to nie może zaczekać do jutra?
- Obawiam się, że nie może.
Chłopak tylko westchnął i odsunął się na tyle by móc
swobodnie patrzeć na towarzysza.
- Czemu mam wrażenie, że ta rozmowa mi się nie spodoba?
- Bo masz doskonałą intuicję?
- Miejmy to już za sobą.
- Słonko, jaka jest twoja sytuacja finansowa?
- Słucham? – Crispin wyglądał jakby ktoś wylał mu kubeł
zimnej wody na głowę – Czemu
pytasz?
- Z powodu tego co się stało dzisiejszego wieczoru.
- Pieniądze od Maksymiliana są na twoim biurku, resztę oddam
ci jak tylko będę mógł…
- Jaką resztę? O czym ty mówisz?
- Pożyczyłeś mi sto koron, żebym mógł zagrać. W sakiewce jest
sześćdziesiąt pięć, więc muszę
ci oddać jeszcze trzydzieści pięć.
- Słonko, nie musisz mi nic oddawać.
- Nie tak się umawialiśmy – głos Crispina zabrzmiał twardo.
- Źle mnie zrozumiałeś kochanie. Maksymilian wypłacił ci
różnicę między twoją wygraną a
ustalonym wpisowym.
- Co?
- Słonko wygrałeś sto sześćdziesiąt pięć koron, nie
sześćdziesiąt pięć. Nie jesteś mi nic winien, a
pieniądze są twoje.
- Nie mogę ich zatrzymać.
- Owszem możesz i zrobisz to. Wygrałeś je uczciwie i masz
prawo zrobić z nimi co tylko
zechcesz.
- Skoro nie chodziło ci o wygraną, to o co? – spytał Crispin
niepewnie.
- Powiedziałeś dziś wieczorem, że cię nie stać na tak wysokie
stawki. Kiedy powiedziałeś mi, że
jesteś byłym zabójcą, założyłem, że zebrałeś dość funduszy,
aby wykupić swój kontrakt od gildii
i przejść na emeryturę. Być może znowu wyciągnąłem
niewłaściwe wnioski.
Chłopak przyciągnął kolana do brody i wyglądał tak, jakby
lada moment miał się znów
rozpłakać. Emanuelowi ścisnęło się serce.
- Skarbie… nie chcę żebyś mi opowiadał o tym jak to się
stało, że już nie jesteś zabójcą. Chcę
tylko wiedzieć czy moje założenia są słuszne.
- Nie… - wyszeptał Crispin.
- Skarbie… - Emanuel delikatnie pogłaskał kochanka po
policzku. – Nie robię tego, żeby cię
zranić…
- Wiem.
- Więc powiesz mi?
- Już powiedziałem.
Mistrz spojrzał na swojego przyjaciela krzywiąc się lekko,
gdy po łączącej ich więzi przebiegł
wstyd i ból.
- Kontrakt z Daelomin, to twoje jedyne źródło utrzymania…
Chłopak tylko kiwnął głową i Emanuel pomyślał o tym jak
bardzo chciałby wziąć go w ramiona
i ukoić jego ból, ale wiedział, że to nie rozwiązałoby
problemu.
- Postaram się, żebyś się więcej przeze mnie nie spóźniał.
- Dziękuję…
- Rozumiem, że prezenty bez okazji raczej nie wchodzą w grę.
- Em…
- Po prostu powiedz mi, kiedy mogę kupić ci prezent i jakich
granic mam nie przekraczać.
- Ja… ja nie wiem…
- Nie wiesz?
- Poza szalikiem od Daelomin nigdy nie dostałem żadnego
prezentu.
Emanuel tylko zmarszczył brwi, gdy zrozumiał, że jego
kochanek go właśnie okłamał. Nie był
pewien czy powinien go skonfrontować z prawdą, ale w końcu
postanowił, że nie ma wyjścia.
- Skarbie, nie musisz mnie okłamywać.
- Ja…
Crispin spojrzał w oczy Emanuelowi i kłamstwo nie przeszło mu
przez gardło. Chłopak nie
chciał o tym mówić, ale równocześnie chciał zrzucić z serca
choć część trosk, które zdawały się
przygniatać go do ziemi.
- Czy jeśli ci pokażę… jeśli ci pokażę, to zostawisz ten
temat w spokoju? Nie będziemy musieli
o tym rozmawiać?
- Nie musisz pokazywać mi swoich wspomnień.
- Tylko tak zdołam ci wyjaśnić…
- Słonko…
- Inaczej nie mogę…
- Dobrze, ale…
Emanuel nie zdążył nawet skończyć zdania, gdy wyczuł poprzez
więź, że Crispin pogrąża się w
mroku swoich wspomnień. Sięgnął łagodnie do jego umysłu i
nagle znalazł się w kamiennej
sali w jakimś podziemiu. W pomieszczeniu były tylko dwie
osoby. Zwalisty osiłek z poznaczoną
bliznami skórą i na oko dwunasto, może trzynastoletni
Crispin. Chłopak zdawał broń i elegancki
strój do jazdy konnej, w ostatniej chwili zabrał ze stertki
bransoletkę splecioną z rzemyków.
- Bones! – Ostry głos sprawił, że chłopiec zastygł w
bezruchu. – Co tam masz?
- Nic mistrzu.
Emanuel aż się skrzywił, gdy mężczyzna bez chwili wahania
wymierzył dziecku siarczysty
policzek.
- Nie kłam szczeniaku! Oddaj to co masz w ręce.
- Ale to moje. Dostałem w prezencie.
- W prezencie? – Mężczyzna zaniósł się drwiącym śmiechem. – W
życiu nie ma nic za darmo.
Myślisz, że ktoś dał ci coś, bo lubi spędzać z tobą czas?
- Tak.
Mężczyzna złapał chłopca i przyparł go twarzą do ściany,
brutalnie wykręcając mu przy tym
rękę, w której ten trzymał bransoletkę.
- Tylko dziwkom i możnowładcom płaci się za możliwość
przebywania w ich towarzystwie –
wysyczał osiłek do ucha przestraszonego blondyna. – Na
możnowładcę mi nie wyglądasz, więc
musisz być dziwką, a sam wiesz co się robi z dziwkami. Jesteś
dziwką Bones?
- Nie! – pisnął chłopiec i wypuścił z ręki niepozorny
przedmiot.
- Żeby mi to było ostatni raz! – huknął mężczyzna i puścił
dziecko, które opuściło komnatę tak
szybko jak tylko potrafiło.
Wspomnienie się skończyło i Emanuel bez słowa przyciągnął do
siebie Crispina i dłuższą chwilę
po prostu siedział trzymając go w ramionach. Chłopak drżał,
jakby wspomnienie odnowiło
dawny lęk i poczucie bezsilności.
- Słonko… jestem tu. To tylko wspomnienie…
- Wiem… - wychrypiał cicho blondyn.
- Pokazałbym ci kilka moich wspomnień, ale boję się, że przez
przypadek zamiast paru minut
wtłoczyłbym ci do głowy całą dekadę.
Crispin uśmiechnął się lekko i mistrzowi nieco ulżyło, że
jego kochanek nadal potrafi dostrzec
coś zabawnego w całym tym zamieszaniu z jego darem.
- Ale mógłbym ci coś opowiedzieć, jeśli chcesz rzecz jasna…
- Chcę…
Emanuel opowiadał anegdotki związane z jego karierą tancerza.
Crispin powoli się rozluźniał i
wkrótce ciepły głos jego towarzysza ukołysał go do snu.
Mistrz harmonii jeszcze dłuższą chwilę
wpatrywał się w aurę swojego kochanka obserwując jak smugi mroku zdają się opadać do
wnętrza jego gwiazdy. Obiecał sobie, że pewnego dnia
pozbędzie się tych cieni i nic nie będzie
przyćmiewać blasku jego prywatnego słońca.
Rozdział 4
Zakupy
Emanuel śnił o pocałunkach i czułych objęciach swojego
kochanka, o pieszczotach, które
zdawały się nie mieć końca i stopniowo przybliżały go do
spełnienia. Obudził się z cichym
jękiem uświadamiając sobie, że rozkosz rozchodzi się
przyjemnym ciepłem po jego ciele.
- Wszystkiego najlepszego kochanie – Crispin wymruczał mu
czule do ucha.
Zmysłowy głos chłopaka uświadomił mistrzowi, że pieszczoty
bynajmniej nie były snem.
W sumie nie miał nic przeciwko temu by częściej budzić
się w ten sposób, ale teraz
zdecydowanie potrzebował wziąć prysznic i to najlepiej zimny,
jeśli miał zdążyć przed
rodzinnym śniadaniem.
- Nie mów mi, że już jesteś gotowy na rundę drugą.
Emanuel leciutko się zarumienił, ale blondyn tylko się
uśmiechnął wyraźnie rozbawiony
i pocałował go czule.
- Palce czy usta?
Lord Morel w pierwszym momencie nie zrozumiał pytania, a gdy
wreszcie do niego dotarło co
jego chłopak mu proponuje, rumieniec na jego policzkach
jeszcze się pogłębił.
- Jesteś pewien?
- Nie proponowałbym, gdybym nie był.
- Usta – szepnął cicho Emanuel i modlił się by kochanek nie
kazał mu tego powtórzyć.
Crispin tylko uśmiechnął się zmysłowo i zaczął wytyczać
wargami ścieżkę w dół ciała
towarzysza. Na chwilę mistrz harmonii przymknął oczy i
zerknął swoim drugim wzrokiem na
aurę swojego kochanka i odetchnął z ulgą widząc, że większość
cieni opadła w głąb słonecznej
gwiazdy. Blondyn podniósł głowę i spojrzał na niego pytająco.
- Coś nie tak?
- Nie słonko… - Emanuel pogłaskał chłopaka po policzku – po
prostu uświadomiłem sobie jak
bardzo cię kocham.
- Sprawdzałeś moją aurę, prawda?
- Tak – przyznał mistrz ze skruchą. – Skąd wiedziałeś?
- Poczułem twoją ulgę…
Crispin wyraźnie zastanawiał się czy powinien powiedzieć o
czym teraz myśli. Kiedyś będą
musieli nauczyć się rozmawiać o tym czego by chcieli, ale
dziś nie był ten dzień.
- Co ci chodzi po głowie kochanie?
- Jestem ciekaw czy mógłbym poczuć też inne rzeczy…
Głęboki rumieniec na twarzy kochanka powiedział Emanuelowi
dokładnie o jakich doznaniach
myśli jego towarzysz i rozkoszny dreszcz przeszedł jego
ciało.
- Przekonajmy się.
Blondyn zaśmiał się wesoło i z zapałem powrócił do swojego
zadania. Wkrótce Emanuel
przestał myśleć o czymkolwiek poza ustami chłopaka i rozkoszą
jaką mu sprawiają. W tej chwili
cały świat mógłby przestać istnieć i mistrz harmonii nawet by
tego nie zauważył. Gdy wreszcie
doszedł do siebie uświadomił sobie, że Crispin tuli go do
siebie i w zamyśleniu gładzi jego
włosy.
- O czym myślisz?
- O niczym ważnym.
- Słonko…
- Proszę, nie dzisiaj.
Emanuel tylko westchnął i pogłaskał kochanka po policzku.
- Po prostu pamiętaj, że nie musisz się z tym zmagać samemu.
- Fakt, mam Daelomin.
- Potwór.
- Twój potwór.
Mistrz harmonii uśmiechnął się, gdy jego kochanek pocałował
go czule i obiecał sobie w duchu,
że będzie zwracał większą uwagę na jego potrzeby.
- Jeśli mamy zdążyć na śniadanie, to lepiej zmykaj pod
prysznic…
- A ty nie idziesz? – zdziwił się Emanuel.
Blondyn przygryzł lekko wargę rozważając co z tego co myśli
powinien wypowiedź na głos
i lord Morel zaczął się zastanawiać, czy jego kochanek
wie jak seksowny jest ten drobny gest.
Przez łączącą ich więź odczuwał delikatne nuty zażenowania i
niepewności.
- Słonko, mi możesz powiedzieć.
- Jeśli pójdę z tobą, skończy się tak jak zwykle.
Na twarzy chłopaka wykwitł delikatny rumieniec i mistrz już
wiedział, że sprawa ma związek z
seksem, jednak postanowił, że tym razem nie będzie wyciągał
żadnych wniosków dopóki nie
dowie się więcej.
- Czyli jak?
- Przecież wiesz…
Emanuel usiadł na łóżku i spojrzał z powagą na swojego
kochanka.
- Masz na myśli to, że pewnie nie będę mógł utrzymać rąk przy
sobie i wykorzystując wszelkie
znane mi środki perswazji namówię cię na seks?
Crispin tylko spuścił wzrok i całą swoją postawą wyrażał
niepewność. Lordowi Morel
zdecydowanie nie podobała się ta uległość. Przywykł już do
tego, że jego kochanek nie bał się
mu postawić. Może na zewnątrz pozwalał Emanuelowi grać
pierwsze skrzypce, ale w zaciszu
sypialni to on przejmował kontrolę i mistrz absolutnie
uwielbiał tą część ich związku.
- Słonko spójrz na mnie.
Kiedy blondyn nie zareagował, Emanuel wziął go za rękę i
pogłaskał po policzku nim łagodnie
uniósł jego brodę by spojrzeć mu w oczy.
- Nie będę ukrywał, że cię pragnę – rumieniec na twarzy
chłopaka tylko się pogłębił – ale chcę,
żebyś wiedział, że zależy mi na tobie, a nie na uciechach
cielesnych. Obywałem się bez seksu
przez długie lata i wolałbym się bez niego znów obywać niż
cię stracić.
- Em… to nie tak.
- A jak?
- Spóźnimy się na śniadanie…
- Crispin…
Blondyn ponownie zamilkł i spuścił wzrok, ale tym razem
Emanuel wyczuł burzę kłębiących się
w nim emocji. Pożądanie i czułość przeplatało się ze wstydem
i strachem tworząc mieszankę,
która zdecydowanie nie podobała się mistrzowi harmonii.
- Chodzi o wczoraj? Boli cię jeszcze?
- Tak… nie… - chłopak miał ochotę zapaść się pod ziemię, ale
zebrał się w sobie i zaczął od
nowa. – Chodzi o wczoraj, przynajmniej częściowo, ale nie o
to na schodach.
- Słonko… Przepraszam, to moja wina, że tak się czujesz.
- To nie twoja wina.
- Więc o co chodzi? Co takiego się stało, że nie chcesz,
żebym cię dotykał.
Crispin poderwał głowę, a na jego obliczu odbiło się
kompletne zdumienie.
- Skąd pomysł, że nie chcę żebyś mnie dotykał?
- Dobrze, może nie żebym cię dotykał, ale nie chcesz, żebyśmy
się kochali.
- To nieprawda!
Przez łączącą ich więź przebiegł ból i Emanuel momentalnie
pożałował swoich słów.
- Słonko, przepraszam… Źle się wyraziłem.
- Więc co chciałeś powiedzieć?! – w głosie blondyna słychać
było gniew.
- Skarbie nie podnoś głosu.
- Nie mów mi co mam robić!
Emanuel złapał blondyna za nadgarstek, gdy ten nagle wstał i
pociągnął go z powrotem na łóżko.
Zaskoczony Crispin wylądował na swoim kochanku, który
momentalnie oplótł go ramionami i
czule pocałował.
- Kocham cię.
- Idiota.
- Ale twój idiota, któremu jest bardzo… bardzo… bardzo
przykro, że zaczął tą idiotyczną
kłótnię. Obiecuję, że nie będę więcej naciskał.
Delikatne pocałunki wplecione w ostatnią wypowiedź mistrza
harmonii zdawały się koić
urażoną dumę Crispina i po chwili chłopak poddał się z cichym
westchnieniem i oddał
pocałunek.
- Teraz na pewno spóźnimy się na śniadanie.
- A wybaczysz mi, jeśli się nie spóźnimy?
- A jak niby chcesz to zrobić? Zostało mniej niż trzydzieści
minut.
- Damy radę. Więc wybaczysz?
- Tak…
Nim Crispin zorientował się co się dzieje, Emanuel był już w
połowie drogi do łaźni niosąc go w
swoich ramionach. Chłopak nie zdążył nawet porządnie
zaprotestować, gdy został dosłownie
wniesiony pod prysznic i mistrz harmonii zabrał się za
szybkie i metodyczne mycie ich obu. Po
chwili blondyn stał nieco zdezorientowany w łazience owinięty
ręcznikiem podczas, gdy
Emanuel szybko wycierał swoje włosy.
- Mamy jakieś siedem minut, żeby się ubrać i zejść na dół.
- Nie zdążymy…
- Zdążymy.
Lord Morel zamknął oczy i w jego dłoniach pojawiło się
naręcze ubrań, które wepchnął
kochankowi w ramiona.
- Zakładaj skarbie.
- Ale…
- Nie ma czasu na protesty.
Crispin z ulgą odkrył, że ubrania należą do niego i ubrał się
w ekspresowym tempie. Po chwili
spojrzał z rozbawieniem na swojego kochanka, który właśnie
podawał mu jego buty. Chłopak
nie miał pojęcia jak jego towarzysz mógł ubrać się szybciej
od niego i to bez pomocy magii.
- Ufasz mi?
Chłopak uniósł pytająco brew, a mistrz nie czekając na
potwierdzenie przeczesał palcami jego
włosy szepcząc cicho zaklęcie, które wysuszyło wciąż wilgotne
kosmyki jego włosów.
- Dasz radę pobiec?
- Serio?
- Wolałbym nas nie teleportować, a zależy mi na twoim
wybaczeniu.
Crispin uśmiechnął się i wybiegł z łazienki, Emanuel pognał
za nim z rozbawieniem zauważając,
że wyścig sprawił mu jeszcze więcej frajdy niż poprzednia
przebieżka po teatrze. Obaj
mężczyźni wpadli do jadalni akurat w chwili, gdy goście
Emanuela wchodzili do niej drugim
wejściem. Daelomin uśmiechnęła się promiennie i zwróciła się
do Maksymiliana, który miał
nieco kwaśną minę.
- Mówiłam ci, że będą na czas.
- Przyznaję, że się pomyliłem…
- I?
- Przyniosę ci butelkę przy najbliższej okazji.
Emanuel przykucnął, żeby złapać Roksanę, która podbiegła,
żeby się z nim przywitać.
- Sto lat wujku. Kiedy będzie tort?
Mistrz harmonii spojrzał niepewnie na Shanah, a ta tylko
skinęła głową z rozbawieniem.
- Po śniadaniu?
- Roksi puść wujka, inni też się chcą przywitać.
- Ale ja się stęskniłam.
- Widziałaś mnie wczoraj królewno.
- Ale wczoraj było tak dawno.
- Roksanko damy się tak nie zachowują – wtrącił spokojnie
Maksymilian – proszę puść wujka.
- Dobrze tatusiu.
Emanuel odstawił dziecko na ziemię tylko po to by uściskać
Shanah i ucałować małego
Dominika w jej ramionach.
- O czym mówiła Daelomin? – spytał szeptem bratową.
- Maks założył się o butelkę najlepszego wina ze swojej
piwniczki, że spóźnisz się na śniadanie.
- Widzę, że jak zwykle mogę na niego liczyć.
- Odpuść mu nieco.
- Tylko dla ciebie.
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło i zrobiła miejsce dla
Aleksandra, który cierpliwie czekał na
swoją kolej, aby się przywitać. Mistrz kucnął i uściskał
chłopca, który wręczył mu nieco
nieforemną paczuszkę z kokardą na wierzchu.
- To dla mnie?
Chłopiec pokiwał tylko głową i lekko się zarumienił.
- Dziękuję, nie musiałeś mi nic dawać.
- Ale chciałem wujku.
- Dziękuję, za chwilę otworzę, tylko uściskam twojego tatę,
bo wygląda jakby przydałby mu się
porządny uścisk.
Chłopiec uśmiechnął się i poszedł pomóc mamie usadzić
Dominika w krzesełku do karmienia
dzieci. Maksymilian spojrzał pytająco na brata.
- Naprawdę wyglądam jakbym potrzebował uścisku?
- Zdecydowanie braciszku.
- Emanuelu, kiedy ty wreszcie przestaniesz błaznować?
- Jak ty się wyluzujesz?
Maksymilian westchnął jakby brakło mu słów i uścisnął brata,
który wyszczerzył zęby
w uśmiechu.
- Maks pogadamy chwilę po śniadaniu?
- A przy śniadaniu nie możemy?
- Wolałbym na osobności – odparł Emanuel zerkając na dzieci.
- Niech ci będzie. Crispin, miło cię widzieć.
Młodszy z braci Morel uśmiechnął się i wyciągnął dłoń by
uścisnąć rękę blondyna, w ostatniej
chwili zmienił zdanie i przyciągnął niczego
niespodziewającego się chłopaka do siebie by
zamknąć go w czymś na kształt niedźwiedziego uścisku.
- Witaj w rodzinie…
Z jakiegoś powodu głos Maksymiliana zabrzmiał nieco niepewnie
i Emanuel spojrzał na niego
pytająco nad ramieniem kochanka, który wciąż tkwił w
objęciach jego brata.
# Em?
# Tak Maksymilianie? – myślowy głos Emanuela był bardzo
opanowany, niemal zbyt
opanowany.
# Możesz mi wyjaśnić dlaczego twój chłopak przystawia mi nóż
do żeber?
# Może nie lubi jak ktoś go przytula z zaskoczenia? A może ma
jeszcze uraz po wczoraj?
# I co ja mam teraz zrobić?
# Na początek go puść.
Emanuel łagodnym gestem objął swojego chłopaka w pasie i
przytulił się do jego pleców, gdy
Maksymilian zabierał swoje ręce.
- Mam być zazdrosny kochanie? – wyszeptał mu do ucha.
- Nie ma o co – odparł blondyn. – Co go napadło?
- Chyba chciał być szczególnie miły ze względu na moje
urodziny.
- Ja was słyszę.
- To dobrze – odparł Emanuel – dobry słuch ułatwia
komunikację.
- Emanuelu...
- No już się nie złość braciszku, po prostu go zaskoczyłeś. A
skoro zdołał przystawić ci ostrze do
żeber, to chyba znak, że czas wznowić treningi.
- Żebym ci nie powiedział co myślę o twoich treningach.
- Zdecydowanie też ich potrzebuję, bo nie mam pojęcia kiedy i
skąd wziął to ostrze.
Chłopak w ramionach Emanuela zaczął się rozluźniać i mały
czarny sztylecik zniknął gdzieś jak
za sprawą magii.
- O jakich treningach mówicie? – zapytał Crispin.
Maksymilian spojrzał znacząco na brata, jakby chciał mu
powiedzieć „patrz co narobiłeś”, a
Emanuel tylko się uśmiechnął i pocałował swojego chłopaka w
policzek.
- Staramy się utrzymywać w formie, więc ćwiczymy różne rzeczy
od walki wręcz, przez
szermierkę, łucznictwo, zapasy, aż po tropienie, skradanie
się i inne umiejętności, które mogą
nam się przydać w życiu.
- Magię też ćwiczycie?
- Czasami…
- Rozumiem.
Emanuel uśmiechnął się ciepło i wypuścił kochanka ze swoich
objęć.
- A gdzie Gart i Esteban?
- Poszli obejrzeć nowe dekoracje, dołączą do nas za chwilę –
odpowiedziała Daelomin sadzając
bliźniaki w ich krzesełkach.
- Też się nie spodziewali, że dotrę na czas?
- Acha…
Emanuel nieznacznie posmutniał i Crispin dyskretnie ścisnął
jego rękę chcąc go pocieszyć. Po
łączącej ich więzi przebiegła fala ciepła i mistrz harmonii
poczuł, że jest kochany.
- Myślę, że możemy zacząć bez nich – stwierdziła Daelomin i
wszyscy zabrali się za jedzenie.
Śniadanie mijało w przyjemnej atmosferze, a gdy Gart
wprowadził Estebana niosącego tort
Emanuelowi zabrakło słów. Nigdy by nie pomyślał, że Esteban
zrobi dla niego coś tak miłego,
ale to pewnie zasługa Shanah.
- Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki – pouczyła go wesoło
elfka.
- Dzięki Dae, ale mam już wszystko o czym mógłbym zamarzyć.
- W takim razie musimy popracować nad twoją kreatywnością
kochanie – wymruczała elfka tak
by tylko Emanuel ją usłyszał.
- Dae…
- Życzenie.
Mistrz harmonii przymknął oczy jakby się nad czymś głęboko
zastanawiał i zdmuchnął szybko
świeczki.
- To teraz możesz otworzyć prezenty – powiedziała elfka
wręczając mu ozdobną kopertę.
- Dae…
- Nie marudź tylko otwieraj zarazo – burknął Gart kładąc
niewielki pakunek przed Emanuelem.
Nim mistrz zdążył zaprotestować Crispin położył przed nim
jeszcze jeden prezent i pocałował go
w policzek.
- Wszystkiego najlepszego kochanie.
Emanuel poddał się i zaczął rozpakowywać prezenty począwszy
od podarunku Aleksandra.
Zachwycił się wykonanym z gliny przyciskiem do papieru w
kształcie smoka, a jego bratanek aż
pokraśniał z zadowolenia słysząc pochwały z ust wuja. Bilety
do teatru od Daelomin nieco go
zdziwiły.
- Wiesz jak ciężko znaleźć sztukę, w której nie gra żaden z
was i której byś jeszcze nie widział?
- Dziękuję…
Mistrz uśmiechnął się w duchu ciesząc na miły wieczór, który
będzie mógł spędzić ze swoim
chłopakiem. Tak bardzo przywykł do tego, że mieszka w
teatrze, że nawet nie pomyślał, że
mógłby zabrać Crispina na jakiś spektakl i po prostu cieszyć
się przedstawieniem.
- Nie musieliście mi nic dawać.
- Tak, tak, już to mówiłeś zarazo.
Emanuel zaśmiał się wesoło odwijając pięknie rzeźbioną
szkatułkę na przybory piśmiennicze.
- Dziękuję Gart.
- Nie ma sprawy zarazo.
- Sklep otwierają o dziesiątej, Francois będzie do waszej
wyłącznej dyspozycji przez cały dzień.
- Francois? Twój najlepszy krawiec i stylista? – spytała
Daelomin z nagłym zainteresowaniem.
Maksymilian tylko skinął głową, a elfka odwróciła się do
swojego wspólnika z błagalną miną.
- Nawet o tym nie myśl.
- Ale Gart… – elfka zrobiła smutną minkę.
- Jak teraz pozwolę ci ruszyć twoją część zysków, to za co
będziesz kupować prezenty na
Sigmarowe Narodzenie?
- Tylko odrobinkę.
Krasnolud wydawał się niewzruszony, ale Emanuel wiedział, że
wkrótce ustąpi i elfka po chwili
negocjacji dostanie to czego chce.
- Dostałaś już fundusze na jakiś drobiazg ze sklepu
Maksymiliana.
- Ale to Francois…
- No i? – krasnolud zdaje się nic nie rozumieć.
- Jest najlepszym stylistą zaraz po Maksymilianie.
- No i?
- Gart… - elfka się nie poddaje.
- Niech ci będzie – krasnolud westchną ciężko – podwoję ci
budżet.
- Iii...
Radosnemu piskowi towarzyszył uścisk i całus w policzek,
który wywołał lekki uśmiech na
twarzy krasnoluda.
- Zrób takie oczy do Maksymiliana to może da ci zniżkę – doradził
Emanuel.
Elfka momentalnie obróciła się, ale bynajmniej nie do
młodszego z braci Morel tylko do jego
żony.
- Shanah…
Dziewczyna aż zamrugała ze zdziwienia, po czym zrobiła
identyczną słodką, proszącą minkę i
obróciła się do męża.
- Maksymilianie…
- Serio? – Maksymilian starał się wyglądać na niewzruszonego,
ale nie mógł powstrzymać
uśmiechu, bo Shanah wyglądała zbyt słodko.
- Proszę…
- Czy jeśli dam Daelomin rabat, to dasz się zabrać na zakupy?
Shanah zerknęła na elfkę, która nadal patrzyła na nią
prosząco i tylko westchnęła z rezygnacją.
- Czego się nie robi dla rodziny. Zgoda.
Maksymilian uśmiechnął się triumfalnie i nadstawił policzek,
gdy mały rudzielec przysunął się,
aby go pocałować.
- Daelomin jak dasz mi jakiś pergamin po śniadaniu, to
napiszę list do Francois.
- Dziękuję – elfka uśmiechnęła się promiennie.
- Swoją drogą od kiedy tak się przejmujesz strojami?
- Od kiedy zobaczyłam się w zaprojektowanej przez ciebie
bieliźnie.
Maksymilian zakrztusił się lekko i Shanah odruchowo podała mu
szklankę z wodą.
- Dziękuję kochanie.
- Tatusiu, a czy mi też zaprojektujesz bieliznę? – zapytała
Roksanka, która słuchała rozmowy
dorosłych już dłuższą chwilę.
- Oczywiście królewno.
- Taką jak cioci Daelomin?
- Nie królewno.
- Dlaczego?
- Bo bielizna musi pasować do wieku i charakteru
właścicielki. Co innego pasuje elfiej pannie na
wydaniu, co innego twojej mamie, a jeszcze co innego tobie
moja mała królewno.
Dziewczynka pokiwała głową usatysfakcjonowana taką
odpowiedzią i zabrała się za
pałaszowanie śniadania. Tymczasem Emanuel z zainteresowaniem
oglądał ostatni pakunek i gdy
wyczuł, że zebrani zaczynają się nieco niecierpliwić odwinął
swój prezent drżącymi palcami.
Oczom mistrza harmonii ukazał się dziennik oprawiony w miękką
skórę zabarwioną na ciemny
granat.
- Dziękuję kochanie – powiedział całując Crispina w policzek.
- Może najpierw otwórz do końca… - powiedział cicho Crispin.
Widać było, że blondyn jest trochę zestresowany, więc mistrz
posłusznie otworzył książeczkę i
jego oczom ukazały się pięknie wykaligrafowane zwrotki…
wierszy? Nie, nie wierszy, pieśni.
Nad słowami widniały oznaczenia nut i chwytów na jakiś
instrument strunowy. Emanuel
zaniemówił i gdzieś na dnie umysłu odżyło wspomnienie
Daelomin mówiącej, że Crispin
skomponował kilka pieśni w oczekiwaniu na powrót ukochanego
do domu.
- To twoje? – zapytał drżącym głosem.
Chłopak skinął głową i wzruszony mistrz harmonii zamknął go
nagle w spontanicznym uścisku.
- Dziękuję kochanie, nie mogłem sobie wymarzyć nic lepszego.
- Em stanowczo musimy popracować nad twoją wyobraźnią –
westchnęła elfka.
Emanuel spojrzał zdumiony na przyjaciółkę, która w spokoju
jadła śniadanie.
- No co się tak patrzysz? Gdybyś miał wyobraźnię na chodzie,
to byś go poprosił, żeby je dla
ciebie zaśpiewał.
- Oh… o tym nie pomyślałem – przyznał mistrz ze skruchą i
spojrzał nieco niepewnie na
Crispina. – Zaśpiewasz?
- Zaśpiewam – powiedział blondyn ze spokojem i delikatnie
pocałował wciąż trzymającego go w
objęciach przyjaciela w policzek – ale nie teraz.
- Dlaczego?
- Bo ballady są dla ciebie, a nie dla całej rodziny.
- Ej!
- Dae nie gniewaj się, ale sama wiesz, że nie wszystko co
jest w tym tomiku nadaje się dla
małoletniej publiczności.
- Faktycznie.
Elfka udobruchana słowami przyjaciela wróciła do pałaszowania
swojego śniadania.
Posiłek minął w przyjemnej atmosferze i Emanuel pomyślał, że
to jego najlepsze urodziny
w życiu. Kiedy Shanah zaczęła przygotowywać dzieci do
drogi, mistrz uznał, że lepszej
sposobności do rozmowy sam na sam z bratem nie będzie, więc
wyciągnął Maksymiliana na
korytarz i zaprowadził do jednej z dźwiękoszczelnych salek do
ćwiczeń.
- Dobra, to o czym chciałeś pogadać?
- Najpierw obiecaj mi, że nie będziesz się ze mnie nabijał.
Maksymilian uniósł znacząco brew i dłuższą chwilę wpatrywał
się w brata, który wyglądał jakby
go lekko mdliło ze stresu.
- Obiecaj.
- Przestań się zachowywać jak cnotka, która chce się nauczyć
świntuszyć i mów wreszcie o co ci
chodzi.
Emanuel najpierw zbladł po czym gwałtownie poczerwieniał.
Gniew odbił się na jego twarzy tak
wyraźnie, że nie można go było z niczym pomylić.
- Wiesz co, jak masz mi pomagać z takim podejściem, to wolę,
żebyś nie pomagał wcale!
- Jak mogę ci pomagać skoro nie chcesz mi powiedzieć o co
chodzi.
- O nic!
- Em nie zachowuj się jak dziecko.
- A ty jak skończony idiota! – rzucił Emanuel i wyszedł
trzaskając drzwiami.
Mistrz harmonii nie mógł się uspokoić. Jak mógł pomyśleć,
żeby zwierzyć się bratu ze swoich
rozterek i jeszcze liczyć na to, że ten go wysłucha i mu
pomoże. Ale kogo innego miał zapytać?
Winter od razu urządziłby mu sesję terapeutyczną i analizę
każdego wypowiedzianego słowa
miałby jak w banku. Albert ma dość własnych problemów i
jeszcze mógłby uznać, że dla dobra
wszystkich należy pozbyć się Emanuela nim ten zacznie
stanowić poważne zagrożenie dla
społeczności mistrzów. Esteban ma amnezję, Robert… może
Robert mógłby pomóc, ale po tym
numerze jaki wywinął wczorajszego wieczora lord Morel
szybciej by go udusił niż poprosił o
radę. Winetou jest za daleko, a Tiger by chyba dostał
apopleksji na samo wspomnienie życia
łóżkowego Emanuela. Kto więc mu pozostał? Emanuel tak bardzo
był pogrążony w swoim
gniewie i frustracji, że nie zauważył Crispina dopóki na
niego dosłownie nie wpadł.
- Em…
Mistrz uniósł wzrok i chłopak momentalnie wziął go w ramiona.
W pierwszym odruchu
Emanuel chciał go odepchnąć, ale kochanek tylko mocniej
przyciągnął go do siebie.
- Pokłóciłeś się z bratem, prawda?
Lord Morel tylko skinął głową i przestał się wyrywać. Powoli
uspokajał się w objęciach
kochanka, który szeptał mu coś do ucha i delikatnie gładził
po włosach.
- Zakładam, że skoro chciałeś porozmawiać z Maksymilianem na
osobności, to jest to jeden
z tych tematów, na których omawianie ze mną nie jesteś
gotów – powiedział Crispin lekko
odsuwając towarzysza od siebie, ale nadal trzymając go w
swoich ramionach.
- Słonko, ja…
- Nie musisz mi nic tłumaczyć.
Emanuel poczuł płynącą poprzez łączącą ich więź miłość i
uśmiechnął się lekko. Blondyn
pocałował go w policzek i wreszcie wypuścił ze swego uścisku.
- Idź do Daelomin, nie może się już doczekać naszej wyprawy
do sklepu.
- Nie jestem pewien czy nadal mam chęć na zakupy…
- Oczywiście, że masz. Jeśli nie dla siebie, to dla niej… i
może trochę na złość twojemu bratu.
- A ty?
- Ja tylko wezmę sakiewkę i do was dołączę.
Mistrz harmonii się rozpromienił i pocałował Crispina szybko,
po czym w dużo lepszym nastroju
ruszył odnaleźć czekającą na niego przyjaciółkę. Blondyn
odczekał aż jego kochanek oddali się
poza zasięg jego głosu nim się odezwał.
- Maksymilianie możesz już wyjść. Wiem, że tam jesteś.
Młodszy z braci Morel wyszedł zza zakrętu korytarza i
spojrzał na czekającego na niego
mężczyznę z wyzwaniem w oczach. Blondyn tylko westchnął.
- Nie mam pojęcia o co wam poszło i nie mam ochoty się z tobą
teraz użerać…
- A co ja takiego zrobiłem? – oburzył się mistrz.
- Nie wiem, ale cokolwiek to było, zraniło Emanuela.
- A ty skąd możesz to wiedzieć? Nie było cię tam.
- Czuję…
- Co czujesz? – warknął zirytowany Maksymilian.
- Dociera do mnie część tego co czuje Emanuel.
- Naprawdę sądzisz, że kupię tą bajeczkę o współodczuwaniu?
Coś w postawie blondyna się zmieniło. Maksymilian poczuł, że
w korytarzu nie stoi już tancerz,
z którego mógł się bezkarnie nabijać, a nieznany mu dotąd
drapieżnik, który ocenia właśnie
swoją przyszłą ofiarę.
- Nie obchodzi mnie w co wierzysz – głos chłopaka był zimny i
nie zdradzał żadnych emocji –
ale jeśli jeszcze raz sprawisz Emanuelowi przykrość, to
przysięgam, że pożałujesz.
Maksymilian złapał chłopaka i przycisnął do ściany. Był
wściekły i nie zamierzał tego ukrywać.
- Grozisz mi? – wysyczał gniewnie.
- Nie – odparł blondyn ze stoickim spokojem, zupełnie nie
przejmując się tym, że właśnie
uderzył plecami o ścianę – po prostu ostrzegam.
Lekki nacisk ostrza tuż pod żebrami zmroził Maksymiliana.
Mistrz zaklął w duchu na swoją
nieuwagę. Nie pierwszy raz dał się zaślepić swoim emocjom i
mógł przez to ucierpieć. Chyba
faktycznie czas wznowić treningi. Powoli odsunął się od
Crispina dbając o to by nie robić
żadnych gwałtownych ruchów.
- Przepraszam, że się uniosłem.
- Ja również przepraszam. Postaram się nie wtrącać do waszych
sporów, ale niczego ci nie mogę
obiecać.
Nie wiedzieć czemu Maksymilian pomyślał o swoim małym
rudzielcu i uśmiechnął się lekko.
Coś w słowach chłopaka przypominało mu postawę żony. Skrzywdź
ją, a nie piśnie słowa, ale
podnieś rękę na kogoś z jej bliskich, a wydrapie ci oczy.
- Niczego więcej nie mogę oczekiwać. Crispin…
- Tak?
- Wiesz o czym mój brat chciał ze mną porozmawiać?
Blondyn potrząsnął przecząco głową i mistrz się nieco
zasępił. Skoro Emanuel nie powiedział
nic swojemu kochankowi, to znaczyło, że rozmowa musiała
dotyczyć delikatnych kwestii.
Maksymilian ponownie przeklął swój upór i niewyparzony język.
Wiedział, że jego brat zawsze
był bardzo skryty i raczej nie poprosi go ponownie o pomoc.
Elsephet miała rację, wszyscy
mistrzowie mają falbaniaste różowe ego i zakuty łeb do
kompletu. Wiedźma mówiła też, że
błędy trzeba naprawiać krok po kroku, więc przełknąwszy swoją
dumę zatrzymał blondyna,
który najwyraźniej zamierzał odejść do swoich spraw.
- Crispin…
- Tak? – zapytał nieco już rozdrażniony chłopak.
- Cieszę się, że mój brat ma cię u swego boku.
- Dziękuję?
- Bawcie się dobrze na zakupach.
- Dzięki…
Crispin przez chwilę wpatrywał się w plecy odchodzącego lorda
Morel zupełnie zbity z tropu
jego zachowaniem. W końcu jednak uznał, że stracił już zbyt
wiele czasu i pobiegł do swoich
komnat.
Gdy Crispin wreszcie zszedł na dół, Daelomin chodziła już
niecierpliwie po pokoju, a Emanuel
spoglądał na nią z rozbawieniem ze swojego miejsca pod
ścianą.
- No jesteś wreszcie – elfka podeszła i pocałowała
przyjaciela w policzek. – Czy teraz możemy
już iść?
- Muszę jeszcze tylko zrobić jedną rzecz.
- Co takiego nie może poczekać aż wrócimy z zakupów?
- Pocałowanie naszego solenizanta.
- Nie możesz go pocałować później? – dziewczyna wygięła usta
w podkówkę, ale w jej oczach
dało się dostrzec psotne iskierki.
- Wiesz, że nie mogę.
- No niech ci będzie. Tylko żadnego seksu, bo nie mam zamiaru
na was czekać.
Crispinowi nawet nie drgnęła powieka, za to Emanuel nie
wytrzymał i wybuchnął gromkim
śmiechem. Gdy wreszcie się opanował, zobaczył że Crispin i
Daelomin stoją tuż przy nim
i patrzą na niego wyczekująco. Elfka tupała
niecierpliwie nogą i mistrz omal znowu nie zaczął
się śmiać.
- Na bogów pocałuj go wreszcie i chodźmy!
Crispin uśmiechnął się i wziął kochanka w swoje ramiona.
- Spełnimy życzenie damy?
- Acha.
Pocałunek zaczął się słodko i niewinnie, ale szybko przekształcił
się w coś więcej i skończył
dopiero, gdy obu mężczyznom zabrakło tchu.
- Wow…
- Cieszę się, że ci się podobało koteczku, a teraz chodźmy
nim pewna tancereczka skopie nam
tyłki za granie na zwłokę.
Emanuel zaśmiał się i wziął przyjaciela za rękę nim ruszył w
stronę wyjścia. Przy drzwiach
poczuł, że coś jest nie tak. Crispin delikatnie uwolnił swoją
dłoń z uścisku i mistrz zmarszczył
brwi nie rozumiejąc o co chodzi. Nim zdążył zapytać, Daelomin
stanęła pomiędzy nimi i zaczęła
ich dosłownie ciągnąć w stronę wyjścia z teatru. Emanuel
nigdy nie widział przyjaciółki tak
podekscytowanej czymś innym niż taniec. Uśmiechnął się
promiennie i pozwolił się
zaprowadzić do karety, gdzie z prawdziwą przyjemnością opadł
na miękkie siedzenie. Zdziwił
się, gdy elfka usiadła obok niego i poczuł lekki niepokój,
ale Crispin uśmiechnął się do niego
uspokajająco i po prostu zajął miejsce naprzeciwko. Emanuel
odruchowo ujął jego dłoń i
delikatnie gładził kciukiem palce kochanka.
- Em…
Blondyn unikał spojrzenia towarzysza i mistrz sądził, że to
przez to co robili poprzedniej nocy w
karecie. Sam poczuł, że lekko się rumieni. Jednak gdy mijały
kolejne minuty, a blondyn zamiast
się rozluźniać wyglądał na coraz bardziej zestresowanego,
Emanuel również zaczął odczuwać
niepokój.
- Słonko, co się dzieje?
- Ja… - głos chłopaka był bardzo cichy – My… My musimy
porozmawiać…
Emanuel zbladł słysząc te słowa, a jego umysł zaczął podsuwać
mu wszystkie mniejsze
i większe przewinienia z ostatnich dni. Jego mroczne
rozmyślania przerwało parsknięcie elfki.
- Na bogów Crispin wykrztuś to wreszcie, bo on pewnie myśli,
że chcesz go rzucić.
- Wcale nie!
- Więc co chcesz mi powiedzieć kochanie? – mistrz ze
wszystkich sił starał się stłumić swój
niepokój.
- Ja… - chłopak oblał się szkarłatem.
Elfka westchnęła lekko i postanowiła wybawić przyjaciela z
opresji.
- On chce cię prosić, żeby przynajmniej na zakupach wasz
związek był waszą małą, słodką
tajemnicą.
Emanuel poczuł ukłucie w sercu i już miał zapytać czemu niby
miałby ukrywać swoją miłość,
gdy dotarło do niego jak zestresowany jest jego kochanek. Nie
potrzebował swojego daru by
stwierdzić, że Crispin jeszcze nie jest gotowy na publiczne
okazywanie uczuć. Jego rodzina
i przyjaciele to jedno, ale obcy ludzie to zupełnie co
innego, a mistrz harmonii nie chciał na
niego niepotrzebnie naciskać.
- Słonko – obrócił łagodnie twarz towarzysza do siebie, żeby
móc spojrzeć mu w oczy – jeśli
tego właśnie chcesz, to obiecuję, że będę grzeczny, ale chcę
coś w zamian.
W oczach chłopaka pojawiła się pewna doza nieufności, gdyż
doskonale wyczuwał pułapkę, do
której Emanuel próbował go zwabić. Nie wiedział tylko jak
bardzo prośba mu się nie spodoba,
bo coś mu podpowiadało, że lord Morel poprosi o coś na co
blondyn nie będzie miał
najmniejszej ochoty.
- Co będę musiał zrobić?
- Pozwolisz mi kupić sobie prezent.
- Em… obiecałeś, że nie będziemy o tym rozmawiać.
- I nie rozmawiamy. Zresztą i tak jestem ci winny nową
koszulę w miejsce tej, którą zniszczyłem
na obozie.
- Ale tylko koszulę.
- Myślałem raczej o całej garderobie, ale mogę się zgodzić
pójść na kompromis.
- Jaki kompromis?
- Będziemy mówić o kompletnych strojach.
- To znaczy?
- To znaczy, że mówicie nie tylko o ubraniu, ale również o
butach i wszelkich niezbędnych
akcesoriach, które stanowiłyby część stroju – wtrąciła elfka.
- Dokładnie tak, Dae.
- Więc chcesz mi kupić jeden strój, tak? – upewnił się
blondyn.
- Nie… Chcę ci kupić tyle samo strojów ile kupię Daelomin,
więc proszę ustalcie między sobą
jaka to będzie liczba.
Radosny pisk wypełnił karetę i Emanuel poczuł, że elfka
zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała
kilka razy w policzek.
- Kocham cię – oznajmiła wesoło.
- To nie fair – poskarżył się blondyn.
- Ciebie też kocham cukiereczku.
- Nie o to mi chodziło.
- Wiem – odparła z psotnym uśmiechem.
Emanuel zaśmiał się i przez chwilę cieszył się ze swojego
podstępu, ale widok wyraźnie
niezadowolonego Crispina sprawił, że poczuł się nieswojo.
Dlaczego akurat jego chłopak musi
być jedyną osobą w całym imperium, która nie cieszy się na
darmowe zakupy w sklepie
Maksymiliana. Chociaż może nie jedyną, Shanah też nie
przepadała za zakupami w sklepie
swojego męża i zakupami w ogóle, przynajmniej jeśli chodziło
o stroje. Jego słodki zabójca ma
najwyraźniej więcej wspólnego z jego bratową niż mu się
wydawało.
- Słonko… - chciał pogłaskać chłopaka po policzku, ale ten
cofnął się przed jego dłonią dając
wyraźnie do zrozumienia, że nie chce być dotykany.
- Crispin jesteśmy dorośli i jestem pewna, że możemy znaleźć
rozwiązanie, które zadowoli nas
wszystkich – wtrąciła elfka chcąc załagodzić sytuację.
- Raczej wątpię – odparł blondyn. – Ty chcesz drogich
prezentów, a ja nie. Co więcej, jeśli nie
zgodzę się na te zakupy, to sprawię przykrość przede
wszystkim tobie i on doskonale o tym wie.
- Złościsz się, bo czujesz, że postawiłem cię pod ścianą?
- Tak!
- Przepraszam – w głosie mistrza słychać było szczerą
skruchę. – Wiedziałem, że jej będzie ci
trudniej odmówić, ale nie sądziłem, że to będzie aż taki
problem.
- Pozbawiłeś go prawa wyboru…
- Przepraszam. Słonko…
- A tak właściwie, to dlaczego aż tak ci zależy na tym, żeby
kupić coś nam obojgu?
Elfka spojrzała na przyjaciela z powagą w oczach i Emanuel
wiedział, że jest gotowa
zrezygnować z jego hojnej oferty, jeśli nie spodoba jej się
jego odpowiedź. Westchnął tylko
i pogodził się z tym, że chwila szczerości nadeszła.
- Przez całe życie zastanawiałem się czy ktoś się ze mną
zadaje, bo mnie lubi czy po prostu
czegoś ode mnie chce. Ludzie chcieli mojego bogactwa, moich
wpływów, mojego ciała…
Crispin nie patrzył na przyjaciela, ale ujął jego dłoń, tak
by ten wiedział, że chłopak go słucha.
- Mogłem kupić sobie wszystko czego zapragnąłem za wyjątkiem
tego czego najbardziej
potrzebowałem… Miłości, przyjaźni, szczęścia…
- Co to ma do naszych zakupów – spytała nieco zbita z tropu
elfka.
- Wy jesteście inni, nie obchodzi was mój majątek, ani tytuły
szlacheckie.
- Dwa z trzech to chyba niezły wynik – zażartowała
dziewczyna.
- Dwa z trzech?
- Na twoje nieszczęście nadal interesuje nas twoje ciało,
choć mnie bardziej zawodowo, a jego
raczej prywatnie.
Emanuel uśmiechnął się lekko i pozwolił Daelomin ująć swoją
drugą dłoń.
- Będę musiał jakoś to przeżyć. A wracając do tematu, po raz
pierwszy w życiu mam kogoś kogo
mogę rozpieszczać i idea kupowania wam prezentów wydaje mi
się nad wyraz kusząca. Nie
mogę kupić szczęścia, ale mogę kupić coś co wywoła uśmiech na
waszych twarzach, a wasza
radość sprawia, że czuję się szczęśliwy.
Crispin obrócił się i pocałował towarzysza w policzek.
- Wygrałeś – powiedział cicho.
- Czyli mogę kupować ci prezenty?
- Dziś możesz.
- Tylko dziś?
- Zastanowię się i nie naciskaj, bo zmienię zdanie.
Emanuel zamilkł, za to elfka się ożywiła i uśmiechnęła do
blondyna zalotnie trzepocząc rzęsami.
- Twoje błękitne oczęta na mnie nie działają.
- Kiedyś działały.
- Kiedyś sypiałaś z moim chłopakiem.
- Kiedyś to był mój chłopak.
Emanuel odchrząknął czując się nieco nieswojo i elfka
wybuchnęła śmiechem.
- Wybacz kotek. Zapomniałam, że nigdy nie słyszałeś jak się
przekomarzamy.
- Przekomarzacie?
- To przecież nie na serio.
- Raczej taki wstęp do trudnych negocjacji – potwierdził
blondyn. – Zresztą miejmy to już z
głowy. Mów Dae jakie są twoje warunki.
- Właściwie powinnam zażądać stroju za każdy miesiąc mojej
ciąży… - chłopak nieco pobladł –
ale nie będę tak okrutna, więc niech będzie dwanaście.
- Dwanaście? Żarty się ciebie trzymają dziewczyno.
- No co? Po jednym stroju na każdy miesiąc.
- Jeden strój ci nie wystarczy?
- Żałujesz mi paru sukienek?
- One przecież będą kosztować fortunę!
- No dobrze niech stracę, niech będzie dwanaście na nas
oboje.
Crispin zastanowił się chwilę i w końcu uznał, że lepszej
oferty raczej nie dostanie.
- Niech będzie, ale ja decyduję co się składa na mój strój –
powiedział do Emanuela głosem nie
znoszącym sprzeciwu.
- Oczywiście kochanie.
- I żadnych pieszczotliwych określeń w sklepie.
- Co tylko zechcesz – odpowiedział Emanuel uśmiechając się
promiennie.
- A ja domagam się czułych słówek w sklepie.
Obaj mężczyźni spojrzeli zdumieni na przyjaciółkę, która
uśmiechała się wyraźnie z siebie
zadowolona.
- Nie żebym żałował ci czułych słówek ptaszyno, ale po co ci
one?
- Jak to po co? Żeby zachować należyte pozory.
- Chcesz, żeby pracownicy sklepu cię rozpieszczali myśląc, że
jesteś dziewczyną Emanuela –
zarzucił jej blondyn.
- Może troszeczkę.
Emanuel spojrzał na swoich przyjaciół i nie wiedział co
powinien zrobić. W końcu zwrócił się
bezpośrednio do swojego kochanka.
- Nie masz nic przeciwko temu?
- Nie mam – odparł chłopak i uspokajająco ścisnął dłoń
towarzysza.
- Więc niech tak będzie.
Elfka uśmiechnęła się promiennie, a mistrz harmonii zaczął
podejrzewać, że jeszcze pożałuje tej
wyprawy na zakupy. Nie wiedział tylko czy bardziej powinna go
martwić ekscytacja Daelomin,
czy zdystansowana postawa Crispina.
Sklep Maksymiliana był prawdziwą perłą myśli
architektonicznej. Szkoda, że tak niewiele osób
zwracało na to uwagę. Misterne zdobienia nigdy nie
przyciągały spojrzeń w takim stopniu jak
suknie królujące na wystawie. Niewiasty marzyły o tym by móc
zrobić tu zakupy choć raz w
swoim życiu, a mężczyźni na równi pożądali modnych strojów
jak obawiali się rachunków za
zakupy dam ich serca. Gustowne wnętrze witało klientów
stonowaną elegancją i ciepłymi
uśmiechami obsługi. Jednak tego październikowego poranka
obsługa zdawała się uśmiechać
bardziej niż zwykle. Oto w progi ich sklepu zawitał brat
właściciela i to nie sam, a z damą u
swego boku. Kilka podekscytowanych spojrzeń stanowiło
zapowiedź fali plotek jaka wkrótce
zaleje miasto. Nikt nie zwrócił uwagi na blondyna, który
wszedł za parą i zdawał się pełnić rolę
ich ochroniarza.
Starszy mężczyzna w doskonale skrojonym fraku podszedł
przywitać gości.
- Lordzie Morel witamy w naszym sklepie. To prawdziwa radość
móc cię gościć w tak
wyjątkowy dzień.
- Dziękuję Francois. Ciebie również miło widzieć.
- Szlachetny pan jest zbyt łaskawy. Czy panienka z nami
zostanie?
- Tak. Moi przyjaciele ze mną zostaną.
Francois skinął dyskretnie dłonią i dwóch mężczyzn w
strojach, które można by uznać za
wytworną wersję liberii podeszło, aby wziąć płaszcze gości.
Emanuel pomógł Daelomin zdjąć
płaszcz, nim zajął się swoim. Crispin niepewnie podał swoje
wierzchnie okrycie jednemu
z mężczyzn i starał się zignorować zdumione spojrzenie
sprzedawcy.
- Przygotowaliśmy salę dworu lata, aby dzisiejsze zakupy
stanowiły prawdziwą ucztę dla
zmysłów. Jestem pewien, że panience się spodoba. Proszę za
mną.
Mężczyzna zaprowadził mistrza i jego przyjaciół do sporej
sali urządzonej tak by imitowała
mityczny dwór królowej lata. Złociste tkaniny splatały się w
tak misterny sposób, że można było
ulec złudzeniu, że ściany stanowią gąszcz złotego listowia
drzew laurelorn. Misternie zdobione
fotele i stoliczki ustawiono z jednej strony sali, z drugiej
było podwyższenie, które ułatwiało
pracę krawcom i ogromne lustro. W rogu pomieszczenia
umieszczono parawan, który zdawał się
być małym dziełem sztuki.
- Nie żartował pan z tą ucztą dla zmysłów – stwierdziła z
zachwytem Daelomin.
- Nigdy nie żartuję w kwestiach wystroju i mody.
Elfka zaśmiała się dźwięcznie, wyraźnie rozbawiona
odpowiedzią mężczyzny. Emanuel
poprowadził przyjaciółkę do jednego z foteli i zaczekał aż ta
usiądzie nim sam zajął miejsce
obok niej. Crispin przez chwilę się wahał, ale w końcu zajął
fotel po drugiej stronie dziewczyny.
Francois spojrzał na niego znów nieco zdziwiony, ale szybko
się pozbierał i na jego twarzy
pojawił się profesjonalny uśmiech.
- Za chwilę podamy poczęstunek i herbatę. Mamy wyborną
kitajską mieszankę.
- Dziękuję Francois – Emanuel ujął dłoń Daelomin i złożył na
niej delikatny pocałunek.
- W międzyczasie może porozmawiamy o tym jak mogę ci pomóc
panie. Twój brat wspominał o
nowej garderobie.
- Francois, daruj sobie proszę tego pana.
- Jak sobie życzysz panie.
- Emanuelu – poprawił cierpliwie mistrz.
- Nie chciałbym się zbytnio spoufalać panie… - mężczyzna
spojrzał znacząco na siedzącą obok
elfkę.
Lord Morel tylko westchnął z rezygnacją, a elfka zaśmiała się
dźwięcznie.
- Pomówmy może o dzisiejszych zakupach.
- Dobrze panie. Czy szukamy czegoś konkretnego? Czy po prostu
odświeżamy garderobę
zgodnie z obowiązującą modą?
- Och, mówimy o czymś bardzo konkretnym – Emanuel uśmiechnął
się lekko wiedząc, że za
chwilę wywróci do góry nogami cały plan dnia sprzedawcy. –
Potrzebuję dwunastu pełnych
strojów.
- Dwanaście strojów. – Francois coś sobie zanotował w
kajeciku, który wyjął ze swojego
starannie skrojonego surdutu. - Na jakąś szczególną okazję?
- Tego jeszcze nie wiem.
- Rozumiem. Zobaczymy co uda nam się znaleźć. Czy powinienem
wziąć coś szczególnie pod
uwagę przy wyborze strojów?
- Tak. Sześć strojów ma być dla damy mego serca, a drugie
sześć dla mojego przyjaciela.
Mężczyzna aż zamrugał ze zdziwienia, ale szybko się opanował.
- Pański brat mówił, że chcesz panie odświeżyć swoją
garderobę. Nie jesteśmy gotowi na…
- Mówiłem, że potrzebuję nowej garderoby, ale nigdy nie
powiedziałem, że dla mnie – przerwał
poddenerwowanemu mężczyźnie Emanuel.
- Wybacz mi panie, musiałem coś źle zrozumieć.
- Obawiam się, że to mój brat źle mnie zrozumiał. Wiem, że to
duża zmiana, ale jestem pewien,
że jeśli ktoś może temu podołać, to właśnie ty.
- Dziękuję za zaufanie panie. W takim razie muszę nieco
lepiej poznać gusta młodej damy
i pańskiego przyjaciela, żeby dobrać coś odpowiedniego.
Czy nie będzie problemem, jeśli zadam
im teraz kilka pytań?
- Pytaj śmiało.
- Panienka szuka czegoś na scenę, czy raczej czegoś do
noszenia poza nią?
- Szukam czegoś do mojej prywatnej garderoby i daruj sobie tą
panienkę, bo nią nie jestem.
- Wybacz pani, nie chciałem cię urazić.
- Może spróbujemy inaczej. – Elfka wyciągnęła rękę w stronę
sprzedawcy i uśmiechnęła się
promiennie. – Mam na imię Daelomin.
Mężczyzna ostrożnie ujął jej dłoń i niemal z nabożnym
szacunkiem złożył na niej delikatny
pocałunek.
- To dla mnie prawdziwy zaszczyt móc panią poznać osobiście.
- Jakoś inaczej to sobie wyobrażałam – westchnęła elfka
uwalniając dłoń.
- Co pani ma na myśli?
- Dobór stroju powinien być jak porozumienie dusz. One mają
odzwierciedlać to jaka jestem i
podkreślać, to co w danej chwili chcę podkreślić. Czasem
ukryć to, czego nie chcę w danej
chwili pokazywać.
Mężczyzna kiwnął głową ze zrozumieniem i elfka uśmiechnęła
się promiennie.
- Zrozum Francois, że dzisiaj jest bardzo szczególny dzień.
Dziś świętujemy urodziny mojego
przyjaciela, a musisz wiedzieć, że on nie przepada za swoimi
urodzinami. Te zakupy mają być
dobrą zabawą, powodem do uśmiechu i uwierz mi, że formalności
nie pasują do mojej definicji
dobrej zabawy.
Mężczyzna się uśmiechnął i nieco rozluźnił.
- Mogłem się tego spodziewać po najbardziej uzdolnionej
tancerce tego stulecia.
- Pochlebstwem nic u mnie nie wskórasz, ale wyczuwam fana
kryjącego się gdzieś tam pod
płaszczykiem profesjonalizmu, więc ci wybaczę.
- W środku piszczę z radości jak mała dziewczynka – odparł
mężczyzna z pełną powagą
i lekkimi wypiekami na twarzy.
Crispin i Emanuel równocześnie parsknęli śmiechem, a elfka
tylko uśmiechnęła się promiennie.
- Widzę, że się dogadamy, bo ja piszczałam jak mała
dziewczynka, gdy dowiedziałam się, że to
ty będziesz szył dla mnie suknie.
- Chyba już wiem czego mam szukać. – Francois przez chwilę
przyglądał się Crispinowi, aż
chłopak poczuł się nieco nieswojo. – Tancerz?
- Owszem – Daelomin odpowiedziała nim chłopak zdążył się
odezwać. – Moja wschodząca
gwiazda i mam nadzieję, że znajdziesz dla niego coś
specjalnego, bo planuję jego debiut.
- Debiut? – spytał zaciekawiony sprzedawca.
- Nie spłosz mojego słowika – szepnęła teatralnym szeptem
dziewczyna.
- Więc przyszły minstrel…
- Bard – poprawił mężczyznę Emanuel z uśmiechem.
Ciche pukanie przerwało rozmowę i do sali weszła obsługa
sklepu wnosząc poczęstunek i serwis
z parzącą się herbatą. Francois z wprawą zawiadował
podwładnymi i wkrótce znów był sam na
sam ze swoimi wyjątkowymi gośćmi. Z wprawą sięgnął po imbryk
z herbatą i zaczął ją rozlewać
do filiżanek, które następnie podsunął Daelomin i jej towarzyszom.
- W takim razie proponuję małą grę. Będę podawał wam pary
słów, a ty i… - krawiec wyraźnie
się zawahał nie znając imienia blondyna.
- Crispin – chłopak odezwał się po raz pierwszy od kiedy
weszli do sklepu.
- A ty i Crispin będziecie wybierać z każdej pary jedno. Nie
myślcie nad odpowiedzią, po prostu
wybierajcie.
- Brzmi zabawnie – elfce wyraźnie spodobał się pomysł.
- W porządku. To zaczynamy. Dzień czy noc?
- Noc – padła równoczesna odpowiedź i Emanuel uśmiechnął się
upijając łyk swojej herbaty.
Francois zadawał pytania dobierając w pary rzeczy, które
zdawały się być swoimi
przeciwieństwami lub wręcz odwrotnie wybierając rzeczy, który
zdawały się nawzajem
dopełniać, a nawet pozornie być tym samym. Czasem odpowiedzi
się zgadzały, czasem różniły,
a śmiech rozbrzmiewał dość często, ogrzewając serce mistrza
harmonii.
- Chyba wiem już wszystko co chciałem wiedzieć – stwierdził
sprzedawca. – Jedyne czego nam
jeszcze trzeba to wymiary.
Elfka klasnęła w ręce i już była na nogach. Wyraźnie widać,
że nie lubi długo pozostawać
w bezruchu.
- Za tymi drzwiami jest przebieralnia, obsługa zaniosła już
tam dla was szlafroki.
- Panie przodem – powiedział blondyn z uśmiechem.
- Grasz na czas – elfka spojrzała karcąco na przyjaciela.
- A nawet jeśli, to co?
- Nic – elfka uśmiechnęła się wesoło – ale nie myśl, że cię
to ominie.
- Dae…
- Lepiej zjedz jakieś ciasteczko. Musisz mieć dużo siły na
mierzenie strojów – elfka puściła do
przyjaciela oko i ruszyła do wskazanej jej garderoby.
Crispin opadł z rezygnacją na fotel i z frustracji sięgnął po
ustawioną na małym stoliczku paterę
ze słodyczami. Emanuel bez słowa podsunął mu filiżankę z
herbatą.
- Proszę zawołaj, jak będziesz gotowa – powiedział Francois.
- Oczywiście – odparła dziewczyna i zniknęła za drzwiami.
- Urocza dama.
- Nie byłaby taka urocza, gdybyś był jednym z jej tancerzy –
stwierdził kwaśno blondyn
pochłaniając kolejne ciastko.
- A czemuż to?
- Jej teatr, jej zasady – odparł ze śmiechem lord Morel. –
Daelomin zrobi wszystko co w jej
mocy, aby w pełni rozwinąć twój potencjał.
- Nawet jeśli ty tego nie chcesz – wtrącił Crispin.
- A to często oznacza nie tylko liczne próby, ale również
ćwiczenia i rygorystyczną dietę.
- Rozumiem, ale nadal uważam, że wasza przyjaciółka jest
przeurocza.
- Urocza i nieprzewidywalna – mruknął blondyn wskazując głową
w stronę drzwi do
przymierzalni, w których stanęła właśnie Daelomin w czarnej
koronkowej bieliźnie, która
podkreślała wszystkie jej atuty.
Emanuel z wrażenia zakrztusił się herbatą, a Francois aż
zamrugał ze zdziwienia.
- Gotowa do pomiarów.
Sprzedawca spojrzał na elfkę jakby nie mógł pojąć tego co
właśnie powiedziała, po czym
spojrzał na dwóch siedzących w fotelach mężczyzn i
najwidoczniej obudziła się w nim głęboko
uśpiona rycerskość, bo zasłonił dziewczynę przed spojrzeniami
jej przyjaciół.
- Panienka się okryje – powiedział nieco drżącym głosem –
przecież tu są mężczyźni.
- Ci mężczyźni już wszystko widzieli, więc nie ma sensu się
krygować.
Francois najpierw pobladł, potem się zarumienił, aż w końcu
opadł na wolny fotel starając się
pojąć, to co właśnie usłyszał.
- Ale jak to? – zapytał wyraźnie zmieszany.
- Pracujemy razem. Częste zmiany kostiumów w czasie
przedstawienia nie pozostawiają zbyt
wiele miejsca na nieśmiałość.
- Acha… i panience to nie przeszkadza?
- Miało nie być już więcej panienek – przypomniała łagodnie
Daelomin.
- Przepraszam. Naprawdę ci to nie przeszkadza?
- Naprawdę. Zresztą nie byłoby sprawiedliwe, gdybym ja miała
pobraną miarę w przymierzalni,
a Crispin tutaj.
- Czemu musimy brać ze mnie miarę? Myślałem, że będziemy
przymierzać gotowe stroje.
- I będziemy, ale Francois musi znać twoje wymiary, żeby
dobrać odpowiedni fason i rozmiar.
Zresztą gotowe stroje niemal zawsze trzeba poddać drobnym
przeróbkom, żeby idealnie
pasowały – tłumaczyła cierpliwie elfka.
- Nie możesz mu po prostu podać moich wymiarów z ostatniej
przymiarki kostiumów?
- Crispin, słonko, czy tobie się wydaje, że ja pamiętam
wymiary wszystkich moich tancerzy?
Blondyn westchnął wyraźnie niezadowolony i wstał by udać się
do przebieralni.
- Dobra, wygrałaś. Chcę tylko zaznaczyć, że mi się to nie
podoba.
- Twoje zażalenie zostało odnotowane. A teraz bądź łaskaw
pozbyć się kilku warstw odzienia,
żebyśmy mogli wziąć tą głupią miarę i przejść wreszcie do
mierzenia strojów.
Crispin zniknął za drzwiami, a Francois w międzyczasie
wyczarował centymetr krawiecki
i arkusze z wykaligrafowanymi oznaczeniami wymiarów.
- Czy możemy zaczynać? – spytał nieco niepewnie.
- Oczywiście.
Emanuel nie był zachwycony tym, że obcy mężczyzna ogląda
matkę jego dzieci w negliżu. Zdał
sobie sprawę, że za każdym razem, gdy sprzedawca dotyka skóry
dziewczyny, on odruchowo
zaciska dłonie na filiżance. Mistrz harmonii przez dłuższą
chwilę analizował swoje uczucia i
doszedł do wniosku, że to co czuje, to irracjonalna zazdrość
pomieszana z ogromną dawką
opiekuńczości. Jego umysł rozumiał, że dla mężczyzny to tylko
praca, ale serce nakazywało mu
chronić Daelomin za wszelką cenę. To, że elfka zdawała się
doskonale bawić, nie pomagało mu
odnaleźć się w zaistniałej sytuacji.
- Mamy to – powiedział po chwili Francoisa zapisując ostatnie
wymiary na formularzu.
- Cudnie – elfka uśmiechnęła się promiennie. – Em, pójdziesz
zobaczyć czemu Crispin jeszcze
nie wyszedł z przebieralni?
- Dobrze.
Emanuel odstawił filiżankę z herbatą na spodek z ulgą
odnotowując, że porcelana wytrzymała
jego wzburzenie i nie popękała. Zauważył też, że sprzedawca
stoi teraz w pewnym oddaleniu od
Daelomin i z pełnym profesjonalizmem dopytuje o preferencje
odnośnie tkanin i kolorów,
jednocześnie bardzo starając się bezpośrednio na nią nie
patrzeć. Znacznie spokojniejszy
podszedł do drzwi przebieralni i zapukał.
- Crispin?
Blondyn otworzył i Emanuel uśmiechnął się widząc, że ma na
sobie czarny puchaty szlafrok.
Jednak coś w sposobie poruszania się chłopaka sprawiło, że
mistrz harmonii zrobił się czujny.
Jego kochanek był wyraźnie spięty i wyglądał jakby szykował
się na tortury, a nie pobranie
miary.
- Wszystko w porządku?
- Tak.
Emanuel zmarszczył brwi, gdy kochanek wyminął go starannie
unikając fizycznego kontaktu,
ale postanowił, że to nie czas i miejsce na dociekanie co tak
naprawdę gryzie jego drugą
połówkę. Razem dołączyli do przyjaciółki, która właśnie
nalewała sobie herbaty.
- Wiesz, że będziesz musiał to zdjąć? – spytała elfka
zaczepnie.
- Zdejmę, jeśli ty to założysz.
- Dlaczego?
- Bo ja cię o to proszę ptaszyno – wtrącił się szybko
Emanuel.
Elfka spojrzała nieco zdziwiona na przyjaciela, ale wzruszyła
tylko ramionami.
- Skoro takie jest życzenie naszego solenizanta, to niech tak
będzie.
Crispin zsunął z siebie szlafrok i okrył nim elfkę, co
sprawiło, że lord Morel odetchnął z ulgą,
przynajmniej dopóki jego chłopak nie obrócił się do niego
plecami. Skóra na ramionach
blondyna była poznaczona głębokimi zadrapaniami, których nie
dało się z niczym pomylić.
Francois też zauważył zadrapania, ale taktownie ich nie
skomentował.
- To co? Zaczynamy? – spytał sprzedawca podchodząc do
chłopaka z czystym formularzem,
który położył na stoliku, aby mieć wolne ręce.
- Miejmy to już z głowy.
Emanuel stanął nieco bliżej dręczony złymi przeczuciami. Jego
uwadze nie uszło, że Crispin
wzdrygnął się lekko, gdy miara krawiecka dotknęła jego skóry.
- Ktoś tu jest nieco nerwowy, jak widzę. Mam nadzieję, że to
nie przeze mnie – zagadnął
Francois próbując rozładować nieco napięcie.
- Co masz na myśli? – zapytał chłopak podejrzliwie.
- Niektórzy panowie czują się niekomfortowo w moim
towarzystwie.
- Dlaczego?
- Z powodu plotek.
- Jakich plotek? – spytała zaciekawiona elfka podchodząc
bliżej.
- Wolałbym ich nie powtarzać.
- A ja wolałbym je jednak usłyszeć – nalegał poddenerwowany
blondyn.
- Jeśli wierzyć plotkom, jestem zboczeńcem.
Francois puścił oko do zupełnie zdezorientowanego chłopaka i
obrócił się by zapisać wynik
swojego pomiaru. Crispin przez chwilę wpatrywał się w plecy
mężczyzny i próbował zrozumieć,
to co przed chwilą usłyszał.
- Słucham?
- Podobno lubię chłopców, a nie dziewczynki, jeśli wiesz
panie co mam na myśli – odparł
mężczyzna dotykając ramienia chłopaka zupełnie jakby dzielił
z nim wspólny sekret.
Emanuel poczuł falę wściekłości ogarniającą Crispina i tylko
dzięki temu zdążył go złapać, nim
ten rzucił się z mordem w oczach na krawca. Daelomin w lot
połapała się w sytuacji i pociągnęła
mężczyznę w stronę drzwi.
- Francois, może pokażesz mi nową kolekcję damskiej bielizny?
Sprzedawca spojrzał niepewnie na lorda Morel, który trzymał w
stalowym uścisku swego
półnagiego wyrywającego się przyjaciela.
- Myślę, że to dobry pomysł – powiedział ze spokojem mistrz
harmonii.
- Oczywiście panie.
Mężczyzna skłonił się lekko i wyszedł z elfką starannie
zamykając za sobą drzwi. Dopiero wtedy
Emanuel puścił chłopaka. Blondyn spojrzał na niego z taką
wściekłością i wyrzutem w oczach,
że mistrza aż zakłuło serce.
- Dobrze się czujesz?
- Nie! Nie czuję się dobrze! Jak mogłeś?
- Jak mogłem co? – spytał spokojnie lord Morel.
- Jak mogłeś pozwolić mu mnie dotykać?!
- Crispin… Gdyby Francois wykonał choć jeden ruch, który
zaklasyfikowałbym jako
nieprofesjonalny, to połamałbym mu wszystkie palce. Ale masz
rację zbytnio się spoufalił
w rozmowie z tobą.
Chłopak spojrzał w oczy kochanka szukając w nich prawdy i
nieco się uspokoił widząc w nich
nieco hamowaną, lecz szczerą, zazdrość i gniew. Jednak pomimo
zapewnienia nadal czuł się jak
zbyt mocno naciągnięta struna. Jakaś jego część czuła się
zdradzona i bezbronna. Ta jego część
chciała się bronić w jedyny sposób jaki znała, atakując nim
sama została zaatakowana.
- Nie sądziłem, że wzięcie z ciebie miary będzie cię aż tak
krępować. Daelomin robi to przecież
regularnie.
- Z Daelomin jest inaczej.
- Ona nie jest chcącym cię obłapiać zboczeńcem?
- Dla niej to tylko praca.
- Dla niego też.
Emanuel podszedł do towarzysza i odgarnął mu włosy z twarzy.
- Crispin powiedz mi w czym tak naprawdę tkwi problem, bo
byłeś spięty jeszcze zanim
dowiedziałeś się o plotkach. Chodzi o zadrapania?
Blondyn odwrócił wzrok, a Emanuel zacisnął zęby starając się
zapanować nad swoją chęcią
wzięcia go w ramiona.
- Po prostu mi powiedz. Proszę...
- Nie chcę, żeby mnie dotykał – powiedział blondyn cicho i
spuścił wzrok jakby się wstydził
swojego wyznania.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego tak bardzo przeszkadza ci jego dotyk?
- Ty naprawdę nie rozumiesz?
- Nie chcę wyciągać pochopnych wniosków.
- Jesteś idiotą!
Crispin ruszył w stronę przebieralni, ale Emanuel obrócił go
gwałtownie do siebie i przytrzymał.
- Naprawdę staram się dotrzymać danego ci słowa, ale wcale mi
tego nie ułatwiasz.
Chłopak zacisnął tylko usta i uparcie wpatrywał się w ziemię.
Lord Morel westchnął i ze
wszystkich sił starał się dotrzeć do swojego kochanka nie
łamiąc przy tym obietnicy złożonej w
karecie.
- Crispin, proszę spójrz na mnie i wytłumacz mi co znowu
zrobiłem nie tak.
- Nic.
- To przez zadrapania na twoich plecach?
- Jakie zadrapania? – Crispin dopiero teraz uświadomił sobie
jak muszą wyglądać jego plecy, ale
potrząsnął głową odsuwając od siebie tą myśl. – Nie, nie
chodzi o zadrapania.
- Więc o co?
- Po prostu nie chcę, żeby ktokolwiek mnie dotykał.
- Dlaczego?
- Bo tylko ty masz do tego prawo!
Crispin aż trząsł się od nadmiaru targających nim emocji.
Emanuel przyglądał mu się przez
krótką chwilę po czym przyciągnął go do siebie i zamknął w
kołysce swoich ramion.
- Będziesz mi musiał wybaczyć to małe naruszenie naszego
układu – wyszeptał do ucha
blondyna.
- Em… ktoś może wejść…
Mistrz harmonii spojrzał w stronę drzwi i wypowiedział kilka
słów, których Crispin nie
zrozumiał.
- Teraz już nie. Przynajmniej do wschodu słońca lub póki sam
nie zdejmę tego zaklęcia.
Chłopak się nieco rozluźnił i przytulił do swojego
przyjaciela, który ostrożnie pogłaskał go po
włosach.
- Mogłeś mi powiedzieć, że nie chcesz by ktoś cię dotykał.
- Nie wiedziałem, że to będzie konieczne.
- Mogłeś mi powiedzieć zanim się rozebrałeś, albo nim
wyszedłeś z przebieralni.
Blondyn zarumienił się i wtulił mocniej w ramiona towarzysza.
- Musimy się nauczyć rozmawiać o takich rzeczach. Gdybyś mi
powiedział, to poprosiłbym
Daelomin, żeby to zrobiła, albo zrobiłbym to sam korzystając
z jej wskazówek.
- I jak niby chciałbyś to wytłumaczyć obsłudze?
- Nie muszę nic tłumaczyć obsłudze. Zresztą zawsze mógłbym
powiedzieć, że jesteś nieśmiały…
Albo że jesteś wojownikiem, który niedawno wrócił znad
granicy i przez to jesteś dość
nerwowy, więc lepiej żeby nie dotykał cię nikt obcy, bo
mógłbyś zareagować instynktownie, a
tego byśmy nie chcieli.
- Czyli zachowałem się jak idiota i niepotrzebnie zwróciłem
na nas uwagę.
- Crispin…
- Słonko.
- Co?
- Jesteśmy sami. Możesz nazywać mnie tak jak lubisz.
- Słonko nie kuś mnie, bo jesteś półnagi i do tego w moich
ramionach, a ja tylko siłą woli
powstrzymuję się od przyparcia cię do ściany i… sam wiesz.
Chłopak podniósł głowę i podświadomie przygryzł wargę w
sposób, który nie pozostawiał
najmniejszych wątpliwości co do tego o czym teraz myśli.
- Nie. – Emanuel włożył tyle stanowczości ile tylko zdołał w
to jedno słowo. – Obiecałem ci
i słowa dotrzymam.
Crispin powoli się odsunął. Jego rozluźniona postawa była
maską, ale świadczyła też o tym, że
chłopak znów nad sobą panuje. Przez chwilę lord Morel
odczuwał pewien niepokój, ale gdy po
łączącej ich więzi przepłynęła miłość, zrozumiał, że podjął
słuszną decyzję.
- Przepraszam… chyba jeszcze nie doszedłem w pełni do siebie
po wczoraj…
Emanuel kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Chcesz kontynuować, czy wracamy do domu?
- A chcesz, żeby Daelomin mnie ubiła?
- Czyli kontynuujemy.
- Tak – odparł Crispin z rezygnacją.
- Chcesz, żeby Dae zdjęła z ciebie miarę?
- Nie utrzymasz rąk przy sobie, co? – chłopak uśmiechnął się
lekko i puścił oko do swojego
kochanka.
- Obawiam się, że to dla mnie zbyt duża pokusa– odparł
Emanuel próbując zachować powagę.
- Niech więc będzie spiczastoucha panna.
- Lepiej, żeby nie usłyszała jak ją nazywasz – odparł mistrz
ze śmiechem.
- Chyba masz rację. Lepiej nie ryzykować skoro mam jej
pozwolić się za chwilę obmacywać.
- Jej też mam połamać palce?
- Wystarczy, że zrobisz jak Elsephet.
- Czyli jak? – podejrzliwość przebijała z głosu mistrza na
równi z zaciekawieniem.
- Powiedz jej, że nie dzielisz się swoimi zabawkami.
Emanuel zaśmiał się wesoło, gdy przypomniał sobie krótką
notatkę na wspólnym zdjęciu
Wintera i Tigera. Elfka zawsze była zazdrosna o ich
siwowłosego przyjaciela.
- I myślisz, że Dae posłucha?
- Posłucha. W końcu obiecałeś jej kupić dużo ładnych strojów.
- Sądzisz, że gdyby nie zakupy, to mogłaby nie posłuchać?
Lord Morel się lekko zaniepokoił. Nie miał najmniejszej
ochoty konkurować z Daelomin
o względy swojego kochanka. Coś z jego myśli musiało
odbić się na jego twarzy, bo Crispin
uśmiechnął się do niego łagodnie.
- Nawet gdyby nie chciała posłuchać, to ta zabaweczka potrafi
się sama obronić, więc nie musisz
się o nic martwić.
- Nie jesteś zabawką.
- Wiem – odparł chłopak z uśmiechem. – Wołaj Dae nim zmienię
zdanie.
Emanuel uśmiechnął się i machnął ręką w stronę drzwi.
- I już? – Crispin uniósł brew nieco zdziwiony, że zdjęcie
zaklęcia jest takie proste.
- Już – potwierdził mistrz harmonii. – Większość zaklęć
znacznie łatwiej rozproszyć niż rzucić.
- Zawsze myślałem, że usuwanie efektów zaklęć jest trudne.
- Przełamywanie zaklęć jest trudne.
- A czym to się różni?
- Rozpraszasz własne zaklęcie, a przełamujesz cudze.
- To ma sens.
- Oczywiście inaczej rozprasza się zaklęcie, a inaczej
zdejmuje klątwę.
- Klątwę?
- Tym nie musimy się już martwić.
- Nie rozumiem.
- Pewnego dnia ci o tym opowiem.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Emanuel podszedł do drzwi, ale nim je otworzył spojrzał
jeszcze raz na Crispina.
- A tak na marginesie, ja też nie chcę, żeby ktokolwiek poza
mną cię dotykał – z tymi słowami
wyszedł na korytarz by odnaleźć elfkę i dać swojemu
chłopakowi chwilę, aby ochłonął po tej
rewelacji.
Kiedy Emanuel wrócił po paru minutach z przyjaciółką, jego
chłopak siedział w fotelu
i spokojnie sączył herbatę.
- Gdzie Francois?
- Przyjdzie za chwilę – odparł Emanuel z uśmiechem – nie mógł
udźwignąć wszystkiego co Dae
wskazała do przymiarki.
- Co mu powiedzieliście?
- Nic takiego – odparła elfka wymijająco.
- Dae.
- Powiedziałam mu, że nie życzę sobie takich insynuacji w stosunku
do moich tancerzy w ogóle i
do ciebie w szczególności.
- I? – spytał chłopak z naciskiem wiedząc, że elfka z
pewnością powiedziała coś więcej.
- I że gdybyś nadal służył imperatorowi, to pewnie
postawiłbyś go przed sądem za zniewagę.
- Nigdy nie służyłem imperatorowi.
- On o tym nie wie – odparła dziewczyna z psotnym uśmiechem i
blondyn chcąc nie chcąc
również się uśmiechnął.
- I co teraz?
- Teraz zdejmę z ciebie miarę, a potem będziemy mierzyć
piękne stroje i obserwować, które
z nich sprawią, że Emanuelowi krew szybciej zacznie
krążyć w żyłach.
Mistrz harmonii uniósł pytająco brew, a elfka zaśmiała się
dźwięcznie na ten widok.
- Chyba nie oczekujesz, że będę się do niego wdzięczył.
- Oczywiście, że nie kochanie – uspokoiła go elfka –
wdzięczyć się będę ja i przyjdzie mi się
pewnie nieźle nagimnastykować, by osiągnąć zamierzony efekt.
W twoim przypadku wystarczy
byś był.
- Sugerujesz, że mój strój nie ma znaczenia?
- Sugeruję, że on na ciebie leci, więc wystarczy byś po
prostu był sobą. Wyluzuj trochę i spróbuj
się dobrze bawić.
- Spróbujesz? – spytał cicho Emanuel.
Blondyn pokręcił lekko głową, ale odstawił herbatę i poszedł
na podwyższenie.
- Chodź elfia panno, nim zmienię zdanie.
Daelomin klasnęła w dłonie i zgarnęła po drodze miarę
krawiecką. Nim zabrała się za pomiary
wyszeptała cicho do ucha przyjaciela.
- Chcesz się na nim odegrać?
- Może odrobinę… - odparł równie cicho.
W oczach elfki pojawiło się zrozumienie i skinęła lekko głową
na znak, że postara się nie
przesadzić. Biorąc miarę z chłopaka raz po raz zerkała na
Emanuela, który nalewał sobie właśnie
kolejną porcję herbaty.
Mistrz harmonii wyczuł na sobie spojrzenie przyjaciółki i
zaczął uważniej przyglądać się temu
co robi dziewczyna. Elfka uchwyciła wzrok przyjaciela i
uśmiechnęła się w sposób, który
zawstydziłby niejednego sukuba. Jej ruchy pozornie niewinne
nabrały erotycznego wyrazu i
Emanuel nie mógł już oderwać od niej wzroku. Śledził każdy
ruch jej palców i gdy dłonie
Daelomin zaczęły wręcz nieprzyzwoicie powoli przesuwać się w
górę po wewnętrznej stronie
uda jego chłopaka filiżanka, którą ściskał w dłoniach
wreszcie się poddała i rozpadła w drobny
mak. Crispin gwałtownie podniósł głowę, a elfka starała się
ukryć uśmieszek zadowolenia.
- Dae coś ty mu zrobiła?
- Ja?
- Tak, ty.
- Jak mogłam mu coś zrobić? – spytała z niewinną minką. –
Przecież ja jestem tu, a on tam.
- Dae – w głosie chłopaka zabrzmiała ostrzegawcza nuta.
- Dobrze, już nie będę.
- Dziękuję. Em wszystko w porządku?
- Ze mną tak, ale filiżanka poległa – Emanuel oglądał w
skupieniu potrzaskane fragmenty
naczynia, które chyba tylko cudem nie wbiły się w jego rękę.
Wreszcie zrezygnowany odstawił
je na bok i sięgnął po nową filiżankę.
Elfka szybko dokończyła pomiary i zanotowała wyniki na
formularzu Francoisa.
- Mamy to – powiedziała z uśmiechem – idź załóż drugi
szlafrok.
- Ten drugi jest na mnie za mały.
- No to się zamienimy – odparła beztrosko elfka i popchnęła
przyjaciela w stronę przymierzalni.
Przedpołudnie minęło na przymierzaniu strojów. Daelomin
zrobiła z tego prawdziwe show,
brakowało tylko muzyki w tle, ale Emanuel złapał się na tym,
że nuci pod nosem piosenki
z musicali, które zdają się idealnie pasować do jej
ruchów. Nawet Crispin rozluźnił się nieco
i przyłączył do zabawy. Jej teatralne minki i taneczne
kroki wywołały w końcu szczery uśmiech
na twarzy blondyna i mistrz harmonii poczuł, że jest szczęśliwy.
Kiedy wreszcie ostatnie
pakunki zostały zapakowane do powozu, Emanuel był z siebie
bardzo zadowolony, jego plan
układał się znakomicie.
- Co powiecie na obiad na mieście?
- To twoje urodziny koteczku – stwierdziła ze śmiechem elfka
– jeśli chcesz nas dalej
rozpieszczać nie zamierzam stawiać oporu.
- A ty? – mistrz spojrzał na swojego chłopaka, jakby
spodziewał się, że ten zaraz zaprze się
nogami i powie stanowcze „nie”.
- Co ja?
- Czy będziesz stawiał opór?
- To tylko obiad, prawda?
Emanuel się rozpromienił i otworzył drzwi do powozu
wpuszczając przyjaciół przodem. Nim
sam wsiadł wydał kilka poleceń woźnicy i z satysfakcją opadł
na wolne siedzenie.
- Dokąd jedziemy? – spytała elfka, a w jej oczach widać było
ekscytację.
- Do Rogu obfitości.
Crispin obrócił się gwałtownie w jego stronę.
- To najmodniejsza gospoda w całym mieście.
- Zgadza się.
Elfka klasnęła radośnie w dłonie, a chłopak nieco pobladł.
Emanuel zmarszczył nieco brwi
starając się zrozumieć co niepokoi chłopaka.
- Zarezerwowałem dla nas prywatną salkę, więc nikt nie będzie
nas niepokoił.
Crispin się nieco rozluźnił, a Daelomin spojrzała na niego
jakby chciała coś powiedzieć, ale
w ostatniej chwili zmieniła zdanie.
- Jeśli nie chcesz tam jeść z jakiegoś powodu, to po prostu
powiedz i wybierzemy inne miejsce.
- Nie – chłopak odpowiedział nieco zbyt szybko i lekko się
zarumienił. – Nie trzeba.
- Crispin co się dzieje?
- Nic.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak.
- Po prostu nie przywykłem do stołowania się w tak wyszukanych
miejscach.
Emanuel wyraźnie się zdziwił, przecież Crispin stykał się z
arystokracją w swoim życiu
i kosztował wykwintnych potraw… Przecież widział, to w
przebłyskach jego wspomnień i nagle
go olśniło. Za każdym razem, gdy chłopak wkraczał na salony
oznaczało to, że musi kogoś
zabić. Mistrz harmonii ujął dłoń blondyna i kreślił na niej
kojące kółka kciukiem, szukając
właściwych słów.
- Ja…
- Kotek, to nic. Nie musisz się mną przejmować.
- Oczywiście, że muszę się tobą przejmować – oburzył się Emanuel.
– Nie, muszę to złe słowo,
ja chcę się tobą przejmować.
Blondyn tylko westchnął, ale po chwili znów się rozluźnił.
Jednak mistrza harmonii coś
niepokoiło w tej zrelaksowanej postawie. Jakby to była tylko
fasada, za którą Crispin się przed
nim schował i ta myśl sprawiała, że miał ochotę krzyczeć z
frustracji. Przez chwilę korciło go by
siłą wedrzeć się za ten mur i przekonać się co takiego trapi
jego kochanka. Jednak w głębi serca
czuł, że jeśli to zrobi, to będzie to początek końca. Przez
głowę przebiegła mu przestroga
Daelomin. Nie spieprz tego.
Róg obfitości w pełni zasługiwał na renomę najlepszej karczmy
w mieście. Szlachta ceniła ten
przybytek za wyśmienite potrawy, najlepszy alkohol, przyjemne
dla oka wnętrze i dobrą
muzykę. Daelomin rozglądała się z zaciekawieniem po wnętrzu,
podczas gdy Emanuel pomagał
jej zdjąć wierzchnie okrycie. Jak za sprawą magicznej różdżki
pojawił się starszy mężczyzna,
który powitał ich uśmiechem.
- Witamy lordzie Morel – skłonił się nisko – sala jest już
gotowa. Proszę za mną.
Elfka uśmiechnęła się, gdy Emanuel użyczył jej swego ramienia
i razem ruszyli w głąb karczmy.
Crispin podziękował w duchu przyjaciółce za skupienie uwagi
zebranych w karczmie gości na
sobie i podążył cicho za nimi. Szlachcie nawet przez głowę
nie przeszło, że mają przed sobą
honorowego gościa lorda Morel, a nie ochroniarza. Pokój, do
którego zostali zaprowadzeni
mieścił się na tyłach gospody. Jasne drewno zdawało się
równoważyć brak okien, a ogień
trzaskający w kominku i rzędy świec stwarzały przytulną
atmosferę. W komnacie był spory stół
oraz ławy wyściełane poduszkami dla wygody gości.
- Za chwilę przyjdzie kelnerka odebrać państwa zamówienie.
Mężczyzna odebrał płaszcze od Emanuela i praktycznie wpadł na
Crispina, gdy obrócił się
w stronę wyjścia. Mistrz wychwycił błysk metalu kątem
oka, ale nim zdążył pojąć co się dzieje
Daelomin już ruszyła w stronę chłopaka.
- Przepraszam panie – wybąkał służący, zupełnie nieświadomy
jak blisko otarł się o śmierć. –
Czy mam zabrać też pański płaszcz?
Daelomin znalazła się błyskawicznie przy przyjacielu i
uśmiechnęła promiennie, przytulając do
niego. Służący odsunął się nieco nie chcąc przeszkadzać
młodej damie.
- Nie trzeba – rzuciła elfka przez ramię – sami odwiesimy go
gdzie trzeba.
- Jak sobie życzysz panienko.
Mężczyzna ukłonił się i powiesił płaszcze na kołkach przy
wyjściu. Płacono mu krocie za to by
nie dziwił się niczemu co dzieje się w prywatnych pokojach i
trzymał język za zębami. To nie
jego sprawa co szlachta wyprawia na swoich prywatnych
przyjęciach. Gdy tylko drzwi zamknęły
się za służącym Emanuel znalazł się przy Crispinie.
- Co się stało? – niepokój zabarwił jego głos.
Chłopak jakby go nie zauważył, wpatrywał się w oczy elfki z
dziwnym wyrazem twarzy.
- Możesz już puścić kochanie – głos Daelomin jest miękki,
jakby mówiła do spłoszonego
zwierzątka.
Mistrz harmonii dostrzegł teraz, że elfka łagodnie wyjmuje
nóż z ręki chłopaka. Zrozumiał, że
przytulając się do niego ukryła jego dłoń w fałdach swojej
sukni i nie dopuściła do tego by
służący coś zauważył.
- Przepraszam…
Elfka uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Przecież nic się nie stało.
Chłopak zerknął niepewnie na Emanuela i mistrz poczuł
przemożną ochotę wzięcia go
w ramiona, ale się powstrzymał. Zamiast tego sięgnął po
wiązania płaszcza blondyna i łagodnie
zsunął go z jego ramion.
- Przepraszam Emanuelu… ja…
- Usiądź proszę. Poczujesz się lepiej mając ścianę za
plecami.
Zdumienie i wdzięczność odbiły się w oczach chłopaka.
Daelomin ujęła go za rękę
i poprowadziła do stołu. Po chwili blondyn siedział już
oparty plecami o ścianę pomiędzy
swoimi przyjaciółmi. Emanuel bardzo chciał z nim porozmawiać,
ale ciche pukanie sprawiło, że
wstrzymał się z tym pomysłem. Do pokoju weszła dziewczyna i
uśmiechnęła się promiennie
podchodząc do stolika.
- Witam w Rogu obfitości. Czy życzą sobie państwo, abym
wyrecytowała naszą kartę dań?
Mamy…
- Nie ma takiej potrzeby – przerwał jej szybko Emanuel –
Poprosimy po jednej porcji
wszystkiego co macie w karcie.
Dziewczyna zdumiała się nieco, ale szybko odzyskała rezon.
- Rozumiem, że życzą sobie państwo degustację naszych dań.
- Zgadza się.
- A do picia?
- Weźmiemy błękitną kitajską herbatę na początek, a później
zdamy się na kucharza. Niech
dobierze komplementujące napitki do naszych dań.
- Oczywiście.
- I niech nikt nam nie przeszkadza przez najbliższe pół
godziny.
- Oczywiście.
Dziewczyna dygnęła i szybko opuściła pokój. Kucharz będzie
miał pełne ręce roboty z tym
zamówieniem. Za to przy odrobienie szczęścia ona zarobi dziś
wieczór pokaźny napiwek.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za służącą, Emanuel obrócił się
do swojego towarzysza.
- Cryspin? Co się dzieje?
Chłopak zerknął nerwowo w stronę drzwi, a mistrzowi nie
trzeba było dwa razy powtarzać.
Wykonał gest ręką rzucając to samo zaklęcie co wcześniej w
sklepie Maksymiliana.
- Teraz nikt nam nie przeszkodzi.
Chłopak przymknął oczy i odrobinę się rozluźnił. Drgnął, gdy
Dae chciała odgarnąć mu włosy z
czoła.
- Cryspin? – głos elfki był łagodny – Porozmawiaj z nami.
- Ja…
- Nie byłeś taki nerwowy odkąd wprowadziłeś się do teatru.
Mistrz harmonii uniósł pytająco brew, ale elfka była teraz
skupiona na swoim tancerzu. Ujęła
dłoń chłopaka by dodać mu otuchy i cierpliwie czekała aż
ponownie się rozluźni, jednak to
zdawało się nie następować. Emanuel ostrożnie sięgnął po swój
dar i zerknął na swojego
towarzysza. Aura chłopaka wyglądała zdecydowanie lepiej niż
wczorajszego wieczoru.
Większość cieni opadło w głąb gwiazdy, jednak kilka oleistych
pasm zdawało się uparcie tkwić
tuż pod powierzchnią. Coś zaskoczyło w umyśle mistrza i był
niemal pewien, że wie co się
dzieje w głowie ukochanego.
- Słonko…
Cryspin otworzył oczy i Emanuel odetchnął z ulgą widząc, że
chłopak odrobinę się rozluźnił
patrząc na niego.
- Powiedz mi czego potrzebujesz.
- Ja…
Mistrz ujął drugą dłoń przyjaciela i kreślił na niej kojące
kółka czekając aż chłopak znajdzie
właściwe słowa.
- Chyba potrzebuję więcej kontroli…
Elfka zmarszczyła brwi, ale Emanuel dokładnie wiedział co
chłopak ma na myśli. Przymknął na
chwilę oczy i na stole pojawiła się iluzoryczna makieta
gospody. Mistrz metodycznie wylistował
wszystkie możliwe drogi wiodące do i z budynku, wskazał
ukryte przejścia, łącznie z tym,
którym w razie potrzeby mogli opuścić pokój, w którym się
znajdowali. Podał liczbę gości i
pracowników z wyszczególnieniem do jakich sekcji budynku dany
pracownik ma dostęp, a także
gdzie znajduje się ochrona tego przybytku i jakie
zabezpieczenia ma sam budynek. Z każdym
kolejnym słowem chłopak się nieco rozluźniał i po paru
minutach zdołał się nawet uśmiechnąć.
- A w razie czego mamy jeszcze moją magię – zakończył swój
wywód Emanuel.
- Dziękuję.
- Wojownicy – elfka wywróciła nieco oczami, ale uśmiech na
jej twarzy dobitnie świadczył
o tym, że ją to bawi. – Lepiej skup się na tym, że dziś
masz moje pozwolenie na to, żeby nie
pilnować swojej linii i możesz jeść co tylko ci się spodoba.
Chłopak drgnął lekko, co nie umknęło uwadze Emanuela.
- Mam zaklęcie wykrywające trucizny…
- Jesteś cudowny.
Crispin przyciągnął przyjaciela do siebie i wtulił twarz w
zgięcie pomiędzy ramieniem a szyją
mistrza. Przez dłuższą chwilę trwał w tej pozycji, pozwalając
by Emanuel gładził go po plecach,
w końcu odsunął się nieco zawstydzony swoją reakcją, ale nim
się obejrzał został zagarnięty w
objęcia Daelomin.
- I wbij sobie wreszcie do tej swojej ślicznej główki, że nie
jesteś sam. Masz nas, na dobre i na
złe.
Crispin zaśmiał się lekko, gdy Daelomin pocałowała go w
policzek.
- Jesteśmy rodziną, pokręconą jak diabli, ale rodziną.
Elfka przyciągnęła Emanuela, żeby wiedział, że ta definicja
obejmuje też jego i teraz młody
zabójca był tulony z obu stron. Wbrew temu co sam sądził,
poczuł się całkiem bezpiecznie
niemal unieruchomiony pomiędzy dwoma ciepłymi ciałami, które
zdawały się wręcz emanować
miłością i akceptacją.
- Naprawdę mogę dziś jeść co tylko zechcę?
Elfka zaśmiała się wesoło.
- Nie tylko możesz, ale zapewniam cię, że spróbujesz
wszystkiego co serwują w tym zacnym
przybytku. Najwyższa pora się przekonać co naprawdę lubisz,
jeśli idzie o jedzenie.
- Dae mówisz to tak, jakby Crispin nie miał ulubionej
potrawy.
- Bo nie mam.
- Żartujesz – mistrz przyjrzał się nieco zdziwiony swojemu
kochankowi.
Chłopak tylko pokręcił przecząco głową.
- Tam skąd pochodzę nie było miejsca na ulubione potrawy.
- Tym bardziej się cieszę, że zamówiłem wszystko co mieli w
karcie.
- I pamiętaj jak ci coś nie będzie smakować po prostu
przerzuć to na talerz Emanuela.
- Ej!
Blondyn zaśmiał się lekko i mistrz wprost rozpromienił się na
ten widok. Wreszcie wszystko
wracało na dobrą drogę do realizacji jego pierwotnego planu.
Wkrótce rozległo się delikatne
pukanie do drzwi i Emanuel rozproszył swoje zaklęcie.
- Proszę.
Kelnerka otworzyła drzwi i wprowadziła niewielki wózeczek, na
którym widniał serwis do
herbaty i talerzyki z przystawkami. Dziewczyna sprawnie
ustawiła naczynia i sztućce na stole
przed swoimi gośćmi.
- Za pół godziny podamy zupy i sałatki, pierwsze główne dania
powinny być gotowe za około
godzinę. Postaram się donosić potrawy w odstępach
półgodzinnych, aby nie zakłócać Państwa
spokoju. Czy mam nalać państwu herbaty?
- Nie trzeba – Emanuel uśmiechnął się nieznacznie.
- Gdyby państwo czegokolwiek potrzebowali, proszę nie wahać
się i wezwać mnie wcześniej.
- Dziękujemy.
Lord Morel poczekał aż dziewczyna wyjdzie i zamknie za sobą
drzwi, po czym przymknął oczy i
wyszeptał słowa zaklęcia. Przystawki i herbatę otoczyła
złocisto-zielona łuna, która znikła po
paru minutach.
- W porządku, nic nie jest zatrute.
- Co by się stało, gdyby coś było zatrute? – spytała Daelomin
sięgając po imbryk z herbatą
i napełniając filiżanki błękitnym naparem.
- Naczynia by sczerniały, a potrawę otoczyła czarna łuna.
- Przydatne zaklęcie – mruknął Crispin sięgając po jedną z
przystawek.
- Słonko…
- Tak?
- Kiedy masz urodziny?
Chłopak zamarł, a po łączącej go z Emanuelem więzi przebiegł
smutek i wstyd.
- Crispin? – głos mistrza był bardzo łagodny, jakby bał się,
że spłoszy towarzysza.
- Czemu chcesz wiedzieć?
- Bo cię kocham… i właśnie przyszedł mi do głowy idealny
prezent dla ciebie na urodziny.
Chłopak zwiesił nieco głowę wyraźnie unikając spojrzenia
Emanuelowi w oczy. Elfka
wymieniła zaniepokojone spojrzenia z przyjacielem nad głową
blondyna.
- To chyba nie tajemnica? – spróbowała delikatnie Dae.
- Ja… - głos chłopaka jest bardzo cichy – ja nie wiem.
- Nie wiesz kiedy masz urodziny?
- Ja nawet nie wiem ile mam lat – gorycz w głosie chłopaka
ścisnęła serce Emanuela.
- Słonko…
Emanuel bardzo chciał przytulić swojego kochanka, ale czuł,
że jeśli to zrobi ten się
najnormalniej w świecie rozpłacze, a tego wolałby
uniknąć. Elfka przez chwilę wpatrywała się
w walczącego z emocjami przyjaciela, w końcu odetchnęła
głęboko jakby podjęła jakąś decyzję i
ujęła młodego zabójcę pod brodę zmuszając go by spojrzał jej
w oczy.
- Skoro nie wiesz kiedy masz urodziny, to sam o tym
zdecydujesz.
- Co?
- To bardzo proste kochanie, wybierzesz sobie teraz jakiś
dzień i od tej pory, to będzie dzień
twoich urodzin.
- Tak po prostu?
- Tak – odparła elfka i uśmiechnęła się ciepło.
- Ale jak ja mam wybrać?
- Jak tylko zechcesz. Możesz wybrać jakąś datę, którą lubisz,
datę jakiegoś ważnego wydarzenia,
albo zdać się na los i wylosować sobie datę urodzin.
- Wylosować? – chłopak spojrzał na przyjaciółkę z
niedowierzaniem.
- No co? Przecież nikt nie będzie podważał daty twoich
urodzin.
Chłopak sięgnął po filiżankę i napił się słodkiego naparu,
nie spodziewał się takiego obrotu
sprawy. W głowie rozważał różne daty i szukał tej, która wyda
mu się właściwa, a jego
przyjaciele cierpliwie czekali.
- Dziesiąty lipca – oznajmił wreszcie po paru minutach ciszy.
Elfka uśmiechnęła się promiennie.
- Jesteś kochany.
- Co się stało dziesiątego lipca? – zapytał mistrz harmonii
wyraźnie zaciekawiony.
- Podpisał kontrakt i wprowadził się do mojego teatru.
Blondyn spojrzał niepewnie w stronę swojego kochanka, jakby
spodziewał się zobaczyć naganę
w jego spojrzeniu, ale Emanuel tylko uśmiechnął się ciepło.
- To dobra data. Ale skoro przyjdzie mi czekać na twoje
urodziny aż do lata, to prezent
dostaniesz na Sigmarowe Narodzenie.
- Mam przeczucie, że nic co powiem nie zdoła cię powstrzymać.
- Masz doskonałą intuicję kochanie – odparł Emanuel z psotnym
uśmiechem.
Chłopak tylko westchnął, ale wyraźnie się rozluźnił i uśmiech
znów wykwitł na jego twarzy.
- To bierzemy się za jedzenie? – spytała Daelomin.
- Mam nadzieję, bo umieram z głodu – oznajmił teatralnie
Emanuel.
Wieczór mijał w przyjemnej atmosferze, służba donosiła
kolejne dania, Emanuel rzucał kolejne
zaklęcie wykrywające trucizny, a potem cała trójka kosztowała
wykwintnych potraw i karmiła
się nawzajem przy akompaniamencie niczym nieskrępowanych
komentarzy i śmiechu. Mistrz
harmonii czuł się szczęśliwy przynajmniej do czasu, gdy
wniesiono patery z owocami i
deserami. Crispin jak się okazało nie przepadał za
większością słodyczy i szybko skupił się na
kosztowaniu egzotycznych owoców razem z elfką.
- Musisz tego spróbować.
Daelomin bezceremonialnie wepchnęła fragment owocu Crispinowi
do ust i chłopak odruchowo
zassał sok spływający po jej palcach. Emanuel czuł każdą
swoją komórką, że całe zdarzenie było
pozbawione seksualnego podtekstu, a mimo to odczuł
ekstremalną falę zazdrości, tylko siłą woli
powstrzymał się od złapania dziewczyny za rękę i odepchnięcia
jej od ust swojego chłopaka.
- Em?
Elfka przechyliła lekko głowę, jakby nie mogła pojąć co widzi
na twarzy przyjaciela.
- Tak?
- Wszystko w porządku?
- Acha…
Mina dziewczyny świadczyła o tym, że w najmniejszym stopniu
mu nie wierzy, ale po chwili na
jej usta powrócił uśmiech i mistrz harmonii odetchnął z ulgą.
Powinien był wiedzieć, że tak
łatwo się nie wywinie i że za niewinnym uśmiechem kryje się
coś więcej. Nim się zorientował
Daelomin siedziała mu na kolanach i oferowała cząstkę owocu.
Chciał sięgnąć po przysmak
ręką, ale elfka szybko zabrała owoc z jego zasięgu.
- Nic z tego koteczku.
- Dae…
Spojrzał dziewczynie prosto w oczy i prawie się zachłysnął
widząc stal w jej spojrzeniu. Mógł
się od razu poddać i powiedzieć przyjaciółce o co mu chodzi,
ale nie mógł znieść myśli o tym,
żeby się tak odsłonić i mówić o swoich uczuciach. Po chwili,
która zdawała się być wiecznością
westchnął tylko, a elfka ponownie podsunęła mu owoc. Dziewczyna
mało nie parsknęła
śmiechem, gdy mistrz harmonii ostrożnie uchwycił ustami
cząstkę owocu starając się przy tym
za wszelką cenę nie dotknąć jej palców. Przelotnie zerknęła
na Crispina, który siedział i w
milczeniu im się przypatrywał. Z jego twarzy nie dało się nic
wyczytać, ale elfka wiedziała
czego szukać w jego postawie, by mieć jakieś pojęcie co się
dzieje w jego głowie. Nie widząc
żadnej z ostrzegawczych flag postanowiła poigrać nieco z
ogniem. Sięgnęła po cząstkę
mandarynki i ujęła ją w usta po czym nachyliła się w stronę
Emanuela, który właśnie przełknął
poprzedni poczęstunek. Lord Morel wiedział, że elfka rzuca mu
wyzwanie i zerknął przelotnie w
stronę swojego chłopaka mając nadzieję, że ten zakończy tą
idiotyczną sytuację, ale Crispin
tylko im się przyglądał. Jakaś część Emanuela poczuła złość.
Przez głowę przemykały mu
tysiące myśli. Nie mógł pojąć dlaczego jego kochanek nie czuje
zazdrości i dlaczego nie próbuje
powstrzymać elfki, która najwyraźniej zamierzała go
pocałować. Chciał sięgnąć po łączącą ich
więź i przekonać się co naprawdę dzieje się w głowie
chłopaka, ale powstrzymał się w ostatniej
chwili, gdy poczuł ostrzegawcze smagnięcie własnej mocy na
swych mentalnych palcach. Ból i
niepewność zirytowały go jeszcze bardziej i na przekór
wszystkiemu postanowił, że nie ugnie się
przed jakąś dziecinną gierką. Bez zastanowienia zamknął usta
na cząstce owocu i pocałował
Daelomin. Elfka bynajmniej nie zamierzała mu pozwolić na
niewinny pocałunek i już po chwili
mistrz uległ pod naporem miękkości jej ust, które pieściły
jego wargi. Cząstka owocu bardziej
mu przeszkadzała niż pomagała w czymkolwiek, więc ją
szybko przełknął, a wtedy dziewczyna
pogłębiła pocałunek i Emanuel na chwilę zatracił się w
przyjemnym doznaniu, jednak czuł, że
coś jest nie tak. W głowie odliczał sekundy do momentu,
gdy Crispin ich rozdzieli, bo przecież
na pewno zaraz to zrobi. Gdy nic takiego nie nastąpiło, serce
mistrza ścisnęło się w koszmarnej
niepewności. Odsunął się od elfki na tyle, na ile mógł
zważywszy na to, że siedziała mu na
kolanach i spojrzał poirytowany na swojego kochanka.
- Naprawdę? Nic?
Chłopak zdawał się być wyraźnie zbity z tropu.
- Co naprawdę?
- Nie jesteś zazdrosny? Nic a nic?
Blondyn bez trudu wychwycił zranioną nutę w głosie Emanuela i
z cichym westchnieniem wstał
by usiąść tuż obok niego. Ujął dłoń mistrza i spojrzał mu w
oczy.
- Normalnie byłbym.
- Ale?
- Ale to Daelomin.
- A co to ma do rzeczy?
- Z nią jest inaczej…
Mistrz harmonii miał mętlik w głowie, nie wiedział czy jest
bardziej wściekły, rozczarowany,
czy… podekscytowany?
- Chcesz dowodu na to, że on jest o ciebie zazdrosny?
Emanuel aż się wzdrygnął, gdy elfka się odezwała. Jak mógł
zapomnieć o dziewczynie siedzącej
mu na kolanach i luźno obejmującej go ramionami? Nie czekając
na odpowiedź elfka pochyliła
się i wyszeptała coś na ucho Crispinowi. Emanuel poczuł jak
dłoń chłopaka instynktownie
zacisnęła się nieco mocniej na jego dłoni, a po łączącej ich
więzi przepłynęła fala zazdrości,
którą szybko zastąpiła niepewność, a potem wstyd. Z jakiegoś
powodu zazdrość chłopaka
sprawiła, że serce mistrza harmonii zabiło szybciej.
- Czyli jesteś zazdrosny.
- Tak – odpowiedział chłopak spuszczając głowę i nieco się
rumieniąc.
- Ale nie o Daelomin.
- Nie.
Emanuel miał wielką ochotę przyciągnąć go do siebie i
pocałować, ale obiecał, że będzie dziś
grzeczny, więc tylko się uśmiechnął i zanotował w myślach by
nadrobić stracone pocałunki, gdy
już zostaną sami.
- Dlaczego?
- To skomplikowane…
Chłopak na moment podniósł wzrok i mistrz harmonii wyczytał w
jego oczach więcej niż by
chciał. Wiedział, że blondyn powie mu wszystko pomimo tego,
że wyraźnie nie chce o tym
rozmawiać, a już na pewno nie przy Daelomin. Wiedział też, że
to nie w porządku z jego strony
wymagać od niego, by dzielił się emocjami na zmierzenie się z
którymi nie był jeszcze gotowy.
Crispin wiele razy wykazywał zrozumienie i uparcie powtarzał,
że Emanuel podzieli się swoimi
sekretami wtedy, gdy uzna to za stosowne. Jedynym słusznym
rozwiązaniem zdawało się
odpłacić mu tym samym. Pochylił się w stronę chłopaka, który
odruchowo zrobił to samo i ich
czoła na chwilę się spotkały.
- Powiesz mi w swoim czasie – Emanuel pocałował blondyna w
czoło i po chwili się odsunął.
- Dziękuję – głos chłopaka był tak cichy, że mistrz harmonii
nie był pewien czy na pewno
chłopak wypowiedział to słowo na głos.
- Co powiecie na to, żebyśmy kupili butelkę czy dwie wina i
przenieśli naszą imprezę do domu?
– spytała elfka próbując nieco rozładować napiętą atmosferę.
- Crispin nie pije.
Chłopak zarumienił się lekko.
- Mógłbym wypić nieco wina...
- Słonko nie musisz tego robić.
- Wiem, ale chcę.
- Jesteś pewien? – Emanuel spojrzał w zielone oczy szukając w
nich choćby śladu wahania, ale
chłopak tylko skinął głową na potwierdzenie. – W takim razie
czego byś się napił?
- Faevine…
- Wino wróżek? – upewniła się Daelomin.
- Tak.
- Niech więc będzie Faevine – zarządził Emanuel. – Dajcie mi
chwilę i możemy wracać do
domu.
Elfka zeskoczyła mu z kolan i lord Morel wyszedł z sali, by
zamówić wino i uregulować
rachunek. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły i dziewczyna
nabrała pewności, że znalazł się
poza zasięgiem jej głosu przemówiła miękkim głosem do swojego
towarzysza.
- Czyżbyś potrzebował nieco płynnej odwagi?
- Twoje spostrzegawczość czasem mnie przeraża.
- Wiesz, że nie musimy tego robić?
- Wiem… ale chcę mu dać coś wyjątkowego.
- Już to zrobiłeś głuptasie.
- Wiesz co mam na myśli.
- Tak, wiem.
Elfka uścisnęła dłoń przyjaciela i uśmiechnęła się do niego
miękko.
- Co by się nie stało, jesteśmy i już zawsze będziemy
rodziną.
Crispin przyciągnął Daelomin do siebie i mocno ją przytulił.
Przez chwilę trzymał ją w swoich
objęciach, pozwalając by uścisk powiedział za niego jak wiele
te słowa dla niego znaczyły.
- Zbierajmy się, Em zaraz tu będzie.
Elfka miała doskonałe wyczucie, bo mistrz harmonii zjawił
się, gdy kończyli wiązać swoje
płaszcze.
- Gotowi?
- Tak – elfka uśmiechnęła się promiennie i podała płaszcz
Emanuelowi.
Opuścili karczmę tak jak do niej przybyli. Lord Morel z elfką
u swego boku i blond
ochroniarzem kroczącym dwa, trzy kroki za nimi. Jak tylko
znaleźli się w powozie i ruszyli do
domu, Crispin odetchnął głęboko, a elfka parsknęła śmiechem.
- Nie wiem czy powinienem obiecać wam, że od teraz będziemy
zawsze świętować w domu, czy
zabierać was na miasto częściej – westchnął Emanuel.
- Może następnym razem powinniście iść gdzieś tylko we dwoje.
- Może…
Crispin nie skomentował, ale wziął kochanka za rękę i
uśmiechnął się, jakby chciał dać do
zrozumienia, że nie jest całkiem przeciwny takiemu pomysłowi.
Gdy powóz się zatrzymał, elfka
zmierzyła ich wzrokiem.
- Spotkamy się za dwadzieścia minut w naszym salonie.
- A ty gdzie się wybierasz? – zapytał lord Morel.
- Przebrać się w coś wygodniejszego. Wy też możecie o ile nie
każecie mi za długo na siebie
czekać.
Dziewczyna puściła oko do Crispina i ze śmiechem wysiadła z
powozu.
- Nie każmy damie czekać.
Chłopak wysiadł nim Emanuel zdążył go zatrzymać i mistrzowi
pozostało jedynie dopilnować
dostarczenia wina i owoców zabranych z gospody. Gdy wreszcie
dotarł do salonu stanął
w drzwiach jak wryty. Daelomin siedziała na kanapie w
czymś co z pewnością pochodziło ze
sklepu Maksymiliana. Czarna koronka zdawała się być niemal
wymalowana na jej skórze. Przed
kominkiem kucał Crispin rozpalając ogień. Miał na sobie tylko
czarne spodnie z jakiejś miękkiej
lejącej tkaniny. W jakiś przedziwny sposób jego strój zdawał
się dopełniać strój elfki i razem
tworzyli nad wyraz przyjemny widok dla oczu. Chłopak dorzucił
drewna do ognia i wstał
prezentując mistrzowi swój nagi tors.
- Kupiłeś całą skrzynkę?
- Co?
Emanuel nie mógł oderwać oczu od gry światła i cieni na
skórze kochanka.
- Chodź tu z tym winem – rzuciła elfka ze śmiechem.
- Nie mamy kieliszków…
Mistrz rozejrzał się po pokoju i ze zdziwieniem zauważył
stertę poduszek i kocy tuż obok
kanapy. Zauważył też jakiś instrument oparty o ścianę i
ucieszył się w duchu, że dane mu będzie
posłuchać jak Crispin śpiewa.
- A potrzebne ci kieliszki? – spytał blondyn biorąc od niego
skrzynkę i stawiając na ziemi obok
stoliczka, na którym ktoś już ustawił kosz z owocami.
Emanuel zastanawiał się przez chwilę i w końcu doszedł do
wniosku, że niczego nie potrzebuje.
Sięgnął po pierwszą butelkę i z wprawą ją otworzył.
- Czy ten instrument oznacza, że dla mnie zaśpiewasz?
Blondyn uśmiechnął się i wyjął butelkę z dłoni Emanuela, upił
spory łyk wina i pocałował
kochanka czule nim sięgnął po instrument. Butelka trafiła w
ręce elfki, gdy blondyn usadowił się
na ziemi wsparty o poduchę obok kanapy i zaczął stroić
instrument.
- Twoje zdrowie kotek – dziewczyna upiła łyk.
Emanuel opadł na kanapę obok niej i gdy podała mu butelkę
upił spory łyk. Wino przyjemnie
musowało na języku. Było słodkie i lekkie, dokładnie takie
jakie powinny być elfickie wina.
Picie go wprost z butelki zdawało się doskonale pasować do
tańców przy świetle księżyca i lord
Morel był przekonany, że ten wieczór nie może zakończyć się
bez tańca.
Crispin zaczął grać, a Emanuel z przyjemnością wsłuchał się w
miękki tembr jego głosu.
Daelomin pilnowała, aby butelka krążyła i zaczęła kroić
owoce, którymi cała trójka karmiła się
nawzajem. Po pierwszej butelce otworzyli drugą, a potem
kolejną. Lord Morel poczuł, że chyba
odstaje nieco strojem od towarzyszy i rozgrzany winem i
ciepłem buchającym od kominka
ściągnął swój kaftan, zostawił jednak koszulę.
- Zatańczysz? – spytał elfkę, a ta uśmiechnęła się tak, że
wiedział, że pytanie było zbyteczne.
Crispin upił kolejny łyk wina i pochylił się nad instrumentem
wygrywając kolejne melodie.
Emanuel czuł się szczęśliwy tańcząc z przyjaciółką, jej
radosny śmiech odbijał się echem w jego
sercu. Gdy wybrzmiał ostatni takt zobaczył ze zdziwieniem, że
Crispin wstaje i przekazuje
Daelomin instrument. Zdążył jeszcze upić łyk wina nim elfka
zaczęła grać. Przez chwilę nie
wiedział co ma zrobić, ale znajoma melodia wybawiła go z
opresji. Taniec zaczął się niewinnie,
ale blondyn stopniowo skracał dystans i wkrótce mistrz miał
już kochanka w ] swoich
ramionach. Wino przyjemnie szumiało w głowie mistrza harmonii
i gdy blondyn wsunął dłonie
pod jego koszulę, bez namysłu uniósł ręce i pozwolił by
kochanek go z niej wyswobodził. Silne
dłonie gładziły go po plecach i mistrz bez namysłu odnalazł
usta kochanka. Nawet nie zauważył,
gdy melodia się zmieniła, ale nagle Daelomin była z nimi.
Pewnie ustawiła jeden z tych swoich
magicznych kryształów. Nie miało to dla Emanuela znaczenia,
tańczyli, śmiali się i pili wino.
Crispin gładził w tańcu jego ciało i lord Morel czuł
narastające w nim pożądanie. Zupełnie
przeoczył moment, w którym elfka dołączyła do tych lekkich
pieszczot, zatracił się w
doznaniach pozwalając by całowało go raz jedno raz drugie.
Gdy po kolejnym pocałunku dłonie
elfki zsunęły się po brzuchu Emanuela w dół ten na chwilę
zamarł.
- Dae… - wyjąkał, niepewny co powinien zrobić.
- Zaufaj nam kotek.
Elfka opadła miękko na kolana przed mistrzem i zaczęła
rozsznurowywać wiązanie jego
bryczesów. Emanuel przełknął ślinę, starając się uspokoić
swój oddech. Crispin przytulił się do
jego pleców i zaczął całować go po ramionach i szyi.
- Oddychaj kochanie – wyszeptał mu do ucha nieco schrypniętym
z pożądania głosem.
W tym momencie elfka skończyła walkę z troczkami i zsunęła
tkaninę w dół, pozostawiając
Emanuela całkiem nagiego. Crispin odsunął się na moment i
mistrz zadrżał, gdy chłopak
ponownie przytulił się do jego pleców kilka sekund później.
Pomiędzy nimi nie było już żadnej
bariery.
- Oprzyj ręce o ścianę – wymruczał chłopak do ucha swojego
kochanka.
- Co?
- Ręce na ścianę – głos Crispina był pewny i nie znoszący
sprzeciwu.
Emanuel oparł nieco drżące dłonie na ścianie gdzieś nad głową
Daelomin. Uwielbiał, gdy jego
kochanek go dominował w łóżku, ale w tej chwili sam nie
wiedział czy jest bardziej podniecony
czy przerażony. Klęcząca przed nim elfka otworzyła jakiś
słoiczek i pozwoliła przyjacielowi
zanurzyć palce w gęstej cieczy znajdującej się w środku. W
powietrzu dało się wyczuć delikatną
woń olejków. Emanuel nawet nie zauważył kiedy i skąd go
wzięła. Palce Crispina przemierzały
znane sobie ścieżki i mistrz harmonii nieco się rozluźnił pod
wpływem tak dobrze sobie znanych
pieszczot. I gdy już niemal zapomniał, że nie są w pokoju
tylko we dwoje, elfka złożyła
pierwszy pocałunek na jego męskości. Emanuel wciągnął
gwałtownie powietrze i miał wrażenie,
że nogi się pod nim zaraz ugną, ale silne ręce trzymały
pewnie jego biodra dając mu jakże
potrzebne oparcie. Upewniwszy się, że wszystko jest w
porządku elfka wróciła z zapałem do
swojego zadania.
Lord Morel nie chciał myśleć co właśnie robią usta jego
przyjaciółki i gdzie się tego nauczyła.
Jednak już po chwili wszelkie myśli zniknęły z jego głowy,
gdy jego kochanek wziął go w
posiadanie. Rozdarty między znaną rozkoszą i nieznaną
przyjemnością Emanuel mógł jedynie
oddychać i poddawać się pieszczotom. Każdy ruch bioder
zalewał go falami cudownych doznań,
a z jego krtani mimowolnie wyrywały się jęki rozkoszy. Czuł
budujące się w nim napięcie, które
unosiło go coraz wyżej i wyżej.
- Crispin… - jęknął nadal próbując zachować choć odrobinę
kontroli.
- Trzymam cię – wymruczał blondyn – zaufaj mi.
Coś w Emanuelu pękło i w pełni poddał się rozkoszy. Nie miał
pojęcia jak długo to trwało, lecz
orgazm zaskoczył go zupełnie i mistrz doszedł z krzykiem.
Przed oczami mu pociemniało i
gdyby nie objęcia Crispina pewnie nie dałby rady utrzymać się
w pionie. Następne co pamiętał,
to Daelomin wstająca z kolan z zadowolonym uśmiechem na
twarzy i Crispin niosący go na ich
prowizoryczne posłanie obok kominka. Mistrz chciał coś
powiedzieć, ale głos odmówił mu
posłuszeństwa. Może by się tym przejął, ale błogość, która
rozlała się po całym jego ciele nie
pozostawiła miejsca na niepokój. Powieki zaczynały mu ciążyć.
- Śpij kochanie – wyszeptał mu do ucha Crispin i mistrz
poddał się senności, gdy kochanek
zamknął go w swoich ramionach i okrył ich ciała miękkim
kocem.
Emanuel obudził się nieco zdezorientowany tym, że leży na
posłaniu przed kominkiem i to
bynajmniej nie w swojej sypialni. Miarowe bicie serca
Crispina pod jego dłonią powiedziało mu,
że jego kochanek nadal śpi. W tym momencie mistrz przypomniał
sobie co robili w tym pokoju
wczorajszego wieczora i poczuł zdradliwy rumieniec
wykwitający na jego twarzy. Jego wzrok
odruchowo powędrował do ściany, o którą był wczoraj oparty i
poczuł, że rumieni się jeszcze
bardziej. Coś białego przykuło jego wzrok i mistrz uniósł się
na łokciu by lepiej widzieć.
Zamrugał ze zdziwienia nie wierząc własnym oczom. Na dywanie tuż obok jego posłania leżało pojedyncze śnieżnobiałe pióro. Panika zalała Emanuela. Ściany zdawały się na niego napierać, a płuca odmawiały posłuszeństwa. Sam nie wiedział jak znalazł się pod ścianą i dlaczego jego serce wali jak oszalałe. Nie mógł oddychać, nie mógł jasno myśleć. Z jego gardła wyrwał się zduszony jęk. Nawet nie zauważył kiedy zacisnął pięści tak mocno, że paznokcie przebiły skórę jego dłoni.
- Em? Em!
Krzyk Crispina i szarpnięcie łączącej ich więzi wyrwały
mistrza harmonii ze szponów
przerażenia. Chłopak otoczył kochanka ramionami i mówił do niego łagodnie. Lord Morel potrzebował dłuższej chwili, żeby zrozumieć co Crispin do niego mówi.
- Oddychaj kotek... Oddychaj… Już dobrze… Jestem tu…
Emanuel wtulił się w swojego kochanka jakby od tego zależało jego życie i załkał z ulgi. Czuł jak Crispin delikatnie gładzi go po włosach i plecach i powoli się uspokajał.
- Wszystko w porządku kotek?
Lord Morel tylko kiwnął głową nie ufając, że głos go nie
zawiedzie. Zdążył uspokoić się na tyle,
że wyczuł emanujący od Crispina niepokój.
- Powiesz mi co się stało?
Emanuel potrząsnął tylko głową.
- W porządku kochanie…
Emanuelowi ścisnęło się serce, ale wspomnienie paniki było
zbyt świeże. Myślał, że jest gotów,
ale najwyraźniej nie był. Czuł, że musi z kimś porozmawiać,
ale wiedział też, że jeszcze nie jest
gotowy, aby podzielić się swoim największym sekretem z
ukochanym.
- Możemy wrócić do naszego łóżka? – spytał cicho.
Blondyn uśmiechnął się ciepło i pogłaskał go po policzku.
- Oczywiście kochanie.
Emanuel przytrzymał jeszcze kochanka nim ten wstał.
- Kocham cię.
- Ja też cię kocham.
Blondyn pocałował Emanuela czule i wstał z ziemi. Mistrz
podążył za nim dbając o to by
chłopak szedł przodem i gdy ten nie patrzył zgarnął piórko z
ziemi.
# Elsephet…
# Hmm? – mentalny głos elfki był wyraźnie zaspany
# Musimy porozmawiać…
# Wiesz gdzie mnie szukać.
Emanuel dołączył do kochanka w ich wspólnym łóżku i odruchowo
położył głowę na jego piersi
by móc słuchać miarowego bicia jego serca. Wiedział, że
prędzej czy później będzie musiał
porozmawiać z obojgiem swoich przyjaciół o ostatniej nocy,
ale sam nie wiedział co ma myśleć
o tym co się stało. Przez głowę mu przemknęło, że
przynajmniej teraz nikt mu nie powie, że nie
zrobił nic szalonego w swoim życiu.
Vanti i Naith
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz