Opowieści - Sąd Boży - rozdział 3 i 4

Rozdział 3 - wszelkie prawa autorskie zastrzeżone 


Zagrajmy w Pokera


    Posiadłość Lorda Moorel należała do najwspanialszych w mieście. Mówiono nawet że przepychem przyćmiewa Pałac Imperatora.  Gdy dotarli na miejsce, służba zaprowadziła całą trójkę do przestronnej sali, w której

Maksymilian kazał ustawić nie tylko stół do pokera, ale również stół do bilarda i tarczę

z rzutkami. Pod jedną ze ścian ustawiono ławy aż uginające się od alkoholu i jedzenia. Młodszy

z braci Morel ubrany według powszechnie panującej mody wykładał właśnie żetony do pokera

na stół.

 

- Maks… - Emanuel podszedł do brata – Czy ty, aby odrobinę nie przesadziłeś?

- Ciebie też miło widzieć braciszku.

- Prosiłem o partyjkę pokera, a nie przyjęcie.

- Przecież wiesz, że chłopacy dużo jedzą. Chyba nie chcesz, żeby byli głodni.

- Powiedz mi chociaż, że nie zorganizowałeś orkiestry.

Maksymilian tylko prychnął oburzony, ale gdy brat nie patrzył wykonał kilka gestów w stronę

służących czekających przy drzwiach dyskretnie odwołując szykujących się do wejścia

muzyków. Dopiero po chwili zauważył, że jego brat nie przyszedł sam.

- Crispin, Gart, miło was widzieć.

Chłopak tylko skinął na powitanie głową, a krasnolud śmiało uścisnął dłoń gospodarza.

- Nie wiedziałem, że też będziecie – Maksymilian zerknął na brata.

- To jakiś problem? – spytał niewinnie Emanuel.

- Ależ skąd. Im nas więcej tym lepiej. Rozgrywka będzie ciekawsza.

- A gdzie reszta?

- Będą tu lada moment. Swoją drogą Shanah chciała z tobą zamienić słówko, więc jeśli chcesz,

możesz do niej zajrzeć na moment.

- Nie chciałbym zostawiać moich gości.

- Emanuelu, jeśli twoja bratowa chce z tobą porozmawiać, to powinieneś iść. My z Crispinem

poradzimy sobie chwilę bez ciebie – wtrącił spokojnie krasnolud.

- Emanuelu?

- Wolisz zarazo? – syknął cicho krasnolud.

- Rozumiem, że to mój wcześniejszy prezent urodzinowy.

- Można to tak ująć.

- Dzięki Gart. Crispin…

- Idź.

Emanuel szybko pocałował chłopaka w policzek i ruszył na poszukiwanie Shanah. Odnalazł

dziewczynę bez trudu w jej komnatach i poczuł przyjemne ciepło w sercu na widok promiennego

uśmiechu jakim go przywitała. Najmłodszy z jej synów spał w jej ramionach i mistrz ostrożnie

pogłaskał dziecko po główce nim ucałował swoją przybraną siostrę.

- Chciałaś mnie widzieć.

- Owszem braciszku. Chciałam z tobą porozmawiać.

- O czym?

Dziewczyna ostrożnie zsunęła obrączkę z palca i podała ją Emanuelowi.

- Myślę, że powinnam ci to oddać.

Mistrz zmarszczył brwi nic nie rozumiejąc.

- Dlaczego chcesz mi oddać swoją obrączkę?

- To nie jest moja obrączka.

Lord Morel dopiero teraz rozpoznał pierścień, bliźniaczy do tego, który nosił na palcu lewej ręki.

- Shanah, dałem ci go, żebyś była bezpieczna.

- Nie wolałbyś dać go teraz komuś innemu?

 

Emanuel tylko się uśmiechnął i pogłaskał dziewczynę po głowie.

- Gdy nadejdzie czas Crispin dostanie własny…

- A Daelomin?

- Ona również. Ale masz rację, że powinienem porozmawiać z Winterem, żeby mi zrobił nowy

komplet. Ten jest dla ciebie i chcę żebyś go nadal nosiła.

- Jeśli to zapewni ci spokój ducha, to obiecuję, że zawsze będę go nosić – odparła wsuwając

pierścień z powrotem na palec. – Chyba powinieneś wrócić na swoje przyjęcie braciszku.

- Wiedziałem.

- Co wiedziałeś? – zdziwiła się Shanah.

- Że Maks zrobi z partyjki pokera wielkie przyjęcie.

- Sam go poprosiłeś, więc teraz cierp – odparła dziewczyna ze śmiechem.

- W sumie masz rację, sam jestem sobie winnien.

- Baw się dobrze braciszku.

- Uwielbiam, gdy mnie tak nazywasz.

- Wiem. Widzimy się jutro na śniadaniu.

- Do zobaczenia siostrzyczko.

Emanuel ucałował bratową w policzek i z uśmiechem na twarzy ruszył z powrotem zmierzyć się

z pomysłami swojego brata. W komnacie byli już wszyscy zaproszeni i Emanuel przez chwilę

obserwował ich interakcje. Winter i Albert siedzieli już przy stoliku rozmawiając o czymś z

Gartem, Robert z Maksymilianem wybierali wino, Tiger nieco naburmuszony nakładał sobie

dzika, a Crispin z Estebanem rozgrywali partię bilarda. Pierwszy zauważył go Robert i już po

chwili Emanuel był miażdżony w stalowym uścisku elfa.

- Sto lat stary druhu.

Elf uśmiechnął się wesoło, ale mistrz harmonii aż się skrzywił, gdy poczuł nagłe ukłucie emocji

kłębiących się w sercu przyjaciela. Niepokój i gniew splatały się z ulgą, a wszystkiemu

towarzyszył obraz Seleny.

- Które to już urodziny? Setne? Dwusetne?

- Bardzo śmieszne Robercie – odparł Emanuel kwaśno i spróbował rozmasować sobie skronie,

by złagodzić nagły ból głowy i odgrodzić się od uczuć przyjaciela.

- Dobrze się czujesz? – elf zapytał cicho.

- Tak, ale daruj sobie proszę żarty o moim wieku. Nie jesteśmy sami… - syknął w odpowiedzi

mistrz harmonii.

Chwilę później Emanuel został wciągnięty w kolejny uścisk, a potem kolejny i kolejny. Życzenia

splatały się z emocjami, których Emanuel nie chciał wcale wychwytywać. Jątrzący się smutek w

sercu Tigera, który wreszcie zaczynał sobie jakoś radzić z utratą brata. Niepokój Wintera o niego

połączony z poczuciem winy. Znowu jakieś sekrety. Rezerwa Alberta, który strzegł swoich

emocji lepiej niż niejeden ojciec cnoty własnych córek. Esteban na całe szczęście uścisnął mu

tylko dłoń i mistrz ucieszył się, że nie wychwycił niczego poza dobrym nastrojem mężczyzny.

- Dobrze się czujesz Emanuelu? – spytał z niepokojem Winter – Jesteś nieco blady.

- Winter przyszedłeś tu dziś grać, czy mu matkować? – spytał zaczepnie Maksymilian.

 

- Grać.

- No to siadaj z łaski swojej i zaczynajmy. Jak Em będzie chciał pomocy, to powie.

Mistrzowie przyjęli słowa Maksymiliana ze spokojem i zaczęli wybierać sobie miejsca przy

stoliku, jednak Winter jeszcze przez dłuższą chwilę przyglądał się Emanuelowi.

#Na pewno wszystko z tobą w porządku?

#Tak. Dzięki za troskę.

Emanuel aż się wzdrygnął, gdy ktoś ujął jego dłoń. Zupełnie nie zauważył, kiedy Crispin do

niego podszedł.

- Wystraszyłem cię?

- Tylko trochę…

Emanuel uśmiechnął się ciepło do swojego chłopaka, ale zamarł, gdy ten przysunął się bliżej

i szepnął mu coś cicho do ucha. Z początku nie mógł zrozumieć, co blondyn do niego mówi

zupełnie rozproszony jego bliskością, ale w końcu się opanował i słowa nabrały sensu.

- Sprawdź swoje bariery…

Mistrz harmonii wziął głęboki wdech i już po chwili do jego normalnych osłon dołączyła jedna

dodatkowa chroniąca go przed jego własnym darem empatii.

- Dziękuję…

- Chodź kotek zanim ciekawskie spojrzenia twoich kolegów wypalą mi dziurę w ubraniu.

Emanuel uśmiechnął się radośnie i zajął miejsce przy stole dbając przy tym o to, by Crispin

siedział zaraz obok niego.

- To na co gramy? – zapytał radośnie Robert nalewając sobie wina.

- Na żetony – odparł spokojnie solenizant.

- No coś ty? Myślałem, że przyszedłem tu na pokera, a nie na ciasteczka i herbatkę.

- Robert, jak Emanuel chce grać na żetony to jego wybór – Winter próbuje stopować kolegę

instynktownie wyczuwając zbliżające się kłopoty.

- Co Winterku, pazurki się stępiły? – wtrącił się Maksymilian.

- O jakiej stawce mówimy? – zaciekawił się Gart.

- Sam nie wiem… – stwierdził Robert – może tysiączek?

- Czy ty, aby nie przesadzasz Robercie? – Winter jest wyraźnie niezadowolony.

- No co? Stać nas.

- Chyba ciebie – wtrącił kwaśno Tiger.

- Oj, zapomniałem… - strapił się nieco elf. – Wiesz co, ja ci pożyczę.

- Chcesz, żeby Elsephet mnie zabiła?

- Odpracujesz w laboratorium.

- Robercie… - w głosie Wintera pobrzmiewa wyraźna dezaprobata.

- No co? Trucizny mi się pokończyły.

- Może byście zapytali pozostałych co o tym myślą zamiast się kłócić między sobą – wtrącił

Maksymilian.

- Dobrze – odparł Robert – Albercie czy stawka ci odpowiada?

- Jest ok, choć może powinniśmy…

 

- Estebanie? – elf nawet nie czekał aż młodszy z braci Old Firenhand dokończy zdanie.

- Nie wiem – Esteban spojrzał na Maksymiliana – Stać mnie na to?

- Tak…

- Więc w porządku.

- Maks?

- To chyba nie jest dobry pomysł.

- Siostrzyczka Morel boi się zagrać z dużymi chłopcami? – Robert szydzi z przyjaciela, który

najwyraźniej nie wie, że zaraz właduje się w pułapkę zastawioną przez elfa.

- Niczego się nie boję!

- To wchodzisz w to?

- Tak.

- Mości krasnoludzie?

- Gart, lordzie Surkow.

- Miło mi poznać, ale daruj sobie proszę tego lorda. Jesteśmy w gronie przyjaciół, a dla

przyjaciół jestem po prostu Robertem.

- Robert, co ty kombinujesz? – spytał podejrzliwie Winter.

- Nic. Nie tylko ty chcesz zawrzeć bliższe znajomości z nowymi przyjaciółmi Emanuela – odparł

elf z pokerową twarzą. – To jak będzie, Gart?

- Wchodzę w to.

- Winter?

- Chyba zostałem przegłosowany…

- No to gramy – ucieszył się elf.

- Nie zapomniałeś o kimś? – spytał Tiger.

- O kim?

- O naszym solenizancie? – usłużnie podsunął lord de Morcerf - I jego lepszej połówce.

Podczas całej wymiany zdań Emanuel siedział jak na szpilkach. Czuł rosnące rozczarowanie

i smutek swojego chłopaka i miał ochotę krzyczeć z bezsilności. Powinien był uprzedzić

przyjaciół, że tego nie chce, ale teraz jest już za późno. Ścisnął lekko rękę Crispina by zwrócić

na siebie jego uwagę i pochylił się w jego stronę.

- Przepraszam… - wyszeptał chłopakowi do ucha – nie chciałem tego.

- W porządku Em, nie muszę grać.

- Ale ja chcę żebyś zagrał.

- Em…

- Czy możemy odłożyć tą rozmowę na później, a teraz po prostu zagrać?

- Już ci mówiłem, że nie muszę grać.

- Słonko… proszę…

- Nie!

Crispin podniósł głos i zaraz tego pożałował, gdy spojrzenia wszystkich zebranych padły na

niego. Zawstydzony zerwał się od stołu i wybiegł z sali. Emanuel próbował go złapać za rękę i

 

zatrzymać, ale chłopak bez trudu uniknął jego dłoni i już go nie było. Mistrz harmonii spojrzał z

wściekłością po swoich towarzyszach.

- Wielkie dzięki Robercie – syknął ze złością.

- Co ja takiego zrobiłem?

- Domyśl się – rzucił przez ramię Emanuel i wyszedł z sali w ślad za swoim kochankiem.

- To się porobiło – stwierdził Albert.

- Robercie, czy naprawdę musiałeś naciskać na tak wysokie stawki? – spytał znużonym głosem

Winter.

- No przecież wszyscy się zgodzili – bronił się elf.

- Chłopaka na to nie stać – odezwał się krasnolud, a w jego głosie dało się wyczuć wyraźne nuty

niepokoju.

- Da się to jakoś załagodzić? – spytał Robert z mieszaniną nadziei i poczucia winy.

- Daelomin dałaby radę, ale mówimy tu o Emanuelu – odparł krasnolud coraz bardziej

zatroskany.

- Ej! Mój brat nie jest jakimś nieczułym draniem.

- Ale doświadczenie, jeśli idzie o bycie w związku, to ma raczej niewielkie – skwitował Albert.

- To nie jego wina – bronił brata Maksymilian.

- Nikt nie mówi, że to jego wina. Po prostu stwierdzam fakt – odparł Albert.

Mężczyźni czekali na powrót Emanuela i mieli nadzieję, że mistrz harmonii podoła zadaniu

ugłaskania zranionej dumy swojego kochanka. Wszak nie ma na tej ziemi nic delikatniejszego

niż męskie ego.

Emanuel dogonił Crispina w holu i nim ten zdążył zaprotestować, wciągnął go do jakiegoś

pomieszczenia i zamknął w kołysce swoich ramion.

- Przepraszam.

- Za co? – wychrypiał chłopak.

- Słonko? – niepokój ścisnął serce mistrza harmonii – Ty płaczesz?

Blondyn nie odpowiedział, tylko ukrył twarz w zgięciu szyi kochanka.

- Nie płacz... Głupek ze mnie, powinienem był to przewidzieć. Powinienem był z tobą

porozmawiać jeszcze zanim wyszliśmy z teatru…

- I co by to dało?

- Uniknęlibyśmy nieprzyjemnej dla nas obu sytuacji.

- Uniknęlibyśmy jej, gdybym został w domu tak jak zamierzałem.

- Słonko...

- Zawstydziłem cię przed kolegami... – powiedział chłopak tak cicho, że Emanuel ledwie go

zrozumiał.

- Bzdura. Jest mi tylko przykro, że zraniłem twoje uczucia. Nie chciałem tego. To wszystko jest

dla mnie nowe…

- Myślisz, że dla mnie nie jest?

Emanuel delikatnie odsunął Crispina od siebie i spojrzał mu prosto w oczy.

 

- Wiem, że to jest nowe dla nas obu i że jest wiele rzeczy, które powinniśmy przedyskutować,

żeby nie ranić się nawzajem. Czy dasz mi jeszcze jedną szansę?

- Wiesz, że tak.

Mistrz harmonii uśmiechnął się i pocałował czule swojego towarzysza.

- Czy możemy pójść na jakiś kompromis w kwestii pokera?

- Em, mnie na to nie stać…

- Ale mnie stać i chciałbym, żebyś pozwolił mi to dla ciebie zrobić.

Przez umysł mistrza przemknęły obrazy kamiennej celi i pięknych strojów, które zastępowały

proste czarne szaty i zmywanie krwi z dłoni. Opatrywanie ran w brudnych zaułkach mieszało się

z balami. Smak błota i krwi mieszał się z winem i wykwintnymi potrawami. Emanuel

przyciągnął Crispina mocniej do siebie i poczuł gwałtowne smagnięcie bólu, a potem coś jakby

ulgę. Pełen niepewności uniósł brodę chłopaka i uważnie wpatrywał się w jego oczy

spodziewając się zobaczyć złocistą mgłę, której jednak tam nie było.

- Co robisz?

- Wydaje mi się, że coś ci zrobiłem. Tylko nie wiem co.

Crispin pogłaskał Emanuela po policzku i uśmiechnął się lekko.

- Cokolwiek zrobiłeś, dziękuję – wyszeptał.

Obaj wiedzieli co mistrz harmonii wychwycił z umysłu chłopaka i żaden nie zamierzał o tym

teraz rozmawiać. Stali tak dłuższą chwilę w milczeniu, rozkoszując się swoją bliskością.

W końcu Emanuel odgarnął włosy z twarzy kochanka i przerwał ciszę.

- Poczułbyś się lepiej, gdyby stawka była niższa?

- Sprecyzuj co znaczy niższa.

- Sto koron.

- Tylko jeśli pozwolisz mi spłacić dług.

- Zgoda.

Crispin uśmiechnął się i Emanuel poczuł ulgę dostrzegając, że jego kochanek wraca do siebie.

- A teraz chodźmy zanim uświadomię sobie jak piękne masz oczy i zapomnę, że nie powinienem

cię obłapiać w gabinecie mojego brata.

- Jesteś niemożliwy.

- Nie niemożliwy, tylko niereformowalny – odparł Emanuel z psotnymi iskierkami w oczach.

Chłopak zaśmiał się wesoło i pocałował kochanka czule, nim wziął go za rękę i pozwolił

zaprowadzić się z powrotem do sali, gdzie wszyscy na nich czekali.

Mistrzowie jak jeden mąż podnieśli głowy, gdy drzwi się otwarły i Emanuel wszedł do środka

ciągnąc za sobą uśmiechniętego Crispina.

- Gramy? – spytał nieśmiało Robert.

- Gramy – odparł Emanuel – sto sztuk złota i ani szylinga więcej.

Radosny okrzyk rozniósł się po sali i wszyscy zajęli swoje miejsca. Nikt nawet słowem nie

wspomniał nieprzyjemnego incydentu.

 

- Maks rozdawaj nim zmienię zdanie i postanowię jednak zbezcześcić świętość twojego

gabinetu.

Młodszy z braci Morel z wrażenia zadławił się winem i koledzy rzucili się go ratować. Gdy

wreszcie mógł oddychać spojrzał z niedowierzaniem na brata.

- Że co?! Nie zrobiłeś tego. Powiedz, że tego nie zrobiłeś.

- Przejmujesz się, Tiger i Elsephet uważają demolowanie mojego biura za grę wstępną –

skwitował Winter podając Maksymilianowi talię kart.

- Za dużo informacji – westchnął krasnolud.

- Gart chcesz piwa czy spirytu krasnoludzkiego? – spytał Emanuel kierując się w stronę ław

z alkoholem – bo terapię masz już w pakiecie.

- Spirytu zarazo.

Mistrz zaśmiał się dźwięcznie, najwyraźniej dobra wola krasnoluda ma swoje granice. Ustawił

na tacy puste kielonki i kielich z sokiem dla Crispina. Dołożył kilka kanapek i zaniósł całość,

wraz z butelką spirytu do stolika. Gart spojrzał na niego podejrzliwie.

- Będziesz pił spiryt zarazo?

- Owszem.

- Ja ci włosów nie będę trzymał – zastrzegł szybko krasnolud.

- Spokojnie, włosy mam krótkie. Nie trzeba trzymać.

Emanuel wyszczerzył zęby w uśmiechu widząc rozpacz na twarzy krasnoluda i rozlał alkohol do

kieliszków wprawnym ruchem.

- Czemu Gart nazywa Emanuela zarazą? – spytał cicho Robert siedzącego obok Maksymiliana.

- Nie mam pojęcia, ale to i tak całkiem przyjazne określenie z jego strony.

- Gart ma swoje powody i lepiej nie wnikaj Robercie, bo nie tylko Elsephet może ci zafundować

terapię – odparł Emanuel.

- A skoro już jesteśmy przy Elsephet – wtrącił Tiger oglądając swoje karty i układając przed

sobą żetony – moja żona zaprasza was na obiad.

- Na obiad? – zdziwił się Emanuel.

- Na obiad. To taki posiłek, który się je w środku dnia.

- Tiger… - mistrz harmonii spojrzał na przyjaciela podejrzliwie – nie obraź się, ale jakoś

wolałbym darować sobie obiadki z całą twoją rodziną.

- A co to niby miało znaczyć? – elf rzucił jeden z żetonów na środek stołu rozpoczynając

rozgrywkę.

- Pamiętasz jak to się skończyło ostatnim razem?

- Nie. Może mi przypomnisz.

- Tiger, nie psuj gry – wciął się dyplomatycznie Winter. – Podbijam.

- Przecież ja go tylko zapraszam na obiad.

Winter spojrzał na przyjaciela wymownie i musnął jego myśli otwierając telepatyczny kontakt.

# Naprawdę chcesz wyciągać stare sprawy przy chłopaku Emanuela? W jego urodziny?

# Ja naprawdę nie rozumiem o co tyle hałasu. Nie przypominam sobie, żadnego incydentu

w ostatnich latach.

 

# To go zapytaj, tylko delikatnie.

- A kiedy nas zaprosisz na obiad? – wtrącił Albert rzucając żeton na stosik.

- Jak chcesz, to możesz przyjść choćby jutro, tylko mnie nie wiń, jeśli na przywitanie dostaniesz

od niej piorunem.

- To ja się jeszcze zastanowię.

- Spoko, moje drzwi stoją dla ciebie otworem.

Elf spojrzał na Emanuela, który właśnie uniósł kieliszek by wznieść toast.

- Za przyjaciół.

- Z takimi przyjaciółmi nie potrzeba ci wrogów – szepnął Albert i skrzywił się, gdy dostał od

brata po głowie.

- Twoi przyjaciele mają szczególne poczucie humoru zarazo.

- Ano mają… - westchnął mistrz harmonii dramatycznie.

# Emanuelu…

# Czego chcesz Tiger? – myśl niosła ślady rozdrażnienia.

# Co się wydarzyło przy ostatnim obiedzie?

# Naprawdę nie pamiętasz?

# Naprawdę.

# Twoja córka molestowała mnie przy stole.

Tiger zakrztusił się winem i zrobił się niemal zielony na twarzy.

- Moja córka co zrobiła?!

- Tiger, proszę nie teraz. – Emanuel rzucił dwa żetony na stosik. – Podbijam i sprawdzam.

- Spiczastouchy, mama ci nie mówiła, że nieładnie jest używać myślmowy w towarzystwie?

- Robercie mam ci przypomnieć, że też masz spiczaste uszy? – spytał Winter słodkim głosem, w

którym czaiła się niewypowiedziana groźba.

- Przepraszam… - Tiger speszył się wyraźnie swoim wybuchem. – Już nie będę.

Rozgrywka toczyła się spokojnie. Crispin obserwował pozostałych graczy i z rozbawieniem

stwierdził, że są tak zajęci współzawodnictwem między sobą, że z reguły ignorują jego, Estebana

i Garta. Poza tym rozpraszają ich różne małe sprzeczki i enigmatyczne wspominki dawnych lat.

- Swoją drogą Emanuelu, dlaczego nie chciałeś prezentów? – zagadnął w którymś momencie

Robert.

- A po co mi prezenty?

- Jak to po co ci prezenty? – zdziwił się elf. – Prezent to prezent. To coś co ma ci sprawić frajdę,

a czego prawdopodobnie sam sobie nigdy nie kupisz.

- Dziękuję nie potrzebuję opium.

- Skąd pomysł, że dałbym ci opium?

- Nie wiem. Ostatnio proponowałeś je Winterowi jako drogę do oświecenia.

- Ciebie nie trzeba oświecać, tylko rozluźnić – skwitował elf.

- A opium się do tego nie nadaje? – zaciekawił się Albert.

- Nadaje, ale są lepsze środki – odparł Robert.

- Jak tak bardzo chcesz mi dać prezent, to mam prośbę.

 

- Jaką? – zapytał podejrzliwie elf.

- Chciałbym, żebyś sprawdził czyjś potencjał magiczny.

- Przecież sam możesz to zrobić – stwierdził elf podbijając stawkę. – Zresztą twoi synowie są

jeszcze za mali na to.

- Nie mówię o moich synach.

- A o kim? – spytał Robert dolewając sobie wina.

Emanuel skinął lekko głową w bok licząc na to, że Crispin nie zauważy tego ruchu.

- No dobra, ale to po tej partii.

- Chcesz to zrobić teraz? – zdziwił się Emanuel.

- A czemu nie?

- Bo jesteś wstawiony?

- Emanuelu nie dramatyzuj wypiłem dopiero dwie butelki wina - odparł nieco obruszony elf.

- Cztery – poprawił go Albert.

- Zresztą co może mu się stać. Najwyżej zakręci mu się w głowie i tyle.

- Robercie nie będziesz po pijaku badał nikomu potencjału magicznego – stwierdził Winter.

- Myślisz, że nie dam rady?

- Tego nie powiedziałem.

- Udowodnię ci – urażony Robert już zaczął wstawać z krzesła – nie tylko mu ten potencjał

zbadam, ale jeszcze aktywuję!

# Maks! – myśl Emanuela niosła w sobie szczerą panikę.

- Siadaj Robercie – młodszy z braci Morel niemal siłą posadził elfa z powrotem na jego miejsce.

– Jeszcze się chłopak pochoruje i zepsujesz Emanuelowi urodziny.

- Chłopak? – zapytał Crispin unosząc nieco brew i spoglądając niepewnie na swojego kochanka.

– Powiedz mi, że on nie mówi o mnie.

Poczucie winy odmalowało się na twarzy mistrza harmonii tak wyraźnie, że nie było sensu

zaprzeczać.

- Dlaczego chcesz odblokowywać mi jakiś potencjał magiczny? – spytał blondyn podejrzliwie.

- Nie chcę…

- Nie kłam – głos Crispina jest łagodny, ale Emanuel czuje gniew buzujący pod powierzchnią.

- Chciałem tylko wiedzieć czy w ogóle masz jakiś potencjał.

- Po co chcesz to wiedzieć?

- Słonko, możemy o tym porozmawiać później?

- Emanuelu, zadałem ci pytanie.

- Żeby cię chronić.

- Przed czym?

Emanuel nie odpowiedział tylko spojrzał na swoje dłonie, ale Crispinowi to wystarczyło.

Wiedział, że mistrz chce go chronić przed samym sobą. Blondyn tylko westchnął i wziął

towarzysza za rękę.

- Dobrze, później mi to wyjaśnisz.

- Pozwolisz Robertowi sprawdzić swój potencjał?

 

- Pozwolę – blondyn spojrzał surowo na elfa, który już próbował wstać z krzesła – ale jak będzie

trzeźwy. A teraz się uśmiechnij, bo powiem Daelomin, że nie chciałeś się dobrze bawić.

Mistrz harmonii pokręcił tylko głową, ale uśmiechnął się posłusznie.

- Winter skoczysz ze mną po wino? – spytał po paru partiach Emanuel.

- Mało ci wina? – zdziwił się Maksymilian.

- Mam kilka butelek na specjalne okazje w swojej piwniczce. To jak?

Winter wzruszył ramionami i wstał.

- Jak chcesz, to twoje święto.

- Jak wrócicie pokroimy tort – rzucił za nimi Maksymilian.

Emanuel uśmiechnął się do brata i cmoknął szybko Crispina w policzek, nim ten zdążył się

zorientować i uchylić. Koniecznie muszą porozmawiać o tym publicznym okazywaniu uczuć.

Winter cierpliwie czekał na przyjaciela na korytarzu i gdy oddalili się nieco, postanowił

dowiedzieć się o co naprawdę chodziło Emanuelowi.

- Dobra wyrzuć to z siebie. Czego byś chciał?

- Ranisz me uczucia.

- Emanuelu, nie błaznuj, to do ciebie nie pasuje.

- Chcę cię poprosić o przysługę…

- Tego się domyśliłem.

- Pamiętasz obrączki, które zrobiłeś dla siebie i chłopaków?

- Owszem. Z tego co pamiętam ty też dostałeś komplet.

Emanuel zwiesił nieco głowę na wspomnienie dnia, w którym dostał od przyjaciela obrączki

i mało nie dał mu w twarz ze złości. Wspomnienie go zabolało, ale starał się nie dać tego po

sobie poznać. Jednak Winter znacznie więcej teraz rozumiał niż kiedyś i zdążył już pożałować

swoich słów. Nie chciał rozdrapywać starych ran.

- Rozumiem, że nie masz już tego kompletu – powiedział łagodnie.

- Tak. Nie. Nie do końca… - Emanuel spojrzał na swoją lewą dłoń. – Dałem jedną Shanah jak

Maks wyjechał. Chciałem mieć pewność, że jest bezpieczna.

- Dobrze zrobiłeś. Dziwię się, że Maksymilian jeszcze mnie nie poprosił o zastąpienie tej, którą

Shanah straciła.

- Dziwię się, że nie docieka co się z nią stało. Chyba nie chce się przyznać, że nie wie od kiedy

Shanah nie nosi swojej obrączki.

- To możliwe…

- Zrobiłbyś komplet dla mnie?

- Emanuelu…

Winter zatrzymał przyjaciela i spojrzał mu w twarz starając się wyczytać z niej to czego mistrz

nie będzie chciał mu powiedzieć słowami.

- Jesteś na to gotowy?

- Ja… - głos mu się lekko załamał – Ja nie wiem…

- Chodzi o małżeństwo?

 

- Przestań. – Emanuel nie zdołał ukryć bólu w swoich oczach. – Choć raz bądź moim

przyjacielem, a nie psychiatrą.

- Jestem twoim przyjacielem. Tiger naprawdę nie powiedział tego wtedy, żeby cię zranić.

- Wiem…

- Wymyślił nawet całkiem nieźle jak to wszystko obejść.

- Co ten futrzak takiego wymyślił? – zapytał blondyn z goryczą w głosie

- Stwierdził, że możesz wziąć elficki ślub, a całą resztę załatwić przez prawnika.

- Całą resztę?

- Dziedziczenie, opiekę nad dziećmi, wspólnotę majątkową… cały ten prawny majdan.

Emanuel stanął jak wryty i wpatrywał się w przyjaciela z mieszaniną nadziei i paniki na twarzy.

- Ja…

- Nie musisz się spieszyć. Pomyślałem po prostu, że chciałbyś wiedzieć, że masz taką opcję.

Emanuel wziął przyjaciela w objęcia i Winter trzymał go przez chwilę pozwalając mu się

uspokoić. I jeśli mistrzowi harmonii popłynęły łzy z oczu, to Winter postanowił zachować to

tylko dla siebie.

- No już… Zrobię ci te obrączki. Musisz mi tylko dostarczyć projekt i materiały.

Mistrz harmonii odsunął się od swojego dowódcy i głęboko odetchnął zbierając odwagę by

zadać ostatnie pytanie.

- Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?

- Czy możesz w komplecie zrobić trzy? – głos Emanuela jest bardzo cichy i niepewny.

- Trzecia dla Daelomin?

Blondyn tylko skinął głową.

- Postaram się.

- Dziękuję…

Obaj mistrzowie wznowili swoją wyprawę po wino.

- Em… jakbyś chciał kiedyś pogadać, to moje drzwi stoją dla ciebie zawsze otworem.

- Winter…

- Wiem, że to dla ciebie trudne i że cię zawiodłem, ale Elsephet ma pod jednym względem rację.

Niczego nie naprawimy, jeśli nie będziemy ze sobą rozmawiać.

- Postaram się o tym pamiętać.

- A jeśli nie chcesz o czymś rozmawiać ze mną, to zawsze masz Maksymiliana, Shanah,

Daelomin, Elsephet i Crispina.

Emanuel uśmiechnął się lekko i otworzył drzwi do swojej prywatnej piwniczki.

- Myślisz, że powinienem iść na ten obiad do Tigera?

- Prędzej czy później będziesz musiał. Elsephet nie pozwoli ci się długo ignorować.

- Gdyby Elsi chciała ze mną pogadać, to by to zrobiła – odparł mistrz przeglądając butelki wina i

podając wybrane przyjacielowi.

- Po tym numerze, który wycięliście w czasie ataku na miasto, Tiger jest bardziej niż zwykle

drażliwy na twoim punkcie.

- Nie dziwię mu się…

 

- Poza tym zaproszenie dotyczyło was, a nie ciebie samego.

- Faktycznie. – Emanuel wybrał ostatnią butelkę i obrócił się do przyjaciela – Winter…

- Nie przeginasz czasem z tą swoją listą życzeń?

- To już ostatnie.

- Dobra, dawaj.

- Zwolnisz mnie z obowiązków na miesiąc jak skończy się sezon w teatrze?

- Zwariowałeś? – Winter już miał w głowie całą litanię na temat tego jak Emanuel może tak

lekceważyć swoje obowiązki, zwłaszcza po ataku na miasto, ale gdy spojrzał na jego twarz

słowa uwięzły mu w gardle. – Po co ci ten miesiąc?

- Emili pomaga mi z empatią… Chwilami mam wrażenie, że otworzyłem jakąś pierdoloną

puszkę pandory…

- Empatia jest częścią twojego daru?

- Tak…

- Więc powinieneś się nauczyć jak jej porządnie używać.

- Jedyna empatka jaką znam mówi, że potrzebuję podstaw i że najlepiej by było pojechać gdzieś

z dala od ludzi, żebym się nie martwił, że przypadkiem zrobię komuś krzywdę.

- Co na to Tiger?

- Jeszcze z nim o tym nie rozmawiałem.

- Daj znać jak porozmawiasz. Coś wymyślimy, żebyś miał to swoje szkolenie.

Mężczyźni szli przez chwilę w milczeniu. Ciszę ponownie przerwał Winter.

- Dlatego chcesz wiedzieć czy Crispin ma potencjał magiczny?

Emanuel przez chwilę zastanawiał się co odpowiedzieć swojemu dowódcy, ale nie znalazł

żadnego powodu, dla którego nie mógłby po prostu powiedzieć mu prawdy.

- Jeśli ma potencjał, mógłbym nauczyć go osłaniać swój umysł i zabrać ze sobą na moje

szkolenie.

Winter zatrzymał swoje wątpliwości dla siebie. Dziś nie jest odpowiedni dzień by poruszać

z mistrzem harmonii kwestię jego niezdrowego przywiązania do swojego kochanka. Może to

kwestia pierwszego związku, a może Emanuel po prostu musi nadrobić te wszystkie lata,

w których się ograniczał.

Gdy Emanuel wszedł do sali zamarł w pół kroku na widok tortu, w który Maksymilian z uporem

maniaka wtykał kolejne świeczki. Tort wygląda jak obraz rozpaczy, bo jego twórczyni nie

przewidziała tony wosku na jego powierzchni.

- Maksymilianie Morel – Emanuel podświadomie użył tonu, którym karcił brata, gdy ten coś

zbroił będąc małym chłopcem – co ty do diabła ciężkiego wyprawiasz?

- Świeczki ci stawiam – odpowiedział młodszy z braci Morel chichocząc – ale chyba mi ich

trochę zabraknie.

- Co wyście mu dali? – Emanuel naskoczył na Tigera i Roberta, którzy nieudolnie próbowali

ukryć swoje rozbawienie.

- Księżycowe wino… - powiedział ze skruchą Tiger.

 

- Wzmocnione odrobiną magią – dodał Robert.

- Odrobiną? – spytał Winter obserwując z niedowierzaniem chichoczącego Maksymiliana. –

Przecież on jest pijany w trzy dupy.

- No, może nie odrobiną… - przyznał elf.

- Robercie jak bardzo wzmocniłeś to wino?

- Bardzo…

- Jak bardzo? – naciskał Winter.

- W chuj.

- Maks zejdź z tego krzesła – przekonywał w tym czasie Emanuel.

- Ale jeszcze kilka świeczek mi zostało…

- Maks ja nie mam dwustu lat.

- A ile?

- Maks, proszę cię zejdź z krzesła. Damy ci jakiegoś rosołku, poczujesz się lepiej.

- Ale ja się dobrze czuję…

- Złaź natychmiast! – nie wytrzymał Emanuel – Wstyd mi przynosisz… i sobie zresztą też.

Maksymilian przestał chichotać i wyglądał teraz tak jakby miał się zaraz rozpłakać. Mistrz

harmonii pożałował swoich ostrych słów i odetchnął głęboko próbując się uspokoić.

- Maks proszę cię zejdź. Nie chciałem na ciebie nakrzyczeć.

- Chciałeś.

- Nie, nie chciałem. Proszę zejdź z krzesła i porozmawiaj ze mną.

Winter patrzył na całą scenę z niedowierzaniem i w myślach już układał treningi i program

terapii dla całej swojej drużyny.

- Nie pamiętam, żebym widział Maksymiliana pijanego dłużej niż pięć minut od kiedy nie ma z

nami Sin Ju – stwierdził Albert.

- Co ty nie powiesz? – Winter utkwił spojrzenie w bracie. – Skoro ich nie powstrzymałeś, to

teraz ściągaj siostrzyczkę Morel zanim gdzieś wyżej wlezie.

- Dlaczego ja?

- Bo ci kazałem.

Albert westchnął tylko, ale poszedł razem z Emanuelem przekonywać Maksymiliana by zostawił

tort i zszedł z krzesła.

- Gdzie jest Esteban? – zapytał Roberta Winter.

- Poszedł z Gartem po jakiś tytoń, chcieli zapalić fajkę nim wrócicie.

- Dobre chociaż to… A Crispin?

Robert wskazał na nieco bladego chłopaka siedzącego w rogu pokoju z nożem w ręce.

- Powiedział, że jak tknę jego drinka, to mi łapy poucina – poskarżył się Robert – a ja tylko

chciałem spróbować co Emanuel mu zrobił.

- A to było przed czy po tym jak poczęstowałeś Maksymiliana księżycówką?

- Po, a czemu pytasz?

- To wiele wyjaśnia…

Winter posłał wiązkę myślową do Emanuela mając nadzieję, że jeszcze nie jest za późno.

 

# Em, zostaw Maksa Albertowi i zajmij się Crispinem. Wygląda na mocno wystraszonego…

Emanuel gwałtownie się obrócił, jakby go ktoś smagnął biczem i ruszył do swojego kochanka.

Kiedy chłopak nie zareagował na jego obecność, mistrz zaczął się martwić. Przykucnął obok

niego i łagodnie przemówił do niego.

- Słonko?

Crispin podniósł nieco szklisty wzrok jakby dopiero teraz dostrzegł Emanuela i rzucił mu się w

ramiona. Lord Morel wyczuł delikatną woń alkoholu i echa bólu i strachu z przeszłości. Strzępy

wspomnień ukazywały mało przyjemny obraz. Ktoś zmuszał Crispina siłą do picia w bardzo

brutalny sposób budując jego odporność na alkohol.

- Słonko… Już dobrze… Jestem przy tobie…

Ucałował kochanka w czoło i delikatnie kołysał splatając zaklęcie diagnozy. Blondyn się nawet

nie odezwał.

- Wszystko z nim w porządku? – zapytał Winter ostrożnie zbliżając się do obu mężczyzn.

- Nie… - wychrypiał Emanuel i rzucił zaklęcie uśpienia na Crispina całując go w czoło

i układając ostrożnie na ziemi. – Zatłukę ich…

Zimna furia Emanuela przeraziła lorda Old Firenhand i sprawiła, że ten aż się cofnął.

- Emanuelu…

- Który do kurwy nędzy dał mu alkohol!!!

Wszyscy w pokoju zamarli i spojrzeli ze strachem na Emanuela. Maksymilian zszedł z krzesła i

usiadł cichutko jak trusia.

- Zapytam o to jeszcze tylko raz, który dał Crispinowi alkohol…

Takiej żądzy mordu mistrzowie nie widzieli chyba nigdy w oczach spokojnego i opanowanego

mistrza harmonii. Robert wystąpił przed szereg wyraźnie skruszony i nieco wystraszony.

- To był wypadek…

- Jakim cudem magiczne zatrucie alkoholowe, to wypadek?! – ryknął Emanuel.

- Chciałem się dowiedzieć co za drinka mu zrobiłeś, że go tak zazdrośnie strzeże i jak zagroził,

że mi utnie łapy jak jeszcze raz spróbuję się napić z jego kielicha, to zamieniłem magicznie

zawartość naszych pucharów… Ale coś chyba poszło nie tak, bo w moim kielichu był tylko sok

owocowy.

- Na bogów… - Winter przykląkł przy chłopaku i aktywował swój dar.

Emanuel spojrzał z niedowierzaniem na wstawionego elfiego maga.

- Piliście zaprawioną magią księżycówkę i tak po prostu zamieniłeś zawartość waszych

kielichów?

- No tak…

Emanuel już miał się rzucić na Roberta, gdy doszedł go zdezorientowany głos Crispina.

- Em?

Mistrz harmonii momentalnie był przy chłopaku.

- Hej, słonko…

- Co? Co się stało?

 

# Skłam – przesłał mu Winter myślowo i Emanuel posłał mu gniewne spojrzenie, ale po chwili

uświadomił sobie, że tak będzie lepiej dla Crispina i wyraz jego twarzy złagodniał.

- Zemdlałeś…

- Zemdlałem? – chłopak próbuje się podnieść z ziemi.

- Ostrożnie słonko. To pewnie przez to, że niewiele dziś zjadłeś na obiad. Treningi, stres, sam

rozumiesz…

- Nie powiesz Daelomin? – zapytał chłopak cicho.

- Nie powiem.

Emanuel pomógł chłopakowi wstać i posadził go przy stole.

- Spróbujesz coś zjeść?

Blondyn tylko skinął głową nadal nieco zdezorientowany.

# Winter, czy możesz otrzeźwić resztę nim naprawdę będę musiał kogoś zamordować?

# Pracuję nad tym.

Po paru minutach mistrzowie siedzieli potulnie wokół stołu z kartami, czekając na powrót Garta

i Estebana. Crispin jadł i zastanawiał się skąd ta grobowa atmosfera, gdy jego wzrok padł na tort.

- A to co na bogów?

- Tort – odpowiedział Maksymilian.

- Chcieliście go podpalić?

- Nie… Po prostu nas trochę poniosło ze świeczkami.

- Trochę? – chłopak uniósł wymownie jedną brew.

Crispin przez chwilę liczył świeczki, ale szybko się poddał i stwierdził, że może jednak nie chce

wiedzieć.

- Emanuel nigdy nie pozwala stawiać świeczek na swoim torcie – odparł Maksymilian.

- Może mam ku temu jakiś powód braciszku.

- Nie jesteś aż tak stary…

- Maks pilnuj swojego wieku – syknął Emanuel.

- No już się tak nie jeż.

Crispin uśmiechnął się lekko i wziął kochanka za rękę pod stołem.

- Spokojnie kotek. Wiem, że jesteś starszy ode mnie.

- Starszy, to mało powiedziane… - skomentował cichutko Robert.

- Robercie czy ty masz jakieś życzenie śmierci, o którym nam nie powiedziałeś? – zapytał

przymilnie Winter.

- Już jestem cicho.

Nagle elf coś sobie przypomniał i wyciągnął jakiś pakunek z wielką kokardą spod stołu.

- To może na poprawę nastroju rozpakujesz prezent.

- Robercie, miało nie być prezentów – westchnął Emanuel.

- Ale kupiłem to zanim dostałem info o nie kupowaniu prezentów, a wolałbym tego nie

zostawiać u siebie.

Mistrz harmonii zamarł, gdy odwinął papier i jego wzrok padł na okładkę pokaźnych rozmiarów

księgi.

 

- Robercie czy ja ci coś zrobiłem i mścisz się na mnie teraz?

- Nie, dlaczego?

- Kupiłeś mi kamasutrę…

- No i?

- Kupiłeś mi elficką kamasutrę…

Tiger zerknął z zaciekawieniem koledze przez ramię.

- Dla mężczyzn…

- Kamasutra jest dla obu płci – sprostował Albert.

- Nie ta – odparł Emanuel, a Tiger odskoczył od niego jak oparzony.

- Myślałem, że się ucieszysz – stwierdził Robert. – Nie było łatwo ją znaleźć.

- Dziękuję Robercie – odparł mistrz harmonii tonem aż ociekającym od jadu – przynajmniej tej

nie napisał mój brat.

W tym momencie do pokoju wkroczył Gart z Estebanem i wszyscy zastygli na swoich

miejscach.

- Czego nie napisał twój brat Emanuelu – zaciekawił się Esteban.

- Niczego – odparł lord Morel szybko chowając książkę pod stołem.

Esteban tylko zmarszczył brwi, ale postanowił nie naciskać domyślając się, że koledzy kupili

nieszczęśnikowi jakiś kompromitujący prezent.

- To co? Wracamy do rozgrywki? – zapytał spokojnie Gart.

- Szczerze powiedziawszy mam dość wrażeń jak na jeden wieczór – powiedział Emanuel

zmęczonym głosem.

- Jeszcze nie ma północy – zdziwił się krasnolud.

- Gart, jeśli chcesz możesz zostać. Ja zabieram Crispina do domu… Maks dasz mi jakąś torbę na

mój prezent?

- Już… - młodszy z braci Morel wystrzelił z pokoju jak strzała.

Krasnolud wyraźnie się zawahał wyczuwając, że coś jest nie tak. Korzystając z tego, że

większość gości zaczęła się zbierać, odciągnął Emanuela na bok by zamienić z nim po cichu

kilka słów.

- Z Crispinem wszystko w porządku?

Szczery niepokój w głosie krasnoluda ujął mistrza harmonii za serce.

- Tak… Teraz już tak…

- Chcesz być z nim sam?

- Gart o co ci chodzi?

- Wyglądasz jakbyś był na torturach, a nie na swoich urodzinach. Pomyślałem więc, że może

wolałbyś spędzić kilka chwil sam na sam ze swoim partnerem zamiast hamować się ze względu

na mnie.

- Gart czy ty sugerujesz, to co ja myślę, że sugerujesz?

- Ja nic nie sugeruję – zaczął się bronić krasnolud – po prostu wyglądasz jakbyś potrzebował się

do kogoś przytulić, a ja się na to nie piszę.

- Dzięki, doceniam to.

 

- Nie ma sprawy zarazo.

- Poradzisz sobie z powrotem do domu?

- O nic się nie martw, zresztą Winter już zaoferował, że mnie odwiezie. Próbuje wybadać

dostępność naszych kryształów i jest całkiem zabawny w tych swoich podchodach.

Emanuel się tylko uśmiechnął i wrócił do towarzyszy podliczających właśnie wygrane

z dzisiejszego wieczoru. Maksymilian, w którymś momencie podał mu elegancką torbę na ramię

i mistrz dyskretnie schował w niej książkę.

- Dobra, to żeby było najprościej, to wypłacę wam zaraz wasze wygrane, a później się

rozliczymy – młodszy z braci Morel zabrał swoje zapiski i po paru minutach wrócił z czterema

sakiewkami, które wręczył za pokwitowaniem Estebanowi, Winterowi, Crispinowi i Gartowi.

- Kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście w miłości – powiedział z uśmiechem Robert

próbując załagodzić sytuację z Emanuelem.

Mistrz harmonii przyciągnął swojego kochanka i wręczył mu torbę dbając o to by tylko Robert

usłyszał jego kolejne słowa.

- Masz kochanie, przejrzyj i powiedz mi później co chcesz na mnie wypróbować.

Crispin wyglądał na nieco zdziwionego, ale posłusznie wziął torbę.

Muśnięcie myśli elfa zapoczątkowało kontakt telepatyczny.

# Emanuelu naprawdę przepraszam.

# Mogłeś mu zrobić poważną krzywdę.

# Alkohol przyćmił mi rozum. To się więcej nie powtórzy, przysięgam. Mógł mi powiedzieć, że

nie pije…

# Może nie chciał ci tego mówić – myśli Emanuela znów stają się gniewne.

# Przepraszam… Nadal chcesz, żebym sprawdził jego potencjał?

# Tak – odparł Emanuel z rezygnacją.

# Chcesz czegoś jeszcze? Zrobię co zechcesz, tylko się już nie gniewaj.

# Nauczysz go podstaw osłaniania umysłu?

# Jeśli ma w sobie choć krztę magii, to nauczę. Daj znać kiedy będziecie chcieli przyjść.

# Dziękuję Robercie…

Emanuel wziął Crispina za rękę i pożegnawszy się z zebranymi udał się do karety. Dał znak

woźnicy by ten jechał i wciągnął kochanka do środka.

- Gart z nami nie jedzie?

- Nie – odparł Emanuel tuląc do siebie chłopaka.

- Dlaczego?

- Bo nie chciał patrzeć jak cię obłapiam.

Crispin uśmiechnął się wesoło i pocałował czule swojego towarzysza.

- Będziesz mnie obłapiał?

- Cały wieczór na to czekałem… - dłonie mistrza błądziły po ciele chłopaka – Żeby ci pokazać

jak bardzo mi się podobasz… Jak bardzo cię pragnę… Jak bardzo chcę poczuć cię w sobie…

- Em… - Crispin próbował sobie przypomnieć dlaczego seks w karecie to zły pomysł, ale jego

umysł nie miał najmniejszej ochoty z nim współpracować.

 

Emanuel przerzucił nogę nad ciałem chłopaka, który odruchowo objął go w pasie, żeby pomóc

mu utrzymać równowagę.

- Powiedz mi, że nie chcesz, to przestanę.

Blondyn tylko jęknął cicho mocniej zaciskając dłonie na biodrach kochanka, które poruszały się

w nad wyraz sugestywny sposób. Emanuel bynajmniej nie zamierzał grać czysto. Jednym

ruchem przeciągnął przez głowę kaftan i koszulę, które opadły gdzieś na podłogę powozu.

Crispin odrzucił głowę do tyłu, gdy jego towarzysz zaczął całować go po szyi.

- To jak będzie? – wyszeptał mistrz nie przestając go pieścić.

- Em…

Chłopak nie był w stanie wydusić z siebie nic więcej. Każda komórka jego ciała zdawała się

ulegać pragnieniom mistrza harmonii. Blondyn nawet nie zwrócił uwagi, gdy karetę wypełniła

delikatna poświata zaklęcia, które po chwili rozproszyło się wraz ze szwami bryczesów

Emanuela. Jednak, gdy poczuł pod swoimi dłońmi ciepłą skórę swojego towarzysza coś w nim

pękło i pasja ostatecznie wzięła górę nad rozsądkiem. Kontrast pomiędzy bogatą fakturą jego

stroju i nagą skórą kochanka doprowadzał go do szaleństwa.

- Em!

- Cśśś… - wymruczał mistrz do ucha blondyna – Musimy być bardzo cicho. Chyba nie chcesz,

żeby ktoś nas usłyszał…

Crispin z trudem skinął głową, że rozumie. Jednak, gdy ich ciała się połączyły nie było mowy o

tym by mógł pozostać cicho. Wtulił twarz w zagłębienie szyi mistrza w nadziei, że przytłumi to

dźwięki wyrywające się z jego gardła. Następne co chłopak pamiętał to rozkoszne uczucie

spełnienia i Emanuel czule gładzący go po włosach.

- Jesteś ze mną? – cichy szept wywołał w blondynie rozkoszny dreszcz.

- Co?

Emanuel zaśmiał się lekko i pocałował czule swego towarzysza, nim się od niego nieco odsunął,

by móc spojrzeć mu w oczy.

- Troszkę mi odpłynąłeś…

Chłopak tylko jęknął, a na jego policzkach wykwitł głęboki rumieniec. Przez głowę przemknęło

mu, że to już drugi raz tego wieczoru, ale ponure rozmyślania odeszły w niepamięć, gdy

uświadomił sobie, że nadal trzyma w ramionach swojego nagiego kochanka, podczas gdy on sam

jest całkowicie ubrany.

- Em…

- Chyba powinienem się ubrać – stwierdził mistrz sięgając po koszulę i kaftan leżące u stóp

chłopaka – zbliżamy się do teatru.

Gdy Emanuel podniósł kawał tkaniny, który jeszcze parę minut temu był eleganckimi

bryczesami, blondyn pomyślał, że są w nie lada tarapatach, ale lord Morel nie przejął się tym

zbytnio.

- Em… - pierwsze nuty paniki zabarwiły głos Crispina, gdy powóz zaczął zwalniać.

 

Mistrz tylko uśmiechnął się i przymknął oczy splatając zaklęcie. Tkanina z jego dłoni znikła, a

na jego nogach pojawiły się proste spodnie, może nie tak wytwornie skrojone jak oryginalne, ale

kto by zwracał na to uwagę w środku nocy.

- Zawsze wiedziałem, że tworzenie szaty kiedyś się przyda.

Emanuel cmoknął kochanka w czubek nosa i opadł na siedzenie obok akurat w chwili, gdy

powóz się zatrzymał. Chłopak odetchnął z ulgą, że jednak nikt ich nie przyłapie

w kompromitującej sytuacji. Chyba już nigdy nie będzie w stanie wsiąść do karety nie rumieniąc

się przy tym na wspomnienie tego co zrobili dzisiejszej nocy.

Gdy drzwi powozu się otworzyły, lord Morel wysiadł ze spokojem i dyskretnie wsunął woźnicy

sztukę złota do ręki. Crispin bez słowa zabrał torbę z książką i ruszył jego śladem. Chłopak

odważył się odezwać dopiero w połowie drogi do ich sypialni.

- Myślisz, że nas słyszał?

- Kto?

- Em…

- Masz na myśli woźnicę?

- Nie, Garta.

Emanuel zaśmiał się wesoło i wziął Crispina za rękę.

- W obu wypadkach odpowiedź brzmi nie. Rzuciłem na powóz zaklęcie tłumiące dźwięki.

Chłopak stanął jak wryty i wpatrywał się w towarzysza z niedowierzaniem.

- Ale…

- Czemu kazałem ci być cicho?

Crispin tylko skinął głową, gdy Emanuel przyparł go do ściany klatki schodowej.

- Gdybyś wiedział, to nie byłoby to samo… - wymruczał przesuwając nosem po szyi chłopaka i

rozkoszując się jego drżeniem i przyśpieszonym oddechem.

- Ale ty wiedziałeś…

- I rozkoszowałem się każdą sekundą.

- Jak teraz?

Emanuel spojrzał na swojego towarzysza, który z wypiekami na twarzy próbował zapanować

nad swoim oddechem. Przez moment zastanawiał się czy chłopak mu ulegnie czy stawi opór,

jeśli zechce posunąć się nieco dalej niż słowne zaczepki. Wiedział, że nie powinien tego robić,

ale nie mógł się powstrzymać.

- Jak teraz – wymruczał równocześnie przesuwając dłonią po wewnętrznej stronie uda chłopaka i

jego męskości.

Crispin gwałtownie wciągnął powietrze i odruchowo próbował się odsunąć. Przez łączącą go z

Emanuelem więź przemknęło zaskoczenie i ból. Mistrz momentalnie cofnął dłoń.

- Słonko?

Chłopak opierał się o ścianę z zamkniętymi oczami. Jego serce waliło jak oszalałe. Był

przygotowany na przypływ pożądania, ale nie na ból jaki mu towarzyszył.

- Crispin, kochanie, spójrz na mnie.

 

Blondyn otworzył oczy i za wszelką cenę starał się skoncentrować na Emanuelu, a nie na

powietrzu, którego zdawało się być zbyt mało by wypełnić jego płuca.

- Oddychaj skarbie. Właśnie tak… Wdech… i wydech… Wdech… i wydech…

Po paru powtórzeniach oddech chłopaka zaczął wracać do normy, ale Emanuel bynajmniej nie

czuł się uspokojony.

- Lepiej?

Ledwie widoczne skinienie głowy musiało mu wystarczyć.

- Dasz radę dojść do sypialni?

- Nie traktuj mnie jakbym był jakąś omdlewającą szlachcianeczką – Crispin odepchnął

przyjaciela ze złością i ruszył w górę schodów.

Nie uszedł nawet kilku kroków, gdy zakręciło mu się w głowie i gdyby nie Emanuel pewnie

skończyłoby się to paskudnym upadkiem.

- Nie jesteś żadną szlachcianeczką tylko wyszkolonym zabójcą, ale to nie znaczy, że twój

organizm nie ma pewnych ograniczeń.

Mistrz harmonii nie czekając na odpowiedź przyjaciela wziął go na ręce, jakby ten nic nie ważył

i zaniósł na górę. Czuł wściekłość chłopaka i coś jeszcze, coś czego nie potrafił nazwać.

Uczucie, które zdawało mu się wymykać na chwilę przed tym, gdy mógłby je zidentyfikować.

Jednak zdrowie chłopaka było dla niego ważniejsze niż jego urażona duma. Wiedział, że będzie

to musiał mu jakoś wynagrodzić i że prezenty raczej nie wchodzą tu w grę.

U szczytu schodów Emanel wyczuł czyjąś obecność w ich komnatach. Sygnatura nie należała do

żadnego z mieszkańców, ale była dziwnie znajoma. Ostrożnie postawił Crispina i dał mu znak,

że nie są sami, nim chłopak zdążył się odezwać. Coś w postawie jego towarzysza momentalnie

się zmieniło i Emanuel wiedział, że u jego bok stoi wyszkolony zabójca, który nie zawaha się

przed niczym, aby ochronić swoją rodzinę. Bezgłośnie wślizgnęli się do pierwszej komnaty.

Spod drzwi pokoju dziecięcego sączyło się światło i mistrz harmonii wykonał kilka znaków

dłonią i z zadowoleniem zauważył, że Crispin bez protestów przyjął jego dowodzenie. Chwilę

później byli już w pokoju, gdzie zamiast przeciwnika zastali Emili mruczącą coś do śpiących

bliźniaków.

- Emili? – Emanuel poczuł mieszaninę niepokoju i ulgi.

Dziewczynka podniosła głowę i uśmiechnęła się łagodnie, jakby chciała złagodzić coś co zaraz

powie.

- Witaj wuju. Musimy poważnie porozmawiać.

Crispin tylko westchnął i ruszył w stronę swojej sypialni.

- Dobranoc Emili…

- Ty wuju też powinieneś być przy tej rozmowie.

- Nie.

- Ale…

- Nie.

- Emili pozwól mu iść. Jeśli Crispin nie ma ochoty z nami rozmawiać, to nie możesz go do tego

zmuszać.

 

- Ale wujku…

- Nie ma żadnego ale.

- Dzięki Em – chłopak zawahał się nim otworzył drzwi.

- Później mi wygarniesz.

Crispin uśmiechnął się lekko i opuścił komnatę. Przez łączącą go z mistrzem więź przebiegło

rozbawienie pomieszane ze zmęczeniem i urażoną dumą. Emanuel spojrzał na elfkę.

- Czy twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś?

- Powiedziałam mamie, że chcę zobaczyć jak Winter tańczy. Ma mnie zabrać do domu po

przedstawieniu, więc mamy jeszcze trochę czasu.

- Więc o czym chciałaś ze mną porozmawiać.

- Musisz natychmiast przestać.

- Co przestać? – spytał kompletnie zbity z tropu lord Morel.

- Na bogów, chcesz mi powiedzieć, że nawet nie wiesz co robisz wuju?

- Chodzi o Crispina, tak? – Emanuel usiadł na fotelu, żeby dziewczyna nie musiała zadzierać

głowy w czasie rozmowy z nim. – Coś mu zrobiłem, prawda?

- System ostrzegawczy nie zadziałał?

- Zadziałał. Poczułem, że użyłem mocy, ale nie mam pojęcia co zrobiłem.

- Jak to nie masz pojęcia co mu zrobiłeś?

- Poczułem ból, ale w jego oczach nie było złotej mgły.

- Złotej mgły?

- Tak dotychczas objawiało się moje użycie daru na jego osobie.

Elfka westchnęła ciężko i spojrzała karcąco na swego wuja, co z boku mogło wyglądać całkiem

zabawnie, zwłaszcza, że mistrz harmonii nie wiedzieć czemu bardzo się zmieszał.

- Oczywiście nie użyłeś magicznego wzroku, jak ci kazałam.

- Zapomniałem…

- To powinna być pierwsza rzecz, którą robisz w takiej sytuacji.

- Przepraszam. Ale chyba nie jest tak źle? Crispin wydaje się być w porządku…

- Czy zauważyłeś coś szczególnego dzisiejszego wieczoru?

- Nie… może poza tym, że chłopak był mniej pewny siebie niż zwykle. Myślę, że denerwował

się czy twoi wujowie go polubią.

Emili ponownie westchnęła i podeszła bliżej do mistrza harmonii.

- To zadziwiające jak mając tak wiele mocy możesz być tak ślepy na to kiedy i jak jej używasz.

- Nie robię tego specjalnie.

- Wiem wuju. Po prostu niepokoi mnie, że potrafisz podświadomie zrobić to czego opanowanie

mi zajęło blisko dziesięć lat, a jednocześnie zupełnie nad tym nie panujesz.

- Powiesz mi wreszcie co zrobiłem?

- Spójrz na gwiazdę wuja Crispina i sam mi powiedz.

- Byłoby szybciej, gdybyś mi po prostu powiedziała.

- Owszem, ale wtedy byś się niczego nie nauczył wuju.

- Zaczynasz brzmieć jak Winter… - mruknął Emanuel zamykając oczy.

 

- Mój brat?

- Nie, ten drugi Winter.

Emanuel sięgnął po swój dar i skupił się na swoim zadaniu. Wewnątrz swojego umysłu ujrzał

wielobarwną pajęczynę i jak zwykle zachwycił się jej pięknem. Z łatwością odnalazł gwiazdę

Crispina i zamarł. Oprócz złocistej nici, która łączyła mistrza harmonii ze słoneczną gwiazdą

jego kochanka, była tam jeszcze gruba lina, po której zdawały się pełzać cienie. W miejscu,

w którym sznur łączył się z gwiazdą chłopaka pod powierzchnią żółtopomarańczowych płomieni

zbierał się mrok. Co jakiś czas fragment tego mroku odrywał się od całości i niczym ostry

odłamek przebijał się przez aurę i wnikał w tajemniczą linę, a mimo to ciemności zdawało się

nie ubywać. Wręcz przeciwnie, z każdą chwilą zdawało się jej być więcej.

- Na bogów… co ja mu robię?

- Co widzisz?

- Połączenie, które zdaje się przyciągać ciemność z aury Crispina…

- Czy wiesz co jest istotą daru empatii?

- Emili, co ja mu robię? – w głosie mistrza wyraźnie pobrzmiewały pierwsze nuty narastającej

paniki.

- Nie robisz mu nic, czego nie moglibyśmy odwrócić. Ale musimy to zrobić teraz, nim zrobisz

mu krzywdę swoim nieświadomym działaniem.

Dziecko położyło rękę na ramieniu wuja i fala spokoju przepłynęła przez Emanuela, pozwalając

mu zaczerpnąć tchu i jasno myśleć.

- W naturze empatów leży niesienie pomocy. Odczuwamy wewnętrzną potrzebę pomagania

innym.

- Nie rozumiem. Co to ma wspólnego ze mną i Crispinem.

- Jesteś empatą wuju, nawet jeśli to nie jest twój wiodący dar. Podejrzewam, że twoja empatia

będzie się manifestować najmocniej w odniesieniu do twoich bliskich.

- Co przez to rozumiesz?

- Czy wuja Crispina coś ostatnio dręczyło?

Emanuel przemknęło przez myśl kilka rzeczy, począwszy od nieszczęsnego spóźnienia, poprzez

stres związany z poznaniem jego przyjaciół, a na aferze ze stawkami i zatruciem alkoholowym

skończywszy.

- Tak. Można tak powiedzieć.

- Myślę, że to co dręczyło wuja zmusiło twój dar do działania.

- Jakiego działania.

- Twój dar próbował złagodzić jego ból i uleczyć rany na jego umyśle i duszy. Niestety choć

masz aż nadto mocy, aby to osiągnąć, brakuje ci stanowczo wiedzy i doświadczenia jak to zrobić

nie krzywdząc go bardziej podczas procesu uzdrawiania.

- Nie rozumiem…

- Spójrz na moją gwiazdę.

Emanuel skupił się ponownie na planie astralnym i rozpoczął poszukiwanie gwiazdy małej

empatki. Odnalazł ją po chwili, jej srebrno-błękitna aura emanowała spokojem.

 

- Znalazłem.

- Odnajdź moje połączenie z gwiazdą mojego taty.

Mistrz harmonii odszukał gwiazdę Tigera, której dzikie błękity były teraz wyraźnie przygaszone

pasmami szarości. Pomiędzy jego gwiazdą, a gwiazdą jego córki przebiegały trzy połączenia.

Jedno grube i stabilne, emanowało miłością. Pozostałe dwa były inne, cieniutkie niczym

pajęczyna. Jednym płynął czysty żal i poczucie straty, drugim płynęła akceptacja.

- Czy ty leczysz Tigera?

- Nie do końca. Tata nigdy by mi nie pozwolił zabrać swojego bólu, jego duma by mu nie

pozwoliła poprosić o pomoc dziecka. Zresztą jego żal po stracie wuja Liona przesłonił

całkowicie jego rozsądek. Nasz dar działa najlepiej, gdy druga strona chce z nami

współpracować. Możemy wtedy leczyć. Możemy niczym woda obmywać złe wspomnienia i

tępić ich ostre krawędzie. Możemy dać komuś siłę do tego by pokonał ból.

- Skoro go nie uzdrawiasz, to co robisz?

- To, że ktoś nie chce współpracować, nie czyni go odpornym na dar empatii. Nadal mogę

oddziaływać na jego umysł, ale muszę to czynić bardziej subtelnie, aby jego umysł nie odrzucił

mojej pomocy.

- Co więc zrobiłem nie tak w przypadku Crispina?

- Między mną i tatą są dwa połączenia, które nas interesują. Jedno pochłania negatywne emocje i

wspomnienia, które stanowią problem. Mój dar je oczyszcza i odsyła drugim kanałem z

powrotem.

- Trochę jak oczyszczanie wody z zanieczyszczeń.

- Tak. Myślę, że to dobra analogia.

- Stworzyłem tylko jeden kanał…

- Tak. To połowa problemu.

- Co jeszcze skopałem?

- Twoje połączenie jest zbyt silne. Nie wchłaniasz tego co jest już na powierzchni, ty wyciągasz

wszystkie mroczne myśli jakie wuj kiedykolwiek miał o sobie, wszystkie wspomnienia, które

sprawiają, że czuł się słaby, bezbronny, samotny… niekochany…

- Ale mówiłaś, że nasz dar powinien oczyszczać to co pochłania.

- Powinien. Problem w tym, że pochłaniasz więcej niż jesteś w stanie oczyścić bez udziału

swojej świadomości, a to co oczyścisz wpuszczasz do tego samego kanału, więc większość nie

wraca wcale do Crispina.

- Jak to naprawić?

- Najlepiej będzie, jeśli przerwiesz to połączenie.

- A nie lepiej stworzyć drugie?

- Wuju… Wiem, że chcesz pomóc Crispinowi, ale bez odpowiedniego przeszkolenia możesz

zrobić mu krzywdę. Rany na duszy nie są łatwe do uleczenia.

- Masz rację, nie powinienem brać się za to bez odpowiedniego przeszkolenia. Co więc mam

zrobić?

 

Emili przeprowadziła wuja przez proces niwelowania połączenia, krok po kroku tłumacząc mu

co i jak ma zrobić. Po paru minutach między gwiazdami Crispina i Emanuela była już tylko

jedna złocista nić. Jednak ku zgrozie mistrza harmonii mrok w aurze jego kochanka nie uległ

rozproszeniu.

- Emili, to nie działa.

- To wymaga czasu. Coś co zostało przyciągnięte na powierzchnię nie zniknie tak po prostu.

- Więc co ja mam teraz zrobić?

- Porozmawiaj z nim. Bądź delikatny, czuły. Powiedz mu, że go kochasz.

- I to pomoże?

- Na pewno nie zaszkodzi. Dopilnuj, żeby wypoczął i się porządnie wyspał. Jeśli w ciągu

najbliższej doby nie nastąpi poprawa, przyjdźcie do mnie.

- Dziękuję Emili.

- Nie ma za co wuju. On cię teraz potrzebuje.

- Zadbam o niego – powiedział Emanuel kierując się do drzwi swojej sypialni.

- Dobranoc wuju.

- Dobranoc Emili.

Sypialnia była pogrążona w mroku, ale Emanuel bez trudu dostrzegł na łóżku sylwetkę swojego

kochanka. Chłopak leżał plecami do drzwi, ale lord Morel wiedział, że nie śpi. Ostrożnie

przemierzył pokój i usiadł na łóżku. Przez chwilę czekał, aż Crispin się do niego odwróci, ale w

końcu się poddał i łagodnie położył dłoń na jego ramieniu.

- Skarbie musimy porozmawiać.

- Nie mamy o czym – padła oschła odpowiedź.

- Owszem mamy – Emanuel nie zamierzał się poddawać – Jesteś na mnie zły i masz do tego

prawo, ale naprawdę musimy porozmawiać. Poza tym jestem ci winien parę wyjaśnień.

- Nic mi nie jesteś winien…

- Owszem jestem – lord Morel złożył pocałunek na ramieniu kochanka, który zadrżał pod

wpływem tej prostej pieszczoty. – Nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz, ale przynajmniej mnie

wysłuchaj.

Chłopak leżał w milczeniu, ale nie odsunął się od przyjaciela, co ten uznał za znak, że może

kontynuować.

- Słonko, pamiętasz jak dzisiaj myślałem, że znów użyłem na tobie swojego daru?

Nieznaczne skinienie głową musiało wystarczyć mistrzowi harmonii za odpowiedź.

- Miałem rację… tylko, że użyłem go inaczej niż zwykle.

- Co masz na myśli?

- Byłoby łatwiej gdybyś na mnie spojrzał… - Emanuel wyczuł wahanie swojego kochanka. –

Skarbie wiem, że jesteś na mnie zły, ale wiem też, że czujesz się teraz niepewnie i boisz się, że

znowu cię zranię.

- Niczego się nie boję – syknął chłopak ze złością.

- Więc spójrz na mnie…

 

- Nie chcę.

- Proszę…

Chłopak odwrócił się niechętnie i Emanuel pogłaskał go po policzku. Skrzywił się, gdy wyczuł

wilgoć pod palcami.

- Płakałeś?

Crispin odepchnął jego dłoń z irytacją, ale Emanuel nie pozwolił mu ponownie się odsunąć.

- Zamknij oczy.

- Po co?

- Zamierzam przywołać światło i nie chcę cię oślepić.

- Nie rób tego. Proszę… – ból w głosie kochanka sprawił, że mistrzowi ścisnęło się serce.

- To może chociaż rozpalę ogień w kominku? Jest zimno.

- Jeśli musisz…

Crispin już zamierzał się obrócić, gdy Emanuel wykonał jakiś gest ręką i w kominku buchnął

ogień zalewając pomieszczenie miękkim światłem.

- Nie wiedziałem, że to potrafisz. Czy zaklęcia nie wymagają słów?

- Nie wszystkie.

- Czy teraz mi wyjaśnisz co miałeś na myśli? – spytał chłopak niepewnie.

- Sam tego do końca nie rozumiem, więc mam nadzieję, że wybaczysz mi nieco mętne

wyjaśnienia.

- Em…

- Najwyraźniej nawiązałem z tobą jakieś mentalne połączenie, które miało sprawić, że poczujesz

się lepiej. Jednak jako, że mam więcej mocy niż wiedzy jak nad nią panować, to spieprzyłem, to

co moja podświadomość chciała naprawić.

- Nie rozumiem.

- Emili sądzi, że musiałem wychwycić, że coś cię dręczy przez łączącą nas więź i że

podświadomie chciałem ci ulżyć, a zamiast tego wyciągnąłem na powierzchnię wszystko to co

cię dręczy i sprawia, że czujesz się niepewnie.

Crispin zmarszczył brwi i patrzył na swojego towarzysza próbując pojąć sens jego słów.

- Wychwyciłem dziś dużo twoich wspomnień…

Chłopak zbladł i spojrzał z pretensją w oczy mistrza.

- Obiecałeś….

- Skarbie, nie zrobiłem tego specjalnie.

- Obiecałeś!

Chłopak usiadł i próbował odepchnąć od siebie kochanka, ale ten go przytrzymał. Przez chwilę

blondyn wyrywał się z uścisku, aż w końcu poddał się i zalał łzami. Emanuel wziął go w

ramiona i delikatnie kołysał głaszcząc go po włosach.

- Obiecałeś…

- Wiem kochanie. Naprawdę chciałem zaczekać aż sam powierzysz mi swoje sekrety i będę

nadal na to czekał.

Chłopak milczał, ale przynajmniej nie próbował się ponownie wyrywać.

 

- Jeśli cię to pocieszy i tak nie rozumiem większości tego co widziałem. Było tego zbyt dużo w

zbyt krótkim czasie. – Mistrz cierpliwie czekał, aż jego towarzysz się uspokoi nim ponownie

przemówił łagodnym głosem. – Chciałbym, żebyśmy o tym porozmawiali, gdy będziesz czuł, że

jesteś na to gotowy.

- To trochę sobie na to poczekasz – odparł blondyn z goryczą w głosie.

- Mam czas kochanie.

Ukłucie bólu zaskoczyło Emanuela, ale nie mógł teraz nic na to poradzić. Bał się, że jeśli zacznie

naciskać, Crispin odsunie się od niego jeszcze bardziej.

- Pewnie masz mnie za mięczaka… Nic tylko płaczę i mdleję jak panienka…

- Nie, skarbie. Gdyby ktoś wyciągnął wszystkie moje mroczne myśli i rzucił mi je w twarz, to

pewnie byłbym w dużo gorszym stanie niż ty teraz. I wcale nie zemdlałeś…

- Co?!

Crispin poderwał gwałtownie głowę by spojrzeć w oczy swojego towarzysza.

- Jak już mówiłem jestem ci winien kilka wyjaśnień.

- Co masz na myśli?

- Obiecaj, że wysłuchasz mnie do końca…

- Emanuelu, o czym ty mówisz?

- Nie zemdlałeś u Maksymiliana.

- A jak inaczej nazwiesz utratę przytomności? – zapytał chłopak z urazą w głosie.

- Będziesz na mnie zły…

- Em, już ci mówiłem, że wolę najgorszą prawdę od najsłodszego kłamstwa.

- Uśpiłem cię zaklęciem.

- Uśpiłeś mnie zaklęciem.

- Tak.

- Dlaczego?

Emanuel tylko westchnął i spojrzał ze smutkiem w oczy kochanka.

- Nie chciałem cię stracić…

- Em, obiecałeś mi prawdę. Całą prawdę.

- Robert do tego stopnia chciał wiedzieć co pijesz, że za pomocą magii zamienił zawartość

waszych kielichów i uznał, że zaklęcie się nie udało, bo w jego kielichu był tylko sok. Problem

w tym, że ten pustogłowy elf pił wino księżycowe…

- Chcesz mi powiedzieć, że zaszkodził mi jeden łyk wina.

- To było magicznie wzmocnione wino. Jeden łyk wystarczył, żebyś dostał magicznego zatrucia

alkoholowego.

- I dlatego mnie uśpiłeś?

- Nie. Jak wróciłem z Winterem, siedziałeś w rogu pokoju z nożem w ręce. Byłeś przerażony

i zdawałeś się mnie nie poznawać. Wystraszyłem się i rzuciłem zaklęcie, żeby sprawdzić co ci

jest. Gdy odkryłem, że to zatrucie, wpadłem we wściekłość. Myślałem, że za moment zrobię

komuś krzywdę i nie chciałem, żebyś to widział. Nie chciałem, żebyś zobaczył we mnie

potwora…

 

- Em… - Crispin pogłaskał towarzysza po policzku – nie jesteś potworem.

- Mam nadzieję, że nadal będziesz tak uważał w dniu, w którym poznasz wszystkie moje sekrety.

- Jak twój wiek?

- Mój wiek jest najmniejszym z moich problemów.

- Skoro nie zemdlałem, to dlaczego tak mi powiedziałeś?

- Kiedy ja zastanawiałem się, którego z moich tak zwanych przyjaciół powinienem uszkodzić

najpierw, Winter zaczął cię leczyć. Zaklęcie trzeźwiące należy do raczej mało przyjemnych,

więc może lepiej, że nie byłeś wtedy przytomny. Jak tylko się ocknąłeś, byłem u twojego boku.

Byłeś ważniejszy niż moja żądza krwi. Szczerze powiedziawszy trochę spanikowałem i gdy

Winter kazał mi skłamać, posłuchałem go bez zastrzeżeń. Wtedy wydawało mi się to najlepszym

rozwiązaniem.

- A teraz?

- Teraz żałuję, że od razu nie powiedziałem ci prawdy.

- Najważniejsze, że w końcu to zrobiłeś.

- Nie jesteś na mnie zły?

- Jestem, ale doceniam twoją szczerość i jestem gotów ci wybaczyć.

- Incydent na schodach też mi wybaczysz? – spytał Emanuel z nadzieją.

- To zależy.

- Od czego?

- Od tego co naprawdę stało się w karecie i na schodach.

- Co masz na myśli?

- Czy naprawdę zemdlałem w karecie?

- Tak… i to moja wina.

- Dlaczego myślisz, że to twoja wina?

- Powinienem wiedzieć, że magiczne zatrucie i zaklęcie niwelujące jego skutki mocno obciąży

twój organizm. Powinienem zadbać o twoje zdrowie, a nie dobierać się do ciebie jak napalony

szczeniak. – Emanuel pogłaskał kochanka po włosach i ucałował go w szyję jednocześnie

wdychając zapach jego skóry. – Na bogów, jak ty słodko pachniesz…

- Em…

Emanuel wyczuł wahanie w głosie Crispina. Chłopak chciał go o coś spytać, ale nie wiedział jak

i mistrz miał wrażenie, że to pytanie mu się nie spodoba.

- Tak skarbie?

- Czy… czy ja cię zaspokajam?

Emanuel spojrzał zdumiony na swojego kochanka. Takiego pytania się nie spodziewał.

- Słonko… oczywiście, że mnie zaspokajasz. Skąd to pytanie?

Na twarzy blondyna wykwitły głębokie rumieńce. Widać, że chłopak nie jest przyzwyczajony do

tego typu rozmów i czuje się bardzo skrępowany.

- Słonko, mi możesz powiedzieć.

- Ostatnio spędzamy dużo czasu na… sam wiesz czym… A mimo to ty zawsze zdajesz się mieć

ochotę na więcej.

 

Emanuel zastanowił się nad słowami kochanka. Kłótnia z Daelomin i Gartem nabrała w jego

oczach nowego wymiaru. Może faktycznie ostatnio jego libido nieco wzrosło, ale czy powinien

się tym martwić? Jakoś nikt się nie przejmował, gdy jego koledzy znikali na tydzień czy dwa w

sypialni ze swoimi żonami. Ta myśl sprawiła, że zamarł. Przed oczami stanęła mu Elsephet z

podłączoną do ręki kroplówką i Winter pouczający Tigera, że nie każdy ma taką staminę jak on.

- Na bogów…

Crispin skulił się w sobie i Emanuel instynktownie objął go mocniej.

- Słonko, to nie tak jak myślisz.

- A jak?

- Spróbuję ci to wyjaśnić, ale najpierw chcę, żebyś mi odpowiedział na jedno pytanie.

Chłopak tylko skinął głową na znak, że rozumie.

- Ile razy doprowadziłem cię dziś do spełnienia?

- Jakbyś nie wiedział…

- Słonko, rozbaw mnie i odpowiedz – Emanuel odgarnął niesforne kosmyki z twarzy kochanka.

- Pięć… - odpowiedział chłopak z powagą wypisaną na twarzy. – Dwa razy przed porannym

treningiem, dwa razy w łaźni i raz w karecie…

- I do tego jeszcze nim minął kwadrans od ostatniego razu zacząłem cię molestować na

schodach. Nic dziwnego, że byłeś tak wrażliwy na dotyk.

Crispin ponownie spłonął rumieńcem i próbował ukryć twarz w zagłębieniu między ramieniem a

szyją kochanka.

- Hej… słonko… to nie twoja wina, że ze mnie ostatnio takie egoistyczne bydlę. Powinienem

zwracać większą uwagę na twoje potrzeby.

- Zwracasz uwagę na moje potrzeby…

- Skarbie… wiesz, że zawsze możesz powiedzieć nie. Ja się nie pogniewam, jeśli czasem

powiesz mi, że jesteś zmęczony, albo że najnormalniej w świecie nie masz ochoty.

- To nie tak, że nie mam ochoty…

- Wydaje mi się, że podświadomie próbuję nadrobić te wszystkie lata, kiedy sobie odmawiałem

cielesnych przyjemności.

- Czyli cię zaspokajam?

- Absolutnie – Emanuel złożył czuły pocałunek na ustach swojego kochanka.

- Bo jeśli nie, to moglibyśmy temu zaradzić…

Dłonie Crispina zsunęły się na biodra mistrza harmonii i tylko siła woli powstrzymała go od

złapania nadgarstków chłopaka.

- Słonko, to chyba nie jest najlepszy pomysł… Nie to, że cię nie pragnę, ale nie chcę sprawiać ci

bólu.

Blondyn się nieco odsunął i nie trzeba było być empatą, żeby zauważyć, że wyraźnie posmutniał.

Emanuel ujął delikatnie jego dłonie i spojrzał kochankowi w oczy.

- Skarbie co chciałeś zrobić?

- Nieważne.

 

- Dla mnie ważne. Ostatnio zbyt często wyciągam pochopne wnioski, więc tym razem chciałbym

skonfrontować je z rzeczywistością. Co chciałeś zrobić?

- Chciałem… popieścić cię trochę… Przecież nie musimy zawsze razem osiągać spełnienia…

- Skarbie… - Emanuel ponownie przyciągnął chłopaka do siebie – kocham cię.

- Też cię kocham. Czy możemy zapomnieć o tym co powiedziałem?

- Nie, nie możemy.

Emanuel pocałował kochanka czule i spojrzał mu z powagą w oczy.

- Obawiam się tylko, że będziesz musiał mnie związać, żebym nie mógł cię przy tym dotykać.

- Czy to znaczy, że chciałbyś?

- Zawsze chcę, żebyś mnie dotykał.

Crispin uśmiechnął się lekko i Emanuel ucałował knykcie jego dłoni.

- Czy to znaczy, że mi wybaczysz?

- Tak.

Chłopak uśmiechnął się i pocałował czule swojego kochanka, jednocześnie ściągając z niego

kaftan. Lord Morel starał się nad sobą panować i trzymać ręce przy sobie, ale gdy blondyn

ściągnął z niego koszulę i zaczął pieścić jego szyję, dotarło do niego, że jeśli szybko czegoś nie

zrobi, to jego szlachetne pobudki szlak trafi.

- Słonko nie chciałbym zabijać nastroju, ale muszę z tobą porozmawiać na jeszcze jeden dość

ważny temat.

- Czy to nie może zaczekać do jutra?

- Obawiam się, że nie może.

Chłopak tylko westchnął i odsunął się na tyle by móc swobodnie patrzeć na towarzysza.

- Czemu mam wrażenie, że ta rozmowa mi się nie spodoba?

- Bo masz doskonałą intuicję?

- Miejmy to już za sobą.

- Słonko, jaka jest twoja sytuacja finansowa?

- Słucham? – Crispin wyglądał jakby ktoś wylał mu kubeł zimnej wody na głowę – Czemu

pytasz?

- Z powodu tego co się stało dzisiejszego wieczoru.

- Pieniądze od Maksymiliana są na twoim biurku, resztę oddam ci jak tylko będę mógł…

- Jaką resztę? O czym ty mówisz?

- Pożyczyłeś mi sto koron, żebym mógł zagrać. W sakiewce jest sześćdziesiąt pięć, więc muszę

ci oddać jeszcze trzydzieści pięć.

- Słonko, nie musisz mi nic oddawać.

- Nie tak się umawialiśmy – głos Crispina zabrzmiał twardo.

- Źle mnie zrozumiałeś kochanie. Maksymilian wypłacił ci różnicę między twoją wygraną a

ustalonym wpisowym.

- Co?

- Słonko wygrałeś sto sześćdziesiąt pięć koron, nie sześćdziesiąt pięć. Nie jesteś mi nic winien, a

pieniądze są twoje.

 

- Nie mogę ich zatrzymać.

- Owszem możesz i zrobisz to. Wygrałeś je uczciwie i masz prawo zrobić z nimi co tylko

zechcesz.

- Skoro nie chodziło ci o wygraną, to o co? – spytał Crispin niepewnie.

- Powiedziałeś dziś wieczorem, że cię nie stać na tak wysokie stawki. Kiedy powiedziałeś mi, że

jesteś byłym zabójcą, założyłem, że zebrałeś dość funduszy, aby wykupić swój kontrakt od gildii

i przejść na emeryturę. Być może znowu wyciągnąłem niewłaściwe wnioski.

Chłopak przyciągnął kolana do brody i wyglądał tak, jakby lada moment miał się znów

rozpłakać. Emanuelowi ścisnęło się serce.

- Skarbie… nie chcę żebyś mi opowiadał o tym jak to się stało, że już nie jesteś zabójcą. Chcę

tylko wiedzieć czy moje założenia są słuszne.

- Nie… - wyszeptał Crispin.

- Skarbie… - Emanuel delikatnie pogłaskał kochanka po policzku. – Nie robię tego, żeby cię

zranić…

- Wiem.

- Więc powiesz mi?

- Już powiedziałem.

Mistrz spojrzał na swojego przyjaciela krzywiąc się lekko, gdy po łączącej ich więzi przebiegł

wstyd i ból.

- Kontrakt z Daelomin, to twoje jedyne źródło utrzymania…

Chłopak tylko kiwnął głową i Emanuel pomyślał o tym jak bardzo chciałby wziąć go w ramiona

i ukoić jego ból, ale wiedział, że to nie rozwiązałoby problemu.

- Postaram się, żebyś się więcej przeze mnie nie spóźniał.

- Dziękuję…

- Rozumiem, że prezenty bez okazji raczej nie wchodzą w grę.

- Em…

- Po prostu powiedz mi, kiedy mogę kupić ci prezent i jakich granic mam nie przekraczać.

- Ja… ja nie wiem…

- Nie wiesz?

- Poza szalikiem od Daelomin nigdy nie dostałem żadnego prezentu.

Emanuel tylko zmarszczył brwi, gdy zrozumiał, że jego kochanek go właśnie okłamał. Nie był

pewien czy powinien go skonfrontować z prawdą, ale w końcu postanowił, że nie ma wyjścia.

- Skarbie, nie musisz mnie okłamywać.

- Ja…

Crispin spojrzał w oczy Emanuelowi i kłamstwo nie przeszło mu przez gardło. Chłopak nie

chciał o tym mówić, ale równocześnie chciał zrzucić z serca choć część trosk, które zdawały się

przygniatać go do ziemi.

- Czy jeśli ci pokażę… jeśli ci pokażę, to zostawisz ten temat w spokoju? Nie będziemy musieli

o tym rozmawiać?

- Nie musisz pokazywać mi swoich wspomnień.

 

- Tylko tak zdołam ci wyjaśnić…

- Słonko…

- Inaczej nie mogę…

- Dobrze, ale…

Emanuel nie zdążył nawet skończyć zdania, gdy wyczuł poprzez więź, że Crispin pogrąża się w

mroku swoich wspomnień. Sięgnął łagodnie do jego umysłu i nagle znalazł się w  kamiennej

sali w jakimś podziemiu. W pomieszczeniu były tylko dwie osoby. Zwalisty osiłek z poznaczoną

bliznami skórą i na oko dwunasto, może trzynastoletni Crispin. Chłopak zdawał broń i elegancki

strój do jazdy konnej, w ostatniej chwili zabrał ze stertki bransoletkę splecioną z rzemyków.

- Bones! – Ostry głos sprawił, że chłopiec zastygł w bezruchu. – Co tam masz?

- Nic mistrzu.

Emanuel aż się skrzywił, gdy mężczyzna bez chwili wahania wymierzył dziecku siarczysty

policzek.

- Nie kłam szczeniaku! Oddaj to co masz w ręce.

- Ale to moje. Dostałem w prezencie.

- W prezencie? – Mężczyzna zaniósł się drwiącym śmiechem. – W życiu nie ma nic za darmo.

Myślisz, że ktoś dał ci coś, bo lubi spędzać z tobą czas?

- Tak.

Mężczyzna złapał chłopca i przyparł go twarzą do ściany, brutalnie wykręcając mu przy tym

rękę, w której ten trzymał bransoletkę.

- Tylko dziwkom i możnowładcom płaci się za możliwość przebywania w ich towarzystwie –

wysyczał osiłek do ucha przestraszonego blondyna. – Na możnowładcę mi nie wyglądasz, więc

musisz być dziwką, a sam wiesz co się robi z dziwkami. Jesteś dziwką Bones?

- Nie! – pisnął chłopiec i wypuścił z ręki niepozorny przedmiot.

- Żeby mi to było ostatni raz! – huknął mężczyzna i puścił dziecko, które opuściło komnatę tak

szybko jak tylko potrafiło.

Wspomnienie się skończyło i Emanuel bez słowa przyciągnął do siebie Crispina i dłuższą chwilę

po prostu siedział trzymając go w ramionach. Chłopak drżał, jakby wspomnienie odnowiło

dawny lęk i poczucie bezsilności.

- Słonko… jestem tu. To tylko wspomnienie…

- Wiem… - wychrypiał cicho blondyn.

- Pokazałbym ci kilka moich wspomnień, ale boję się, że przez przypadek zamiast paru minut

wtłoczyłbym ci do głowy całą dekadę.

Crispin uśmiechnął się lekko i mistrzowi nieco ulżyło, że jego kochanek nadal potrafi dostrzec

coś zabawnego w całym tym zamieszaniu z jego darem.

- Ale mógłbym ci coś opowiedzieć, jeśli chcesz rzecz jasna…

- Chcę…

Emanuel opowiadał anegdotki związane z jego karierą tancerza. Crispin powoli się rozluźniał i

wkrótce ciepły głos jego towarzysza ukołysał go do snu. Mistrz harmonii jeszcze dłuższą chwilę

wpatrywał się w aurę swojego kochanka obserwując jak smugi mroku zdają się opadać do

wnętrza jego gwiazdy. Obiecał sobie, że pewnego dnia pozbędzie się tych cieni i nic nie będzie

przyćmiewać blasku jego prywatnego słońca.


Rozdział 4 

Zakupy

Emanuel śnił o pocałunkach i czułych objęciach swojego kochanka, o pieszczotach, które

zdawały się nie mieć końca i stopniowo przybliżały go do spełnienia. Obudził się z cichym

jękiem uświadamiając sobie, że rozkosz rozchodzi się przyjemnym ciepłem po jego ciele.

- Wszystkiego najlepszego kochanie – Crispin wymruczał mu czule do ucha.

Zmysłowy głos chłopaka uświadomił mistrzowi, że pieszczoty bynajmniej nie były snem.

W sumie nie miał nic przeciwko temu by częściej budzić się w ten sposób, ale teraz

zdecydowanie potrzebował wziąć prysznic i to najlepiej zimny, jeśli miał zdążyć przed

rodzinnym śniadaniem.

- Nie mów mi, że już jesteś gotowy na rundę drugą.

Emanuel leciutko się zarumienił, ale blondyn tylko się uśmiechnął wyraźnie rozbawiony

i pocałował go czule.

- Palce czy usta?

Lord Morel w pierwszym momencie nie zrozumiał pytania, a gdy wreszcie do niego dotarło co

jego chłopak mu proponuje, rumieniec na jego policzkach jeszcze się pogłębił.

- Jesteś pewien?

- Nie proponowałbym, gdybym nie był.

- Usta – szepnął cicho Emanuel i modlił się by kochanek nie kazał mu tego powtórzyć.

Crispin tylko uśmiechnął się zmysłowo i zaczął wytyczać wargami ścieżkę w dół ciała

towarzysza. Na chwilę mistrz harmonii przymknął oczy i zerknął swoim drugim wzrokiem na

aurę swojego kochanka i odetchnął z ulgą widząc, że większość cieni opadła w głąb słonecznej

gwiazdy. Blondyn podniósł głowę i spojrzał na niego pytająco.

- Coś nie tak?

- Nie słonko… - Emanuel pogłaskał chłopaka po policzku – po prostu uświadomiłem sobie jak

bardzo cię kocham.

- Sprawdzałeś moją aurę, prawda?

- Tak – przyznał mistrz ze skruchą. – Skąd wiedziałeś?

- Poczułem twoją ulgę…

Crispin wyraźnie zastanawiał się czy powinien powiedzieć o czym teraz myśli. Kiedyś będą

musieli nauczyć się rozmawiać o tym czego by chcieli, ale dziś nie był ten dzień.

- Co ci chodzi po głowie kochanie?

- Jestem ciekaw czy mógłbym poczuć też inne rzeczy…

Głęboki rumieniec na twarzy kochanka powiedział Emanuelowi dokładnie o jakich doznaniach

myśli jego towarzysz i rozkoszny dreszcz przeszedł jego ciało.

- Przekonajmy się.

 

Blondyn zaśmiał się wesoło i z zapałem powrócił do swojego zadania. Wkrótce Emanuel

przestał myśleć o czymkolwiek poza ustami chłopaka i rozkoszą jaką mu sprawiają. W tej chwili

cały świat mógłby przestać istnieć i mistrz harmonii nawet by tego nie zauważył. Gdy wreszcie

doszedł do siebie uświadomił sobie, że Crispin tuli go do siebie i w zamyśleniu gładzi jego

włosy. 

- O czym myślisz?

- O niczym ważnym.

- Słonko…

- Proszę, nie dzisiaj.

Emanuel tylko westchnął i pogłaskał kochanka po policzku.

- Po prostu pamiętaj, że nie musisz się z tym zmagać samemu.

- Fakt, mam Daelomin.

- Potwór.

- Twój potwór.

Mistrz harmonii uśmiechnął się, gdy jego kochanek pocałował go czule i obiecał sobie w duchu,

że będzie zwracał większą uwagę na jego potrzeby.

- Jeśli mamy zdążyć na śniadanie, to lepiej zmykaj pod prysznic…

- A ty nie idziesz? – zdziwił się Emanuel.

Blondyn przygryzł lekko wargę rozważając co z tego co myśli powinien wypowiedź na głos

i lord Morel zaczął się zastanawiać, czy jego kochanek wie jak seksowny jest ten drobny gest.

Przez łączącą ich więź odczuwał delikatne nuty zażenowania i niepewności.

- Słonko, mi możesz powiedzieć.

- Jeśli pójdę z tobą, skończy się tak jak zwykle.

Na twarzy chłopaka wykwitł delikatny rumieniec i mistrz już wiedział, że sprawa ma związek z

seksem, jednak postanowił, że tym razem nie będzie wyciągał żadnych wniosków dopóki nie

dowie się więcej.

- Czyli jak?

- Przecież wiesz…

Emanuel usiadł na łóżku i spojrzał z powagą na swojego kochanka.

- Masz na myśli to, że pewnie nie będę mógł utrzymać rąk przy sobie i wykorzystując wszelkie

znane mi środki perswazji namówię cię na seks?

Crispin tylko spuścił wzrok i całą swoją postawą wyrażał niepewność. Lordowi Morel

zdecydowanie nie podobała się ta uległość. Przywykł już do tego, że jego kochanek nie bał się

mu postawić. Może na zewnątrz pozwalał Emanuelowi grać pierwsze skrzypce, ale w zaciszu

sypialni to on przejmował kontrolę i mistrz absolutnie uwielbiał tą część ich związku.

- Słonko spójrz na mnie.

Kiedy blondyn nie zareagował, Emanuel wziął go za rękę i pogłaskał po policzku nim łagodnie

uniósł jego brodę by spojrzeć mu w oczy.

 

- Nie będę ukrywał, że cię pragnę – rumieniec na twarzy chłopaka tylko się pogłębił – ale chcę,

żebyś wiedział, że zależy mi na tobie, a nie na uciechach cielesnych. Obywałem się bez seksu

przez długie lata i wolałbym się bez niego znów obywać niż cię stracić.

- Em… to nie tak.

- A jak?

- Spóźnimy się na śniadanie…

- Crispin…

Blondyn ponownie zamilkł i spuścił wzrok, ale tym razem Emanuel wyczuł burzę kłębiących się

w nim emocji. Pożądanie i czułość przeplatało się ze wstydem i strachem tworząc mieszankę,

która zdecydowanie nie podobała się mistrzowi harmonii.

- Chodzi o wczoraj? Boli cię jeszcze?

- Tak… nie… - chłopak miał ochotę zapaść się pod ziemię, ale zebrał się w sobie i zaczął od

nowa. – Chodzi o wczoraj, przynajmniej częściowo, ale nie o to na schodach.

- Słonko… Przepraszam, to moja wina, że tak się czujesz.

- To nie twoja wina.

- Więc o co chodzi? Co takiego się stało, że nie chcesz, żebym cię dotykał.

Crispin poderwał głowę, a na jego obliczu odbiło się kompletne zdumienie.

- Skąd pomysł, że nie chcę żebyś mnie dotykał?

- Dobrze, może nie żebym cię dotykał, ale nie chcesz, żebyśmy się kochali.

- To nieprawda!

Przez łączącą ich więź przebiegł ból i Emanuel momentalnie pożałował swoich słów.

- Słonko, przepraszam… Źle się wyraziłem.

- Więc co chciałeś powiedzieć?! – w głosie blondyna słychać było gniew.

- Skarbie nie podnoś głosu.

- Nie mów mi co mam robić!

Emanuel złapał blondyna za nadgarstek, gdy ten nagle wstał i pociągnął go z powrotem na łóżko.

Zaskoczony Crispin wylądował na swoim kochanku, który momentalnie oplótł go ramionami i

czule pocałował.

- Kocham cię.

- Idiota.

- Ale twój idiota, któremu jest bardzo… bardzo… bardzo przykro, że zaczął tą idiotyczną

kłótnię. Obiecuję, że nie będę więcej naciskał.

Delikatne pocałunki wplecione w ostatnią wypowiedź mistrza harmonii zdawały się koić

urażoną dumę Crispina i po chwili chłopak poddał się z cichym westchnieniem i oddał

pocałunek.

- Teraz na pewno spóźnimy się na śniadanie.

- A wybaczysz mi, jeśli się nie spóźnimy?

- A jak niby chcesz to zrobić? Zostało mniej niż trzydzieści minut.

- Damy radę. Więc wybaczysz?

- Tak…

 

Nim Crispin zorientował się co się dzieje, Emanuel był już w połowie drogi do łaźni niosąc go w

swoich ramionach. Chłopak nie zdążył nawet porządnie zaprotestować, gdy został dosłownie

wniesiony pod prysznic i mistrz harmonii zabrał się za szybkie i metodyczne mycie ich obu. Po

chwili blondyn stał nieco zdezorientowany w łazience owinięty ręcznikiem podczas, gdy

Emanuel szybko wycierał swoje włosy.

- Mamy jakieś siedem minut, żeby się ubrać i zejść na dół.

- Nie zdążymy…

- Zdążymy.

Lord Morel zamknął oczy i w jego dłoniach pojawiło się naręcze ubrań, które wepchnął

kochankowi w ramiona.

- Zakładaj skarbie.

- Ale…

- Nie ma czasu na protesty.

Crispin z ulgą odkrył, że ubrania należą do niego i ubrał się w ekspresowym tempie. Po chwili

spojrzał z rozbawieniem na swojego kochanka, który właśnie podawał mu jego buty. Chłopak

nie miał pojęcia jak jego towarzysz mógł ubrać się szybciej od niego i to bez pomocy magii.

- Ufasz mi?

Chłopak uniósł pytająco brew, a mistrz nie czekając na potwierdzenie przeczesał palcami jego

włosy szepcząc cicho zaklęcie, które wysuszyło wciąż wilgotne kosmyki jego włosów.

- Dasz radę pobiec?

- Serio?

- Wolałbym nas nie teleportować, a zależy mi na twoim wybaczeniu.

Crispin uśmiechnął się i wybiegł z łazienki, Emanuel pognał za nim z rozbawieniem zauważając,

że wyścig sprawił mu jeszcze więcej frajdy niż poprzednia przebieżka po teatrze. Obaj

mężczyźni wpadli do jadalni akurat w chwili, gdy goście Emanuela wchodzili do niej drugim

wejściem. Daelomin uśmiechnęła się promiennie i zwróciła się do Maksymiliana, który miał

nieco kwaśną minę.

- Mówiłam ci, że będą na czas.

- Przyznaję, że się pomyliłem…

- I?

- Przyniosę ci butelkę przy najbliższej okazji.

Emanuel przykucnął, żeby złapać Roksanę, która podbiegła, żeby się z nim przywitać.

- Sto lat wujku. Kiedy będzie tort?

Mistrz harmonii spojrzał niepewnie na Shanah, a ta tylko skinęła głową z rozbawieniem.

- Po śniadaniu?

- Roksi puść wujka, inni też się chcą przywitać.

- Ale ja się stęskniłam.

- Widziałaś mnie wczoraj królewno.

- Ale wczoraj było tak dawno.

- Roksanko damy się tak nie zachowują – wtrącił spokojnie Maksymilian – proszę puść wujka.

 

- Dobrze tatusiu.

Emanuel odstawił dziecko na ziemię tylko po to by uściskać Shanah i ucałować małego

Dominika w jej ramionach.

- O czym mówiła Daelomin? – spytał szeptem bratową.

- Maks założył się o butelkę najlepszego wina ze swojej piwniczki, że spóźnisz się na śniadanie.

- Widzę, że jak zwykle mogę na niego liczyć.

- Odpuść mu nieco.

- Tylko dla ciebie.

Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło i zrobiła miejsce dla Aleksandra, który cierpliwie czekał na

swoją kolej, aby się przywitać. Mistrz kucnął i uściskał chłopca, który wręczył mu nieco

nieforemną paczuszkę z kokardą na wierzchu.

- To dla mnie?

Chłopiec pokiwał tylko głową i lekko się zarumienił.

- Dziękuję, nie musiałeś mi nic dawać.

- Ale chciałem wujku.

- Dziękuję, za chwilę otworzę, tylko uściskam twojego tatę, bo wygląda jakby przydałby mu się

porządny uścisk.

Chłopiec uśmiechnął się i poszedł pomóc mamie usadzić Dominika w krzesełku do karmienia

dzieci. Maksymilian spojrzał pytająco na brata.

- Naprawdę wyglądam jakbym potrzebował uścisku?

- Zdecydowanie braciszku.

- Emanuelu, kiedy ty wreszcie przestaniesz błaznować?

- Jak ty się wyluzujesz?

Maksymilian westchnął jakby brakło mu słów i uścisnął brata, który wyszczerzył zęby

w uśmiechu.

- Maks pogadamy chwilę po śniadaniu?

- A przy śniadaniu nie możemy?

- Wolałbym na osobności – odparł Emanuel zerkając na dzieci.

- Niech ci będzie. Crispin, miło cię widzieć.

Młodszy z braci Morel uśmiechnął się i wyciągnął dłoń by uścisnąć rękę blondyna, w ostatniej

chwili zmienił zdanie i przyciągnął niczego niespodziewającego się chłopaka do siebie by

zamknąć go w czymś na kształt niedźwiedziego uścisku.

- Witaj w rodzinie…

Z jakiegoś powodu głos Maksymiliana zabrzmiał nieco niepewnie i Emanuel spojrzał na niego

pytająco nad ramieniem kochanka, który wciąż tkwił w objęciach jego brata.

# Em?

# Tak Maksymilianie? – myślowy głos Emanuela był bardzo opanowany, niemal zbyt

opanowany.

# Możesz mi wyjaśnić dlaczego twój chłopak przystawia mi nóż do żeber?

# Może nie lubi jak ktoś go przytula z zaskoczenia? A może ma jeszcze uraz po wczoraj?

 

# I co ja mam teraz zrobić?

# Na początek go puść.

Emanuel łagodnym gestem objął swojego chłopaka w pasie i przytulił się do jego pleców, gdy

Maksymilian zabierał swoje ręce.

- Mam być zazdrosny kochanie? – wyszeptał mu do ucha.

- Nie ma o co – odparł blondyn. – Co go napadło?

- Chyba chciał być szczególnie miły ze względu na moje urodziny.

- Ja was słyszę.

- To dobrze – odparł Emanuel – dobry słuch ułatwia komunikację.

- Emanuelu...

- No już się nie złość braciszku, po prostu go zaskoczyłeś. A skoro zdołał przystawić ci ostrze do

żeber, to chyba znak, że czas wznowić treningi.

- Żebym ci nie powiedział co myślę o twoich treningach.

- Zdecydowanie też ich potrzebuję, bo nie mam pojęcia kiedy i skąd wziął to ostrze.

Chłopak w ramionach Emanuela zaczął się rozluźniać i mały czarny sztylecik zniknął gdzieś jak

za sprawą magii.

- O jakich treningach mówicie? – zapytał Crispin.

Maksymilian spojrzał znacząco na brata, jakby chciał mu powiedzieć „patrz co narobiłeś”, a

Emanuel tylko się uśmiechnął i pocałował swojego chłopaka w policzek.

- Staramy się utrzymywać w formie, więc ćwiczymy różne rzeczy od walki wręcz, przez

szermierkę, łucznictwo, zapasy, aż po tropienie, skradanie się i inne umiejętności, które mogą

nam się przydać w życiu.

- Magię też ćwiczycie?

- Czasami…

- Rozumiem.

Emanuel uśmiechnął się ciepło i wypuścił kochanka ze swoich objęć.

- A gdzie Gart i Esteban?

- Poszli obejrzeć nowe dekoracje, dołączą do nas za chwilę – odpowiedziała Daelomin sadzając

bliźniaki w ich krzesełkach.

- Też się nie spodziewali, że dotrę na czas?

- Acha…

Emanuel nieznacznie posmutniał i Crispin dyskretnie ścisnął jego rękę chcąc go pocieszyć. Po

łączącej ich więzi przebiegła fala ciepła i mistrz harmonii poczuł, że jest kochany.

- Myślę, że możemy zacząć bez nich – stwierdziła Daelomin i wszyscy zabrali się za jedzenie.

Śniadanie mijało w przyjemnej atmosferze, a gdy Gart wprowadził Estebana niosącego tort

Emanuelowi zabrakło słów. Nigdy by nie pomyślał, że Esteban zrobi dla niego coś tak miłego,

ale to pewnie zasługa Shanah.

- Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki – pouczyła go wesoło elfka.

- Dzięki Dae, ale mam już wszystko o czym mógłbym zamarzyć.

 

- W takim razie musimy popracować nad twoją kreatywnością kochanie – wymruczała elfka tak

by tylko Emanuel ją usłyszał.

- Dae…

- Życzenie.

Mistrz harmonii przymknął oczy jakby się nad czymś głęboko zastanawiał i zdmuchnął szybko

świeczki.

- To teraz możesz otworzyć prezenty – powiedziała elfka wręczając mu ozdobną kopertę.

- Dae…

- Nie marudź tylko otwieraj zarazo – burknął Gart kładąc niewielki pakunek przed Emanuelem.

Nim mistrz zdążył zaprotestować Crispin położył przed nim jeszcze jeden prezent i pocałował go

w policzek.

- Wszystkiego najlepszego kochanie.

Emanuel poddał się i zaczął rozpakowywać prezenty począwszy od podarunku Aleksandra.

Zachwycił się wykonanym z gliny przyciskiem do papieru w kształcie smoka, a jego bratanek aż

pokraśniał z zadowolenia słysząc pochwały z ust wuja. Bilety do teatru od Daelomin nieco go

zdziwiły.

- Wiesz jak ciężko znaleźć sztukę, w której nie gra żaden z was i której byś jeszcze nie widział?

- Dziękuję…

Mistrz uśmiechnął się w duchu ciesząc na miły wieczór, który będzie mógł spędzić ze swoim

chłopakiem. Tak bardzo przywykł do tego, że mieszka w teatrze, że nawet nie pomyślał, że

mógłby zabrać Crispina na jakiś spektakl i po prostu cieszyć się przedstawieniem.

- Nie musieliście mi nic dawać.

- Tak, tak, już to mówiłeś zarazo.

Emanuel zaśmiał się wesoło odwijając pięknie rzeźbioną szkatułkę na przybory piśmiennicze.

- Dziękuję Gart.

- Nie ma sprawy zarazo.

- Sklep otwierają o dziesiątej, Francois będzie do waszej wyłącznej dyspozycji przez cały dzień.

- Francois? Twój najlepszy krawiec i stylista? – spytała Daelomin z nagłym zainteresowaniem.

Maksymilian tylko skinął głową, a elfka odwróciła się do swojego wspólnika z błagalną miną.

- Nawet o tym nie myśl.

- Ale Gart… – elfka zrobiła smutną minkę.

- Jak teraz pozwolę ci ruszyć twoją część zysków, to za co będziesz kupować prezenty na

Sigmarowe Narodzenie?

- Tylko odrobinkę.

Krasnolud wydawał się niewzruszony, ale Emanuel wiedział, że wkrótce ustąpi i elfka po chwili

negocjacji dostanie to czego chce.

- Dostałaś już fundusze na jakiś drobiazg ze sklepu Maksymiliana.

- Ale to Francois…

- No i? – krasnolud zdaje się nic nie rozumieć.

- Jest najlepszym stylistą zaraz po Maksymilianie.

 

- No i?

- Gart… - elfka się nie poddaje.

- Niech ci będzie – krasnolud westchną ciężko – podwoję ci budżet.

- Iii...

Radosnemu piskowi towarzyszył uścisk i całus w policzek, który wywołał lekki uśmiech na

twarzy krasnoluda.

- Zrób takie oczy do Maksymiliana to może da ci zniżkę – doradził Emanuel.

Elfka momentalnie obróciła się, ale bynajmniej nie do młodszego z braci Morel tylko do jego

żony.

- Shanah…

Dziewczyna aż zamrugała ze zdziwienia, po czym zrobiła identyczną słodką, proszącą minkę i

obróciła się do męża.

- Maksymilianie…

- Serio? – Maksymilian starał się wyglądać na niewzruszonego, ale nie mógł powstrzymać

uśmiechu, bo Shanah wyglądała zbyt słodko.

- Proszę…

- Czy jeśli dam Daelomin rabat, to dasz się zabrać na zakupy?

Shanah zerknęła na elfkę, która nadal patrzyła na nią prosząco i tylko westchnęła z rezygnacją.

- Czego się nie robi dla rodziny. Zgoda.

Maksymilian uśmiechnął się triumfalnie i nadstawił policzek, gdy mały rudzielec przysunął się,

aby go pocałować.

- Daelomin jak dasz mi jakiś pergamin po śniadaniu, to napiszę list do Francois.

- Dziękuję – elfka uśmiechnęła się promiennie.

- Swoją drogą od kiedy tak się przejmujesz strojami?

- Od kiedy zobaczyłam się w zaprojektowanej przez ciebie bieliźnie.

Maksymilian zakrztusił się lekko i Shanah odruchowo podała mu szklankę z wodą.

- Dziękuję kochanie.

- Tatusiu, a czy mi też zaprojektujesz bieliznę? – zapytała Roksanka, która słuchała rozmowy

dorosłych już dłuższą chwilę.

- Oczywiście królewno.

- Taką jak cioci Daelomin?

- Nie królewno.

- Dlaczego?

- Bo bielizna musi pasować do wieku i charakteru właścicielki. Co innego pasuje elfiej pannie na

wydaniu, co innego twojej mamie, a jeszcze co innego tobie moja mała królewno.

Dziewczynka pokiwała głową usatysfakcjonowana taką odpowiedzią i zabrała się za

pałaszowanie śniadania. Tymczasem Emanuel z zainteresowaniem oglądał ostatni pakunek i gdy

wyczuł, że zebrani zaczynają się nieco niecierpliwić odwinął swój prezent drżącymi palcami.

Oczom mistrza harmonii ukazał się dziennik oprawiony w miękką skórę zabarwioną na ciemny

granat.

 

- Dziękuję kochanie – powiedział całując Crispina w policzek.

- Może najpierw otwórz do końca… - powiedział cicho Crispin.

Widać było, że blondyn jest trochę zestresowany, więc mistrz posłusznie otworzył książeczkę i

jego oczom ukazały się pięknie wykaligrafowane zwrotki… wierszy? Nie, nie wierszy, pieśni.

Nad słowami widniały oznaczenia nut i chwytów na jakiś instrument strunowy. Emanuel

zaniemówił i gdzieś na dnie umysłu odżyło wspomnienie Daelomin mówiącej, że Crispin

skomponował kilka pieśni w oczekiwaniu na powrót ukochanego do domu.

- To twoje? – zapytał drżącym głosem.

Chłopak skinął głową i wzruszony mistrz harmonii zamknął go nagle w spontanicznym uścisku.

- Dziękuję kochanie, nie mogłem sobie wymarzyć nic lepszego.

- Em stanowczo musimy popracować nad twoją wyobraźnią – westchnęła elfka.

Emanuel spojrzał zdumiony na przyjaciółkę, która w spokoju jadła śniadanie.

- No co się tak patrzysz? Gdybyś miał wyobraźnię na chodzie, to byś go poprosił, żeby je dla

ciebie zaśpiewał.

- Oh… o tym nie pomyślałem – przyznał mistrz ze skruchą i spojrzał nieco niepewnie na

Crispina. – Zaśpiewasz?

- Zaśpiewam – powiedział blondyn ze spokojem i delikatnie pocałował wciąż trzymającego go w

objęciach przyjaciela w policzek – ale nie teraz.

- Dlaczego?

- Bo ballady są dla ciebie, a nie dla całej rodziny.

- Ej!

- Dae nie gniewaj się, ale sama wiesz, że nie wszystko co jest w tym tomiku nadaje się dla

małoletniej publiczności.

- Faktycznie.

Elfka udobruchana słowami przyjaciela wróciła do pałaszowania swojego śniadania.

Posiłek minął w przyjemnej atmosferze i Emanuel pomyślał, że to jego najlepsze urodziny

w życiu. Kiedy Shanah zaczęła przygotowywać dzieci do drogi, mistrz uznał, że lepszej

sposobności do rozmowy sam na sam z bratem nie będzie, więc wyciągnął Maksymiliana na

korytarz i zaprowadził do jednej z dźwiękoszczelnych salek do ćwiczeń.

- Dobra, to o czym chciałeś pogadać?

- Najpierw obiecaj mi, że nie będziesz się ze mnie nabijał.

Maksymilian uniósł znacząco brew i dłuższą chwilę wpatrywał się w brata, który wyglądał jakby

go lekko mdliło ze stresu.

- Obiecaj.

- Przestań się zachowywać jak cnotka, która chce się nauczyć świntuszyć i mów wreszcie o co ci

chodzi.

Emanuel najpierw zbladł po czym gwałtownie poczerwieniał. Gniew odbił się na jego twarzy tak

wyraźnie, że nie można go było z niczym pomylić.

- Wiesz co, jak masz mi pomagać z takim podejściem, to wolę, żebyś nie pomagał wcale!

- Jak mogę ci pomagać skoro nie chcesz mi powiedzieć o co chodzi.

 

- O nic!

- Em nie zachowuj się jak dziecko.

- A ty jak skończony idiota! – rzucił Emanuel i wyszedł trzaskając drzwiami.

Mistrz harmonii nie mógł się uspokoić. Jak mógł pomyśleć, żeby zwierzyć się bratu ze swoich

rozterek i jeszcze liczyć na to, że ten go wysłucha i mu pomoże. Ale kogo innego miał zapytać?

Winter od razu urządziłby mu sesję terapeutyczną i analizę każdego wypowiedzianego słowa

miałby jak w banku. Albert ma dość własnych problemów i jeszcze mógłby uznać, że dla dobra

wszystkich należy pozbyć się Emanuela nim ten zacznie stanowić poważne zagrożenie dla

społeczności mistrzów. Esteban ma amnezję, Robert… może Robert mógłby pomóc, ale po tym

numerze jaki wywinął wczorajszego wieczora lord Morel szybciej by go udusił niż poprosił o

radę. Winetou jest za daleko, a Tiger by chyba dostał apopleksji na samo wspomnienie życia

łóżkowego Emanuela. Kto więc mu pozostał? Emanuel tak bardzo był pogrążony w swoim

gniewie i frustracji, że nie zauważył Crispina dopóki na niego dosłownie nie wpadł.

- Em…

Mistrz uniósł wzrok i chłopak momentalnie wziął go w ramiona. W pierwszym odruchu

Emanuel chciał go odepchnąć, ale kochanek tylko mocniej przyciągnął go do siebie.

- Pokłóciłeś się z bratem, prawda?

Lord Morel tylko skinął głową i przestał się wyrywać. Powoli uspokajał się w objęciach

kochanka, który szeptał mu coś do ucha i delikatnie gładził po włosach.

- Zakładam, że skoro chciałeś porozmawiać z Maksymilianem na osobności, to jest to jeden

z tych tematów, na których omawianie ze mną nie jesteś gotów – powiedział Crispin lekko

odsuwając towarzysza od siebie, ale nadal trzymając go w swoich ramionach.

- Słonko, ja…

- Nie musisz mi nic tłumaczyć.

Emanuel poczuł płynącą poprzez łączącą ich więź miłość i uśmiechnął się lekko. Blondyn

pocałował go w policzek i wreszcie wypuścił ze swego uścisku.

- Idź do Daelomin, nie może się już doczekać naszej wyprawy do sklepu.

- Nie jestem pewien czy nadal mam chęć na zakupy…

- Oczywiście, że masz. Jeśli nie dla siebie, to dla niej… i może trochę na złość twojemu bratu.

- A ty?

- Ja tylko wezmę sakiewkę i do was dołączę.

Mistrz harmonii się rozpromienił i pocałował Crispina szybko, po czym w dużo lepszym nastroju

ruszył odnaleźć czekającą na niego przyjaciółkę. Blondyn odczekał aż jego kochanek oddali się

poza zasięg jego głosu nim się odezwał.

- Maksymilianie możesz już wyjść. Wiem, że tam jesteś.

Młodszy z braci Morel wyszedł zza zakrętu korytarza i spojrzał na czekającego na niego

mężczyznę z wyzwaniem w oczach. Blondyn tylko westchnął.

- Nie mam pojęcia o co wam poszło i nie mam ochoty się z tobą teraz użerać…

- A co ja takiego zrobiłem? – oburzył się mistrz.

- Nie wiem, ale cokolwiek to było, zraniło Emanuela.

 

- A ty skąd możesz to wiedzieć? Nie było cię tam.

- Czuję…

- Co czujesz? – warknął zirytowany Maksymilian.

- Dociera do mnie część tego co czuje Emanuel.

- Naprawdę sądzisz, że kupię tą bajeczkę o współodczuwaniu?

Coś w postawie blondyna się zmieniło. Maksymilian poczuł, że w korytarzu nie stoi już tancerz,

z którego mógł się bezkarnie nabijać, a nieznany mu dotąd drapieżnik, który ocenia właśnie

swoją przyszłą ofiarę.

- Nie obchodzi mnie w co wierzysz – głos chłopaka był zimny i nie zdradzał żadnych emocji –

ale jeśli jeszcze raz sprawisz Emanuelowi przykrość, to przysięgam, że pożałujesz.

Maksymilian złapał chłopaka i przycisnął do ściany. Był wściekły i nie zamierzał tego ukrywać.

- Grozisz mi? – wysyczał gniewnie.

- Nie – odparł blondyn ze stoickim spokojem, zupełnie nie przejmując się tym, że właśnie

uderzył plecami o ścianę – po prostu ostrzegam.

Lekki nacisk ostrza tuż pod żebrami zmroził Maksymiliana. Mistrz zaklął w duchu na swoją

nieuwagę. Nie pierwszy raz dał się zaślepić swoim emocjom i mógł przez to ucierpieć. Chyba

faktycznie czas wznowić treningi. Powoli odsunął się od Crispina dbając o to by nie robić

żadnych gwałtownych ruchów.

- Przepraszam, że się uniosłem.

- Ja również przepraszam. Postaram się nie wtrącać do waszych sporów, ale niczego ci nie mogę

obiecać.

Nie wiedzieć czemu Maksymilian pomyślał o swoim małym rudzielcu i uśmiechnął się lekko.

Coś w słowach chłopaka przypominało mu postawę żony. Skrzywdź ją, a nie piśnie słowa, ale

podnieś rękę na kogoś z jej bliskich, a wydrapie ci oczy.

- Niczego więcej nie mogę oczekiwać. Crispin…

- Tak?

- Wiesz o czym mój brat chciał ze mną porozmawiać?

Blondyn potrząsnął przecząco głową i mistrz się nieco zasępił. Skoro Emanuel nie powiedział

nic swojemu kochankowi, to znaczyło, że rozmowa musiała dotyczyć delikatnych kwestii.

Maksymilian ponownie przeklął swój upór i niewyparzony język. Wiedział, że jego brat zawsze

był bardzo skryty i raczej nie poprosi go ponownie o pomoc. Elsephet miała rację, wszyscy

mistrzowie mają falbaniaste różowe ego i zakuty łeb do kompletu. Wiedźma mówiła też, że

błędy trzeba naprawiać krok po kroku, więc przełknąwszy swoją dumę zatrzymał blondyna,

który najwyraźniej zamierzał odejść do swoich spraw.

- Crispin…

- Tak? – zapytał nieco już rozdrażniony chłopak.

- Cieszę się, że mój brat ma cię u swego boku.

- Dziękuję?

- Bawcie się dobrze na zakupach.

- Dzięki…

 

Crispin przez chwilę wpatrywał się w plecy odchodzącego lorda Morel zupełnie zbity z tropu

jego zachowaniem. W końcu jednak uznał, że stracił już zbyt wiele czasu i pobiegł do swoich

komnat.

Gdy Crispin wreszcie zszedł na dół, Daelomin chodziła już niecierpliwie po pokoju, a Emanuel

spoglądał na nią z rozbawieniem ze swojego miejsca pod ścianą.

- No jesteś wreszcie – elfka podeszła i pocałowała przyjaciela w policzek. – Czy teraz możemy

już iść?

- Muszę jeszcze tylko zrobić jedną rzecz.

- Co takiego nie może poczekać aż wrócimy z zakupów?

- Pocałowanie naszego solenizanta.

- Nie możesz go pocałować później? – dziewczyna wygięła usta w podkówkę, ale w jej oczach

dało się dostrzec psotne iskierki.

- Wiesz, że nie mogę.

- No niech ci będzie. Tylko żadnego seksu, bo nie mam zamiaru na was czekać.

Crispinowi nawet nie drgnęła powieka, za to Emanuel nie wytrzymał i wybuchnął gromkim

śmiechem. Gdy wreszcie się opanował, zobaczył że Crispin i Daelomin stoją tuż przy nim

i patrzą na niego wyczekująco. Elfka tupała niecierpliwie nogą i mistrz omal znowu nie zaczął

się śmiać.

- Na bogów pocałuj go wreszcie i chodźmy!

Crispin uśmiechnął się i wziął kochanka w swoje ramiona.

- Spełnimy życzenie damy?

- Acha.

Pocałunek zaczął się słodko i niewinnie, ale szybko przekształcił się w coś więcej i skończył

dopiero, gdy obu mężczyznom zabrakło tchu.

- Wow…

- Cieszę się, że ci się podobało koteczku, a teraz chodźmy nim pewna tancereczka skopie nam

tyłki za granie na zwłokę.

Emanuel zaśmiał się i wziął przyjaciela za rękę nim ruszył w stronę wyjścia. Przy drzwiach

poczuł, że coś jest nie tak. Crispin delikatnie uwolnił swoją dłoń z uścisku i mistrz zmarszczył

brwi nie rozumiejąc o co chodzi. Nim zdążył zapytać, Daelomin stanęła pomiędzy nimi i zaczęła

ich dosłownie ciągnąć w stronę wyjścia z teatru. Emanuel nigdy nie widział przyjaciółki tak

podekscytowanej czymś innym niż taniec. Uśmiechnął się promiennie i pozwolił się

zaprowadzić do karety, gdzie z prawdziwą przyjemnością opadł na miękkie siedzenie. Zdziwił

się, gdy elfka usiadła obok niego i poczuł lekki niepokój, ale Crispin uśmiechnął się do niego

uspokajająco i po prostu zajął miejsce naprzeciwko. Emanuel odruchowo ujął jego dłoń i

delikatnie gładził kciukiem palce kochanka.

- Em…

Blondyn unikał spojrzenia towarzysza i mistrz sądził, że to przez to co robili poprzedniej nocy w

karecie. Sam poczuł, że lekko się rumieni. Jednak gdy mijały kolejne minuty, a blondyn zamiast

 

się rozluźniać wyglądał na coraz bardziej zestresowanego, Emanuel również zaczął odczuwać

niepokój.

- Słonko, co się dzieje?

- Ja… - głos chłopaka był bardzo cichy – My… My musimy porozmawiać…

Emanuel zbladł słysząc te słowa, a jego umysł zaczął podsuwać mu wszystkie mniejsze

i większe przewinienia z ostatnich dni. Jego mroczne rozmyślania przerwało parsknięcie elfki.

- Na bogów Crispin wykrztuś to wreszcie, bo on pewnie myśli, że chcesz go rzucić.

- Wcale nie!

- Więc co chcesz mi powiedzieć kochanie? – mistrz ze wszystkich sił starał się stłumić swój

niepokój.

- Ja… - chłopak oblał się szkarłatem.

Elfka westchnęła lekko i postanowiła wybawić przyjaciela z opresji.

- On chce cię prosić, żeby przynajmniej na zakupach wasz związek był waszą małą, słodką

tajemnicą.

Emanuel poczuł ukłucie w sercu i już miał zapytać czemu niby miałby ukrywać swoją miłość,

gdy dotarło do niego jak zestresowany jest jego kochanek. Nie potrzebował swojego daru by

stwierdzić, że Crispin jeszcze nie jest gotowy na publiczne okazywanie uczuć. Jego rodzina

i przyjaciele to jedno, ale obcy ludzie to zupełnie co innego, a mistrz harmonii nie chciał na

niego niepotrzebnie naciskać.

- Słonko – obrócił łagodnie twarz towarzysza do siebie, żeby móc spojrzeć mu w oczy – jeśli

tego właśnie chcesz, to obiecuję, że będę grzeczny, ale chcę coś w zamian.

W oczach chłopaka pojawiła się pewna doza nieufności, gdyż doskonale wyczuwał pułapkę, do

której Emanuel próbował go zwabić. Nie wiedział tylko jak bardzo prośba mu się nie spodoba,

bo coś mu podpowiadało, że lord Morel poprosi o coś na co blondyn nie będzie miał

najmniejszej ochoty.

- Co będę musiał zrobić?

- Pozwolisz mi kupić sobie prezent.

- Em… obiecałeś, że nie będziemy o tym rozmawiać.

- I nie rozmawiamy. Zresztą i tak jestem ci winny nową koszulę w miejsce tej, którą zniszczyłem

na obozie.

- Ale tylko koszulę.

- Myślałem raczej o całej garderobie, ale mogę się zgodzić pójść na kompromis.

- Jaki kompromis?

- Będziemy mówić o kompletnych strojach.

- To znaczy?

- To znaczy, że mówicie nie tylko o ubraniu, ale również o butach i wszelkich niezbędnych

akcesoriach, które stanowiłyby część stroju – wtrąciła elfka.

- Dokładnie tak, Dae.

- Więc chcesz mi kupić jeden strój, tak? – upewnił się blondyn.

 

- Nie… Chcę ci kupić tyle samo strojów ile kupię Daelomin, więc proszę ustalcie między sobą

jaka to będzie liczba.

Radosny pisk wypełnił karetę i Emanuel poczuł, że elfka zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała

kilka razy w policzek.

- Kocham cię – oznajmiła wesoło.

- To nie fair – poskarżył się blondyn.

- Ciebie też kocham cukiereczku.

- Nie o to mi chodziło.

- Wiem – odparła z psotnym uśmiechem.

Emanuel zaśmiał się i przez chwilę cieszył się ze swojego podstępu, ale widok wyraźnie

niezadowolonego Crispina sprawił, że poczuł się nieswojo. Dlaczego akurat jego chłopak musi

być jedyną osobą w całym imperium, która nie cieszy się na darmowe zakupy w sklepie

Maksymiliana. Chociaż może nie jedyną, Shanah też nie przepadała za zakupami w sklepie

swojego męża i zakupami w ogóle, przynajmniej jeśli chodziło o stroje. Jego słodki zabójca ma

najwyraźniej więcej wspólnego z jego bratową niż mu się wydawało.

- Słonko… - chciał pogłaskać chłopaka po policzku, ale ten cofnął się przed jego dłonią dając

wyraźnie do zrozumienia, że nie chce być dotykany.

- Crispin jesteśmy dorośli i jestem pewna, że możemy znaleźć rozwiązanie, które zadowoli nas

wszystkich – wtrąciła elfka chcąc załagodzić sytuację.

- Raczej wątpię – odparł blondyn. – Ty chcesz drogich prezentów, a ja nie. Co więcej, jeśli nie

zgodzę się na te zakupy, to sprawię przykrość przede wszystkim tobie i on doskonale o tym wie.

- Złościsz się, bo czujesz, że postawiłem cię pod ścianą?

- Tak!

- Przepraszam – w głosie mistrza słychać było szczerą skruchę. – Wiedziałem, że jej będzie ci

trudniej odmówić, ale nie sądziłem, że to będzie aż taki problem.

- Pozbawiłeś go prawa wyboru…

- Przepraszam. Słonko…

- A tak właściwie, to dlaczego aż tak ci zależy na tym, żeby kupić coś nam obojgu?

Elfka spojrzała na przyjaciela z powagą w oczach i Emanuel wiedział, że jest gotowa

zrezygnować z jego hojnej oferty, jeśli nie spodoba jej się jego odpowiedź. Westchnął tylko

i pogodził się z tym, że chwila szczerości nadeszła.

- Przez całe życie zastanawiałem się czy ktoś się ze mną zadaje, bo mnie lubi czy po prostu

czegoś ode mnie chce. Ludzie chcieli mojego bogactwa, moich wpływów, mojego ciała…

Crispin nie patrzył na przyjaciela, ale ujął jego dłoń, tak by ten wiedział, że chłopak go słucha.

- Mogłem kupić sobie wszystko czego zapragnąłem za wyjątkiem tego czego najbardziej

potrzebowałem… Miłości, przyjaźni, szczęścia…

- Co to ma do naszych zakupów – spytała nieco zbita z tropu elfka.

- Wy jesteście inni, nie obchodzi was mój majątek, ani tytuły szlacheckie.

- Dwa z trzech to chyba niezły wynik – zażartowała dziewczyna.

- Dwa z trzech?

 

- Na twoje nieszczęście nadal interesuje nas twoje ciało, choć mnie bardziej zawodowo, a jego

raczej prywatnie.

Emanuel uśmiechnął się lekko i pozwolił Daelomin ująć swoją drugą dłoń.

- Będę musiał jakoś to przeżyć. A wracając do tematu, po raz pierwszy w życiu mam kogoś kogo

mogę rozpieszczać i idea kupowania wam prezentów wydaje mi się nad wyraz kusząca. Nie

mogę kupić szczęścia, ale mogę kupić coś co wywoła uśmiech na waszych twarzach, a wasza

radość sprawia, że czuję się szczęśliwy.

Crispin obrócił się i pocałował towarzysza w policzek.

- Wygrałeś – powiedział cicho.

- Czyli mogę kupować ci prezenty?

- Dziś możesz.

- Tylko dziś?

- Zastanowię się i nie naciskaj, bo zmienię zdanie.

Emanuel zamilkł, za to elfka się ożywiła i uśmiechnęła do blondyna zalotnie trzepocząc rzęsami.

- Twoje błękitne oczęta na mnie nie działają.

- Kiedyś działały.

- Kiedyś sypiałaś z moim chłopakiem.

- Kiedyś to był mój chłopak.

Emanuel odchrząknął czując się nieco nieswojo i elfka wybuchnęła śmiechem.

- Wybacz kotek. Zapomniałam, że nigdy nie słyszałeś jak się przekomarzamy.

- Przekomarzacie?

- To przecież nie na serio.

- Raczej taki wstęp do trudnych negocjacji – potwierdził blondyn. – Zresztą miejmy to już z

głowy. Mów Dae jakie są twoje warunki.

- Właściwie powinnam zażądać stroju za każdy miesiąc mojej ciąży… - chłopak nieco pobladł –

ale nie będę tak okrutna, więc niech będzie dwanaście.

- Dwanaście? Żarty się ciebie trzymają dziewczyno.

- No co? Po jednym stroju na każdy miesiąc.

- Jeden strój ci nie wystarczy?

- Żałujesz mi paru sukienek?

- One przecież będą kosztować fortunę!

- No dobrze niech stracę, niech będzie dwanaście na nas oboje.

Crispin zastanowił się chwilę i w końcu uznał, że lepszej oferty raczej nie dostanie.

- Niech będzie, ale ja decyduję co się składa na mój strój – powiedział do Emanuela głosem nie

znoszącym sprzeciwu.

- Oczywiście kochanie.

- I żadnych pieszczotliwych określeń w sklepie.

- Co tylko zechcesz – odpowiedział Emanuel uśmiechając się promiennie.

- A ja domagam się czułych słówek w sklepie.

 

Obaj mężczyźni spojrzeli zdumieni na przyjaciółkę, która uśmiechała się wyraźnie z siebie

zadowolona.

- Nie żebym żałował ci czułych słówek ptaszyno, ale po co ci one?

- Jak to po co? Żeby zachować należyte pozory.

- Chcesz, żeby pracownicy sklepu cię rozpieszczali myśląc, że jesteś dziewczyną Emanuela –

zarzucił jej blondyn.

- Może troszeczkę.

Emanuel spojrzał na swoich przyjaciół i nie wiedział co powinien zrobić. W końcu zwrócił się

bezpośrednio do swojego kochanka.

- Nie masz nic przeciwko temu?

- Nie mam – odparł chłopak i uspokajająco ścisnął dłoń towarzysza.

- Więc niech tak będzie.

Elfka uśmiechnęła się promiennie, a mistrz harmonii zaczął podejrzewać, że jeszcze pożałuje tej

wyprawy na zakupy. Nie wiedział tylko czy bardziej powinna go martwić ekscytacja Daelomin,

czy zdystansowana postawa Crispina.

Sklep Maksymiliana był prawdziwą perłą myśli architektonicznej. Szkoda, że tak niewiele osób

zwracało na to uwagę. Misterne zdobienia nigdy nie przyciągały spojrzeń w takim stopniu jak

suknie królujące na wystawie. Niewiasty marzyły o tym by móc zrobić tu zakupy choć raz w

swoim życiu, a mężczyźni na równi pożądali modnych strojów jak obawiali się rachunków za

zakupy dam ich serca. Gustowne wnętrze witało klientów stonowaną elegancją i ciepłymi

uśmiechami obsługi. Jednak tego październikowego poranka obsługa zdawała się uśmiechać

bardziej niż zwykle. Oto w progi ich sklepu zawitał brat właściciela i to nie sam, a z damą u

swego boku. Kilka podekscytowanych spojrzeń stanowiło zapowiedź fali plotek jaka wkrótce

zaleje miasto. Nikt nie zwrócił uwagi na blondyna, który wszedł za parą i zdawał się pełnić rolę

ich ochroniarza.

Starszy mężczyzna w doskonale skrojonym fraku podszedł przywitać gości.

- Lordzie Morel witamy w naszym sklepie. To prawdziwa radość móc cię gościć w tak

wyjątkowy dzień.

- Dziękuję Francois. Ciebie również miło widzieć.

- Szlachetny pan jest zbyt łaskawy. Czy panienka z nami zostanie?

- Tak. Moi przyjaciele ze mną zostaną.

Francois skinął dyskretnie dłonią i dwóch mężczyzn w strojach, które można by uznać za

wytworną wersję liberii podeszło, aby wziąć płaszcze gości. Emanuel pomógł Daelomin zdjąć

płaszcz, nim zajął się swoim. Crispin niepewnie podał swoje wierzchnie okrycie jednemu

z mężczyzn i starał się zignorować zdumione spojrzenie sprzedawcy.

- Przygotowaliśmy salę dworu lata, aby dzisiejsze zakupy stanowiły prawdziwą ucztę dla

zmysłów. Jestem pewien, że panience się spodoba. Proszę za mną.

Mężczyzna zaprowadził mistrza i jego przyjaciół do sporej sali urządzonej tak by imitowała

mityczny dwór królowej lata. Złociste tkaniny splatały się w tak misterny sposób, że można było

 

ulec złudzeniu, że ściany stanowią gąszcz złotego listowia drzew laurelorn. Misternie zdobione

fotele i stoliczki ustawiono z jednej strony sali, z drugiej było podwyższenie, które ułatwiało

pracę krawcom i ogromne lustro. W rogu pomieszczenia umieszczono parawan, który zdawał się

być małym dziełem sztuki.

- Nie żartował pan z tą ucztą dla zmysłów – stwierdziła z zachwytem Daelomin.

- Nigdy nie żartuję w kwestiach wystroju i mody.

Elfka zaśmiała się dźwięcznie, wyraźnie rozbawiona odpowiedzią mężczyzny. Emanuel

poprowadził przyjaciółkę do jednego z foteli i zaczekał aż ta usiądzie nim sam zajął miejsce

obok niej. Crispin przez chwilę się wahał, ale w końcu zajął fotel po drugiej stronie dziewczyny.

Francois spojrzał na niego znów nieco zdziwiony, ale szybko się pozbierał i na jego twarzy

pojawił się profesjonalny uśmiech.

- Za chwilę podamy poczęstunek i herbatę. Mamy wyborną kitajską mieszankę.

- Dziękuję Francois – Emanuel ujął dłoń Daelomin i złożył na niej delikatny pocałunek.

- W międzyczasie może porozmawiamy o tym jak mogę ci pomóc panie. Twój brat wspominał o

nowej garderobie.

- Francois, daruj sobie proszę tego pana.

- Jak sobie życzysz panie.

- Emanuelu – poprawił cierpliwie mistrz.

- Nie chciałbym się zbytnio spoufalać panie… - mężczyzna spojrzał znacząco na siedzącą obok

elfkę.

Lord Morel tylko westchnął z rezygnacją, a elfka zaśmiała się dźwięcznie.

- Pomówmy może o dzisiejszych zakupach.

- Dobrze panie. Czy szukamy czegoś konkretnego? Czy po prostu odświeżamy garderobę

zgodnie z obowiązującą modą?

- Och, mówimy o czymś bardzo konkretnym – Emanuel uśmiechnął się lekko wiedząc, że za

chwilę wywróci do góry nogami cały plan dnia sprzedawcy. – Potrzebuję dwunastu pełnych

strojów.

- Dwanaście strojów. – Francois coś sobie zanotował w kajeciku, który wyjął ze swojego

starannie skrojonego surdutu. - Na jakąś szczególną okazję?

- Tego jeszcze nie wiem.

- Rozumiem. Zobaczymy co uda nam się znaleźć. Czy powinienem wziąć coś szczególnie pod

uwagę przy wyborze strojów?

- Tak. Sześć strojów ma być dla damy mego serca, a drugie sześć dla mojego przyjaciela.

Mężczyzna aż zamrugał ze zdziwienia, ale szybko się opanował.

- Pański brat mówił, że chcesz panie odświeżyć swoją garderobę. Nie jesteśmy gotowi na…

- Mówiłem, że potrzebuję nowej garderoby, ale nigdy nie powiedziałem, że dla mnie – przerwał

poddenerwowanemu mężczyźnie Emanuel.

- Wybacz mi panie, musiałem coś źle zrozumieć.

- Obawiam się, że to mój brat źle mnie zrozumiał. Wiem, że to duża zmiana, ale jestem pewien,

że jeśli ktoś może temu podołać, to właśnie ty.

 

- Dziękuję za zaufanie panie. W takim razie muszę nieco lepiej poznać gusta młodej damy

i pańskiego przyjaciela, żeby dobrać coś odpowiedniego. Czy nie będzie problemem, jeśli zadam

im teraz kilka pytań?

- Pytaj śmiało.

- Panienka szuka czegoś na scenę, czy raczej czegoś do noszenia poza nią?

- Szukam czegoś do mojej prywatnej garderoby i daruj sobie tą panienkę, bo nią nie jestem.

- Wybacz pani, nie chciałem cię urazić.

- Może spróbujemy inaczej. – Elfka wyciągnęła rękę w stronę sprzedawcy i uśmiechnęła się

promiennie. – Mam na imię Daelomin.

Mężczyzna ostrożnie ujął jej dłoń i niemal z nabożnym szacunkiem złożył na niej delikatny

pocałunek.

- To dla mnie prawdziwy zaszczyt móc panią poznać osobiście.

- Jakoś inaczej to sobie wyobrażałam – westchnęła elfka uwalniając dłoń.

- Co pani ma na myśli?

- Dobór stroju powinien być jak porozumienie dusz. One mają odzwierciedlać to jaka jestem i

podkreślać, to co w danej chwili chcę podkreślić. Czasem ukryć to, czego nie chcę w danej

chwili pokazywać.

Mężczyzna kiwnął głową ze zrozumieniem i elfka uśmiechnęła się promiennie.

- Zrozum Francois, że dzisiaj jest bardzo szczególny dzień. Dziś świętujemy urodziny mojego

przyjaciela, a musisz wiedzieć, że on nie przepada za swoimi urodzinami. Te zakupy mają być

dobrą zabawą, powodem do uśmiechu i uwierz mi, że formalności nie pasują do mojej definicji

dobrej zabawy.

Mężczyzna się uśmiechnął i nieco rozluźnił.

- Mogłem się tego spodziewać po najbardziej uzdolnionej tancerce tego stulecia.

- Pochlebstwem nic u mnie nie wskórasz, ale wyczuwam fana kryjącego się gdzieś tam pod

płaszczykiem profesjonalizmu, więc ci wybaczę.

- W środku piszczę z radości jak mała dziewczynka – odparł mężczyzna z pełną powagą

i lekkimi wypiekami na twarzy.

Crispin i Emanuel równocześnie parsknęli śmiechem, a elfka tylko uśmiechnęła się promiennie.

- Widzę, że się dogadamy, bo ja piszczałam jak mała dziewczynka, gdy dowiedziałam się, że to

ty będziesz szył dla mnie suknie.

- Chyba już wiem czego mam szukać. – Francois przez chwilę przyglądał się Crispinowi, aż

chłopak poczuł się nieco nieswojo. – Tancerz?

- Owszem – Daelomin odpowiedziała nim chłopak zdążył się odezwać. – Moja wschodząca

gwiazda i mam nadzieję, że znajdziesz dla niego coś specjalnego, bo planuję jego debiut.

- Debiut? – spytał zaciekawiony sprzedawca.

- Nie spłosz mojego słowika – szepnęła teatralnym szeptem dziewczyna.

- Więc przyszły minstrel…

- Bard – poprawił mężczyznę Emanuel z uśmiechem.

 

Ciche pukanie przerwało rozmowę i do sali weszła obsługa sklepu wnosząc poczęstunek i serwis

z parzącą się herbatą. Francois z wprawą zawiadował podwładnymi i wkrótce znów był sam na

sam ze swoimi wyjątkowymi gośćmi. Z wprawą sięgnął po imbryk z herbatą i zaczął ją rozlewać

do filiżanek, które następnie podsunął Daelomin i jej towarzyszom.

- W takim razie proponuję małą grę. Będę podawał wam pary słów, a ty i… - krawiec wyraźnie

się zawahał nie znając imienia blondyna.

- Crispin – chłopak odezwał się po raz pierwszy od kiedy weszli do sklepu.

- A ty i Crispin będziecie wybierać z każdej pary jedno. Nie myślcie nad odpowiedzią, po prostu

wybierajcie.

- Brzmi zabawnie – elfce wyraźnie spodobał się pomysł.

- W porządku. To zaczynamy. Dzień czy noc?

- Noc – padła równoczesna odpowiedź i Emanuel uśmiechnął się upijając łyk swojej herbaty.

Francois zadawał pytania dobierając w pary rzeczy, które zdawały się być swoimi

przeciwieństwami lub wręcz odwrotnie wybierając rzeczy, który zdawały się nawzajem

dopełniać, a nawet pozornie być tym samym. Czasem odpowiedzi się zgadzały, czasem różniły,

a śmiech rozbrzmiewał dość często, ogrzewając serce mistrza harmonii.

- Chyba wiem już wszystko co chciałem wiedzieć – stwierdził sprzedawca. – Jedyne czego nam

jeszcze trzeba to wymiary.

Elfka klasnęła w ręce i już była na nogach. Wyraźnie widać, że nie lubi długo pozostawać

w bezruchu.

- Za tymi drzwiami jest przebieralnia, obsługa zaniosła już tam dla was szlafroki.

- Panie przodem – powiedział blondyn z uśmiechem.

- Grasz na czas – elfka spojrzała karcąco na przyjaciela.

- A nawet jeśli, to co?

- Nic – elfka uśmiechnęła się wesoło – ale nie myśl, że cię to ominie.

- Dae…

- Lepiej zjedz jakieś ciasteczko. Musisz mieć dużo siły na mierzenie strojów – elfka puściła do

przyjaciela oko i ruszyła do wskazanej jej garderoby.

Crispin opadł z rezygnacją na fotel i z frustracji sięgnął po ustawioną na małym stoliczku paterę

ze słodyczami. Emanuel bez słowa podsunął mu filiżankę z herbatą.

- Proszę zawołaj, jak będziesz gotowa – powiedział Francois.

- Oczywiście – odparła dziewczyna i zniknęła za drzwiami.

- Urocza dama.

- Nie byłaby taka urocza, gdybyś był jednym z jej tancerzy – stwierdził kwaśno blondyn

pochłaniając kolejne ciastko.

- A czemuż to?

- Jej teatr, jej zasady – odparł ze śmiechem lord Morel. – Daelomin zrobi wszystko co w jej

mocy, aby w pełni rozwinąć twój potencjał.

- Nawet jeśli ty tego nie chcesz – wtrącił Crispin.

- A to często oznacza nie tylko liczne próby, ale również ćwiczenia i rygorystyczną dietę.

 

- Rozumiem, ale nadal uważam, że wasza przyjaciółka jest przeurocza.

- Urocza i nieprzewidywalna – mruknął blondyn wskazując głową w stronę drzwi do

przymierzalni, w których stanęła właśnie Daelomin w czarnej koronkowej bieliźnie, która

podkreślała wszystkie jej atuty.

Emanuel z wrażenia zakrztusił się herbatą, a Francois aż zamrugał ze zdziwienia.

- Gotowa do pomiarów.

Sprzedawca spojrzał na elfkę jakby nie mógł pojąć tego co właśnie powiedziała, po czym

spojrzał na dwóch siedzących w fotelach mężczyzn i najwidoczniej obudziła się w nim głęboko

uśpiona rycerskość, bo zasłonił dziewczynę przed spojrzeniami jej przyjaciół.

- Panienka się okryje – powiedział nieco drżącym głosem – przecież tu są mężczyźni.

- Ci mężczyźni już wszystko widzieli, więc nie ma sensu się krygować.

Francois najpierw pobladł, potem się zarumienił, aż w końcu opadł na wolny fotel starając się

pojąć, to co właśnie usłyszał.

- Ale jak to? – zapytał wyraźnie zmieszany.

- Pracujemy razem. Częste zmiany kostiumów w czasie przedstawienia nie pozostawiają zbyt

wiele miejsca na nieśmiałość.

- Acha… i panience to nie przeszkadza?

- Miało nie być już więcej panienek – przypomniała łagodnie Daelomin.

- Przepraszam. Naprawdę ci to nie przeszkadza?

- Naprawdę. Zresztą nie byłoby sprawiedliwe, gdybym ja miała pobraną miarę w przymierzalni,

a Crispin tutaj.

- Czemu musimy brać ze mnie miarę? Myślałem, że będziemy przymierzać gotowe stroje.

- I będziemy, ale Francois musi znać twoje wymiary, żeby dobrać odpowiedni fason i rozmiar.

Zresztą gotowe stroje niemal zawsze trzeba poddać drobnym przeróbkom, żeby idealnie

pasowały – tłumaczyła cierpliwie elfka.

- Nie możesz mu po prostu podać moich wymiarów z ostatniej przymiarki kostiumów?

- Crispin, słonko, czy tobie się wydaje, że ja pamiętam wymiary wszystkich moich tancerzy?

Blondyn westchnął wyraźnie niezadowolony i wstał by udać się do przebieralni.

- Dobra, wygrałaś. Chcę tylko zaznaczyć, że mi się to nie podoba.

- Twoje zażalenie zostało odnotowane. A teraz bądź łaskaw pozbyć się kilku warstw odzienia,

żebyśmy mogli wziąć tą głupią miarę i przejść wreszcie do mierzenia strojów.

Crispin zniknął za drzwiami, a Francois w międzyczasie wyczarował centymetr krawiecki

i arkusze z wykaligrafowanymi oznaczeniami wymiarów.

- Czy możemy zaczynać? – spytał nieco niepewnie.

- Oczywiście.

Emanuel nie był zachwycony tym, że obcy mężczyzna ogląda matkę jego dzieci w negliżu. Zdał

sobie sprawę, że za każdym razem, gdy sprzedawca dotyka skóry dziewczyny, on odruchowo

zaciska dłonie na filiżance. Mistrz harmonii przez dłuższą chwilę analizował swoje uczucia i

doszedł do wniosku, że to co czuje, to irracjonalna zazdrość pomieszana z ogromną dawką

opiekuńczości. Jego umysł rozumiał, że dla mężczyzny to tylko praca, ale serce nakazywało mu

 

chronić Daelomin za wszelką cenę. To, że elfka zdawała się doskonale bawić, nie pomagało mu

odnaleźć się w zaistniałej sytuacji.

- Mamy to – powiedział po chwili Francoisa zapisując ostatnie wymiary na formularzu.

- Cudnie – elfka uśmiechnęła się promiennie. – Em, pójdziesz zobaczyć czemu Crispin jeszcze

nie wyszedł z przebieralni?

- Dobrze.

Emanuel odstawił filiżankę z herbatą na spodek z ulgą odnotowując, że porcelana wytrzymała

jego wzburzenie i nie popękała. Zauważył też, że sprzedawca stoi teraz w pewnym oddaleniu od

Daelomin i z pełnym profesjonalizmem dopytuje o preferencje odnośnie tkanin i kolorów,

jednocześnie bardzo starając się bezpośrednio na nią nie patrzeć. Znacznie spokojniejszy

podszedł do drzwi przebieralni i zapukał.

- Crispin?

Blondyn otworzył i Emanuel uśmiechnął się widząc, że ma na sobie czarny puchaty szlafrok.

Jednak coś w sposobie poruszania się chłopaka sprawiło, że mistrz harmonii zrobił się czujny.

Jego kochanek był wyraźnie spięty i wyglądał jakby szykował się na tortury, a nie pobranie

miary.

- Wszystko w porządku?

- Tak.

Emanuel zmarszczył brwi, gdy kochanek wyminął go starannie unikając fizycznego kontaktu,

ale postanowił, że to nie czas i miejsce na dociekanie co tak naprawdę gryzie jego drugą

połówkę. Razem dołączyli do przyjaciółki, która właśnie nalewała sobie herbaty.

- Wiesz, że będziesz musiał to zdjąć? – spytała elfka zaczepnie.

- Zdejmę, jeśli ty to założysz.

- Dlaczego?

- Bo ja cię o to proszę ptaszyno – wtrącił się szybko Emanuel.

Elfka spojrzała nieco zdziwiona na przyjaciela, ale wzruszyła tylko ramionami.

- Skoro takie jest życzenie naszego solenizanta, to niech tak będzie.

Crispin zsunął z siebie szlafrok i okrył nim elfkę, co sprawiło, że lord Morel odetchnął z ulgą,

przynajmniej dopóki jego chłopak nie obrócił się do niego plecami. Skóra na ramionach

blondyna była poznaczona głębokimi zadrapaniami, których nie dało się z niczym pomylić.

Francois też zauważył zadrapania, ale taktownie ich nie skomentował.

- To co? Zaczynamy? – spytał sprzedawca podchodząc do chłopaka z czystym formularzem,

który położył na stoliku, aby mieć wolne ręce.

- Miejmy to już z głowy.

Emanuel stanął nieco bliżej dręczony złymi przeczuciami. Jego uwadze nie uszło, że Crispin

wzdrygnął się lekko, gdy miara krawiecka dotknęła jego skóry.

- Ktoś tu jest nieco nerwowy, jak widzę. Mam nadzieję, że to nie przeze mnie – zagadnął

Francois próbując rozładować nieco napięcie.

- Co masz na myśli? – zapytał chłopak podejrzliwie.

- Niektórzy panowie czują się niekomfortowo w moim towarzystwie.

 

- Dlaczego?

- Z powodu plotek.

- Jakich plotek? – spytała zaciekawiona elfka podchodząc bliżej.

- Wolałbym ich nie powtarzać.

- A ja wolałbym je jednak usłyszeć – nalegał poddenerwowany blondyn.

- Jeśli wierzyć plotkom, jestem zboczeńcem.

Francois puścił oko do zupełnie zdezorientowanego chłopaka i obrócił się by zapisać wynik

swojego pomiaru. Crispin przez chwilę wpatrywał się w plecy mężczyzny i próbował zrozumieć,

to co przed chwilą usłyszał.

- Słucham?

- Podobno lubię chłopców, a nie dziewczynki, jeśli wiesz panie co mam na myśli – odparł

mężczyzna dotykając ramienia chłopaka zupełnie jakby dzielił z nim wspólny sekret.

Emanuel poczuł falę wściekłości ogarniającą Crispina i tylko dzięki temu zdążył go złapać, nim

ten rzucił się z mordem w oczach na krawca. Daelomin w lot połapała się w sytuacji i pociągnęła

mężczyznę w stronę drzwi.

- Francois, może pokażesz mi nową kolekcję damskiej bielizny?

Sprzedawca spojrzał niepewnie na lorda Morel, który trzymał w stalowym uścisku swego

półnagiego wyrywającego się przyjaciela.

- Myślę, że to dobry pomysł – powiedział ze spokojem mistrz harmonii.

- Oczywiście panie.

Mężczyzna skłonił się lekko i wyszedł z elfką starannie zamykając za sobą drzwi. Dopiero wtedy

Emanuel puścił chłopaka. Blondyn spojrzał na niego z taką wściekłością i wyrzutem w oczach,

że mistrza aż zakłuło serce.

- Dobrze się czujesz?

- Nie! Nie czuję się dobrze! Jak mogłeś?

- Jak mogłem co? – spytał spokojnie lord Morel.

- Jak mogłeś pozwolić mu mnie dotykać?!

- Crispin… Gdyby Francois wykonał choć jeden ruch, który zaklasyfikowałbym jako

nieprofesjonalny, to połamałbym mu wszystkie palce. Ale masz rację zbytnio się spoufalił

w rozmowie z tobą.

Chłopak spojrzał w oczy kochanka szukając w nich prawdy i nieco się uspokoił widząc w nich

nieco hamowaną, lecz szczerą, zazdrość i gniew. Jednak pomimo zapewnienia nadal czuł się jak

zbyt mocno naciągnięta struna. Jakaś jego część czuła się zdradzona i bezbronna. Ta jego część

chciała się bronić w jedyny sposób jaki znała, atakując nim sama została zaatakowana.

- Nie sądziłem, że wzięcie z ciebie miary będzie cię aż tak krępować. Daelomin robi to przecież

regularnie.

- Z Daelomin jest inaczej.

- Ona nie jest chcącym cię obłapiać zboczeńcem?

- Dla niej to tylko praca.

- Dla niego też.

 

Emanuel podszedł do towarzysza i odgarnął mu włosy z twarzy.

- Crispin powiedz mi w czym tak naprawdę tkwi problem, bo byłeś spięty jeszcze zanim

dowiedziałeś się o plotkach. Chodzi o zadrapania?

Blondyn odwrócił wzrok, a Emanuel zacisnął zęby starając się zapanować nad swoją chęcią

wzięcia go w ramiona.

- Po prostu mi powiedz. Proszę...

- Nie chcę, żeby mnie dotykał – powiedział blondyn cicho i spuścił wzrok jakby się wstydził

swojego wyznania.

- Dlaczego?

- Co dlaczego?

- Dlaczego tak bardzo przeszkadza ci jego dotyk?

- Ty naprawdę nie rozumiesz?

- Nie chcę wyciągać pochopnych wniosków.

- Jesteś idiotą!

Crispin ruszył w stronę przebieralni, ale Emanuel obrócił go gwałtownie do siebie i przytrzymał.

- Naprawdę staram się dotrzymać danego ci słowa, ale wcale mi tego nie ułatwiasz.

Chłopak zacisnął tylko usta i uparcie wpatrywał się w ziemię. Lord Morel westchnął i ze

wszystkich sił starał się dotrzeć do swojego kochanka nie łamiąc przy tym obietnicy złożonej w

karecie.

- Crispin, proszę spójrz na mnie i wytłumacz mi co znowu zrobiłem nie tak.

- Nic.

- To przez zadrapania na twoich plecach?

- Jakie zadrapania? – Crispin dopiero teraz uświadomił sobie jak muszą wyglądać jego plecy, ale

potrząsnął głową odsuwając od siebie tą myśl. – Nie, nie chodzi o zadrapania.

- Więc o co?

- Po prostu nie chcę, żeby ktokolwiek mnie dotykał.

- Dlaczego?

- Bo tylko ty masz do tego prawo!

Crispin aż trząsł się od nadmiaru targających nim emocji. Emanuel przyglądał mu się przez

krótką chwilę po czym przyciągnął go do siebie i zamknął w kołysce swoich ramion.

- Będziesz mi musiał wybaczyć to małe naruszenie naszego układu – wyszeptał do ucha

blondyna.

- Em… ktoś może wejść…

Mistrz harmonii spojrzał w stronę drzwi i wypowiedział kilka słów, których Crispin nie

zrozumiał.

- Teraz już nie. Przynajmniej do wschodu słońca lub póki sam nie zdejmę tego zaklęcia.

Chłopak się nieco rozluźnił i przytulił do swojego przyjaciela, który ostrożnie pogłaskał go po

włosach.

- Mogłeś mi powiedzieć, że nie chcesz by ktoś cię dotykał.

- Nie wiedziałem, że to będzie konieczne.

 

- Mogłeś mi powiedzieć zanim się rozebrałeś, albo nim wyszedłeś z przebieralni.

Blondyn zarumienił się i wtulił mocniej w ramiona towarzysza.

- Musimy się nauczyć rozmawiać o takich rzeczach. Gdybyś mi powiedział, to poprosiłbym

Daelomin, żeby to zrobiła, albo zrobiłbym to sam korzystając z jej wskazówek.

- I jak niby chciałbyś to wytłumaczyć obsłudze?

- Nie muszę nic tłumaczyć obsłudze. Zresztą zawsze mógłbym powiedzieć, że jesteś nieśmiały…

Albo że jesteś wojownikiem, który niedawno wrócił znad granicy i przez to jesteś dość

nerwowy, więc lepiej żeby nie dotykał cię nikt obcy, bo mógłbyś zareagować instynktownie, a

tego byśmy nie chcieli.

- Czyli zachowałem się jak idiota i niepotrzebnie zwróciłem na nas uwagę.

- Crispin…

- Słonko.

- Co?

- Jesteśmy sami. Możesz nazywać mnie tak jak lubisz.

- Słonko nie kuś mnie, bo jesteś półnagi i do tego w moich ramionach, a ja tylko siłą woli

powstrzymuję się od przyparcia cię do ściany i… sam wiesz.

Chłopak podniósł głowę i podświadomie przygryzł wargę w sposób, który nie pozostawiał

najmniejszych wątpliwości co do tego o czym teraz myśli.

- Nie. – Emanuel włożył tyle stanowczości ile tylko zdołał w to jedno słowo. – Obiecałem ci

i słowa dotrzymam.

Crispin powoli się odsunął. Jego rozluźniona postawa była maską, ale świadczyła też o tym, że

chłopak znów nad sobą panuje. Przez chwilę lord Morel odczuwał pewien niepokój, ale gdy po

łączącej ich więzi przepłynęła miłość, zrozumiał, że podjął słuszną decyzję.

- Przepraszam… chyba jeszcze nie doszedłem w pełni do siebie po wczoraj…

Emanuel kiwnął głową ze zrozumieniem.

- Chcesz kontynuować, czy wracamy do domu?

- A chcesz, żeby Daelomin mnie ubiła?

- Czyli kontynuujemy.

- Tak – odparł Crispin z rezygnacją.

- Chcesz, żeby Dae zdjęła z ciebie miarę?

- Nie utrzymasz rąk przy sobie, co? – chłopak uśmiechnął się lekko i puścił oko do swojego

kochanka.

- Obawiam się, że to dla mnie zbyt duża pokusa– odparł Emanuel próbując zachować powagę.

- Niech więc będzie spiczastoucha panna.

- Lepiej, żeby nie usłyszała jak ją nazywasz – odparł mistrz ze śmiechem.

- Chyba masz rację. Lepiej nie ryzykować skoro mam jej pozwolić się za chwilę obmacywać.

- Jej też mam połamać palce?

- Wystarczy, że zrobisz jak Elsephet.

- Czyli jak? – podejrzliwość przebijała z głosu mistrza na równi z zaciekawieniem.

- Powiedz jej, że nie dzielisz się swoimi zabawkami.

 

Emanuel zaśmiał się wesoło, gdy przypomniał sobie krótką notatkę na wspólnym zdjęciu

Wintera i Tigera. Elfka zawsze była zazdrosna o ich siwowłosego przyjaciela.

- I myślisz, że Dae posłucha?

- Posłucha. W końcu obiecałeś jej kupić dużo ładnych strojów.

- Sądzisz, że gdyby nie zakupy, to mogłaby nie posłuchać?

Lord Morel się lekko zaniepokoił. Nie miał najmniejszej ochoty konkurować z Daelomin

o względy swojego kochanka. Coś z jego myśli musiało odbić się na jego twarzy, bo Crispin

uśmiechnął się do niego łagodnie.

- Nawet gdyby nie chciała posłuchać, to ta zabaweczka potrafi się sama obronić, więc nie musisz

się o nic martwić.

- Nie jesteś zabawką.

- Wiem – odparł chłopak z uśmiechem. – Wołaj Dae nim zmienię zdanie.

Emanuel uśmiechnął się i machnął ręką w stronę drzwi.

- I już? – Crispin uniósł brew nieco zdziwiony, że zdjęcie zaklęcia jest takie proste.

- Już – potwierdził mistrz harmonii. – Większość zaklęć znacznie łatwiej rozproszyć niż rzucić.

- Zawsze myślałem, że usuwanie efektów zaklęć jest trudne.

- Przełamywanie zaklęć jest trudne.

- A czym to się różni?

- Rozpraszasz własne zaklęcie, a przełamujesz cudze.

- To ma sens.

- Oczywiście inaczej rozprasza się zaklęcie, a inaczej zdejmuje klątwę.

- Klątwę?

- Tym nie musimy się już martwić.

- Nie rozumiem.

- Pewnego dnia ci o tym opowiem.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

Emanuel podszedł do drzwi, ale nim je otworzył spojrzał jeszcze raz na Crispina.

- A tak na marginesie, ja też nie chcę, żeby ktokolwiek poza mną cię dotykał – z tymi słowami

wyszedł na korytarz by odnaleźć elfkę i dać swojemu chłopakowi chwilę, aby ochłonął po tej

rewelacji.

Kiedy Emanuel wrócił po paru minutach z przyjaciółką, jego chłopak siedział w fotelu

i spokojnie sączył herbatę.

- Gdzie Francois?

- Przyjdzie za chwilę – odparł Emanuel z uśmiechem – nie mógł udźwignąć wszystkiego co Dae

wskazała do przymiarki.

- Co mu powiedzieliście?

- Nic takiego – odparła elfka wymijająco.

- Dae.

 

- Powiedziałam mu, że nie życzę sobie takich insynuacji w stosunku do moich tancerzy w ogóle i

do ciebie w szczególności.

- I? – spytał chłopak z naciskiem wiedząc, że elfka z pewnością powiedziała coś więcej.

- I że gdybyś nadal służył imperatorowi, to pewnie postawiłbyś go przed sądem za zniewagę.

- Nigdy nie służyłem imperatorowi.

- On o tym nie wie – odparła dziewczyna z psotnym uśmiechem i blondyn chcąc nie chcąc

również się uśmiechnął.

- I co teraz?

- Teraz zdejmę z ciebie miarę, a potem będziemy mierzyć piękne stroje i obserwować, które

z nich sprawią, że Emanuelowi krew szybciej zacznie krążyć w żyłach.

Mistrz harmonii uniósł pytająco brew, a elfka zaśmiała się dźwięcznie na ten widok.

- Chyba nie oczekujesz, że będę się do niego wdzięczył.

- Oczywiście, że nie kochanie – uspokoiła go elfka – wdzięczyć się będę ja i przyjdzie mi się

pewnie nieźle nagimnastykować, by osiągnąć zamierzony efekt. W twoim przypadku wystarczy

byś był.

- Sugerujesz, że mój strój nie ma znaczenia?

- Sugeruję, że on na ciebie leci, więc wystarczy byś po prostu był sobą. Wyluzuj trochę i spróbuj

się dobrze bawić.

- Spróbujesz? – spytał cicho Emanuel.

Blondyn pokręcił lekko głową, ale odstawił herbatę i poszedł na podwyższenie.

- Chodź elfia panno, nim zmienię zdanie.

Daelomin klasnęła w dłonie i zgarnęła po drodze miarę krawiecką. Nim zabrała się za pomiary

wyszeptała cicho do ucha przyjaciela.

- Chcesz się na nim odegrać?

- Może odrobinę… - odparł równie cicho.

W oczach elfki pojawiło się zrozumienie i skinęła lekko głową na znak, że postara się nie

przesadzić. Biorąc miarę z chłopaka raz po raz zerkała na Emanuela, który nalewał sobie właśnie

kolejną porcję herbaty.

Mistrz harmonii wyczuł na sobie spojrzenie przyjaciółki i zaczął uważniej przyglądać się temu

co robi dziewczyna. Elfka uchwyciła wzrok przyjaciela i uśmiechnęła się w sposób, który

zawstydziłby niejednego sukuba. Jej ruchy pozornie niewinne nabrały erotycznego wyrazu i

Emanuel nie mógł już oderwać od niej wzroku. Śledził każdy ruch jej palców i gdy dłonie

Daelomin zaczęły wręcz nieprzyzwoicie powoli przesuwać się w górę po wewnętrznej stronie

uda jego chłopaka filiżanka, którą ściskał w dłoniach wreszcie się poddała i rozpadła w drobny

mak. Crispin gwałtownie podniósł głowę, a elfka starała się ukryć uśmieszek zadowolenia.

- Dae coś ty mu zrobiła?

- Ja?

- Tak, ty.

- Jak mogłam mu coś zrobić? – spytała z niewinną minką. – Przecież ja jestem tu, a on tam.

- Dae – w głosie chłopaka zabrzmiała ostrzegawcza nuta.

 

- Dobrze, już nie będę.

- Dziękuję. Em wszystko w porządku?

- Ze mną tak, ale filiżanka poległa – Emanuel oglądał w skupieniu potrzaskane fragmenty

naczynia, które chyba tylko cudem nie wbiły się w jego rękę. Wreszcie zrezygnowany odstawił

je na bok i sięgnął po nową filiżankę.

Elfka szybko dokończyła pomiary i zanotowała wyniki na formularzu Francoisa.

- Mamy to – powiedziała z uśmiechem – idź załóż drugi szlafrok.

- Ten drugi jest na mnie za mały.

- No to się zamienimy – odparła beztrosko elfka i popchnęła przyjaciela w stronę przymierzalni.

Przedpołudnie minęło na przymierzaniu strojów. Daelomin zrobiła z tego prawdziwe show,

brakowało tylko muzyki w tle, ale Emanuel złapał się na tym, że nuci pod nosem piosenki

z musicali, które zdają się idealnie pasować do jej ruchów. Nawet Crispin rozluźnił się nieco

i przyłączył do zabawy. Jej teatralne minki i taneczne kroki wywołały w końcu szczery uśmiech

na twarzy blondyna i mistrz harmonii poczuł, że jest szczęśliwy. Kiedy wreszcie ostatnie

pakunki zostały zapakowane do powozu, Emanuel był z siebie bardzo zadowolony, jego plan

układał się znakomicie.

- Co powiecie na obiad na mieście?

- To twoje urodziny koteczku – stwierdziła ze śmiechem elfka – jeśli chcesz nas dalej

rozpieszczać nie zamierzam stawiać oporu.

- A ty? – mistrz spojrzał na swojego chłopaka, jakby spodziewał się, że ten zaraz zaprze się

nogami i powie stanowcze „nie”.

- Co ja?

- Czy będziesz stawiał opór?

- To tylko obiad, prawda?

Emanuel się rozpromienił i otworzył drzwi do powozu wpuszczając przyjaciół przodem. Nim

sam wsiadł wydał kilka poleceń woźnicy i z satysfakcją opadł na wolne siedzenie.

- Dokąd jedziemy? – spytała elfka, a w jej oczach widać było ekscytację.

- Do Rogu obfitości.

Crispin obrócił się gwałtownie w jego stronę.

- To najmodniejsza gospoda w całym mieście.

- Zgadza się.

Elfka klasnęła radośnie w dłonie, a chłopak nieco pobladł. Emanuel zmarszczył nieco brwi

starając się zrozumieć co niepokoi chłopaka.

- Zarezerwowałem dla nas prywatną salkę, więc nikt nie będzie nas niepokoił.

Crispin się nieco rozluźnił, a Daelomin spojrzała na niego jakby chciała coś powiedzieć, ale

w ostatniej chwili zmieniła zdanie.

- Jeśli nie chcesz tam jeść z jakiegoś powodu, to po prostu powiedz i wybierzemy inne miejsce.

- Nie – chłopak odpowiedział nieco zbyt szybko i lekko się zarumienił. – Nie trzeba.

- Crispin co się dzieje?

- Nic.

 

- Przecież widzę, że coś jest nie tak.

- Po prostu nie przywykłem do stołowania się w tak wyszukanych miejscach.

Emanuel wyraźnie się zdziwił, przecież Crispin stykał się z arystokracją w swoim życiu

i kosztował wykwintnych potraw… Przecież widział, to w przebłyskach jego wspomnień i nagle

go olśniło. Za każdym razem, gdy chłopak wkraczał na salony oznaczało to, że musi kogoś

zabić. Mistrz harmonii ujął dłoń blondyna i kreślił na niej kojące kółka kciukiem, szukając

właściwych słów.

- Ja…

- Kotek, to nic. Nie musisz się mną przejmować.

- Oczywiście, że muszę się tobą przejmować – oburzył się Emanuel. – Nie, muszę to złe słowo,

ja chcę się tobą przejmować.

Blondyn tylko westchnął, ale po chwili znów się rozluźnił. Jednak mistrza harmonii coś

niepokoiło w tej zrelaksowanej postawie. Jakby to była tylko fasada, za którą Crispin się przed

nim schował i ta myśl sprawiała, że miał ochotę krzyczeć z frustracji. Przez chwilę korciło go by

siłą wedrzeć się za ten mur i przekonać się co takiego trapi jego kochanka. Jednak w głębi serca

czuł, że jeśli to zrobi, to będzie to początek końca. Przez głowę przebiegła mu przestroga

Daelomin. Nie spieprz tego.

Róg obfitości w pełni zasługiwał na renomę najlepszej karczmy w mieście. Szlachta ceniła ten

przybytek za wyśmienite potrawy, najlepszy alkohol, przyjemne dla oka wnętrze i dobrą

muzykę. Daelomin rozglądała się z zaciekawieniem po wnętrzu, podczas gdy Emanuel pomagał

jej zdjąć wierzchnie okrycie. Jak za sprawą magicznej różdżki pojawił się starszy mężczyzna,

który powitał ich uśmiechem.

- Witamy lordzie Morel – skłonił się nisko – sala jest już gotowa. Proszę za mną.

Elfka uśmiechnęła się, gdy Emanuel użyczył jej swego ramienia i razem ruszyli w głąb karczmy.

Crispin podziękował w duchu przyjaciółce za skupienie uwagi zebranych w karczmie gości na

sobie i podążył cicho za nimi. Szlachcie nawet przez głowę nie przeszło, że mają przed sobą

honorowego gościa lorda Morel, a nie ochroniarza. Pokój, do którego zostali zaprowadzeni

mieścił się na tyłach gospody. Jasne drewno zdawało się równoważyć brak okien, a ogień

trzaskający w kominku i rzędy świec stwarzały przytulną atmosferę. W komnacie był spory stół

oraz ławy wyściełane poduszkami dla wygody gości.

- Za chwilę przyjdzie kelnerka odebrać państwa zamówienie.

Mężczyzna odebrał płaszcze od Emanuela i praktycznie wpadł na Crispina, gdy obrócił się

w stronę wyjścia. Mistrz wychwycił błysk metalu kątem oka, ale nim zdążył pojąć co się dzieje

Daelomin już ruszyła w stronę chłopaka.

- Przepraszam panie – wybąkał służący, zupełnie nieświadomy jak blisko otarł się o śmierć. –

Czy mam zabrać też pański płaszcz?

Daelomin znalazła się błyskawicznie przy przyjacielu i uśmiechnęła promiennie, przytulając do

niego. Służący odsunął się nieco nie chcąc przeszkadzać młodej damie.

- Nie trzeba – rzuciła elfka przez ramię – sami odwiesimy go gdzie trzeba.

 

- Jak sobie życzysz panienko.

Mężczyzna ukłonił się i powiesił płaszcze na kołkach przy wyjściu. Płacono mu krocie za to by

nie dziwił się niczemu co dzieje się w prywatnych pokojach i trzymał język za zębami. To nie

jego sprawa co szlachta wyprawia na swoich prywatnych przyjęciach. Gdy tylko drzwi zamknęły

się za służącym Emanuel znalazł się przy Crispinie.

- Co się stało? – niepokój zabarwił jego głos.

Chłopak jakby go nie zauważył, wpatrywał się w oczy elfki z dziwnym wyrazem twarzy.

- Możesz już puścić kochanie – głos Daelomin jest miękki, jakby mówiła do spłoszonego

zwierzątka.

Mistrz harmonii dostrzegł teraz, że elfka łagodnie wyjmuje nóż z ręki chłopaka. Zrozumiał, że

przytulając się do niego ukryła jego dłoń w fałdach swojej sukni i nie dopuściła do tego by

służący coś zauważył.

- Przepraszam…

Elfka uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Przecież nic się nie stało.

Chłopak zerknął niepewnie na Emanuela i mistrz poczuł przemożną ochotę wzięcia go

w ramiona, ale się powstrzymał. Zamiast tego sięgnął po wiązania płaszcza blondyna i łagodnie

zsunął go z jego ramion.

- Przepraszam Emanuelu… ja…

- Usiądź proszę. Poczujesz się lepiej mając ścianę za plecami.

Zdumienie i wdzięczność odbiły się w oczach chłopaka. Daelomin ujęła go za rękę

i poprowadziła do stołu. Po chwili blondyn siedział już oparty plecami o ścianę pomiędzy

swoimi przyjaciółmi. Emanuel bardzo chciał z nim porozmawiać, ale ciche pukanie sprawiło, że

wstrzymał się z tym pomysłem. Do pokoju weszła dziewczyna i uśmiechnęła się promiennie

podchodząc do stolika.

- Witam w Rogu obfitości. Czy życzą sobie państwo, abym wyrecytowała naszą kartę dań?

Mamy…

- Nie ma takiej potrzeby – przerwał jej szybko Emanuel – Poprosimy po jednej porcji

wszystkiego co macie w karcie.

Dziewczyna zdumiała się nieco, ale szybko odzyskała rezon.

- Rozumiem, że życzą sobie państwo degustację naszych dań.

- Zgadza się.

- A do picia?

- Weźmiemy błękitną kitajską herbatę na początek, a później zdamy się na kucharza. Niech

dobierze komplementujące napitki do naszych dań.

- Oczywiście.

- I niech nikt nam nie przeszkadza przez najbliższe pół godziny.

- Oczywiście.

Dziewczyna dygnęła i szybko opuściła pokój. Kucharz będzie miał pełne ręce roboty z tym

zamówieniem. Za to przy odrobienie szczęścia ona zarobi dziś wieczór pokaźny napiwek.

 

Gdy tylko drzwi zamknęły się za służącą, Emanuel obrócił się do swojego towarzysza.

- Cryspin? Co się dzieje?

Chłopak zerknął nerwowo w stronę drzwi, a mistrzowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.

Wykonał gest ręką rzucając to samo zaklęcie co wcześniej w sklepie Maksymiliana.

- Teraz nikt nam nie przeszkodzi.

Chłopak przymknął oczy i odrobinę się rozluźnił. Drgnął, gdy Dae chciała odgarnąć mu włosy z

czoła.

- Cryspin? – głos elfki był łagodny – Porozmawiaj z nami.

- Ja…

- Nie byłeś taki nerwowy odkąd wprowadziłeś się do teatru.

Mistrz harmonii uniósł pytająco brew, ale elfka była teraz skupiona na swoim tancerzu. Ujęła

dłoń chłopaka by dodać mu otuchy i cierpliwie czekała aż ponownie się rozluźni, jednak to

zdawało się nie następować. Emanuel ostrożnie sięgnął po swój dar i zerknął na swojego

towarzysza. Aura chłopaka wyglądała zdecydowanie lepiej niż wczorajszego wieczoru.

Większość cieni opadło w głąb gwiazdy, jednak kilka oleistych pasm zdawało się uparcie tkwić

tuż pod powierzchnią. Coś zaskoczyło w umyśle mistrza i był niemal pewien, że wie co się

dzieje w głowie ukochanego.

- Słonko…

Cryspin otworzył oczy i Emanuel odetchnął z ulgą widząc, że chłopak odrobinę się rozluźnił

patrząc na niego.

- Powiedz mi czego potrzebujesz.

- Ja…

Mistrz ujął drugą dłoń przyjaciela i kreślił na niej kojące kółka czekając aż chłopak znajdzie

właściwe słowa.

- Chyba potrzebuję więcej kontroli…

Elfka zmarszczyła brwi, ale Emanuel dokładnie wiedział co chłopak ma na myśli. Przymknął na

chwilę oczy i na stole pojawiła się iluzoryczna makieta gospody. Mistrz metodycznie wylistował

wszystkie możliwe drogi wiodące do i z budynku, wskazał ukryte przejścia, łącznie z tym,

którym w razie potrzeby mogli opuścić pokój, w którym się znajdowali. Podał liczbę gości i

pracowników z wyszczególnieniem do jakich sekcji budynku dany pracownik ma dostęp, a także

gdzie znajduje się ochrona tego przybytku i jakie zabezpieczenia ma sam budynek. Z każdym

kolejnym słowem chłopak się nieco rozluźniał i po paru minutach zdołał się nawet uśmiechnąć.

- A w razie czego mamy jeszcze moją magię – zakończył swój wywód Emanuel.

- Dziękuję.

- Wojownicy – elfka wywróciła nieco oczami, ale uśmiech na jej twarzy dobitnie świadczył

o tym, że ją to bawi. – Lepiej skup się na tym, że dziś masz moje pozwolenie na to, żeby nie

pilnować swojej linii i możesz jeść co tylko ci się spodoba.

Chłopak drgnął lekko, co nie umknęło uwadze Emanuela.

- Mam zaklęcie wykrywające trucizny…

- Jesteś cudowny.

 

Crispin przyciągnął przyjaciela do siebie i wtulił twarz w zgięcie pomiędzy ramieniem a szyją

mistrza. Przez dłuższą chwilę trwał w tej pozycji, pozwalając by Emanuel gładził go po plecach,

w końcu odsunął się nieco zawstydzony swoją reakcją, ale nim się obejrzał został zagarnięty w

objęcia Daelomin.

- I wbij sobie wreszcie do tej swojej ślicznej główki, że nie jesteś sam. Masz nas, na dobre i na

złe.

Crispin zaśmiał się lekko, gdy Daelomin pocałowała go w policzek.

- Jesteśmy rodziną, pokręconą jak diabli, ale rodziną.

Elfka przyciągnęła Emanuela, żeby wiedział, że ta definicja obejmuje też jego i teraz młody

zabójca był tulony z obu stron. Wbrew temu co sam sądził, poczuł się całkiem bezpiecznie

niemal unieruchomiony pomiędzy dwoma ciepłymi ciałami, które zdawały się wręcz emanować

miłością i akceptacją.

- Naprawdę mogę dziś jeść co tylko zechcę?

Elfka zaśmiała się wesoło.

- Nie tylko możesz, ale zapewniam cię, że spróbujesz wszystkiego co serwują w tym zacnym

przybytku. Najwyższa pora się przekonać co naprawdę lubisz, jeśli idzie o jedzenie.

- Dae mówisz to tak, jakby Crispin nie miał ulubionej potrawy.

- Bo nie mam.

- Żartujesz – mistrz przyjrzał się nieco zdziwiony swojemu kochankowi.

Chłopak tylko pokręcił przecząco głową.

- Tam skąd pochodzę nie było miejsca na ulubione potrawy.

- Tym bardziej się cieszę, że zamówiłem wszystko co mieli w karcie.

- I pamiętaj jak ci coś nie będzie smakować po prostu przerzuć to na talerz Emanuela.

- Ej!

Blondyn zaśmiał się lekko i mistrz wprost rozpromienił się na ten widok. Wreszcie wszystko

wracało na dobrą drogę do realizacji jego pierwotnego planu. Wkrótce rozległo się delikatne

pukanie do drzwi i Emanuel rozproszył swoje zaklęcie.

- Proszę.

Kelnerka otworzyła drzwi i wprowadziła niewielki wózeczek, na którym widniał serwis do

herbaty i talerzyki z przystawkami. Dziewczyna sprawnie ustawiła naczynia i sztućce na stole

przed swoimi gośćmi.

- Za pół godziny podamy zupy i sałatki, pierwsze główne dania powinny być gotowe za około

godzinę. Postaram się donosić potrawy w odstępach półgodzinnych, aby nie zakłócać Państwa

spokoju. Czy mam nalać państwu herbaty?

- Nie trzeba – Emanuel uśmiechnął się nieznacznie.

- Gdyby państwo czegokolwiek potrzebowali, proszę nie wahać się i wezwać mnie wcześniej.

- Dziękujemy.

Lord Morel poczekał aż dziewczyna wyjdzie i zamknie za sobą drzwi, po czym przymknął oczy i

wyszeptał słowa zaklęcia. Przystawki i herbatę otoczyła złocisto-zielona łuna, która znikła po

paru minutach.

 

- W porządku, nic nie jest zatrute.

- Co by się stało, gdyby coś było zatrute? – spytała Daelomin sięgając po imbryk z herbatą

i napełniając filiżanki błękitnym naparem.

- Naczynia by sczerniały, a potrawę otoczyła czarna łuna.

- Przydatne zaklęcie – mruknął Crispin sięgając po jedną z przystawek.

- Słonko…

- Tak?

- Kiedy masz urodziny?

Chłopak zamarł, a po łączącej go z Emanuelem więzi przebiegł smutek i wstyd.

- Crispin? – głos mistrza był bardzo łagodny, jakby bał się, że spłoszy towarzysza.

- Czemu chcesz wiedzieć?

- Bo cię kocham… i właśnie przyszedł mi do głowy idealny prezent dla ciebie na urodziny.

Chłopak zwiesił nieco głowę wyraźnie unikając spojrzenia Emanuelowi w oczy. Elfka

wymieniła zaniepokojone spojrzenia z przyjacielem nad głową blondyna.

- To chyba nie tajemnica? – spróbowała delikatnie Dae.

- Ja… - głos chłopaka jest bardzo cichy – ja nie wiem.

- Nie wiesz kiedy masz urodziny?

- Ja nawet nie wiem ile mam lat – gorycz w głosie chłopaka ścisnęła serce Emanuela.

- Słonko…

Emanuel bardzo chciał przytulić swojego kochanka, ale czuł, że jeśli to zrobi ten się

najnormalniej w świecie rozpłacze, a tego wolałby uniknąć. Elfka przez chwilę wpatrywała się

w walczącego z emocjami przyjaciela, w końcu odetchnęła głęboko jakby podjęła jakąś decyzję i

ujęła młodego zabójcę pod brodę zmuszając go by spojrzał jej w oczy.

- Skoro nie wiesz kiedy masz urodziny, to sam o tym zdecydujesz.

- Co?

- To bardzo proste kochanie, wybierzesz sobie teraz jakiś dzień i od tej pory, to będzie dzień

twoich urodzin.

- Tak po prostu?

- Tak – odparła elfka i uśmiechnęła się ciepło.

- Ale jak ja mam wybrać?

- Jak tylko zechcesz. Możesz wybrać jakąś datę, którą lubisz, datę jakiegoś ważnego wydarzenia,

albo zdać się na los i wylosować sobie datę urodzin.

- Wylosować? – chłopak spojrzał na przyjaciółkę z niedowierzaniem.

- No co? Przecież nikt nie będzie podważał daty twoich urodzin.

Chłopak sięgnął po filiżankę i napił się słodkiego naparu, nie spodziewał się takiego obrotu

sprawy. W głowie rozważał różne daty i szukał tej, która wyda mu się właściwa, a jego

przyjaciele cierpliwie czekali.

- Dziesiąty lipca – oznajmił wreszcie po paru minutach ciszy.

Elfka uśmiechnęła się promiennie.

- Jesteś kochany.

 

- Co się stało dziesiątego lipca? – zapytał mistrz harmonii wyraźnie zaciekawiony.

- Podpisał kontrakt i wprowadził się do mojego teatru.

Blondyn spojrzał niepewnie w stronę swojego kochanka, jakby spodziewał się zobaczyć naganę

w jego spojrzeniu, ale Emanuel tylko uśmiechnął się ciepło.

- To dobra data. Ale skoro przyjdzie mi czekać na twoje urodziny aż do lata, to prezent

dostaniesz na Sigmarowe Narodzenie.

- Mam przeczucie, że nic co powiem nie zdoła cię powstrzymać.

- Masz doskonałą intuicję kochanie – odparł Emanuel z psotnym uśmiechem.

Chłopak tylko westchnął, ale wyraźnie się rozluźnił i uśmiech znów wykwitł na jego twarzy.

- To bierzemy się za jedzenie? – spytała Daelomin.

- Mam nadzieję, bo umieram z głodu – oznajmił teatralnie Emanuel.

Wieczór mijał w przyjemnej atmosferze, służba donosiła kolejne dania, Emanuel rzucał kolejne

zaklęcie wykrywające trucizny, a potem cała trójka kosztowała wykwintnych potraw i karmiła

się nawzajem przy akompaniamencie niczym nieskrępowanych komentarzy i śmiechu. Mistrz

harmonii czuł się szczęśliwy przynajmniej do czasu, gdy wniesiono patery z owocami i

deserami. Crispin jak się okazało nie przepadał za większością słodyczy i szybko skupił się na

kosztowaniu egzotycznych owoców razem z elfką.

- Musisz tego spróbować.

Daelomin bezceremonialnie wepchnęła fragment owocu Crispinowi do ust i chłopak odruchowo

zassał sok spływający po jej palcach. Emanuel czuł każdą swoją komórką, że całe zdarzenie było

pozbawione seksualnego podtekstu, a mimo to odczuł ekstremalną falę zazdrości, tylko siłą woli

powstrzymał się od złapania dziewczyny za rękę i odepchnięcia jej od ust swojego chłopaka.

- Em?

Elfka przechyliła lekko głowę, jakby nie mogła pojąć co widzi na twarzy przyjaciela.

- Tak?

- Wszystko w porządku?

- Acha…

Mina dziewczyny świadczyła o tym, że w najmniejszym stopniu mu nie wierzy, ale po chwili na

jej usta powrócił uśmiech i mistrz harmonii odetchnął z ulgą. Powinien był wiedzieć, że tak

łatwo się nie wywinie i że za niewinnym uśmiechem kryje się coś więcej. Nim się zorientował

Daelomin siedziała mu na kolanach i oferowała cząstkę owocu. Chciał sięgnąć po przysmak

ręką, ale elfka szybko zabrała owoc z jego zasięgu.

- Nic z tego koteczku.

- Dae…

Spojrzał dziewczynie prosto w oczy i prawie się zachłysnął widząc stal w jej spojrzeniu. Mógł

się od razu poddać i powiedzieć przyjaciółce o co mu chodzi, ale nie mógł znieść myśli o tym,

żeby się tak odsłonić i mówić o swoich uczuciach. Po chwili, która zdawała się być wiecznością

westchnął tylko, a elfka ponownie podsunęła mu owoc. Dziewczyna mało nie parsknęła

śmiechem, gdy mistrz harmonii ostrożnie uchwycił ustami cząstkę owocu starając się przy tym

za wszelką cenę nie dotknąć jej palców. Przelotnie zerknęła na Crispina, który siedział i w

 

milczeniu im się przypatrywał. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać, ale elfka wiedziała

czego szukać w jego postawie, by mieć jakieś pojęcie co się dzieje w jego głowie. Nie widząc

żadnej z ostrzegawczych flag postanowiła poigrać nieco z ogniem. Sięgnęła po cząstkę

mandarynki i ujęła ją w usta po czym nachyliła się w stronę Emanuela, który właśnie przełknął

poprzedni poczęstunek. Lord Morel wiedział, że elfka rzuca mu wyzwanie i zerknął przelotnie w

stronę swojego chłopaka mając nadzieję, że ten zakończy tą idiotyczną sytuację, ale Crispin

tylko im się przyglądał. Jakaś część Emanuela poczuła złość. Przez głowę przemykały mu

tysiące myśli. Nie mógł pojąć dlaczego jego kochanek nie czuje zazdrości i dlaczego nie próbuje

powstrzymać elfki, która najwyraźniej zamierzała go pocałować. Chciał sięgnąć po łączącą ich

więź i przekonać się co naprawdę dzieje się w głowie chłopaka, ale powstrzymał się w ostatniej

chwili, gdy poczuł ostrzegawcze smagnięcie własnej mocy na swych mentalnych palcach. Ból i

niepewność zirytowały go jeszcze bardziej i na przekór wszystkiemu postanowił, że nie ugnie się

przed jakąś dziecinną gierką. Bez zastanowienia zamknął usta na cząstce owocu i pocałował

Daelomin. Elfka bynajmniej nie zamierzała mu pozwolić na niewinny pocałunek i już po chwili

mistrz uległ pod naporem miękkości jej ust, które pieściły jego wargi. Cząstka owocu bardziej

mu przeszkadzała niż pomagała w czymkolwiek, więc ją szybko przełknął, a wtedy dziewczyna

pogłębiła pocałunek i Emanuel na chwilę zatracił się w przyjemnym doznaniu, jednak czuł, że

coś jest nie tak. W głowie odliczał sekundy do momentu, gdy Crispin ich rozdzieli, bo przecież

na pewno zaraz to zrobi. Gdy nic takiego nie nastąpiło, serce mistrza ścisnęło się w koszmarnej

niepewności. Odsunął się od elfki na tyle, na ile mógł zważywszy na to, że siedziała mu na

kolanach i spojrzał poirytowany na swojego kochanka.

- Naprawdę? Nic?

Chłopak zdawał się być wyraźnie zbity z tropu.

- Co naprawdę?

- Nie jesteś zazdrosny? Nic a nic?

Blondyn bez trudu wychwycił zranioną nutę w głosie Emanuela i z cichym westchnieniem wstał

by usiąść tuż obok niego. Ujął dłoń mistrza i spojrzał mu w oczy.

- Normalnie byłbym.

- Ale?

- Ale to Daelomin.

- A co to ma do rzeczy?

- Z nią jest inaczej…

Mistrz harmonii miał mętlik w głowie, nie wiedział czy jest bardziej wściekły, rozczarowany,

czy… podekscytowany?

- Chcesz dowodu na to, że on jest o ciebie zazdrosny?

Emanuel aż się wzdrygnął, gdy elfka się odezwała. Jak mógł zapomnieć o dziewczynie siedzącej

mu na kolanach i luźno obejmującej go ramionami? Nie czekając na odpowiedź elfka pochyliła

się i wyszeptała coś na ucho Crispinowi. Emanuel poczuł jak dłoń chłopaka instynktownie

zacisnęła się nieco mocniej na jego dłoni, a po łączącej ich więzi przepłynęła fala zazdrości,

 

którą szybko zastąpiła niepewność, a potem wstyd. Z jakiegoś powodu zazdrość chłopaka

sprawiła, że serce mistrza harmonii zabiło szybciej.

- Czyli jesteś zazdrosny.

- Tak – odpowiedział chłopak spuszczając głowę i nieco się rumieniąc.

- Ale nie o Daelomin.

- Nie.

Emanuel miał wielką ochotę przyciągnąć go do siebie i pocałować, ale obiecał, że będzie dziś

grzeczny, więc tylko się uśmiechnął i zanotował w myślach by nadrobić stracone pocałunki, gdy

już zostaną sami.

- Dlaczego?

- To skomplikowane…

Chłopak na moment podniósł wzrok i mistrz harmonii wyczytał w jego oczach więcej niż by

chciał. Wiedział, że blondyn powie mu wszystko pomimo tego, że wyraźnie nie chce o tym

rozmawiać, a już na pewno nie przy Daelomin. Wiedział też, że to nie w porządku z jego strony

wymagać od niego, by dzielił się emocjami na zmierzenie się z którymi nie był jeszcze gotowy.

Crispin wiele razy wykazywał zrozumienie i uparcie powtarzał, że Emanuel podzieli się swoimi

sekretami wtedy, gdy uzna to za stosowne. Jedynym słusznym rozwiązaniem zdawało się

odpłacić mu tym samym. Pochylił się w stronę chłopaka, który odruchowo zrobił to samo i ich

czoła na chwilę się spotkały.

- Powiesz mi w swoim czasie – Emanuel pocałował blondyna w czoło i po chwili się odsunął.

- Dziękuję – głos chłopaka był tak cichy, że mistrz harmonii nie był pewien czy na pewno

chłopak wypowiedział to słowo na głos.

- Co powiecie na to, żebyśmy kupili butelkę czy dwie wina i przenieśli naszą imprezę do domu?

– spytała elfka próbując nieco rozładować napiętą atmosferę.

- Crispin nie pije.

Chłopak zarumienił się lekko.

- Mógłbym wypić nieco wina...

- Słonko nie musisz tego robić.

- Wiem, ale chcę.

- Jesteś pewien? – Emanuel spojrzał w zielone oczy szukając w nich choćby śladu wahania, ale

chłopak tylko skinął głową na potwierdzenie. – W takim razie czego byś się napił?

- Faevine…

- Wino wróżek? – upewniła się Daelomin.

- Tak.

- Niech więc będzie Faevine – zarządził Emanuel. – Dajcie mi chwilę i możemy wracać do

domu.

Elfka zeskoczyła mu z kolan i lord Morel wyszedł z sali, by zamówić wino i uregulować

rachunek. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły i dziewczyna nabrała pewności, że znalazł się

poza zasięgiem jej głosu przemówiła miękkim głosem do swojego towarzysza.

- Czyżbyś potrzebował nieco płynnej odwagi?

 

- Twoje spostrzegawczość czasem mnie przeraża.

- Wiesz, że nie musimy tego robić?

- Wiem… ale chcę mu dać coś wyjątkowego.

- Już to zrobiłeś głuptasie.

- Wiesz co mam na myśli.

- Tak, wiem.

Elfka uścisnęła dłoń przyjaciela i uśmiechnęła się do niego miękko.

- Co by się nie stało, jesteśmy i już zawsze będziemy rodziną.

Crispin przyciągnął Daelomin do siebie i mocno ją przytulił. Przez chwilę trzymał ją w swoich

objęciach, pozwalając by uścisk powiedział za niego jak wiele te słowa dla niego znaczyły.

- Zbierajmy się, Em zaraz tu będzie.

Elfka miała doskonałe wyczucie, bo mistrz harmonii zjawił się, gdy kończyli wiązać swoje

płaszcze.

- Gotowi?

- Tak – elfka uśmiechnęła się promiennie i podała płaszcz Emanuelowi.

Opuścili karczmę tak jak do niej przybyli. Lord Morel z elfką u swego boku i blond

ochroniarzem kroczącym dwa, trzy kroki za nimi. Jak tylko znaleźli się w powozie i ruszyli do

domu, Crispin odetchnął głęboko, a elfka parsknęła śmiechem.

- Nie wiem czy powinienem obiecać wam, że od teraz będziemy zawsze świętować w domu, czy

zabierać was na miasto częściej – westchnął Emanuel.

- Może następnym razem powinniście iść gdzieś tylko we dwoje.

- Może…

Crispin nie skomentował, ale wziął kochanka za rękę i uśmiechnął się, jakby chciał dać do

zrozumienia, że nie jest całkiem przeciwny takiemu pomysłowi. Gdy powóz się zatrzymał, elfka

zmierzyła ich wzrokiem.

- Spotkamy się za dwadzieścia minut w naszym salonie.

- A ty gdzie się wybierasz? – zapytał lord Morel.

- Przebrać się w coś wygodniejszego. Wy też możecie o ile nie każecie mi za długo na siebie

czekać.

Dziewczyna puściła oko do Crispina i ze śmiechem wysiadła z powozu.

- Nie każmy damie czekać.

Chłopak wysiadł nim Emanuel zdążył go zatrzymać i mistrzowi pozostało jedynie dopilnować

dostarczenia wina i owoców zabranych z gospody. Gdy wreszcie dotarł do salonu stanął

w drzwiach jak wryty. Daelomin siedziała na kanapie w czymś co z pewnością pochodziło ze

sklepu Maksymiliana. Czarna koronka zdawała się być niemal wymalowana na jej skórze. Przed

kominkiem kucał Crispin rozpalając ogień. Miał na sobie tylko czarne spodnie z jakiejś miękkiej

lejącej tkaniny. W jakiś przedziwny sposób jego strój zdawał się dopełniać strój elfki i razem

tworzyli nad wyraz przyjemny widok dla oczu. Chłopak dorzucił drewna do ognia i wstał

prezentując mistrzowi swój nagi tors.

- Kupiłeś całą skrzynkę?

 

- Co?

Emanuel nie mógł oderwać oczu od gry światła i cieni na skórze kochanka.

- Chodź tu z tym winem – rzuciła elfka ze śmiechem.

- Nie mamy kieliszków…

Mistrz rozejrzał się po pokoju i ze zdziwieniem zauważył stertę poduszek i kocy tuż obok

kanapy. Zauważył też jakiś instrument oparty o ścianę i ucieszył się w duchu, że dane mu będzie

posłuchać jak Crispin śpiewa.

- A potrzebne ci kieliszki? – spytał blondyn biorąc od niego skrzynkę i stawiając na ziemi obok

stoliczka, na którym ktoś już ustawił kosz z owocami.

Emanuel zastanawiał się przez chwilę i w końcu doszedł do wniosku, że niczego nie potrzebuje.

Sięgnął po pierwszą butelkę i z wprawą ją otworzył.

- Czy ten instrument oznacza, że dla mnie zaśpiewasz?

Blondyn uśmiechnął się i wyjął butelkę z dłoni Emanuela, upił spory łyk wina i pocałował

kochanka czule nim sięgnął po instrument. Butelka trafiła w ręce elfki, gdy blondyn usadowił się

na ziemi wsparty o poduchę obok kanapy i zaczął stroić instrument.

- Twoje zdrowie kotek – dziewczyna upiła łyk.

Emanuel opadł na kanapę obok niej i gdy podała mu butelkę upił spory łyk. Wino przyjemnie

musowało na języku. Było słodkie i lekkie, dokładnie takie jakie powinny być elfickie wina.

Picie go wprost z butelki zdawało się doskonale pasować do tańców przy świetle księżyca i lord

Morel był przekonany, że ten wieczór nie może zakończyć się bez tańca.

Crispin zaczął grać, a Emanuel z przyjemnością wsłuchał się w miękki tembr jego głosu.

Daelomin pilnowała, aby butelka krążyła i zaczęła kroić owoce, którymi cała trójka karmiła się

nawzajem. Po pierwszej butelce otworzyli drugą, a potem kolejną. Lord Morel poczuł, że chyba

odstaje nieco strojem od towarzyszy i rozgrzany winem i ciepłem buchającym od kominka

ściągnął swój kaftan, zostawił jednak koszulę.

- Zatańczysz? – spytał elfkę, a ta uśmiechnęła się tak, że wiedział, że pytanie było zbyteczne.

Crispin upił kolejny łyk wina i pochylił się nad instrumentem wygrywając kolejne melodie.

Emanuel czuł się szczęśliwy tańcząc z przyjaciółką, jej radosny śmiech odbijał się echem w jego

sercu. Gdy wybrzmiał ostatni takt zobaczył ze zdziwieniem, że Crispin wstaje i przekazuje

Daelomin instrument. Zdążył jeszcze upić łyk wina nim elfka zaczęła grać. Przez chwilę nie

wiedział co ma zrobić, ale znajoma melodia wybawiła go z opresji. Taniec zaczął się niewinnie,

ale blondyn stopniowo skracał dystans i wkrótce mistrz miał już kochanka w ] swoich

ramionach. Wino przyjemnie szumiało w głowie mistrza harmonii i gdy blondyn wsunął dłonie

pod jego koszulę, bez namysłu uniósł ręce i pozwolił by kochanek go z niej wyswobodził. Silne

dłonie gładziły go po plecach i mistrz bez namysłu odnalazł usta kochanka. Nawet nie zauważył,

gdy melodia się zmieniła, ale nagle Daelomin była z nimi. Pewnie ustawiła jeden z tych swoich

magicznych kryształów. Nie miało to dla Emanuela znaczenia, tańczyli, śmiali się i pili wino.

Crispin gładził w tańcu jego ciało i lord Morel czuł narastające w nim pożądanie. Zupełnie

przeoczył moment, w którym elfka dołączyła do tych lekkich pieszczot, zatracił się w

 

doznaniach pozwalając by całowało go raz jedno raz drugie. Gdy po kolejnym pocałunku dłonie

elfki zsunęły się po brzuchu Emanuela w dół ten na chwilę zamarł.

- Dae… - wyjąkał, niepewny co powinien zrobić.

- Zaufaj nam kotek.

Elfka opadła miękko na kolana przed mistrzem i zaczęła rozsznurowywać wiązanie jego

bryczesów. Emanuel przełknął ślinę, starając się uspokoić swój oddech. Crispin przytulił się do

jego pleców i zaczął całować go po ramionach i szyi.

- Oddychaj kochanie – wyszeptał mu do ucha nieco schrypniętym z pożądania głosem.

W tym momencie elfka skończyła walkę z troczkami i zsunęła tkaninę w dół, pozostawiając

Emanuela całkiem nagiego. Crispin odsunął się na moment i mistrz zadrżał, gdy chłopak

ponownie przytulił się do jego pleców kilka sekund później. Pomiędzy nimi nie było już żadnej

bariery.

- Oprzyj ręce o ścianę – wymruczał chłopak do ucha swojego kochanka.

- Co?

- Ręce na ścianę – głos Crispina był pewny i nie znoszący sprzeciwu.

Emanuel oparł nieco drżące dłonie na ścianie gdzieś nad głową Daelomin. Uwielbiał, gdy jego

kochanek go dominował w łóżku, ale w tej chwili sam nie wiedział czy jest bardziej podniecony

czy przerażony. Klęcząca przed nim elfka otworzyła jakiś słoiczek i pozwoliła przyjacielowi

zanurzyć palce w gęstej cieczy znajdującej się w środku. W powietrzu dało się wyczuć delikatną

woń olejków. Emanuel nawet nie zauważył kiedy i skąd go wzięła. Palce Crispina przemierzały

znane sobie ścieżki i mistrz harmonii nieco się rozluźnił pod wpływem tak dobrze sobie znanych

pieszczot. I gdy już niemal zapomniał, że nie są w pokoju tylko we dwoje, elfka złożyła

pierwszy pocałunek na jego męskości. Emanuel wciągnął gwałtownie powietrze i miał wrażenie,

że nogi się pod nim zaraz ugną, ale silne ręce trzymały pewnie jego biodra dając mu jakże

potrzebne oparcie. Upewniwszy się, że wszystko jest w porządku elfka wróciła z zapałem do

swojego zadania.

Lord Morel nie chciał myśleć co właśnie robią usta jego przyjaciółki i gdzie się tego nauczyła.

Jednak już po chwili wszelkie myśli zniknęły z jego głowy, gdy jego kochanek wziął go w

posiadanie. Rozdarty między znaną rozkoszą i nieznaną przyjemnością Emanuel mógł jedynie

oddychać i poddawać się pieszczotom. Każdy ruch bioder zalewał go falami cudownych doznań,

a z jego krtani mimowolnie wyrywały się jęki rozkoszy. Czuł budujące się w nim napięcie, które

unosiło go coraz wyżej i wyżej.

- Crispin… - jęknął nadal próbując zachować choć odrobinę kontroli.

- Trzymam cię – wymruczał blondyn – zaufaj mi.

Coś w Emanuelu pękło i w pełni poddał się rozkoszy. Nie miał pojęcia jak długo to trwało, lecz

orgazm zaskoczył go zupełnie i mistrz doszedł z krzykiem. Przed oczami mu pociemniało i

gdyby nie objęcia Crispina pewnie nie dałby rady utrzymać się w pionie. Następne co pamiętał,

to Daelomin wstająca z kolan z zadowolonym uśmiechem na twarzy i Crispin niosący go na ich

prowizoryczne posłanie obok kominka. Mistrz chciał coś powiedzieć, ale głos odmówił mu

 

posłuszeństwa. Może by się tym przejął, ale błogość, która rozlała się po całym jego ciele nie

pozostawiła miejsca na niepokój. Powieki zaczynały mu ciążyć.

- Śpij kochanie – wyszeptał mu do ucha Crispin i mistrz poddał się senności, gdy kochanek

zamknął go w swoich ramionach i okrył ich ciała miękkim kocem.

Emanuel obudził się nieco zdezorientowany tym, że leży na posłaniu przed kominkiem i to

bynajmniej nie w swojej sypialni. Miarowe bicie serca Crispina pod jego dłonią powiedziało mu,

że jego kochanek nadal śpi. W tym momencie mistrz przypomniał sobie co robili w tym pokoju

wczorajszego wieczora i poczuł zdradliwy rumieniec wykwitający na jego twarzy. Jego wzrok

odruchowo powędrował do ściany, o którą był wczoraj oparty i poczuł, że rumieni się jeszcze

bardziej. Coś białego przykuło jego wzrok i mistrz uniósł się na łokciu by lepiej widzieć.

Zamrugał ze zdziwienia nie wierząc własnym oczom. Na dywanie tuż obok jego posłania leżało pojedyncze śnieżnobiałe pióro. Panika zalała Emanuela. Ściany zdawały się na niego napierać, a płuca odmawiały posłuszeństwa. Sam nie wiedział jak znalazł się pod ścianą i dlaczego jego serce wali jak oszalałe. Nie mógł oddychać, nie mógł jasno myśleć. Z jego gardła wyrwał się zduszony jęk. Nawet nie zauważył kiedy zacisnął pięści tak mocno, że paznokcie przebiły skórę jego dłoni.

- Em? Em!

Krzyk Crispina i szarpnięcie łączącej ich więzi wyrwały mistrza harmonii ze szponów

przerażenia. Chłopak otoczył kochanka ramionami i mówił do niego łagodnie. Lord Morel potrzebował dłuższej chwili, żeby zrozumieć co Crispin do niego mówi.

- Oddychaj kotek... Oddychaj… Już dobrze… Jestem tu…

Emanuel wtulił się w swojego kochanka jakby od tego zależało jego życie i załkał z ulgi. Czuł jak Crispin delikatnie gładzi go po włosach i plecach i powoli się uspokajał.

- Wszystko w porządku kotek?

Lord Morel tylko kiwnął głową nie ufając, że głos go nie zawiedzie. Zdążył uspokoić się na tyle,

że wyczuł emanujący od Crispina niepokój.

- Powiesz mi co się stało?

Emanuel potrząsnął tylko głową.

- W porządku kochanie…

Emanuelowi ścisnęło się serce, ale wspomnienie paniki było zbyt świeże. Myślał, że jest gotów,

ale najwyraźniej nie był. Czuł, że musi z kimś porozmawiać, ale wiedział też, że jeszcze nie jest

gotowy, aby podzielić się swoim największym sekretem z ukochanym.

- Możemy wrócić do naszego łóżka? – spytał cicho.

Blondyn uśmiechnął się ciepło i pogłaskał go po policzku.

- Oczywiście kochanie.

Emanuel przytrzymał jeszcze kochanka nim ten wstał.

- Kocham cię.

- Ja też cię kocham.

 

Blondyn pocałował Emanuela czule i wstał z ziemi. Mistrz podążył za nim dbając o to by

chłopak szedł przodem i gdy ten nie patrzył zgarnął piórko z ziemi.

# Elsephet…

# Hmm? – mentalny głos elfki był wyraźnie zaspany

# Musimy porozmawiać…

# Wiesz gdzie mnie szukać.

Emanuel dołączył do kochanka w ich wspólnym łóżku i odruchowo położył głowę na jego piersi

by móc słuchać miarowego bicia jego serca. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał

porozmawiać z obojgiem swoich przyjaciół o ostatniej nocy, ale sam nie wiedział co ma myśleć

o tym co się stało. Przez głowę mu przemknęło, że przynajmniej teraz nikt mu nie powie, że nie

zrobił nic szalonego w swoim życiu.

Vanti i Naith


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz